ROSJA WYRUSZA NA WOJNĘ Z ŁOTWĄ

A czasu ma coraz mniej... W maju 2004 ten bałtycki kraj, wraz ze swoimi sąsiadami i innymi państwami kandydującymi, znajdzie się w Unii Europejskiej. Moskwa próbuje więc maksymalnie wykorzystać ten okres. Oficjalnie chodzi o uzyskanie jak największych ustępstw na rzecz moskiewskiej "piątej kolumny" - rosyjskojęzycznych mniejszości w Nadbałtyce. Ale także o maksymalne osłabienie, a nawet skompromitowanie Łotwy, zanim ta znajdzie się w Unii i NATO. Czy za pół roku Łotwa będzie miała już ten kłopot z głowy? Wątpliwe. Widać już, że Kreml przygotowuje pole do oddziaływania na sytuację wewnętrzną w tej republice poprzez Brukselę. Czy dojdzie do sojuszu Rosji z coraz bardziej uzależnionymi od jej gazu eurokratami? Wydarzenia ostatnich tygodni wywołują coraz większe obawy w Rydze.

Referendum europejskie pokazało wyraźnie, jak dużym problemem i balastem dla kraju modernizującego się i dążącego ku Zachodowi jest mniejszość rosyjska. Pobieżna analiza rezultatów głosowania świadczy o kompromitacji rozpowszechnianego wcześniej, nawet przez część łotewskich mediów i specjalistów, przekonania, że Rosjanie łotewscy to w większości euroentuzjaści (bo po wejściu do Unii oczekują poprawy swego położenia). W skali całego kraju za wejściem do UE padło 67% oddanych głosów, przeciwko 32%. Najwięcej głosów przeciwko Unii wrzucono do urn w miejscowościach zamieszkałych w większości przez obywateli rosyjskojęzycznych. W Daugavpils (Dyneburgu)np., gdzie ludność ta stanowi bezwzględną większość przeciw Unii wypowiedziało się ponad 67 proc. głosujących! W Rezekne (Rzeżycy)zaś, gdzie także stanowią dużą część mieszkańców miasta, przeciw Unii wypowiedziało się 55 proc. głosujących. Na dodatek pamiętać trzeba, że sondaże wskazywały, że przeciwko Unii głosowałaby także większość nie-obywateli (62 procent).

PÓŁ MILIONA KŁOPOTÓW

Podobnie jak na Litwie i w Estonii, większość łotewskich Rosjan to imigranci z czasów sowieckich i ich potomkowie. Po odzyskaniu niepodległości w 1991 roku władze Łotwy odmówiły prawa do obywatelstwa nie-Łotyszom, którzy osiedlili się tutaj po aneksji kraju przez ZSRS w 1940. Początkowo proces zdobywania łotewskiego obywatelstwa był bardzo ograniczony – wymagano znajomości łotewskiego języka, kultury i historii. Jednak od końca lat 90., w związku z dążeniem do UE i presją Zachodu, Ryga wycofała się z wielu ograniczeń. Rząd łotewski, ulegając naciskom zachodnich krytyków, zliberalizował w poważnym stopniu procedury naturalizacyjne i teraz większość Łotyszy uważa sprawę za zamkniętą. Nie-obywatele nadal jednak nie wykazują większego entuzjazmu do naturalizacji – pomimo tego, że taki krok automatycznie dawałby im już niedługo obywatelstwo unijne. W 2002 roku łotewski paszport uzyskało drogą naturalizacji zaledwie 9880 osób. W pierwszej połowie br. ta liczba wynosi tylko 3500. Z danych rządowych wynika, że w ciągu niecałych ośmiu lat obywatelstwo łotewskie dostało 65,5 tys. ludzi, w tym blisko 10 tys. dzieci. Prawie pół miliona mieszkańców Łotwy to nadal nie-obywatele (330 tys. Rosjan, 64 tys. Białorusinów, 46 tys. Ukraińców i innych), a 32 tys. ma obce obywatelstwo - ponad połowa z nich paszport rosyjski. Jeśli rosyjskojęzyczni mieszkańcy kraju w tak małym stopniu przechodzą naturalizację, mówią politycy, to tylko z powodu braku motywacji. Zasadnicze znaczenie mogą tutaj mieć szeroko rozumiane problemy mentalnościowe, zwłaszcza u Rosjan starszej daty. Warto zacytować szefa jednej z łotewskich organizacji pozarządowych, wspierających proces nauczania łotewskiego wśród mniejszości etnicznych. "Mówią: Nie, my jesteśmy Rosjanami. Nie jesteśmy mniejszością."- mówi Bojan Brezigar. "I bardzo ciężko im to wytłumaczyć. Ale jeśli sam nie uważasz się za mniejszość, nie możesz domagać się ochrony i praw takich, jakie powinny mniejszości przysługiwać. To jasne."

Wstąpienie Łotwy do Unii nie zmieni właściwie niczego w statusie prawnym półmilionowej grupy zamieszkujących kraj Rosjan. Tak, jak nie są do tej pory obywatelami Łotwy, tak nie będą mieli obywatelstwa UE. Część z nich ma co prawda paszporty rosyjskie lub łotewskie, jednak większość posiada jedynie prawo pobytu, określające w świetle prawa ich status, jako „mieszkańców Łotwy”. Będąc już w Unii, będą mieli zagwarantowane minimum gwarancji socjalnych i innych podstawowych praw. Ale nie będą np. mogli podróżować bez wiz po UE i pracować w innych krajach unijnych poza Łotwą.

W UNII - KONIEC, CZY POCZĄTEK KŁOPOTÓW?

Przed referendum europejskim Bruksela zapewniała Łotyszy, że nie będzie naciskała na liberalizację procedur naturalizacyjnych, czy wzmocnienie statusu prawnego zamieszkujących kraj nie-obywateli, czyli de facto Rosjan. Jeszcze 6 września, w wywiadzie dla dziennika „Diena” komisarz ds. rozszerzenia UE Guenter Verheugen powiedział, że takie kwestie, jak wymogi językowe i zagadnienie obywatelstwa, pozostają poza sferą kompetencji władz Unii, choć są częścią tzw. kryteriów politycznych, których standardy wyznacza Rada Europy. Tydzień później (14 września) o wstąpieniu do Unii decydowali Estończycy, a dwa tygodnie później (20 września) Łotysze. Moskwa przystąpiła do dyplomatycznej ofensywy...

16 września rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Władimir Czyżow oświadczył, że problemy, z jakimi borykają się rosyjskojęzyczni mieszkańcy Łotwy i Estonii powinny być rozwiązane, zanim te bałtyckie kraje wstąpią do UE i NATO. "Rosja zrobi wszystko, aby problemy związane z prawami człowieka na Łotwie i w Estonii były rozwiązane jeszcze przez przyjęciem tych krajów do UE w maju przyszłego roku" - stwierdził Czyżow w wywiadzie dla gazety " Крacнaя Звездa". Rosyjski wiceminister stwierdził, że Rosja nie okupowała krajów bałtyckich, które dobrowolnie przyłączyły się do ZSRS, i porównał bałtyckich partyzantów walczących z sowieckimi okupantami do terrorystów.

24 września - MSZ Rosji oskarża Łotwę i Estonię o dyskryminację rosyjskiej mniejszości poprzez niedopuszczenie nie-obywateli do głosowania w referendach europejskich. Słowa rzecznika resortu Borysa Małachowa - "wraz ze wstąpieniem Łotwy i Estonii do UE, ten problem stanie się problemem całej Unii, i jeszcze raz wrócimy do tej sprawy w ramach politycznego dialogu Rosja - UE" - wywołały duże zaniepokojenie w Tallinie i Rydze.

26 września zapadł wyrok w procesie byłego oficera KGB, który w marcu 1949 roku nadzorował deportację ponad pół tysiąca łotewskich chłopów na Syberię. Sąd Okręgowy Zemgale uznał 82-letniego Nikołaja Łarionowa winnym zbrodni przeciw ludzkości i ludobójstwa i skazał go na 5 lat więzienia. Sprawa osądzania byłych sowieckich oprawców na Łotwie to jeden z głównych punktów zapalnych w stosunkach łotewsko-rosyjskich. Moskwa, rzecz jasna, uważa ich za wojennych bohaterów i ingeruje bez skrupułów w sprawy wewnętrzne Łotwy, atakując Rygę za próby pociągania ich do odpowiedzialności. I to nawet w przypadku, gdy mają obywatelstwo łotewskie. Także i tym razem Moskwa nie milczała. Szef komitetu stosunków zagranicznych Dumy, Dmitrij Rogozin (także szef rosyjskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy i pełnomocnik prezydenta ds. Kaliningradu w rozmowach z UE), oświadczył w wywiadzie dla rosyjskiego programu telewizyjnego "Вecти", że Rosja powinna przyznać swoje obywatelstwo Łarionowowi i domagać się jego ekstradycji. Skrytykował oczywiście Łotwę za naruszanie fundamentalnych standardów praw człowieka i demokracji, w sytuacji, gdy już niedługo będzie ona członkiem UE, która, jak zaznaczył Rogozin, "generalnie jest wspólnotą cywilizowanych narodów."

Odmienna interpretacja historii przez Rosję to, przy gloryfikowaniu "czerwonych partyzantów", NKWD i Armii Czerwonej jako "wyzwolicieli i pogromców faszyzmu", także przypinanie etykietki "nazistowskich zbrodniarzy" wszelkim łotewskim narodowym siłom zwalczającym Sowietów. Najwięcej kontrowersji wywołują Łotysze w szeregach Waffen SS. 29 września rosyjski MSZ wydał oficjalny komunikat, w którym uznał otwarcie cmentarza żołnierzy Łotewskiego Legionu Waffen SS za "próbę fałszowania faktów historycznych i pretekst to podsycania nienawiści wobec Rosji". Rosjanie wyrazili ubolewanie, że w ceremonii otwarcia cmentarza wzięło udział wielu łotewskich polityków i podkreślili, że "oddawanie honorów łotewskich legionistom jest publicznym naigrawaniem się z ofiar faszyzmu i żołnierzy antyfaszystów". Warto przy tym wspomnieć, że podobny protest wystosował także MSZ Izraela.

Nagonka na Łotwę wywołała w końcu reakcję Rygi. 30 września łotewski MSZ wystosował notę protestacyjną z powodu obraźliwych wypowiedzi rosyjskich deputowanych - Władimira Żirinowskiego i Dmitrija Rogozina - na temat otwarcia cmentarza. (Żirinowski powiedział, że prezydent Łotwy powinna stanąć przed Trybunałem w Hadze, a Rogozin nazwał Łotwę państwem chuliganów pod rządami faszystów). MSZ podkreślił, że są to wypowiedzi obraźliwe, prowokacyjne i szkodzące stosunkom dwustronnym. Zażądał od Moskwy oficjalnego zdystansowania się od tych oświadczeń, czego ta oczywiście nie zrobiła. Tego samego dnia sekretarz generalny Rady Europy Walter Schwimmer zaapelował do władz Łotwy o przestrzeganie praw mniejszości narodowych. Podkreślił, że Rada wyraźnie opowiada się za zapewnieniem mniejszościom prawa do nauki w ich języku narodowym (przygotowana reforma szkolnictwa na Łotwie przewiduje rozszerzanie obowiązku nauczania w języku łotewskim).

Trudno powiedzieć, czy seria prowokacyjnych kroków Moskwy i sygnały płynące z Brukseli miały na to wpływ, ale Łotysze ulegli chyba presji i poszli na ustępstwo. 3 października sąd zwolnił b. sowieckiego partyzanta, 80-letniego Wasilija Kononowa z więzienia. Pozwoliła na to zmiana kwalifikacji przestępstwa ze zbrodni wojennej na bandytyzm i dzięki temu przedawnienie przestępstwa. Kononow został w 2000 roku na 6 lat więzienia za zabicie w 1944 r. dziewięciu łotewskich cywili. W jego obronie niejednokrotnie występowała Moskwa. 8 października - kolejny zimny prysznic na głowę łotewskich euroentuzjastów. Podczas wizyty na Łotwie komisarz Rady Europy ds. praw człowieka Alvaro Gil-Robles (hiszpański lewicowiec, imigrant polityczny za czasów gen. Franco) wezwał Rygę do złagodzenia procedur naturalizacji mniejszości narodowych oraz umożliwienia mniejszościom udziału w wyborach do władz lokalnych. Gil-Robles powiedział, że wymogi naturalizacyjne są zbyt skomplikowane i powinny być uproszczone. W sukurs przyszła mu inna międzynarodowa organizacja. Mniej więcej w tym samym czasie ONZ-owski Komitet ds. Walki z Dyskryminacją Rasową zasugerował, że Łotwa powinna pozwolić osobom mającym pozwolenie na pobyt, a nie posiadającym obywatelstwa, głosować w wyborach lokalnych. Zaproponował także wydłużenie okresu dwujęzycznej edukacji. Wizyta Gil-Roblesa to świetny przykład nacisku na łotewski rząd w sprawie mniejszości. Jego słów nie można uznać za zobowiązujące dla władz Łotwy, ale z drugiej strony nie da się nie zauważyć ich destrukcyjnego wpływu na postawę Rosjan. Destrukcyjnego dla państwa łotewskiego i podważającego skuteczność procesów asymilacyjnych - tego w końcu, czego Europa Zachodnia oczekuje od Łotwy. To, w jak różny sposób odbierane są tego typu słowa przez Łotyszy i przez miejscowych Rosjan, najłatwiej uświadomić sobie, śledząc nagłówki gazet
.
Oto kilka tytułów z gazet łotewskojęzycznych: Sugestie komisarza ds. praw człowieka - rekomendacje, a nie wymagania ("Diena"), Rząd Łotwy nie planuje zagwarantowania nie-obywatelom możliwości uczestniczenia w wyborach lokalnych. Mogą się przecież naturalizować. ("Neatkariga Rita Avize"), Rosyjska kultura, oczywiście, wzbogaca łotewskie państwo, podobnie jak inne kultury. Ale nie można zapominać, że państwo, gdzie mieszkacie, nazywa się Łotwa - powiedział Gil-Robles ("Lauku Avize"). A to już gazety rosyjskojęzyczne: Komisarz Rady Europy wzywa łotewskich przywódców, żeby nie poniżali dzieci należących do mniejszości... ("Вecти Сeгoдня"), Obywatelstwo powinno być łatwiej dostępne ("Чac"), Dostojny gość cierpliwie wysłuchał tyrad parlamentarzystów o "trudnych historycznych uwarunkowaniach", ale nie zmienił zdania: na Łotwie prawa mniejszości są naruszane ("Тeлeгрaф").

Kolejną gorzką pigułkę przyszło łotewskim władzom przełknąć zaledwie dzień po kontrowersyjnej wypowiedzi Hiszpana. 9 października Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasbourgu rozstrzygnął na niekorzyść Łotwy sprawę wniesioną przez dwie Rosjanki z Łotwy - Tatianę i Karinę Sliwenko - które zostały przez łotewskie władze pozbawione statusu stałych mieszkańców i wydalone z republiki razem mężem i ojcem, b. oficerem Armii Radzieckiej. Ryga musi im teraz wypłacić po 10 tys. euro odszkodowania za straty moralne.

Prawdziwa kulminacja propagandowej wojny wydanej przez Moskwę Łotwie nastąpiła jednak 14 października. Przed łotewskim Sejmem odbyła się akcja protestacyjna przeciwko polityce dyskryminacji wobec nie-łotewskiej ludności republiki. Protest zorganizowano w kolejną rocznicę przyjęcia przez Łotwę ustawy o obywatelstwie (z 15 października 1991 r.). Demonstranci trzymali transparenty z napisami: " Nie dla apartheidu". W rosyjskim MSZ odbyło się tego samego dnia spotkanie wiceministra Władimira Czyżowa z liderami frakcji Związku na rzecz Praw Człowieka w Zjednoczonej Łotwie (PCTVL), reprezentującej w łotewskim parlamencie mniejszość rosyjskojęzyczną - Jakovem Plinerem i Tatianą Żdanok. Natomiast Duma wydała rezolucję o „Głośnych naruszeniach praw człowieka i mniejszości etnicznych w Republice Łotwy”. Oświadczenie, przyjęte niemal jednogłośnie (jeden głos wstrzymujący się), przygotował Rogozin.

Dokument wyraża głęboką obawę o to, co nazywa dyskryminacyjną polityką Łotwy wobec mniejszości etnicznych, jak choćby ustawa z 1999 „O języku państwowym”, wg której „rosyjski, ojczysty język 36 procent mieszkańców Łotwy, stał się językiem obcym.” Na dodatek uchwała głosi, że „tzw rządowy program Integracji Społecznej w Łotwie jest faktycznie, przeznaczony do asymilacji mniejszości narodowych siłą.” Fakt, że nie-obywatele nie mogą uczestniczyć w wyborach krajowych „jest krzyczącym przykładem deptania demokracji w nowoczesnej Europie”. W dokumencie jest mowa o pozbawianiu tzw. nie-obywateli na Łotwie praw wyborczych, o ich trudnościach w uzyskaniu obywatelstwa, ograniczaniu prawa do pracy i świadczeń społecznych, a zarazem o tolerowaniu przez władze nastrojów rewanżystowskich, wybielaniu miejscowych faszystów i represjonowaniu radzieckich weteranów wojennych. Deputowani zaapelowali do rządu FR o zaktywizowanie działań w obronie rodaków na Łotwie. W tekście uchwały nie mówi się co prawda wprost o sankcjach, jednak za takim rozwiązaniem opowiedział się komitet spraw międzynarodowych Dumy.

WYBORCZA KIEŁBASA I CZARNE ZŁOTO

Nieuchronnie nasuwają się skojarzenia z marcem 1998 i potężnym kryzysem w stosunkach rosyjsko-łotewskich. Nie tylko na płaszczyźnie politycznej, ale i, przede wszystkim, ekonomicznej (sankcje gospodarcze, blokada tranzytu). Wówczas, teraz to wiadomo, za antyłotewską kampanią stał Borys Bierezowski. Wówczas wszechpotężny oligarcha, wykorzystał bez większych trudności państwową machinę do realizacji swoich własnych interesów w Pribałtyce. W czyim interesie teraz właśnie, w przededniu wstąpienia Łotwy do Unii i NATO, jest osłabianie pozycji Rygi? Obrona praw mniejszości to rzecz jasna jedynie slogan, wygodne hasło, użyteczne propagandowo w Europie Zachodniej. Chodzi o coś zupełnie innego. O pieniądze, a dokładnie o miliony petrorubli. Jeszcze do niedawna łotewski Ventspils był głównym nadbałtyckim ujściem rosyjskiej ropy na świat. Ale już nie jest. Łotysze zwlekali ze sprzedażą przedsiębiorstwa "Ventspils Nafta" (terminale w Venstpils) w ręce rosyjskie, więc Rosjanie zakręcili kurek z ropą i od roku ropociągiem Połock - Ventspils nie popłynęła nawet kropla "czarnego złota". Rosjanie stawiają sprawę jasno: obroty, a za tym i zyski z tranzytu dla Łotwy, wzrosną, jeśli rząd w Rydze sprzeda im "VN". Moskwa spieszy się, aby sfinalizować ten układ jeszcze przed wstąpieniem Łotwy do struktur zachodnich. Na Łotwie, będącej już członkiem Unii, miałaby wówczas strategiczne pozycje. Do kontrolowanego sektora gazowego doszedłby jeszcze tranzyt ropy. A pozostaje przecież jeszcze energia elektryczna. Kierowane przez Czubajsa RAO JES nie kryją apetytu na energetyczny monopol Latvenergo...

Na dążenie do osiągnięcia tych celów nakłada się kampania przed wyborami do Dumy. Pociągającym za sznurki "czekistom" z drużyny Putina i ich ludziom osadzonym w wielkich koncernach energetycznych (po rychłym "poskromieniu" Jukosu, już niemal wszystkich) łatwiej w tej sytuacji dowolnie manipulować politykami, mediami i opinią publiczną. Nic tak nie poprawia notowań rządzącej ekipy, jak wspólny dla całego narodu, "niebezpieczny" wróg zewnętrzny.

26 października 2003 r.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010