PORWANIE RUMUŃSKICH DZIENNIKARZY W IRAKU – cz. II

28 marca 2005 roku w Iraku porwano trójkę rumuńskich dziennikarzy. Porwanie od razu wydawało się podejrzane: nieoczekiwane wystąpienie byłego ministra spraw zagranicznych, Mircea Geoany w telewizji Al-Dżazira; ogłoszenie przez syryjsko-rumuńskiego biznesmena Hayssama, że porywacze żądają od niego 4 milionów dolarów; pełen zagadek film z porwanymi dziennikarzami, gdzie nie pada ani jedno żądanie porywaczy; wreszcie zaskoczenie amerykańskich ekspertów od terroryzmu faktem, że wszystkie osoby zamieszane w tę sprawę znają język rumuński.

Śledztwo zostało przeprowadzone w tempie, jak na warunki wschodnioeuropejskie, ekspresowym. Wieczorem we wtorek 5 kwietnia aresztowano Omara Hayssama, który, według mediów, już następnego dnia przyznał się do stawianych mu zarzutów. Jednak w czasie śledztwa syryjski biznesmen zaczął się wycofywać z tak jednoznacznych deklaracji, aż w końcu stwierdził, iż nie jest winny porwania dziennikarzy.

Wraz z aresztowaniem Hayssama rumuńskie media podały, że dziennikarze zostali uwolnieni i prawdopodobnie przebywają na terytorium innego kraju arabskiego, jednak informacja ta nie została potwierdzona. Dopiero 12 kwietnia rząd oficjalnie stwierdzi, że zakładnicy żyją, ale nadal przebywają w niewoli.

7 kwietnia Prokuratura przesłuchała w sprawie Hayssama kolejne znane osoby tworzące postkomunistyczny układ. Zeznania składali: Ristea Priboi – były poseł PSD, a także pułkownik wywiadu; Fatih Taher – libańsko-rumuński producent słodyczy i jeden z najbogatszych obywateli Rumunii; Viorel Hrebeniuc – jeden z czołowych polityków postkomunistycznych. Oficjalnie nie wiadomo, czy byli przesłuchiwani w sprawie porwania dziennikarzy, czy w innych sprawach, lecz Hrebeniuc zaraz po wyjściu z Prokuratury stwierdził, iż „jest niewinny”. Viorel Hrebeniuc jest jednak powszechnie uważany za człowieka, który wprowadził „mafię arabską” (Hayssam, Taher i inni) na salony rumuńskiej polityki.

14 kwietnia Prokuratura rozszerzyła oskarżenia wobec Hayssama (wreszcie dobrano się do poważniejszych niż porwanie dziennikarzy zarzutów: przestępczość zorganizowana, pranie brudnych pieniędzy itd.) i nakazała aresztowanie jego brata, Mohammeda Omara oraz kilku jego dalszych kuzynów.

Śledztwo Prokuratury szybko odeszło od tematu porwania dziennikarzy i skierowało się w dużo groźniejszą dla postkomunistycznego układu stronę powiązań arabskich aferzystów z politykami PSD i oficerami byłej Securitate. Ponieważ jest to trochę inny temat, powrócę do niego niebawem w osobnym artykule. Dość powiedzieć, że związki te są duże, za czasów Ceauşescu w Rumunii studiowało około pół miliona Arabów, a niektórzy z nich zostali później agentami Securitate bądź tajnych policji ze swoich krajów macierzystych.

Tymczasem właściciel klubu sportowego Steaua Bukareszt, Gigi Becali (również powiązany z postkomunistami) zasugerował, że udział w porwaniu mogła mieć porwana dziennikarka Jean Marie Ion, która wcześniej, według Becaliego, znała się z Hayssamem. Właściciel Steauy nie jest jednak zbyt wiarygodnym źródłem informacji (stopień jego tępoty i chamstwa nie ma odpowiednika w polskiej polityce), być może był tylko przekaźnikiem dezinformacji wymyślonej przez kogoś innego. 21 kwietnia media podały z kolei, że blisko związany z Hayssamem jest Ovidiu Ohanesian, dziennikarz śledczy gazety „România Liberă”. Ohanesian miałby ułatwiać firmom Syryjczyka kontakty ze swoim wydawcą. Również w tym przypadku nie wiadomo, na ile prawdziwa jest ta informacja.

12 kwietnia obszernego wywiadu udzielił Mile Carpenişan, specjalny korespondent telewizji Antena1 do Iraku. Stwierdził on, że sprawa jest na tyle „brudna”, że aż wstyd mu o niej mówić. Podał on wersję, że dziennikarze zostali uwolnieni już 4 kwietnia.

Jednak 13 kwietnia Traian Băsescu, prawdopodobnie nawiązując do wypowiedzi Carpenişana oraz plotek na temat związków porwanych osób z Hayssamem, stwierdził, iż dziennikarze nie zostali jednak uwolnieni, a stopień „intoksykacji”, jak wyraził się prezydent, informacji dotyczących losu porwanych Rumunów jest bardzo wysoki.

22 kwietnia arabska telewizja Al-Dżazira nadała dwa kolejne filmy z porwanymi dziennikarzami. Na jednym z nich widać również ich przewodnika Mohammeda Munafa (który także jest związany z Hayssamem). Tym razem, ustami Marie-Jeanne Ion, przekazano żądania terrorystów: w ciągu 4 dni (tzn. do wtorku 26 kwietnia) wojska rumuńskie muszą opuścić Irak (w tym kraju stacjonuje 860 żołnierzy rumuńskich) albo cała trójka zginie. Natomiast na drugim nagraniu Munaf prosił prezydenta USA Busha o pomoc w negocjacjach z porywaczami.

Te filmy ostatecznie potwierdziły tezę, że porywacze związani z mafią arabską w Rumunii sprzedali bądź przekazali zakładników profesjonalnym miłośnikom „religii pokoju i tolerancji”. Oznacza to, że dziennikarze mogą zginąć, gdyż ich śmierć jest na rękę zarówno pierwszej grupie porywaczy, jak i drugiej. Ci pierwsi pozbyliby się niewygodnych świadków, natomiast ci drudzy odnieśliby kolejne zwycięstwo w wojnie propagandowej.

Prezydent Băsescu, który przebywał właśnie w Kiszyniowie na szczycie grupy GUUAM (Gruzja, Ukraina, Uzbekistan, Azerbejdżan, Mołdawia), natychmiast wrócił do kraju i spotkał się z pozostałymi członkami grupy antykryzysowej, która powstała jeszcze w marcu. Prezydent odmówił jednak skomentowania sprawy i wezwał media, by nie potęgowały atmosfery strachu. Băsescu podał jeszcze kilka informacji, jednak kategorycznie zażądał, by nie zostały one rozpowszechnione, by nie pogarszać sytuacji zakładników – jak na razie media respektują ten zakaz.

Los rumuńskich dziennikarzy, jeżeli nie nastąpi szybka akcja negocjatorów bądź oddziałów specjalnych, wydaje się niestety przesądzony, ale poczekajmy, co przyniosą kolejne dni.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010