Dwie prowokacje – dwu autorów?

Spalenie budki pod ambasadą Rosji i atak na squot uważam za policyjną prowokację. Dowody na to zebrali głównie internauci. Ale czy obie prowokacje miały tego samego autora i miały uderzać tylko w opozycję wobec systemu III RP?

Atak na squot przebiegał modelowo. Policja uprzedziła o niebezpieczeństwie, by atakowani się przygotowali. Następnie wycofała się i nie interweniowała, mimo wezwań, udając ślepą i głuchą na to co działo się 60 metrów od posterunku. Ktoś musiał wydać rozkaz by nie interweniować, aż kamery wykonają swoją pracę. W danym wypadku 20 minut wystarczyło. W tym czasie można było dopełznąć z komisariatu do miejsca wydarzeń i to w pełnym rynsztunku.

Grupa, która przerwała kordon straży marszu w sposób zorganizowany, by zaatakować squot, ruszyła po tym jak pewien postawny uczestnik marszu, który znajdował się przy tej grupie, przeprowadził rozmowę telefoniczną przez komórkę, co widać na filmie. 

Kamery zainstalowano dzień wcześniej, chociaż squot nie stał na trasie marszu. Widocznie ktoś miał sen, do incydentu dojdzie. Ciekawe z kim przed tym snem rozmawiał. Reżymowe media były więc przygotowane do akcji i otrzymały odpowiednie materiały. Prowokacja ta miała dać podstawy do ataku na PiS i generalnie obóz niepodległościowy, zgodnie z przewidywanym scenariuszem. Minister Sienkiewicz zdał egzamin – powiedziałby jakiś złośliwy pisior.

Prowokacja z atakiem na ambasadę rosyjską tylko pozornie miała ten sam wymiar. Przygotowano trasę marszu tak, by dla większej pewności z dwu stron prowadziła obok rosyjskiej ambasady. Budynku nie zabezpieczono i na wszelki wypadek zadbano by w okolicy nie pojawił się żaden policjant. Minister Sienkiewicz, bowiem „nie przewidział”, że demonstranci mogą pojawić się z dwu stron budynku. Tłumaczenie byłego funkcjonariusza UOP obraża po prostu naszą inteligencję. Chodziło zatem o stworzenie warunków, w których mogłoby dojść do incydentu, który można by później przedstawić jako dowód, iż Jarosław Kaczyński chce poprowadzić Polaków na wojną z Rosją i tylko PO może uratować przed klęską, którą zada nam Putin.

Jest wszakże jeszcze jeden aspekt spalenia budki. Ktoś musiał pomysł podpalenia rzucić, butelki i race trzeba było przygotować itp. Akcja ta nie wyglądała na spontaniczną. Wiemy, że grupy radykalne i marginalne są infiltrowane przez policję. Może ona nimi sterować poprzez swoich informatorów.

Pozostaje zatem pytanie: czy druga prowokacja udała się aż za dobrze i poszła dalej niż planowano, czy też komuś zależało by tak się stało i Putin zdenerwował się na Tuska. Niezależnie od tego, że „atak na ambasadę” przyda się rosyjskiej propagandzie na rynku wewnętrznym, to jest do dowód, iż Tusk już nie panuje nad sytuacją, a takich lokai nikt nie potrzebuje. Dodatkowo jeszcze, Tusk miał bezczelność stwierdzić, iż atak na ambasadę polską w Moskwie był ustawką, zamiast przyznać, iż rosyjscy nacjonaliści mieli rację, działali bowiem w słusznym gniewie przeciwko szaleństwu Kaczyńskiego i PiS, i premier prosi o jeszcze. Przecież już został odpowiednio przećwiczony po Smoleńsku.
Na tym tle pojawił się wywiad z Andriejem Piontowskim, który powtórzy to, co wszyscy wiemy i piszemy od wielu lat, iż Putin ma Tuska w garści i może z nim zrobić wszystko co zechce dzięki Smoleńsku.

Piontkowskij, należy od wielu lat do antyputinowskiej opozycji. Był działaczem partii „Jabłoko”. W 2008 roku należał do grupy, która chciała wysunąć kandydaturę Władimira Bukowskiego w wyborach prezydenckich. Od 2012 roku Piontkowskij wchodzi w skład Rady Koordynacyjnej Opozycji Rosyjskiej, gdzie zajmuje stanowisko przeciwstawne do nacjonalisty Nawalnego. Piontkowskij jest więc nie tylko przeciwnikiem dyktatury Putina ale też neoimperialnej Rosji. Uwagę zwraca zatem nie fakt, iż mówił prawdę, ale to, że wywiad o takiej treści ukazał się w mediach reżymowych, a teoretycznie powinien zostać opublikowany przez „Gazetę Polską” i albo przemilczany, albo opluty jako dowód szaleństw PiS, skoro Piontkowskij mówi o Putinie to co my o Tusku.

Wywiad został nadany w RMF FM i ukazał się na stronie internetowej. Co więcej, jest to nie pierwszy materiał Przemysława Marca, który uderza w Tuska jako zabawkę Putina. Głównym udziałowcem RMF FM jest Bauer, co prowadzi nas do polityki niemieckiej w Polsce. Pamiętamy wszyscy jak działał „Dziennik”, nie może więc tu być żadnych przypadków. Niemcy postawiły krzyżyk na Tusku.

Gowin, od dawna związany z Schetyną, zaczął mówić o prowokacji Tuska, podczas gdy normalnie słyszelibyśmy o „prowokacji Kaczyńskiego”. Nie wiemy jeszcze, czy Gowin od początku miał przygotować Platformę bis, czy tylko osłabić Tuska, by władzę w PO przejął Schetyna. Sytuacja jest jednak rozwojowa. Powstaje nowa partia „bez błędów i wypaczeń”, a Tusk jawnie oskarżany jest o zamówienie policyjnych prowokacji 11 Listopada.

Oczywiście prowokacje w prowokacji mogły mieć większą skalę, ale albo sprawcy nie byli na tyle silnie, albo bali się, że nie będą w stanie kontrolować ich następstw. 

W tym samym czasie nagle przypomniano sobie o zegarkach już eksministra Nowaka. Jeśli ktoś myślał, że Schetyna, który zawarł sojusz taktyczny z Komorowskim, da się wyeliminować jak jakiś Rokita, to bardzo się myli. Schetyna nie na darmo był szefem MSWiA, a swego czasu bywał w willi Jeremiasza Barańskiego – „Baraniny”, dźwigni układu wiedeńskiego. Oczywiście przez przypadek żonę byłego wicepremiera łączą interesy z firmami niemieckimi.

Przypomnijmy zatem zeznania byłego prokuratora Andrzeja Czyżewskiego: „Grupa wrocławska spotykała się w willi Barańskiego od 1996 r. Bywali tam ludzie związani wcześniej z delegaturą STASI, przede wszystkim z Cottbus i wydziału IX w Berlinie”. Oprócz Schetyny miał tam bywać też jeden z jego ludzi w pierwszym rządzie Tuska – Aleksander Grad. Sprawy nie wyjaśniono, wystarczyło zaprzeczenie byłego wicepremiera i w państwie amnezji wszyscy natychmiast o wszystkim zapomnieli. Jak mawiał jeden z mych kolegów: „Im mniej pamiętam, tym lepiej śpię i dłużej pożyję”.
 

Autor publikacji: 
Ubekistan: 
Źródło: 
GPC Numer – 667 – 19.11.2013