STARCIE W KARPATACH – ciąg dalszy

28 listopada w Rumunii miały miejsce podwójne wybory: parlamentarne i prezydenckie. W tych pierwszych zwyciężyli postkomuniści, wyprzedzając centroprawicową koalicję. W wyborach prezydenckich nie wyłoniono zwycięzcy, a do drugiej tury, ustalonej na 12 grudnia, przeszedł kandydat PSD premier Adrian Năstase i wystawiony przez DA burmistrz Bukaresztu Traian Băsescu.

Ekipa Băsescu, po kilkudniowej ofensywie pod hasłem: „Unieważnić wybory!” (które rzeczywiście były sfałszowane), spuściła nieco z tonu i przeszła do normalnej walki wyborczej zarzucając przeciwnikom prowadzenie „brudnej kampanii negatywnej”. Kampania ta polega m.in. na nagłaśnianiu faktu współpracy burmistrza stolicy z Securitate w czasach Ceauşescu. Przed wyborami lokalnymi w czerwcu 2004 kilka dokumentów potwierdzających, że Băsescu współpracował ze służbą bezpieczeństwa, zdobyła mała partia Akcja Ludowa, związana z byłym prezydentem Emilem Constantinescu. Jak się okazało, był to błąd, gdyż sprawę podnieśli teraz PSD-owcy, zaś ludowcy wycofali te dokumenty ze swych stron internetowych.

7 grudnia prenumeratorzy dziennika „Ziua” (jest to pismo mocno popierające Băsescu) otrzymali wraz z gazetą egzemplarz gratisowy mało znanego tygodnika „Mesagerul Român” („Kurier Rumuński”), w którym zamieszczono artykuł pt. „Băsescu – as wywiadu rumuńskiego”, który był sensacyjną wersją dokumentów znalezionych przez Akcję Ludową.

Szybko jednak okazało się, że dla frakcji promoskiewskiej groźniejszy niż Băsescu jest kandydat na premiera Mircea Geoană z PSD. Wywołało to dość niezrozumiałą sytuację dla kogoś, kto stara się nie doszukiwać drugiego dna: czołowi politycy postkomunistyczni, zamiast skupić się na kampanii prezydenckiej, walczyli z własnym ministrem spraw zagranicznych.

Geoană, lider stronnictwa proamerykańskiego w PSD, starał się jak najszybciej doprowadzić do powstania nowego rządu w nadziei, iż zostanie premierem. W błyskawicznym tempie nawiązano rozmowy koalicyjne z partią aparatczyków narodowości węgierskiej – UDMR – i rozpoczęto konstruowanie nowego gabinetu, do którego zaproszono jeszcze polityków PUR, pozostającego w sojuszu wyborczym w PSD. Postawiło to w niekorzystnej sytuacji obecnego premiera Adriana Năstase, który nie mógł jednocześnie kandydować na prezydenta i tworzyć nowy rząd.

Dlatego też do gry włączył się ustępujący prezydent i zaufany człowiek Moskwy Ion Iliescu. 8 grudnia stwierdził, że nie może powierzyć Geoanie misji tworzenia rządu, gdyż w czasie kampanii wyborczej nie powinno się w ogóle tworzyć nowych rządów. Wytłumaczenie jest idiotyczne, ale cóż z tego? Nieoficjalnie mówi się, że ewentualnym kandydatem na premiera w razie wygranej Năstase jest minister transportu, budownictwa i turystyki Miron Mitrea, polityk chamowaty i niesamodzielny. W wypadku, gdyby plan Iliescu się udał, na najważniejszych posadach w kraju zasiadaliby ludzie nie potrafiący sami podjąć żadnych decyzji i niesamowicie podatni na manipulacje. Iliescu rządziłby więc zza kulis, a gdyby jego zabrakło, robiłby to ktoś inny, prawdopodobnie również związany z Moskwą.

Amerykanie mieli wyjątkowego pecha w tej kampanii. 4 grudnia pracownik ambasady USA, Robert Christopher, prowadząc samochód w stanie nietrzeźwym spowodował wypadek, w którym zginął podstarzały rumuński rockman Teo Peter, basista popularnej w latach 1980-tych grupy Compact. Ambasada podjęła decyzję o natychmiastowej ewakuacji Christophera do kraju. Sprawa podniosła nastroje antyamerykańskie w całym kraju.

Czy będzie to miało wpływ na wynik wyborów? Zobaczymy. Na razie krystalizują się cztery warianty. Zaczynając od najbardziej proamerykańskiego i kończąc na najbardziej prorosyjskim: 1. Băsescu (prezydent) – Geoană (premier), 2. Năstase – Geoană, 3. Băsescu – Năstase, 4. Năstase – Mitrea. W ciągu tygodnia powinno okazać się, która z koncepcji przeważy, a to pozwoli zmierzyć realne zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w Rumunii.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010