Rosja bez Ukrainy

Rozpoczął się proces wyzwalania się Ukrainy z rosyjskiej zależności. Potrwa on dekadę, może dłużej, ale ostateczna przegrana Rosji jest przesądzona, mimo możliwych okresowych wahnięć. Zastanówmy się jakie znaczenie ma Ukraina dla Rosji i czym będzie ten kraj bez zwasalizowanej Ukrainy.
 
Za czasów carskich i sowieckich Ukraina miała dla Moskwy znaczenie gospodarcze i geopolityczne. Surowce, przemysł wydobywczy, za Sowietów także zbrojeniowy oraz zboże stanowiły ważne elementy gospodarki państwa. Potencjał ludnościowy, czyli wielkość poboru do wojska i położenie dawały korzyści geopolityczne, przede wszystkim możliwości ekspansji na Bałkany, skąd droga prowadziła do Konstantynopola i panowanie na Morzu Czarnym. Co z tego aktualne jest dziś?
 
Znaczenie ekonomiczne
 
Dla Rosji neoimperialnej znaczenie gospodarcze Ukrainy jest niewielkie. Przemysł jest przestarzały i dubluje rosyjski. Poza tym warunki państwa zależnego ale odrębnego nie pozwalają traktować gospodarki Ukrainy jako części ekonomii rosyjskiej. Ukraina ważna jest tylko jako importer gazu (27 mln m3), ale już import ropy stał się śladowy (zaledwie 1-2 mln ton). Spada też znaczenie Ukrainy jako kraju tranzytowy dla tych surowców. Ukraina jest słabym płatnikiem, a warunkiem zachowania nad nią kontroli jest dostarczanie gazu po niższych cenach, czyli brak zysków. Jako rynek Ukraina ogranicza zakupy towarów rosyjskich i trend ten utrzymuje się, gdyż import z Zachodu rośnie kosztem zakupów w Rosji. Wprawdzie nadal bilans jest dla Rosji dodatni (27 do 17 mld dolarów), ale Ukraina nie ma pieniędzy.

Tranzyt miał znaczenie tylko do czasu otwarcia dróg alternatywnych. W roku 2013 przez Ukrainę przepompowano jedynie 75 mld m3 gazu (maksymalne możliwości 124 mld m3). Wydajność Blue Streamu z Noworosyjska (Bieriegowaja) do Turcji wynosi 16 (z drugą nitką będzie 30 mld m3), a budowanego South Streamu 60 mld. Oznacza to, że gdyby Rosja ukończyła South Stream, mimo oporu Unii, mogłaby zamknąć tranzyt gazu przez Ukrainę. Podobnie stało się już z przepompowywaniem ropy przez Lisiczansk do Noworosyjska, gdy tylko uruchomiono nowy ropociąg rosyjski Suchodolnaja-Radionowskaja omijając terytorium Ukrainy.

Przypomnijmy, że rurociągi BTS-1 i BTS-2, przebiegające po terytorium Rosji, docelowo razem będą przepompowywały 200 mln ton ropy to jest 4 razy więcej niż możliwości rurociągu Drużba.

Przez Ukrainę Rosja może maksymalnie przepompować ok. 80 mln ton ropy (do Użhorodu – 28 i z Samary do Lisiczanska – 50 mln ton).
Tymczasem to Noworosyjsk jest już głównym portem eksportowym ropy. Z Tengiz może Noworosyjsk otrzymywać 35 mln ton ropy rocznie (docelowo 70), a z Baku 15 mln ton. Dodatkowo pobliskie Tuapse otrzymuje 15 mln ton. Te docelowe 100 mln ton rocznie ropy miałoby wypełnić trzy planowane naftociągi bałkańskie:

Ambo (przez Burgas) 15 mln ton (docelowo 35), Burgas-Aleksandrupolis 15 mln (docelowo 35) i Paneuropejski (przez Kontancę) – 30 mln ton.

W tej chwili przez Noworosyjsk i Tuapse eksportuje się już ok. 47 mln ton podczas gdy faktyczny tranzyt ropy przez Ukrainę spadł do 20 mln ton.

Widać więc, że Ukraina nie ma już znaczenia dla tranzytu ropy i Rosja robi wszystko by ten kraj wyeliminować. Stąd jego utrata nie uderzy w gospodarkę rosyjską opartą na eksporcie i reeksporcie ropy i gazu.
 
Czynnik imperialny
 
Flota rosyjska tradycyjnie kontrolowała z Sewastopola Morze Czarne i na razie nie ma bazy alternatywnej, ale to nie znaczy, że nie może jej zbudować. Sewastopol jest z tego punktu widzenia ważny ale nie jest niezastąpiony.

Kluczowe znaczenie Ukraina ma więc tylko dla polityki imperialnej i jej warstwy symbolicznej. O ile dla Zachodu droga na Kaukaz wiedzie przez Ukrainę, o tyle dla Rosji blokuje ona dostąp do Bałkanów i starego celu Konstantynopola.

Bez Ukrainy Rosja musi zrezygnować z programu neoimperoialnego. Traci też dla niego uzasadnienie w postaci tezy o „zbieraniu ziem ruskich”. W tym sensie Putin ma rację, że serce Rosji bije na Ukrainie, ale jest to serce Rosji imperialnej, zagrażającej Europie.

Walka o Ukrainę jest nawet w większej mierze walką o symbole niż o rzeczywisty zasięg kontroli, gdyż przekreślając osiągnięcia Rosji od czasów Piotra Wielkiego, jest ciosem w istotę jej polityki. Dlatego car, który utraci Ukrainę, pokaże swoją niezdatność do zasiadania na Kremlu i pozbawiony zostanie władzy. Putin będzie więc walczył do końca, co nie znaczy, że wygra. Przegrana zaś musi zostać przyozdobiona w odpowiednie szaty symboliczne walki z agresją Zachodu i obietnicy rewanżu.

Dyskusje o tym, że „Rosja nigdy nie wypuści Ukrainy” są charakterystyczne dla duszy niewolniczej. To niewolnik zastanawia się: Czy Pan pozwoli, czy zgodzi się, czy wybatoży? Wyeliminowanie zależności od Rosji zależy od stosunku i układu sił oraz od woli zainteresowanych. Rosja słaba może się nie zgadzać na wolność Ukrainy tak samo skutecznie jak Rzym na utratę Galii. Germanie jakoś sobie takich pytań nie zadawali tylko brali, co chcieli, gdyż mieli przewagę.
 
Kluczem jest Białoruś
 
Z punktu widzenia geopolitycznego, tak długo jak celem Moskwy pozostaje Europa, najważniejszą dla Rosji nie jest Ukraina lecz Białoruś. To z Białorusi można przeciąć Ukrainę z północy na południe, a więc odbić. Stąd można też otoczyć i zagrozić państwom bałtyckim i wreszcie stąd przez Polskę wiedzie droga do Niemiec. Dopiero więc wyrwanie Białorusi zabezpieczy Pomost Bałtycko-Czarnomorski przed Rosją i umożliwi stworzenie południkowej infrastruktury między Skandynawią a Turcją, Kaukazem i Bliskim Wschodem.

Z drugiej strony, nawet osłabienie wpływów rosyjskich na Ukrainie, nie mówiąc już o ich eliminacji w stopniu istotnym, będzie oddziaływało właśnie na Białorusinów. Poddani promieniowaniu idei niezależności z południa, północy i zachodu, również zaczną oddalać się od Rosji. Dlatego najważniejsza batalia o wyzwolenie Pomostu Bałtycko-Czarnomorskiego rozegra się na Białorusi. Tu też tkwi tajemnica tolerowania Łukaszenki jako skutecznej bariery przed zbliżeniem z Zachodem. Rosja starała się za wszelką cenę przejąć tamtejszą infrastrukturę by kontrolować Białoruś pod względem gospodarczym i tą drogą mieć wpływ na władze polityczne, nawet gdyby się wymknęły spod jej kontroli. Celem dla Rosji nigdy nie jest gospodarka lecz ekspansja polityczna, a ekonomia stanowi jedynie instrument polityki imperialnej.
 
Rosja XVI wieku
 
Wyzwolenie się Pomostu Bałtycko-Czarnomorskiego z rosyjskiej kontroli będzie miało trzy konsekwencje.

Dla Polski oznaczać będzie gwarancje bezpieczeństwa ze strony Rosji, a więc upadek wpływów jej agentury. Najważniejsze staną się dla nas stosunki z państwami Pomostu z jednej i z Niemcami z drugiej strony. Stąd też znaczenie związków z USA jako czynnika równowagi w tych stosunkach.

Centrum Europy przesunie się ze starej Unii na Wschód, a jednocześnie Europa zamiast wzdłuż osi od Szczecina do Triestu podzieli się grosso modo równoleżnikowo na strefę północną i śródziemnomorską.

Rosja będzie musiała się ostatecznie pożegnać z marzeniami o imperium, co powinno wywołać głęboki wstrząs, spowodować całkowitą zmianę charakteru tego państwa i przewartościowanie dotychczasowej tradycji. Wtedy nastąpi rzeczywista europeizacja kraju, który wreszcie zacznie troszczyć się o swych obywateli a nie podboje i eksport kryzysów wewnętrznych. Wraz z rosnącym znaczeniem narodów muzułmańskich i rolą czynnika demograficznego można spodziewać się ich oderwania. Rosja stałaby się wówczas krajem europejskim.

Możliwy też jest wariant pesymistyczny. Oznaczałby on przekształcenie się Rosji w państwo azjatyckie, o znacznej ludności niesłowiańskiej, któremu ton nadawaliby eurazjacji. Taka Rosja byłaby już nawet nie sojusznikiem ale „młodszym bratem” Chin i w oparciu o nie usiłowałaby prowadzić politykę rewanżystowską. To jednak Pekin decydowałby kiedy i co wolno byłoby zrobić Moskwie. 
 
Koniunktury
 
USA i Niemcy są zainteresowane uniezależnieniem się Ukrainy od Rosji tylko okresowo i taktycznie. W wypadku Ameryki zainteresowanie Ukrainą pojawia się na ogół w drugiej kadencji danego prezydenta, gdy miłość do Rosji ustępuje rozczarowaniu, a w ostatnim wypadku próby posłużenia się Moskwą przeciwko Pekinowi zawiodły. Wciąż bowiem obowiązuje koncepcja Samuela Huntigtona, iż Rosję należy przekupić by ją pozyskać lub zneutralizować w starciu USA z Chinami. Jakoś Amerykanie nie są w stanie dostrzec, iż sojusz chińsko-rosyjski leży w podstawowym interesie obu państw i na dawny konflikt patrzą ahistorycznie.

Drugą przyczyną regularnych powrotów do gwałtownej i gorącej miłości do Rosji jest zmiana cara. W nowym zawsze widziany jest skryty miłośnik, wolności, Zachodu, a przede wszystkim porozumienia cudzym kosztem. Pojawiają się też nadzieje na rzekomo świetne businessy z Rosją i wspaniały rynek, który potem okazuje się wielkości holenderskiego i pewności interesów mniejszej niż w Burkina Fasso.

Polityka niemiecka i amerykańska może się w każdej chwili zmienić na rzecz sojuszu z Rosją, a więc przeciwko Ukrainie.

Polityka Polski stale będzie zainteresowana niepodległością Ukrainy by odsunąć zagrożenie rosyjskie. Dlatego polski stosunek do niepodległości Ukrainy nie ma charakteru koniunkturalnego, ani taktycznego. Dla Ukrainy i Polski współpraca wynika więc z interesu geopolitycznego. Oba kraje powinny wykorzystać koniunkturą na pomoc niemiecką i amerykańską pamiętając, iż może się szybko skończyć. Błędem byłaby gra przeciwko sobie w nadziei, że zewnętrzny układ polityczny jest stały.

Z rosyjskiego punktu widzenia okresy koniunktury dla wasali należy przeczekać bez utraty aktywów lub przekroczenia punktu krytycznego. Byłby nim taki poziom strat, który uruchamia dynamikę procesu i czynił powrót do status quo niemożliwym.

Wobec Polski i Ukrainy w interesie Rosji leży natomiast trwałe uniemożliwienie współpracy i pogłębianie sztucznych konfliktów przy pomocy agentury wykorzystującej z jednej strony nastroje antyunijne i antyniemieckie oraz głębokie rozczarowanie Ameryką, a z drugiej bazującej na nienawiści do Ukraińców opartej na doświadczeniach z okresu II wojny światowej.
 
Czynnik amerykański
 
Teza, iż w Polsce USA nie mają z kim rozmawiać, gdy jedni służą Rosji, a drudzy krytykują Amerykę jest słuszna. Taki stan rzeczy wynika jednak z polityki amerykańskiej. Skoro koniunktura się zmieniła i Stany Zjednoczone chcą mieć nad Wisłą z kim rozmawiać, muszą sprzedanych wykupić z niewoli, do której ich wepchnęli. Tym wykupem powinno być ujawnienie prawdy o Smoleńsku. Inaczej będą traktowani jedynie jako potrzebujący Polski do postraszenia Rosji, a nie jako taktycznego choćby sojusznika do czasu nowych wyborów w USA albo zmiany na Kremlu. I tu widzimy jaka jest jakościowa różnica w obecnej polityce amerykańskiej wobec Polski i Ukrainy.

Podczas gdy Polska pozostaje niejako w zanadrzu, a więc nadal uznawana jest za teren polityki niemieckiej i nie ma żadnych ruchów by nawet ułatwić rodzimym siłom usunięcie od steru rządów orientacji prorosyjskiej i służalczej, w Kijowie politycy amerykańscy obu partii udzielili pełnego poparcia Majdanowi.

Viktoria Nuland uderzyła w interesy oligarchów, uprzedzając Rinata Achmetowa, że sankcje skierowane będą także w osoby finansujące Partią Regionów, co oznacza ultimatum: albo porzucicie Janukowycza, albo poniesiecie konsekwencje.

Christopher Murphy, przewodniczący Komitetu Europejskiego w Senacie, stwierdził do zebranych na Majdanie, że „przyszłość Ukrainy znajduje się w zjednoczeniu z Europą i USA popierają ten Wasz wybór” i wezwał by „kontynuować walkę”.

John McCain podkreślił: „Jesteśmy tu … by poprzeć prawo Ukrainy do zmiany swego losu”.

W ten sposób Stany Zjednoczone jasno zaangażowały się po stronie Ukrainy, co musi spowodować dekompozycje w obozie oligarchicznym i stwarza perspektywy dla walki Ukraińców nie tylko z dyktatem Moskwy ale także o zmianę kleptokratycznego reżymu.

Dzieje się tak, ponieważ poparcie aspiracji ukraińskich uderza bezpośrednio i wyłącznie w interesy neoimperialne Rosji. Jest więc logicznym wyborem w sytuacji gdy Rosja sprzymierzona z Chinami uderza w interesy amerykańskie. Poparcie na taką skalą Polski, która siedzi cicho i troszczy się by Putin był zadowolony, byłoby niepotrzebną stratą energii.

Rosja ma więc racjonalne podstawy by liczyć na sukces swej polityki w Polsce.
 
Gra Polską
 
Rosja by móc przeczekać dekoniunkturę bez strat musi przede wszystkim zneutralizować Polskę i powstrzymać ją przed zaangażowaniem się w sprawy Pomostu Bałtycko-Czarnomorskiego lub uczynić owo zaangażowanie fikcyjnym, nad czym skutecznie pracuje Radosław Sikorski. Nie chodzi tu tylko o postawę służalczego wobec Moskwy rządu warszawskiego, gdyż tu wystarczy wizyta ministra spraw zagranicznych Ławrowa i przypomnienie kto rozdaje karty i dysponuje archiwami, ale o postawę większości społeczeństwa, sparaliżowanie polityki wschodnie opozycji, bojącej się utraty głosów i wypromowanie opozycji antysystemowej, a więc wiarygodnej, a jednocześnie współdziałającej z Rosją.

Propaganda rosyjskiej agentury wpływu jest nakierowana na wykorzystanie strachu przed Rosją większego niż w PRL-u przed Sowietami, wzmocnienie autentycznych wątpliwości i obaw, wyolbrzymienie zagrożeń i posługiwanie się historycznymi kliszami by obezwładnić Polaków. Najważniejszym celem Moskwy jest byśmy nie działali.

Mamy więc periodyczne informacje o Iskanderach czyli straszenie wojną, co ma spowodować, iż złamani już duchowo Polacy, będą siedzieli cicho. Do tego dochodzą groźby wojny ekonomicznej, co ma również wywołać efekt psychologiczne wobec znikomego znaczenia rynku rosyjskiego dla całej gospodarki.

Z punktu widzenia skuteczności ważniejsze jest jednak pogłębianie rozczarowania polityką USA i wzmacnianie poczucia zagrożenia ze strony Unii i Niemiec. Nie chodzi, że problemy te nie istnieją, ale sztuka polega na takim ich przedstawieniu, wyolbrzymieniu i żonglowaniu, by wywołać zniechęcenie, bierność i marazm, bo wszystko będzie źle i przeciwko nam więc siedźmy i czekajmy.

Dewiacje przychodzące z Unii Europejskiej przedstawiane są jako narzucane siłą, gdy tymczasem instalują je w Polsce elity polityczne i kulturowe wybierane i uwielbiane przez większość Polaków.

Niechęć do Unii jest wykorzystywana do blokowania poparcia dla Ukrainy, która właśnie w Unii widzi ratunek przed Rosją. Okazuje się, że popieranie aspiracji unijnych to „wpychanie w ręce Rosji”, czyli rozumując à rebours nie przeszkadzanie w podporządkowanie się Rosji byłoby zbliżaniem do Unii. Trzymanie Ukrainy z dala od Unii to jej „ratowanie przed dewiacjami”, gdyż jak wiadomo Rosja stanowi zdrowy, a przynajmniej lepszy model.

Słyszymy o legalnie wybranym prezydencie Janukowyczu od ludzi, którzy jednocześnie negują wolność wyborów w Polsce. Jakby na oligarchicznej Ukrainie w ogóle jakaś demokracja istniała.

Oczywiście miejsce centralne zajmuje nierozliczona sprawa Wołynia. Okazuje się, że Majdan szykuje się do nowego Wołynia i pod przewodem „Swobody” chce zmienić granice Polski. Ukraińcy awansują na głównego wroga, który „zawsze” walczył przeciwko Polsce, „bardziej niż Rosjanie i Niemcy”. Dyskutowanie z tymi bredniami nie ma sensu, gdyż taki jest cel Rosji. Chodzi by z nich uczynić temat debaty publicznej, by Polska i Polacy byli nieobecni na Ukrainie, by w ten sposób ułatwić sterowanie Ukraińcami i narzucić im obraz Polski korzystny dla celów rosyjskich. Celem jest uniemożliwienie jakiegokolwiek wpływu Polski na stosunek Ukraińców do Polaków.

Optymalnym rozwiązaniem dla Rosji jest obudzenie maniakalnych nastrojów powrotu do Lwowa, podziału Ukrainy, przyłączenia Ukrainy Zachodniej itp. Wystarczy bowiem, że takie głosy będą pojawiały się w internecie, a będzie można je wykorzystać, do sterowania z kolei Ukraińcami, jako obraz polskiej opinii publicznej.

Gros roboty rzecz jasna nie wykonuje rosyjska agentura wpływu. Ona tylko podrzuca tematy ludziom często działającym w dobrej wierze ale opanowanych jedną maniakalną myślą. Terenem walki jest internet, gdzie wystarczy jeden agent by sterować dziesiątkami maniaków i ludzi naiwnych.

Te nastroje budują atmosferę korzystną na odbudowy ruchu narodowego, który obok uwiarygadniających haseł walki z rodzimą oligarchią i złodziejami oraz agenturą wysunie hasło z jednej strony sojuszu z Rosją i Cerkwią przeciwko zachodnim dewiantom, a z drugiej zdystansowania się od Ameryki i przeciwdziałania razem z Rosją zagrożeniu ze strony nacjonalistów ukraińskich, którzy przyłączają Rzeszów do Ukrainy. Robert Winnicki już radzi nie wtrącać się i obserwować, nie pomagać czyli nie pchać Ukrainy w ręce Rosji itp. Powodzenie tej akcji zabetonowałoby Polskę w rosyjskiej strefie wpływów politycznych i oczywiście jeszcze wzmocniłoby rodzimy system kleptokratyczny i mafijny. A koniunktura dla naszej aktywnej polityki może szybko się skończyć. Podobnie było poprzednio. Wtedy także agenturze i ludziom zapatrzonym w schematy udało się zablokować polską polityką wschodnią.
 

Autor publikacji: 
Polityka zagraniczna: 
GEOPOLITYKA: 
Źródło: 
Nowe Państwo nr 12 (94)/2013