WOLNOŚĆ SŁOWA W „RZEPIE” TO UŚWIADOMIONA KONIECZNOŚĆ

Szanowni Panowie, Załączoną moją polemikę z tekstem Bartłomieja Sienkiewicza wysłaną do redakcji "Rzeczpospolitej" 27 lutego 2005 r. 2 marca otrzymałem uprzejmą odpowiedź, że owszem redakcja jest otwarta ale polemika jest za długa. Kamil Koszyrski

Naiwny Autorze, swego czasu Mirosław Chojecki, obecnie założyciel Stowarzyszenia „Wolnego Słowa”, tłumaczył mi, że powinienem moje teksty do „Kontaktu” dawać do cenzury prewencyjnej, ponieważ nie umiem wytłuszczać właściwych fragmentów. Od tamtych czasów upłynęło wiele wody w rzekach a wielbiciele wolności słowa nadal rozwijają politykę stu kwiatów, oczywiście kiedy kwiaty są niewłaściwe należy je usuwać jako chwasty. Chyba Drogi Autorze, już nie masz wątpliwości, iż „Rzepa” reprezentuje interesy prezia, a więc Rosji. J. Darski

W artykule („Rzepa” nr 46 z 24 lutego 2005 r.) „Rosjanie przetwarzają historię” pan Bartłomiej Sienkiewicz, „analityk, publicysta, współtwórca i wieloletni wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich”, przekonująco pokazuje, jak władze Rosji w swojej polityce zagranicznej drobiazgowo przygotowują „naukowo” i medialnie swoje posunięcia, zwłaszcza w odniesieniu do tego obszaru Europy, który uważają za swoją odwieczną sferę wpływów, do której należy niestety i nasza Ojczyzna. Pokazuje też słusznie i prawdziwie, że nie ma żadnych szans, aby swą wizję historii najnowszej, a także dawniejszej, stworzoną przede wszystkim na użytek wewnętrzny, Kreml zechciał choćby w najmniejszym stopniu zmodyfikować tak, aby uwzględnić punkt widzenia i doświadczenia historyczne narodów, które mają nieszczęście żyć na tym obszarze.

Pan Sienkiewicz taki prawdziwy obraz polityki rosyjskiej ilustruje licznymi najnowszymi przykładami tego, że Rosjanie „zaczęli najwyraźniej wpisywać zwolna Polskę w kontekst najbardziej znienawidzonego wroga państwowości rosyjskiej doby współczesnej”. Autor pisze o tym wszystkim z okazji kremlowskich przygotowań do hucznego świętowania w Moskwie 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej, którą poprzednie wcielenie państwa rosyjskiego rozpoczęło w Europie do spółki z Niemcami w 1939 r.

W związku z tym trwa u nas dyskusja, czy władze Rzeczypospolitej Polskiej powinny w tej hucpie uczestniczyć i artykuł Pana Sienkiewicza jest ważnym głosem w tej debacie. Ktoś niezorientowany, ale logicznie i zgodnie z polską racją stanu myślący, komu zacytowano by wszystkie sformułowania autora o rosyjskiej polityce, jednak bez jego konkluzji, i spytano by, jakie autor zajmuje stanowisko w kwestii obecności prezydenta RP w maju w Moskwie, odpowiedziałby naturalnie, że radzi on, aby prezydent RP tam nie jechał. Zwłaszcza, gdyby temu komuś zacytować też takie zdanie Pana Sienkiewicza: „Bo co do tego, czy prezydent Kwaśniewski będzie miał okazję do zaprezentowania innej wizji historii niż ta, którą kultywują gospodarze, nie należy mieć złudzeń. Już zadbano, by to było niemożliwe”.

A więc co w końcu Analityk radzi? Ano radzi coś wręcz przeciwnego: „... uważam, że niezależnie od problemów, jakie ta wizyta stwarza, koszty jej nie odbycia byłyby wyższe, niż bierna asysta przy spektaklu nie przez nas reżyserowanym”. Nie ma zatem znaczenia logika, racja stanu, nie mówiąc już o jakiejś głupiej i staromodnej dumie narodowej, najważniejsze są jakieś koszty, których trzeba uniknąć. Dobrze chociaż, że Analityk je wymienia. Są mianowicie dwa ich rodzaje:

1. Jak Kwaśniewski nie pojedzie, to Rosjanie nie zmienią opinii o nas – „Nieobecność prezydenta RP na uroczystościach 9 maja w Moskwie byłaby widomym potwierdzeniem najbardziej mrocznych antypolskich sądów”.

2. Może się to też nie spodobać „niektórym politykom znad Sekwany i Szprewy”, a w dalszej konsekwencji może ucierpieć na tym „spójność Unii Europejskiej, do tej pory chroniącej jednakowo wszystkich swoich członków np. w polityce wizowej, energetycznej czy handlu zagranicznym”.

W jaki sposób unikniemy wymienionych „kosztów” lub choćby je zmniejszymy, gdy Kwaśniewski pojedzie, to już Pan Sienkiewicz pozostawia domyślności czytelników. Nie wiemy w szczególności, w jaki sposób obecność Kwaśniewskiego na Placu Czerwonym może złagodzić „mroczne antypolskie sądy” propagandy kremlowskiej. A właściwie to wiemy, ale skądinąd, że nie złagodzi i nie zmieni, bo ta propaganda zależy od tego, jak Kreml każdorazowo definiuje interesy Rosji, i obecność czy nieobecmość tego i owego na różnych igrzyskach nie ma wpływu na te definicje. Tak wytrawny Analityk powinien to wiedzieć. A więc pewnie odniesiemy jakieś zyski? Niestety, tego Pan Sienkiewicz też nie chce nam zdradzić. Pośrednio możemy tylko wydedukować, że jak Kwaśniewski pojedzie, to „politycy znad Sekwany i Szprewy” za zgoda polityka znad Moskwy może nie zechcą nam zrobić kuku „w polityce wizowej, energetycznej czy handlu zagranicznym”.

A co do imponderabiliów, to nadwerężony honor i dumę narodową podreperujemy sobie urządzając obchody 25-lecia „Solidarności”, na których pojawią się – daje do zrozumienia Analityk – ważni politycy znad Moskwy, Szprewy i Sekwany, a kto wie, może i znad Potomaku. Pochwalą nas i docenią, a świat będzie to oglądał z zapartym tchem.

To wszystko jest porażające, bo przecież udajemy, że toczymy jakieś spory o to, czy prezydent RP powinien jechać do Moskwy, a my przecież nie mamy żadnego prezydenta. Mamy jedynie Kwaśniewskiego, który powiedział, że pojedzie i już, i żadnych warunków stawiać nie będzie. Więc takie artykuły, jak Pana Sienkiewicza, w najlepszym razie są tylko wodą na młyn obecnych lokatorów Pałacu Namiestnikowskiego.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010