CZY MUZYKA NAPRAWDĘ ŁAGODZI OBYCZAJE?

Przeczytaj, zanim pozwolisz dziecku pójść na dyskotekę lub koncert rockowy!

Publiczność bardzo często chodzi na koncerty rockowe nie po to, by posłuchać muzyki, lecz w oczekiwaniu na kolejne skandaliczne zachowanie muzykantów – podpalenie perkusisty, oddanie moczu na scenie albo zwymiotowanie na widzów pod sceną, pokazanie intymnych części ciała itp. Znakomita większość widzów nie zdaje sobie sprawy, że uczestniczy w spektaklu bardzo niebezpiecznym. Nie wiedzą o tym także rodzice nieletnich miłośników muzyki.

Podstępny wróg

Od pewnego czasu wśród różnych tzw. naturalnych metod leczniczych jedno z poczesnych miejsc zajmuje muzykoterapia. Terminem tym określa się, najogólniej biorąc, jedną z grupy technik relaksacyjnych, wykorzystywanych do obniżenia napięcia mięśniowego i emocjonalnego. Stwierdzono, że częstotliwości niskie, do 750 Hz, mogą zwiększać aktywność fizyczną, chociaż mogą także powodować zmęczenie psychiczne. Natomiast duże częstotliwości, powyżej 4000 Hz, mają wyraźny, korzystny wpływ na proces twórczy, dlatego są korzystne dla ludzi, wykonujących znaczny wysiłek intelektualny. Badania naukowe podkreślają szczególnie pozytywny wpływ muzyki W. A. Mozarta, głównie z powodu jej dużej dynamiki i przewadze wysokich częstotliwości. Jednak muzyka, nawet najbardziej wartościowa dla organizmu człowieka, jak każde lekarstwo podawana jednorazowo w zbyt dużych dawkach, tj. zbyt głośna, może mieć działanie odwrotne do zamierzonego. Mówiąc wprost: może być bardzo szkodliwa.

Niezależna Gazeta Profesjonalistów „Puls Medycyny” w numerze 12(17) z 2001 r. alarmuje:

„Spośród 496 młodych muzyków i kilkuset osób starszych, narażonych na ekspozycje muzyczne [...] tylko 30% słyszy dobrze”.

„Audio Video” w lipcowym numerze z 2000 r. publikuje tekst autorstwa prof. Antoniego Jaroszewskiego, w którym informuje:

„Wyniki kompleksowych badań systemu słuchowego dzieci i młodzieży ze szkół i uczelni warszawskich wykonane w ostatnich latach są alarmujące. Wykazały bowiem znaczne ubytki słuchu, tylko co trzeci badany zachował słuch w miarę normalny”.

Wszyscy naukowcy zajmujący się słuchem są zgodni – u większości badanych ubytki słuchu miały bezpośredni związek z ekspozycją na nadmierny hałas. Taki, jakim są atakowani słuchacze koncertów muzyki rockowej, bywalcy dyskotek i kierowcy małych samochodów z zamontowanymi wewnątrz urządzeniami nagłaśniającymi ogromnej mocy.

Niemal w każdym przypadku eksponowania muzyki realizatorzy dźwięku znacznie nadużywają mocy, jaka dysponują ich wzmacniacze. Tymczasem dla wzorowego nagłośnienia pomieszczenia o kubaturze 5000 m3, czyli dużej dyskoteki, potrzeba zaledwie 1 W (!!!) mocy akustycznej. Przy współczesnych urządzeniach elektroakustycznych o sprawności rzędu 3% takiej mocy dostarcza już skromny wzmacniacz czterdziestowatowy. Ponieważ wzmacniacze akustyczne w pobliżu mocy maksymalnej wprowadzają często dość duże zniekształcenia, dla idealnego, niezniekształconego odbioru można zastosować urządzenie 100 W pracujące najwyżej połową mocy! Tymczasem dyskoteki atakują organizmy słuchaczy mocami kilkudziesięciokrotnie większymi. W jednym ze średniej wielkości warszawskich klubów studenckich zainstalowano 2 wzmacniacze (w układzie stereo) po 5 kW każdy – w zupełności wystarczyłyby one do perfekcyjnego nagłośnienia imprezy na wolnym powietrzu, np. na sporym stadionie piłkarskim! Hałas w takich pomieszczeniach, słyszany zamiast muzyki, ma średnie natężenie od 106 do 120 dB (wartości, mierzone w kilku dyskotekach warszawskich), podczas gdy według normy maksymalne dopuszczalne natężenie dźwięków w pomieszczeniach, gdzie pracują ludzie, nie może przekroczyć 85 dB, czyli mniej więcej tyle ile wynosi hałas w centrum wielkiego miasta na najruchliwszym skrzyżowaniu w godzinach szczytu. Jeszcze ostrzejsze normy dotyczą wykonywania pracy koncepcyjnej – hałas docierający do pracującego umysłowo nie może przekroczyć 55 dB. Kelnerzy, barmani, didżeje, realizatorzy dźwięku i ochroniarze, zatrudnieni w dyskotekach i klubach młodzieżowych pracują więc w warunkach bezpośrednio zagrażających ich zdrowiu, a niezgodnych z przepisami. Mimo to w Polsce żadna z tych instytucji nigdy dotąd nie była niepokojona przez inspektorów pracy w godzinach swojej aktywności!

Jeszcze gorzej wygląda sytuacja na koncertach rockowych. Natężenie hałasu tuż przy potężnych zestawach głośnikowych o mocach liczonych w dziesiątkach kilowatów przekracza 145 dB. Człowiek jest w stanie w krótkim czasie wytrzymać do 120 dB, powyżej może nastąpić nawet trwała utrata słuchu:

rockowemu „melomanowi” grozi głuchota! Muzycy na scenie są w bardziej komfortowych warunkach – urządzenia sceniczne tzw. backline (m. in. wzmacniacze gitarowe) mają znacznie mniejsze moce. Również stosunkowo niewielkimi mocami, rzędu stu kilkudziesięciu do trzystu watów dysponują monitory, z których muzycy słyszą bezpośrednio to, co potem, wielokrotnie wzmocnione dociera do słuchaczy. Hałas na scenie rockowej zwykle osiąga maksymalnie sto kilka dB – co i tak stanowi znaczne przekroczenie normy! Dla muzyków i słuchaczy szczególnie niebezpieczne są dźwięki instrumentów perkusyjnych, dętych blaszanych oraz – o czym się głośno nie mówi – elektronicznie zniekształcone dźwięki gitary elektrycznej, bez których trudno sobie wyobrazić współczesny utwór rocka, a nawet popu.

W licznych krajach Unii Europejskiej i pozaeuropejskich w pomieszczeniach zamkniętych, takich jak kluby studenckie, puby, dyskoteki i sale koncertowe nie wolno używać urządzeń nagłaśniających, które nie są wyposażone w ograniczniki hałasu. Gdy hałas przekracza dopuszczalny poziom, urządzenie ogranicza moc, dostarczoną do głośników. Często także sygnalizuje stan zagrożenia dla zdrowia słuchaczy – w niemieckich dyskotekach są specjalne lampy ostrzegawcze. Producenci sprzętu nagłaśniającego stanęli przed dylematem: co zrobić z aparaturą wielkiej mocy, do której nie wbudowano ograniczników? Rozwiązanie okazało się niezwykle łatwe – niebezpieczne dla zdrowia urządzenia sprzedano do kilku krajów, w których nikt nie przejmuje się istniejącymi normami i przepisami prawa – przede wszystkim do Polski.

Narkotyk

Słuchanie zbyt głośnej muzyki ma działanie bardzo podobne do działania środków odurzających. Ciało jest atakowane częstotliwościami bardzo niskimi, które mogą w skrajnych przypadkach powodować zaburzenia w procesach trawiennych, krążeniu krwi, a nawet zmniejszyć odporność organizmu na różne choroby. Szczególnie niebezpieczne są infradźwięki, niesłyszalne dla ucha (poniżej 16 Hz), a bez większych problemów emitowane przez nowoczesne niskotonowe urządzenia nagłaśniające (tzw. subwoofery). Już kilkadziesiąt lat temu dowiedziono, że niesłyszalna częstotliwość ok. 7 Hz może człowieka doprowadzić w skrajnym przypadku do zawału serca a nawet do samobójstwa! Odurzające działanie niskich częstotliwości, podawanych w jednostajnym, pozbawionym akcentów (podziału) rytmie jest od niepamiętnych czasów wykorzystywane przez prymitywne ludy do zbiorowego wprowadzenia się w trans.

W bardzo niskie tony, na dodatek emitowane impulsywnie, obfituje muzyka techno. Wysokie i najwyższe dźwięki są szczególnie niebezpieczne dla układu nerwowego – są bardzo silnym stresorem czyli czynnikiem wywołującym stres. Stwierdzono także ich wpływ na powstawanie różnego rodzaju nerwic. Również one, tak samo jak tony niskie, mogą prowadzić do zmniejszenia odporności organizmu. W częstotliwości bardzo wysokie obfitują dźwięki licznych instrumentów perkusyjnych, takich jak czynele, jednak ich natężenie nie może się równać z natężeniem częstotliwości harmonicznych (najwyższych alikwot), w jakie szczególnie obfituje dźwięk gitary elektrycznej, zdeformowany elektronicznie w urządzeniach typu distortion lub overdrive (tzw. przester). Słuchacz, narażony na takie efekty dźwiękowe nawet o stosunkowo niewielkim natężeniu (100 dB), już po kilku minutach zaczyna odczuwać nadmierne napięcie nerwowe, pocenie się dłoni oraz nieuzasadniony niepokój, który z czasem przeobraża się w euforię a nawet w agresję. Takie same objawy towarzyszą zażywaniu niektórych tzw. miękkich narkotyków! Muzyka jest jednak od nich znacznie tańsza, a jej słuchanie jest legalne.

Powszechnie mówi się o ogromnym niebezpieczeństwie, jakie niesie ze sobą picie alkoholu lub zażywanie narkotyków przez kierujących pojazdami mechanicznymi. A przecież kierowca, oszołomiony bardzo głośną muzyką, zwłaszcza niskimi, jednostajnymi impulsami techno i rozkojarzony piskliwym zgrzytem gitary elektrycznej jest tak samo niebezpieczny dla siebie i innych. Może nawet bardziej, gdyż wie, że jego stan psychofizyczny bliski odurzeniu narkotycznemu lub alkoholowemu nigdy nie zostanie wykryty, a tym samym jego wybryk pozostanie bezkarny! Nawet, gdy doprowadzi do śmierci innego człowieka, poniesie najwyżej taką odpowiedzialność, jak gdyby był w pełni trzeźwy! Mimo to w Polsce nie są na szerszą skalę prowadzone badania negatywnego wpływu niektórych rodzajów dźwięków na psychikę człowieka, a w każdym razie nic o takich badaniach nie wiadomo. Lobby przemysłu muzycznego jest bardzo silne!

Organizm człowieka próbuje jednak bronić się przed atakującym go hałasem. – Ucho człowieka zostało przez naturę wyposażone w mechanizmy obronne.

Zbyt silne dźwięki są w pewnym stopniu wytłumiane – mówi profesor Andrzej Rakowski z Katedry Akustyki Muzycznej Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie. – Jest to typowe ujemne sprzężenie zwrotne – im silniejszy bodziec, tym większe tłumienie. Jednak, jak zresztą każde urządzenie, słuch człowieka reaguje na atakujące go bodźce z pewnym niewielkim opóźnieniem. Wskutek tego dźwięki impulsywne, narastające w bardzo krótkim czasie nie są w pierwszej chwili tłumione, przez co są one niezwykle niebezpieczne.

Uszkodzenia słuchu powstają u młodych ludzi, poza przypadkami chorobowymi, przede wszystkim w wyniku głośnego słuchania muzyki rockowej i popowej, nie tylko na koncertach i dyskotekach, ale także z przenośnych urządzeń odtwarzających (walkmanów i discmanów) przez słuchawki. Tylko niektóre profesjonalne słuchawki mają skuteczność nie przekraczającą 85 dB. Używanie innych, o znacznie „lepszych” parametrach może być szkodliwe.

Upośledzenie słuchu niesie ze sobą liczne niebezpieczeństwa. Przede wszystkim staje się powodem niewłaściwej oceny natężenia dźwięku i jego wysokości, a to oznacza konieczność coraz głośniejszego słuchania muzyki. W ten sposób człowiek bardzo szybko uzależnia się od hałasu, jak od typowego narkotyku! Na dodatek jest to uzależnienie nieuleczalne. Prof. Henryk Skarżyński, dyrektor Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu ostrzega:

– Nie znamy skutecznej metody leczenia słuchu, uszkodzonego przez hałas!

Słuch człowieka stopniowo pogarsza się wraz z wiekiem. Proces ten może zostać gwałtownie przyspieszony przez słuchanie dźwięków o dużym i bardzo dużym natężeniu. Trzydziestoletni bywalec dyskotek i koncertów rockowych ma słuch czterdziestopięciolatka a po osiągnięciu wieku emerytalnego może być w skrajnym przypadku kompletnie głuchy! Profesor Rakowski uważa jednak, że nie można jednoznacznie określić, jaki negatywny skutek wywrze hałas na konkretnego człowieka – to co dla jednego będzie miłym przeżyciem, drugiego może doprowadzić do trwałego rozstroju zdrowia.

Nie tylko hałas jest niebezpieczny

Specjaliści od efektów wizualnych, obsługujący dyskoteki i koncerty pop/rockowe bardzo chętnie korzystają z różnych gadżetów, wśród których poczesne miejsce zajmują różnego rodzaju efekty świetlne (lasery, stroboskopy i in.) oraz tzw. dymy. Wszystko to ma na celu jedno – doprowadzenie słuchaczy do transu psychedelicznego. Szkodliwość światła o dużym natężeniu została już dawno stwierdzona – ludzie bez najmniejszych oporów stosują ciemne okulary nie tylko na nasłonecznionych plażach i śnieżnych stokach, ale także, często podświadomie, na dyskotekach i koncertach. Nie wiedzą jednak, czy i jak wielkie niebezpieczeństwo czai się w estradowych „dymach”. Płyny, z których są one w specjalnych urządzeniach wytwarzane, nie powinny być używane w pomieszczeniach zamkniętych! Jednak jak dotąd ani jeden organ kontrolny nie przejawił najmniejszego zainteresowania składem tego, co muszą wdychać bywalcy dyskotek. Lobby przemysłu muzycznego i w tym przypadku odnosi zwycięstwo nad prawem.

Duże natężenie dźwięku utrudniające normalną percepcję oraz efekty wizualne służą czasem, o czym głośno nikt nie mówi, do zatuszowania braków warsztatowych u muzykantów, uważanych przez nieświadomych słuchaczy za idoli. Playback, którym coraz częściej posługują się „wybitni artyści”, jest w osłonie dymów i błysków kolorowych świateł praktycznie nie do wykrycia.

Ogromne niebezpieczeństwo szczególnie dla młodych i bardzo młodych ludzi niosą ze sobą teksty niektórych piosenek, pisane zwłaszcza przez „artystów” związanych z różnego rodzaju ruchami satanistycznymi i anarchistycznymi. Ale to już całkiem inny temat.

Podziękowania.

Autor tekstu dziękuje wszystkim, którzy pomogli w zebraniu materiału i napisaniu tego tekstu, a szczególnie:

– profesorowi Andrzejowi Rakowskiemu z Katedry Akustyki Muzycznej Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie;

– dyrektorowi Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Warszawie, profesorowi dr hab. n. med. Henrykowi Skarżyńskiemu,

– kierownikowi Zakładu Zagrożeń Akustycznych i Elektromagnetycznych Centralnego Instytutu Ochrony Pracy, doc. dr inż. Danucie Augustyńskiej.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010