FILM PRAWDĘ CI POWIE…

Kiedyś aby dowiedzieć się co nas czeka przeciętny człowiek wybierał się do wróżki. W Łodzi na ten przykład do wróżki Anastazji. Obecnie, a mamy już XXI wiek, na dodatek nad nami latają sputniki i satelity szpiegowskie, wypada radzić sobie z ciekawością w bardziej cywilizowany sposób. Na ten przykład można czytać gazety lub słuchać dywagacji uczonych w mowie i piśmie mężów, nie wiedzieć czemu zwanych mężami stanu. Można. Czemu nie. Lecz ja proponuję Wam metodę i łatwiejszą i przyjemniejszą. A na dodatek skuteczną. Po prostu należy wybrać się do kina. Na zestaw najnowszej produkcji amerykańskiej, najlepiej wysoko budżetową i najmocniej reklamowaną przez prasę amerykańską. Potem należy już tylko wysilić swe szare i wiemy co najprawdopodobniej zdarzy się na świecie w najbliższej przyszłości.

Przykład – proszę, ponad rok temu opisałem historię powstania filmu „Pearl Harbour” i to co nastąpiło pół roku po jego premierze. Co ciekawsze nie tylko ten film zapowiadał, a zarazem przygotowywał psychicznie obywateli Ameryki do konieczności uderzenia na Afganistan i Irak. Takich filmów powstało więcej i to na długo przed wyartykułowaniem przez prezydenta Busha konieczności „obrony amerykańskiego stylu życia”.

Przypadek?

Skądże znowu. W końcu należy zrozumieć, iż Hollywood z Białym Domem łączy Wall Street. Inaczej mówiąc najważniejsze decyzje dotyczące polityki Ameryki podejmuje ekipa prezydencka biorąc przy tym najbardziej pod uwagę interesy rodzimej finansjery. Ponieważ jednak postanowienia te, jakie by one nie były, powinni zaakceptować podatnicy czyli wszyscy obywatele Ameryki, należy przede wszystkim ich przekonać co do słuszności prezydenckich decyzji. I w tym miejscu do akcji wkraczają mass media które będąc własnością finansjery zaczynają urabiać opinie społeczną co do słuszności podejmowanych decyzji. Ponieważ jednym z bardziej wpływowych środków oddziaływania na mentalność i poglądy obywateli jest kino dlatego też tak wielką rolę przykłada się w Ameryce do produkcji filmowej, która ma przygotować społeczeństwo do wydarzeń które zorganizuje mu Biały Dom. W końcu to bardzo proste – finansista chętnie pożyczy producentowi pieniądze na realizację filmu który przekona podatników, iż warto wydać pieniądze na realizacje pomysłów finansisty. W ten to sposób finansista zarabia podwójnie – na filmie oraz na realizacji swojego pomysłu, producent zarabia na realizacji kolejnego filmu, zaś obywatel nie dość że straci pieniądze płacąc podatki to jeszcze straci je kupując bilet na film, który go przekona, że zamiast na zupę dla ubogich lepiej wydać pieniądze z podatków na F-16 i kilkadziesiąt ton bomb które wyeliminują „złych” i złoża niklu i tytanu od tej pory kontrolować będą chłopaki z Wall Street i Biały Dom.

Proste?

Jak drut.

Skoro do tej pory zgadzacie się ze mną i wywód mój uznajecie za miarę poprawny i słuszny proponuję przejść do części cokolwiek trudniejszej, a mianowicie do przyjrzenia się temu co proponuje nam najnowsza produkcja filmowa. Oczywiście amerykańska.

Przeglądając box office omijam komedie i filmy całkowicie komercyjne, nastawione tylko na zysk a konkretnie kierowane do dzieci i ogłupionej młodzieży chociaż i tu można dokonać pewnych uogólnień i stwierdzić jakie wartości serwuje się temu pokoleniu. Wracając do przebojów kinowych o trochę większych ambicjach, mamy jesienią tego roku trzy pozycje – 2 częśc „Władcy pierścieni”, kontynuację „Matrixa” oraz „Pan i władca: Na krańcu świata” w reżyserii australijczyka Petera Weira. Film został zrealizowany w 2002 i 2003 roku i opowiada następującą historię:

„Fregata Surprise zostaje znienacka zaatakowana przez przeważające siły wroga. Mimo iż w czasie potyczki jednostka zostaje poważnie uszkodzona, a wielu członków załogi odnosi rany, komandor Jack Aubrey decyduje się na morderczy pościg przez dwa oceany, starając się za wszelką cenę przechwycić wrogi okręt. Gra toczy się o niezwykle wysoką stawkę, jaką jest dobre imię komandora. Jeśli uda mu się pokonać nieprzyjacielską jednostkę, zdobędzie rozgłos i sławę, jeśli nie, pogrąży siebie i swoją załogę.”

Dodam jeszcze, że film ten miał premierę w USA 14.11.2003 i był rozpowszechniany w dość dużej ilości kopii, bo w 3.101. W Polsce miał on premierę dwa tygodnie później i był rozpowszechniany w 50 kopiach.

Po tych informacjach pozostawiam Ciebie czytelniku sam na sam ze swymi myślami i spytam się obłudnie czy prezentowana historia w filmie nie przypomina pewnych wydarzeń współczesnych? Np. trwające już dwa lata polowanie na Osamę Bin Ladena czy zakończone kilka dni temu sukcesem polowanie na Saddama? Czy przypadkiem film ten nie utwierdza w widzu przekonania o konieczności dokonania pewnych czynów, nawet jeśli trzeba poświęcić na to czas, pieniądze i życie? Czy przypadkiem film ten nie utrwala i nie rozpowszechnia nowej mitologii, która doskonale tłumaczy współczesność a zarazem decyzje rządów, polityków i finansjery?

Czy przypadkiem film ten nie odwołuje się do potrzeby zafunkcjonowania właśnie takiej postawy, że dopóki nie dorwiemy tego „złego” - nie wolno nam spocząć bo nasze życie i honor będzie zagrożony?

Był to tylko mały fragment z obecnego repertuaru kinowego, który tłumaczył i zapowiadał, iż pewna struktura władzy (finansjery) nie spocznie dopóki „zły” nie zostanie dopadnięty i wyeliminowany. Bo tak już myślą i czują miliony podatników i tego właśnie ponoć oczekują od władzy prezydenckiej.

Zabawne jest to Hollywood, nieprawdaż? Skoro komentarz do rzeczywistości pasuje jak ulał, to może pójdźmy o krok dalej i zabawmy się we wróżkę. Zapytajmy więc nie szklanej kuli, lecz dystrybutorów co też oferuje nam kinematografia amerykańska w najbliższym czasie? Do czego chce nas przygotować, przekonać i uruchomić?

I tu was zaskoczę. Zresztą sam byłem zdumiony wczytując się w filmy czekające na premiery i filmy będące obecnie w tzw.„produkcji”. Otóż w roku 2004 i 2005 będziemy mogli zapoznać się aż z trzema różnymi wersjami życiorysu „Aleksandra Macedońskiego”. Na dodatek otrzymamy film o zagładzie „Troi”.

Jeśli chodzi o Aleksandra Macedońskiego, pierwszy życiorys zaprezentuje nam na początku 2004 roku Oliver Stone pod tytułem „Alexander” z takimi gwiazdami jak Colin Farrell, Jared Leto, Anthony Hopkins, Rosario Dawson, Angelina Jolie, Val Kilmer. Znając mocno lewicowe poglądy Olivera Stone (dla mnie wymarzony wręcz kandydat do nie istniejącej już niestety nagrody leninowskiej) otrzymamy mocno aluzyjny film do współczesnych wydarzeń.

Również w 2004 roku na ekrany trafi kolejna wersja życiorysu Aleksandra, jednak ta ma być podobno skierowana przede wszystkim do dzieci i ma być rodzajem kostiumowego, komiksowego szkicu na ten temat.

Trzecią wersję otrzymamy w 2005 w reżyserii Baz Luhrmann, postaci dość kontrowersyjnej, autora na razie dwóch filmów kinowych - „Romeo + Juliet” (1996) - uwspółcześnionej wersji dramatu Szekspira oraz dość swobodnego szkicu historycznego „Moulin Rouge!” (2001). W wersji Baz Luhrmanna w Aleksandra Macedońskiego wcieli się Leonardo DiCaprio a towarzyszyć mu będzie Nicole Kidman.

Aż trzy wersje i to na dodatek każdy z producentów i reżyserów wpadł na ten sam pomysł w końcu 2002 roku. Jakiż to zbieg okoliczności!!!

I teraz rzecz najważniejsza – nie znam scenariuszy tych filmów, recenzje zaś z reguły są mylące – zaproponuję Wam jakie też mogą być te filmowe wersje życiorysu wielkiego Aleksandra. Na dobrą sprawę mamy tylko dwie możliwości – akceptację lub potępienie jego działań. Sprowadzając to do fabuły filmowej otrzymamy albo gloryfikację podboju ówczesnej Persji czyli Azji Mniejszej, Egiptu, Palestyny, Syrii, Mezopotamii i Iranu oraz stworzenie nowego światowego mocarstwa jakie powstało pod panowaniem Aleksandra albo ostrzeżenie przed bezsensowną kampanią, która prowadzi tylko do klęski (bo przecież po śmierci Aleksandra całe mocarstwo diabli wzieli).

Inaczej mówiąc filmy te będą przygotowywały podatnika amerykańskiego do uzmysłowienia sobie, iż przyszłość świata (zachowanie „amerykańskiego stylu życia”) zależy od tego czy zgodzi się on na dalszą wojnę i kosztowną kampanię, która zapewni Ameryce pozycję mocarstwa (poprzez kontrolę źródeł ropy naftowej) czy też poprzestaniu na tym co podatnik posiada gdyż „kradzione nie tuczy” i dlatego też dalsza ingerencja w Azji Zachodniej nie ma najmniejszego sensu. Ciekawe czy wersje te będą przeciwstawne, czy będą się uzupełniały? Czy będą też zarazem swoistą ankietą dotyczącą poglądów podatników amerykańskich na sprawę Iraku i okolic? Swoistym referendum, sondażem, za którą z tych możliwości opowie się podatnik a zarazem mięso armatnie, a w przyszłości obywatel najważniejszego mocarstwa na świecie. Jeśli pożyjemy to zobaczymy.

A tak swoją drogą, skoro produkuje się takie filmy (za pieniądze pochodzące z Wall Street) to czyżby Wall Street i Biały Dom brały pod uwagę możliwość dalszych interwencji w kierunku Iran, Afganistan, Pakistan? Czy towarzyszyć temu będzie szczytny cel jakim jest wyłapanie najgroźniejszych członków „Al Kaidy” i dobicie Osamy (film „Pan i władca: Na krańcu świata”)? Czy może hasło walki ze światowym terroryzmem, fundamentalizmem islamskim, ciemnotą i zacofaniem?

A może realizowane to będzie w ramach propagowania idei Demokracji i sloganu „Wolność, Równość, Braterstwo”, a może hasła „Praca czyni wolnym"?

Tak czy siak – kino prawdę ci powie.

Co należało udowodnić.

Z poważaniem

Piotr Włodarski – magister filologii polskiej, absolwent wydziału reżyserii PWSFTviT, dziennikarz, fotoreporter, w wolnych chwilach paranoik.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010