PORWANIE RUMUŃSKICH DZIENNIKARZY W IRAKU

28 marca 2005 w Iraku porwano trójkę rumuńskich dziennikarzy. Według pierwszych doniesień dokonali tego terroryści, czy jak kto woli, „bohaterscy bojownicy o pokój i tolerancję”, jednak już następnego dnia w telewizji Al-Dżazira pojawił się były minister spraw zagranicznych Rumunii Mircea Geoană, a wraz z nim podejrzenia, że za zamachem stali postkomuniści współpracujący z arabskimi aferzystami.

Początkowo wydawało się, że porwanie Rumunów jest jednym z wielu porwań zagranicznych dziennikarzy, które kończą się zwykle w ten sam sposób: zachodnie rządy płacą fortunę terrorystom, a uwolnione osoby oświadczają, iż islam to „religia pokoju i tolerancji”, natomiast największymi zbrodniarzami są Bush i Szaron.

Szybko jednak okazało się, że sprawa jest dużo bardziej skomplikowana i najprawdopodobniej mało ma wspólnego z „religią pokoju i tolerancji”, za to więcej z walką o władzę w Rumunii, która po wyborach pod koniec ubiegłego roku zaostrza się coraz bardziej.

W Iraku porwano trójkę dziennikarzy: Marie Jeanne Ion i Sorina Mişcociego z telewizji PrimaTV oraz Eduarda Ovidiu Ohanesiana z gazety „România Liberă”. Przynajmniej dwoje z nich to nie przypadkowe osoby. Marie Jeanne Ion jest córką Iona Vasile, członka postkomunistycznej PSD, do niedawna wojewody regionu Buzău, a obecnie senatora. Ohanesian jest zaś dziennikarzem śledczym, który do Iraku wybrał się, aby badać powiązania rumuńskich służb specjalnych z arabskimi terrorystami. Nie wziął on sobie, jak widać, do serca powiedzenia, że „na wojnie o kulkę łatwo”. Sorin Mişcoci jest natomiast operatorem kamery, więc pewnie został porwany „ryczałtem” razem z tamtą dwójką.

Nieprzypadkowy był też moment porwania. Nastąpiło ono zaraz po zakończeniu wizyty i Iraku prezydenta Traiana Băsescu, który spotkał się z żołnierzami stacjonujących tam wojsk rumuńskich oraz z przedstawicielami władz w Bagdadzie. Porwanie obywateli Rumunii w takim momencie umożliwiło związanym z antyzachodnim skrzydłem postkomunistów dziennikarzom na postawienie pytania o sens dalszej obecności wojsk rumuńskich w Iraku. 31 marca w tym tonie wypowiedział się były prezydent Ion Iliescu.

Nie to było jednak, jak się wydaje, głównym celem całej akcji. Całkowicie nieoczekiwanie 29 marca w arabskiej pro-terrorystycznej telewizji Al-Dżazira wystąpił Mircea Geoană. Stwierdził on, że jeden z rumuńskich biznesmenów otrzymał telefon, w którym zaproponowano mu uwolnienie zakładników w zamian za okup w wysokości 4 milionów dolarów.

Szybko okazało się, że biznesmenem tym jest Omar Hayssan, syryjsko-rumuński przedsiębiorca, najprawdopodobniej powiązany ze służbami specjalnymi jeszcze za czasów Ceauşescu. Według niepotwierdzonych informacji miał on kontakty z Przedsiębiorstwem Handlu Zagranicznego „Dunaj”, czyli firmą założoną przez Securitate dla obsługi rozmaitych nielegalnych operacji za granicą.

Obecnie Hayssam realizuje m.in. dostawy paliwa dla rumuńskiej armii oraz, co ważniejsze, jest zamieszany w sprawę rafinerii RAFO Oneşti, którą właśnie zajmuje się prokuratura. Dyrektor RAFO, niejaki Corneliu Iacobov, siedzi w więzieniu i podobno ma bogatą kolekcję „kwitów” na ekipę byłego premiera Adriana Năstase. Jak mówią plotki, jednym z tematów „kwitów” są powiązania polityków PSD z międzynarodowym terroryzmem, które odbywały się najprawdopodobniej za pośrednictwem ludzi typu Hayssama. Prokuratura prowadziła śledztwo w sprawie Syryjczyka, lecz zostało ono przerwane, najprawdopodobniej dzięki jego kontaktom w świecie politycznym i w policji. Przyjacielem Hayssama był np. senator Ristea Priboi, pułkownik wywiadu, a za Ceauşescu specjalista od „mokrej roboty”. Hayssam jest członkiem PSD, rozważał nawet występ w ostatnich wyborach z ramienia tej partii, lecz w końcu jego kandydaturę wycofano.

Hayssam zadeklarował gotowość wpłaty okupu. Następnego dnia Al-Dżazira wyemitowała film z porwanymi dziennikarzami. Od razu pojawiły się komentarze, że przebywają oni nie na terenie Iraku, lecz Syrii lub Jordanii. Komentatorzy nie wykluczają więc zgrabnej inscenizacji. Według jednej z hipotez, lansowanej m.in. przez dzienniki „Ziua” i „Gardianul”, porwanie mogło zostać zorganizowane przy współudziale Hayssama. Jeżeli tak było, to akcja mogła przynieść duże korzyści zarówno samemu biznesmenowi, jak i PSD:

- Hayssam poprawiłby swój wizerunek jako ten, który uratował dziennikarzy przed śmiercią

- Băsescu jawiłby się jako nieudacznik (jak na razie w operację uwolnienia zakładników przez Hayssama zaangażowali się przede wszystkim postkomuniści)

- Geoană wypadłby korzystnie jako rywal prezydenta, a także jako przyszły lider PSD (po odejściu Iliescu w PSD trwają walki o władzę)

- Frakcja antyzachodnia i prorosyjska, dotychczas w defensywie, znów wzięłaby górę w obozie postkomunistów

- Dziennikarze śledczy, na przykładzie Ohanesiana, dowiedzieliby się, czym może grozić zbytnia dociekliwość

Obecnie, choć akcja jeszcze się nie zakończyła i zakładnicy nadal są w niewoli, hipoteza ta wydaje się dość prawdopodobna, tym bardziej, że nie wyklucza również udziału zawodowych dżihadystów, którzy za przysługę otrzymaliby pewnie trochę grosza na dalsze propagowanie „religii pokoju i tolerancji”.

Jeżeli nawet Hayssam i Geoană nie mają nic wspólnego z organizatorami porwania, to jest ono dla nich bardzo dogodną okazją do ataku na ekipę Băsescu. Nowy prezydent Rumunii toczy bowiem walkę z postkomunistami i w ogóle z wpływami rosyjskimi w kraju, czego dowodem może być niedawne aresztowanie Iacubova. Obecnie Băsescu dąży do jak najszybszego ujawnienia teczek Securitate związanych z działalnością PHZ „Dunaj”, co może okazać się zabójcze dla wielu polityków i biznesmenów związanych z PSD. Postkomuniści, którzy do niedawna popierali Amerykanów, mogą więc znów zmienić front i powrócić do stanu z początku lat 1990-tych, kiedy Rumunia popierała Miloszewicza dostarczając mu paliwo, a najprawdopodobniej i broń.

Rozwiązanie zagadki porwania to pewnie kwestia kilku dni, lecz od wyjaśnienia tej sprawy mogą zależeć dalsze losy całego kraju.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010