W szczycie G-20 głównym tematem rozmów będzie sytuacja w Syrii. Tak kończy się błuff Obamy z zaostrzeniem stosunków z Rosją. Prezydent USA będzie starał się teraz uzyskać zgodę Putina na normalizację sytuacji w Syrii, by zachować twarz i uniknąć interwencji, którą bezsensownie zapowiedział. Czym zapłaci Rosji za obietnice współpracy, które i tak nie zostaną dotrzymane?
Stany Zjednoczone popełniły błąd wspierając dostawami broni za pośrednictwem islamskiego rządu Turcji opozycję syryjską. Widocznie naiwnie sądziły, że przeciwnikiem reżymu Baszara al.-Asada będą demokraci lub że zdołają zachować kontrolę nad powstańcami. Lekcja z wprowadzaniem demokracji w Iraku na niewiele się zdała. Obalenie Asada miało przynieść osłabienie Iranu a więc uczynienie go skłonniejszym do porozumienia i zapewnić bezpieczeństwo rokowaniom izraelsko-palestyńskim w sprawie utworzenia państwa palestyńskiego.
Wśród powstańców prym wiodą jednak antyamerykańscy skrajni islamiści spod znaku al.-Kaidy i an-Nusra. Obalenie Asada, czego Amerykanie mogliby dokonać, oznaczałoby przekształcenie Syrii w obszar wojny religijnej między szyitami i sunnitami oraz między różnymi odłamami sunnitów. Syria stałaby się rozsadnikiem nie dającego się kontrolować terroryzmu. Obama zamiast Asada miały państwo al.-Kaidy, a rezultatem byłaby całkowita destabilizacja regionu i zagrożenie dla izraelsko-palestyńskiego procesu pokojowego, a także większe możliwości destrukcji i wiązania rąk USA przez trójprzymierze Chin, Rosji i Iranu. Dlatego najlepszym rozwiązaniem dla USA byłoby usunięcie jedynie Asada ale zachowanie obecnego reżymu i jakieś modus vivendi z powstańcami, np. poprzez podział Syrii na kantony, w których każda grupa wprowadzałaby swoją wersję islamu i mogła bez rozgłosu wymordować rywali. Obama mógłby zachować twarz bez interwencji, która, o ile w ogóle do niej dojdzie, będzie miała charakter farsy: nieskuteczna wojskowo będzie katastrofą polityczną i ośmieszeniem się Stanów Zjednoczonych. Chyba, że Putin zgodzi sią pomóc i wystrzelenie kilku Tomahawków będzie tylko przykrywką do uzgodnionej z Rosją wymiany Asada.
Kongresmeni wcale nie chcą zgodzić się na interwencję, a jeśli ją przegłosują, to nakreślą takie ramy, które uczynią ją całkowicie nieskuteczną, a za klęskę obarczą Obamę. Z pułapki zastawionej przez Obamę na kongresmenów zrobi się paść na prezydenta-nieudacznika. Dlatego Obama sam wpędził się w sytuację, w której oddał się w ręce Putina.
Iran i Izrael
Interwencja w Syrii pogorszy stosunki z Iranem, czyli obróci w niwecz kilkuletnią politykę Obamy, dążącego do jakiegoś porozumienia z tym państwem, nawet kosztem bezpieczeństwa Izraela. Premier Netanjahu ma od prawie dwu lat związane ręce. USA zakazały mu interwencji w Iranie celem zniszczenia tamtejszych zakładów wzbogacania uranu i ośmieszyły Netanjahu, któremu pozostało tylko pobrzękiwanie szabelką i stałe przesuwanie granicy, która zmusi Izrael do jednostronnej akcji. To powoduje, iż Izrael popiera interwencję, mimo że w jej konsekwencji wzrośnie zagrożenie ze strony grup islamistycznych. Netanjahu uważa widocznie, że z atakami terrorystycznymi poradzi sobie Cahal i Szinbet, ale osiągnięty zostanie cel kluczowy – pogłębienie konfliktu amerykańsko-irańskiego, a więc Tel-Aviv znów stanie się ważny dla USA, które skończą z polityką appeasementu wobec Teheranu.
Doprowadzenie przez Obamę al.-Kaidy do władzy w jakimś centrum syryjskim i jej walka o sunnicki kalifat na terenie północnego Iraku i Syrii, będzie bardzo groźne dla Iranu i finansowanych przez Teheran oddziałów Hezbollahu oraz zredukuje wpływy w Iraku, osiągnięte dzięki polityce amerykańskiej.
Gra Putina
Putin każe Obamie drogo zapłacić za udawanie polityka. Pamiętamy jak buńczucznie Obama odwoływał spotkanie z Putinem w Moskwie. Już wtedy wiadomo było, że i tak spotka się z nim w Petersburgu, tylko że w pozycji klęcznej. Do tego prowadzi wymachiwanie szabelką przy jednoczesnej odmowie użycia metod skutecznych.
Prezydent Rosji od początku zdawał sobie sprawę, że pohukiwanie Obamy kryje jedynie słabość, zagubienie i niezdolność do działania, co wynika z charakteru i poziomu intelektualnego prezydenta USA i jego zaplecza. Dlatego Rosja mogła umiejętnie eskalować swój sprzeciw, bez obawy, że spotka się z reakcją w stylu Kennedyego z okresu kryzysu kubańskiego.
Teraz Putin oświadczył, że dopuszcza interwencję w Syrii pod warunkiem przedstawienia dowodów użycia broni chemicznej i decyzji Rady Bezpieczeństwa. O „przekonywalności” dowodów decyduje jednak Putin. Oznacza to, iż prezydent Rosji zaproponował Obamie pomoc w sprawie Syrii, ale w zamian za odpowiednie „wynagrodzenie”. Musi być ono odpowiednio „przekonywujące”, ale zgody Chin w Radzie Bezpieczeństwa i tak nie będzie. Putin zainkasuje zatem, co mu Obama podaruje, ale bez kwitowania czyli zgody na interwencję.
Na czwartkowej konferencji Putin sam zaproponował by jednym, czyli w praktyce jedynym, tematem rozmów była Syria. W ten sposób prezydent Rosji „ustawił” wszystkich gości, by zabiegali o jego pomoc w uniknięciu interwencji zbrojnej.
Co pozostało Obamie
Czym zapłaci Obama Putinowi za zachowanie twarzy. USA zdradziło już tylu sojuszników, że pozostało niewielu, których można jeszcze sprzedać. W grę może wchodzić ostateczna rezygnacja z elementów tarczy w naszym regionie, nagłe osłabienie wzroku i słuchu na informacje dochodzące z państw bałtyckich i przede wszystkim Kaukaz. Ostateczne porzucenie Gruzji i zdrada Azerbejdżanu. Ukrainę, podobnie jak Polskę, Obama sprzedał już dawno, więc w tym wypadku wszystko zależy od stosunków niemiecko-rosyjskich.
Jeśli chodzi o państwa już sprzedane, jak Polska, Obama niewiele już może zaoferować, tym bardziej, że administracja i elity zarządzające naszym krajem same na każdym kroku deklarują swoją wierność Moskwie.
Interes Polski
USA uwikłane czy nie w Syrii i tak nie stanowią dla nas żadnego zabezpieczenia dopóki nie zmienią swej strategii. Korzystna dla Polski będzie dopiero całkowita katastrofa polityki Obamy, która na zasadzie reakcji spowoduje odrzucenie jego strategii. Koncepcja polityki USA po Bushu polegała na wycofaniu się z Europy, gdzie interesów amerykańskich miały strzec Niemcy. Ci jednak nie widzą żadnego powodu, by „robić dobrze” USA. Zadanie zostało wykonane – Niemcy kontrolują Europę kontynentalną, ale dla własnych interesów i korzyści, czyli robią wszystko by zamienić ją w strefę eksportu własnej produkcji przemysłowej i uzależnienia finansowego.
Rosja, której Obama podarował nasz region, miała rywalizować z Chinami w obawie o Syberię i wykonywać robotę za Amerykanów. Putin wziął, co dawali, żąda więcej i …porozumiał się z Chinami. Ta strategia, błędna z punktu widzenia interesów USA, a dla nas zabójcza, zostanie odrzucona tylko wtedy, gdy doprowadzi do kompletnego blamażu nadal największego mocarstwa. Wtedy pojawi się możliwość korzystnych dla nas zmian, gdyż nie mamy alternatywy wobec sojuszu z USA. Sami jednak musimy nie tylko tego chcieć, ale posiadać siłę, która taki sojusz czyniłaby dla Ameryki korzystnym. Społeczeństwo, które nie potrafi żyć inaczej niż na kolanach takiej siły nigdy nie stworzy.
Kogo jeszcze zdradzi Obama
Autor publikacji:
Polityka zagraniczna:
Źródło:
Gazeta Polska Codziennie z 7-8 września 2013