BIGOT BELAFONTE

Prawdziwi liberałowie powinni potępić rasistowskie ataki piosenkarza na Cnodoleezzę Rice i Colina Powella.

[Harry Belafonte jest znanym amerykańskim piosenkarzem jazzowym silnie podkreślającym swą sympatię do Partii Demokratycznej - red.]

Myślę, że można wyróżnić dwa rodzaje uprzedzeń rasowych. Jeden z nich określają takie słowa jak „fanatyzm” czy „zajadłość”. Niestety są one ciągle obecne w wielu miejscach, a ich łagodne formy drzemią w duszach wielu z nas. Tak, również w tobie, drogi czytelniku stron salon.com. Drugim rodzajem uprzedzenia rasowego jest twierdzenie, że ktoś kto ma inne poglądy polityczne niż wielu innych pokrewnych mu, bądź jej, rasowo ludzi jest w pewnym sensie zdrajcą, samolubem, wujem Tomem.

Oba, zacytowane tu przeze mnie rodzaje uprzedzeń rasowych są rodzajem fanatyzmu. Dlaczego? Ponieważ sens fanatyzmu polega na uproszczeniu różnorodnej, złożonej indywidualności ludzkiej poprzez użycie kryteriów rasowych. Uczynieniu ze złożonej indywidualności rasowej karykatury. Zaprzeczeniu, zanegowaniu indywidualności jednostki, a także na nie pozostawieniu jednostce miejsca na jej własne myśli i oceny pozwalające jej być wolną osobą, a nie jedynie biernym członkiem jakiejś grupy.

Dla mnie właśnie tego rodzaju wolność jest nienaruszalnym rdzeniem tego czym liberalizm być powinien. Chodzi tu o prawo dla każdego człowieka do myślenia o sobie z powagą i szacunkiem. Nie oznacza to, że nie można się z taką osobą całkowicie nie zgadzać, poddawać jej twierdzenia zawstydzającym ją osądom, dawać retoryczne „prztyczki” czy obnażać bezzasadność jej twierdzeń. Oznacza to natomiast, iż nie można używać kryterium rasy w momencie gdy chcemy obalić jej poglądy. Tymczasem jedną z najbardziej charakterystycznych cech dzisiejszej lewicy jest właśnie demonstracyjny anty-liberalizm, nietolerancja i reakcyjność. Są to wspólne cechy lewicowego dyskursu.

Kiedy osoba publiczna jaką jest piosenkarz Harry Belafonte nazywa drugiego Afro-Amerykanina niewolnikiem białych panów, widzicie Państwo co mam na myśli. Kiedy obrońcy feminizmu nazywają człowieka, którego pozwano do sądu pod zarzutem molestowania seksualnego „śmieciem na procesie” otrzymujecie Państwo pełny tego obraz. Kiedy jeden gej pisze artykuł, w którym nazywa drugiego człowieka „obrzydliwym fagotem” [pedałem - red.] trudno jest sobie wyobrazić aby poziom tej dyskusji mógł być jeszcze niższy. Kiedy liberałowie oczerniają prezydenta nazywając go „chłoptasiem”, aby zacytować Maureena Dowda, „homofobia” nie jest tu nieadekwatnym słowem.

Pamiętam, krótka rozmowę z Barbarą Streisand, dawno, dawno temu gdy sprawa Pauli Jones [która twierdziła, że Bill Clinton molestował ją seksualnie - red.] dopiero co znalazła się w sądzie. Zapytałem wówczas panią Streisand, co myśli o tej sprawie. „Och, to po prostu mała kurva”, odpowiedziała, mówiąc o Jones. „Kurva” w jidisz znaczy „kurwa”. Czarujące.

A teraz wyobraźmy sobie następującą sytuację. Gdyby jakiś konserwatysta używał tego rodzaju zwrotów, czyż nie zostałby on potępiony przez liberałów? Odpowiedź na to pytanie jest oczywista i brzmi „tak”. Wyobraźmy sobie co by się stało gdyby George Will nazwał Colina Powella „domowym niewolnikiem”. Co by się stało gdyby Pat Buchanan nazwał Barneya Franka „obrzydliwym pedałem”. Co by stało się w końcu gdyby Trent Lott nazwał Hilary Clinton kurwą. Czy myślicie państwo, że zostaliby zaproszeni do programu „Larry King Live” [emitowanego przez CNN - red.] aby mieli dalszą możliwość rozpowiadać swoje opinie [tak stało się w przypadku Belafonte, który po swojej wypowiedzi został zaproszony do programu Larrego Kinga - red.].

Bardzo, bardzo niewielu liberałów nazywa tego rodzaju wypowiedzi tym czym one są: fanatyzmem. Lewicowa „homofobia” przeżywa obecnie rozkwit widoczny w politycznych kampaniach Demokratów oraz ich politycznym języku. Lewicowy rasizm jest obecnie tak powszechny, że nie wymaga specjalnego przypominania. „Głupim białasem” może być dziś ktokolwiek. Lewicowa nienawiść do kobiet, które śmieją różnić się od pewnych politycznych kręgów jest na porządku dziennym. Lewicowy anty-semityzm można dziś spotkać na wszystkich amerykańskich uniwersytetach. Na antywojennych manifestacjach sprzedaje się powszechnie „Protokoły Mędrców Syjonu”. Wszystkie te niegodziwe praktyki stosowane są również i na prawicy. Ale kto na prawicy w ostatnim czasie powiedział coś równie obraźliwego i rasistowskiego jak Belafonte o Colinie Powellu?

A oto co powiedział Belafonte: „W czasach niewolnictwa byli niewolnicy, którzy mieszkali na plantacji i byli też tacy, którzy mieszkali w domu. Jeśli służyłeś swemu panu miałeś przywilej mieszkania w domu.” Następnie dodał: „Colin Powell został dopuszczony do mieszkania w domu swego pana. Kiedy jednak Colin Powell ośmieli się powiedzieć coś innego niż jego pan chce usłyszeć, wówczas zostanie odesłany na plantację.”

Trzeba przyznać, że tego rodzaju wypowiedzi są błahostką w porównaniu z rasistowskimi obelgami, jakimi obrzucono członka Sądu Najwyższego Clarencea Thomasa. Jednakże próba sprowadzenia Colina Powella, zasłużonego żołnierza i szanowanego dyplomaty, który posiada dziś znacznie więcej wpływu na politykę USA niż jakikolwiek inny Afro-Amerykanin w historii, do roli karykatury i rasowego stereotypu powinna być nazwana po imieniu. Jest to rasizm. Co Belafonte uzyskał w zamian zachowując się jak fanatyk i świętoszek? Uzyskał gloryfikację ze strony grupy, która uważa się za postępową: komitetu organizacyjnego corocznej uroczystej kolacji na rzecz Afryki. Co więcej, ten demagog miał prawo żądać aby na kolacje tę nie zaproszono ze względu na wygląd Condoleezzy Rice, najbardziej wpływowej Afro-Amerykanki w historii amerykańskich rządów. Ją również Belafonte zaliczył w programie Larrego Kinga do „domowych niewolników”, ale w sposób już nie tak subtelny: „Gdyby była Żydówką i robiła rzeczy uznawane za anty-semickie i będące w sprzeczności z najlepiej pojętym interesem jej społeczności wówczas potraktowano by ja tak samo [jak my - red].”

Niestety nikt nie zabrania Belafonte demonizować Condoleezzy Rice. Jedna z liberalnych [lewicowych - red.] rozgłośni radiowych na Florydzie rozpowszechnia płytę CD z „humorystycznymi” piosenkami. Album, który chełpi się okładką, na której George W. Bush całuje Rice w policzek zawiera piosenkę „Kiss a Nigger Good Morning” [„Pocałuj Czarnucha na Dzień Dobry”]. Prowadzący program jest biały. Jednak ponieważ jest on przeciwnikiem Busha oraz promuje książki Paula Begala i Molly Ivins, nie może więc być rasistą.

Niektórzy twierdzą, że Belafonte ze względu na fakt, że jest czarny nie może być rasistą. Jednakże jest to oczywiście argument rasistowski. Ponadto w ten sposób redukuje się czyjąś moralną odpowiedzialność i intelektualną autonomię do rasowego stereotypu, który mówi, że wszyscy czarni są niewinnymi ofiarami, które nie mogą odpowiadać za swoje słowa i przekonania; bądź też, że wszyscy czarni są poddani takim prześladowaniom, iż wszystkie wygłaszane przez nich fanatyczne, nietolerancyjne stwierdzenia są dopuszczalne i usprawiedliwione. Powyższe jest niczym innym niż obdzieraniem czarnych z ich indywidualności, a w przypadku Belafonte jest to po prostu dziwaczne. Jest on bowiem bardzo wpływowym człowiekiem, a w dodatku bigotem.

Tak więc pytanie jakie powinna zadać sobie lewica jest całkiem proste: Czy jesteście za fanatyzmem i nietolerancją czy przeciw niej? Jeśli jesteście przeciw, jak możecie tolerować bigota jakim jest Belafonte?

tłum.: Dan Edvin

25 października 2002

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010