WEHIKUŁ CZASU – „CZTEREJ PANCERNI I PIES”

Już kino same w sobie jest formą podróży wbrew regułom fizycznego czasu. Ja proponuję dodatkowo jeszcze nie dość, że podróż to na dodatek pod prąd. A to za sprawą Telewizji Publicznej pana Kwiatkowskiego, a tak naprawdę jego polityki repertuarowej. Mówiąc wprost - nie mogę już znieść obsesyjnego wręcz powtarzania przez Telewizję Publiczną produktów z okresu wszechpanującego kiedyś w Polsce „komunizmu”. Produkty te, pełne propagandowych treści, pełne fałszu, przekłamań, karmiące nienawiścią, straszą teraz z kolei już nasze wnuki. Zacznijmy od sztandarowego produktu jakim jest po raz kolejny emitowany serial „Czterej pancerni i pies”.

TROCHĘ TŁA

Po 1956 roku w Polsce rozpoczęła się jakby nowa epoka. Raz, że społeczeństwo w swym mylnym mniemaniu sądziło, że to ono doprowadziło do wyboru przywódców Polski (np. towarzysza „Wiesława”), dwa, że przez krótki okres czasu mogło słuchać bez większych restrykcji Radia Wolna Europa, trzy, przyznano publicznie, iż wiele z wcześniejszych poczynań komunistów było zbrodnią, to na dodatek ruszyła jeszcze Polska Telewizja. Wszystko to spowodowało zmiany w pojmowaniu i rozumienia świata przez obywateli. Aby całkowicie nie stracić władzy nad krajem komuniści zmuszeni byli do szybkiego zdefiniowania i opracowania nowej polityki propagandowej. Podejmowano różne dziwne uchwały i decyzje aby opanować sytuację a przede wszystkim utrzymać kontrolę nad wiedzą i wyobraźnią obywateli. Temu służyły takie okólniki jak „Okólnik nr 7 MkiS z dnia 31 marca 1961”, który w sposób konkretny ustalał zasadę, iż liczba wyświetlanych filmów z krajów socjalistycznych musi wynosić co najmniej 50 % ogólnej liczby tytułów, a w miejscowościach z jednym kinem – 60 %.

Działania te nie cieszyły się zbytnią akceptacją w tzw. „środowiskach twórczych”, które przeszły swoistą transformację. Ze zgrozą komuniści z Biura Politycznego stwierdzili, że największy problem mają z dawnymi agitatorami, którzy po 1956 roku nie chcieli już tylko „służyć” lecz zgodnie z duchem czasu „współpracować” i to nie przy budowaniu „komunizmu” lecz „socjalizmu z ludzką twarzą”. Reszta była bez zmian. Inaczej mówiąc, tak naprawdę chodziło tu przede wszystkim o formę kontaktów i podległości i właściwą atrapę słowną. Do towarzyszy Gomułki i Kliszki subtelności te nie docierały. Zwrócili więc całe swe zainteresowanie ku nowemu środkowi oddziaływania – telewizji. Na szczęście dla nich instytucją tą kierował wyjątkowo inteligentny namiestnik – Włodzimierz Sokorski. To on jako chyba jedyny potrafił dość twórczo realizować wytyczne i postulaty typu:

-„Naczelnym kryterium użytecznej społecznie twórczości jest wkład w pogłębianie socjalistycznej świadomości narodu.”

-„Wyrażona przez sztukę krytyka jest wtedy celna, gdy obraca się przeciw „pozostałościom dnia wczorajszego, przeciw starym nawykom, kompleksom i wyobrażeniom” (cytat z Gomulki)

-„/.../ dla twórców ważne się staje unowocześnienie modelu propagandy i informacji. Przede wszystkim zaś chodzi o sprecyzowanie kryteriów nadrzędnych, o wybór tradycji.”

Rozwój nowej technologii w Polsce nastąpił lawinowo - w 1964 roku było 1,5 mln odbiorników telewizyjnych a w 1965 już 2 mln. W dużym uproszczeniu dawało to 6-8 milionową rzeczywistą, stałą widownię (20 - 25 % obywateli kraju). Nowa technologia wymusiła na władzach nowe formy, do takich należał między innymi serial telewizyjny. W Polsce już w 1964 przekazano do emisji 7 odcinków serialu „Barbara i Jan”. Mimo uproszczeń i prymitywizmu propagandowego serial ten cieszył wielką popularnością i akceptacją widzów.

Prawdopodobnie oprócz atutu nowości wpływ na to miała zmiana stylu propagandy na styl perswazji nastawiony bardziej ku stawianiu pytań niż narzucaniu moralizatorskich odpowiedzi.

Równocześnie z drugiej strony w latach 1961-66 nastąpiła ekspansja tematu wojennego, w którym negatywnym bohaterem byli Niemcy zaś rolę przyjaciół powierzono Armii Czerwonej. Dokonywano równolegle przesuwania akcentów w działaniach propagandowych usuwając „z pola widzenia adaptatorów filmowych i z kręgu lektur szkolnych, takiego rekordowo poczytnego, lecz „przedwojennego” i „mieszczańskiego” pisarza jak Karol Makuszyński i jemu podobnych a zastępowano to podłą propagandą w rodzaju „Łuny w Bieszczadach”. I tak doszliśmy do roku 1966.

SAM SERIAL

Po przetestowaniu popularności powieści J. Przymanowskiego „Czterej pancerni i pies” na młodzieży szkolnej przystąpiono do realizacji scenariusza. Novum tkwiło w nowym podejściu do treści propagandowych. Otóż przede wszystkim podstawą miał tu być zbliżony wiekowo do odbiorców, ciekawy, dający się lubić bohater. To on miał stać się swoistym „przewodnikiem” widzów po II wojnie światowej, a przede wszystkim miał być reprezentantem właściwych postaw do naśladowania.

Nowością w tym wypadku była również perspektywa w jakiej ukazano samą wojnę. Miała to być swoista wędrówka szlakiem przygód (od Bugu do Berlina) paczki kolegów wychodzących zwycięsko z kolejnych sprawdzianów cementujących ich przyjaźń i wierność, mimo ich różnych charakterów, tradycji i narodowości. Miała to być swoista „prywatna” wojna kilku „naszych” chłopców z „odwiecznym wrogiem Polski” (i światowego pokoju) czyli Niemcami.

Zrealizowano 21 odcinków serialu, które nie dość że wyemitowano w telewizji to na dodatek pogrupowano w cztery zestawy (powstałe z ośmiu pierwszych odcinków), które miały swą premierę w kinach w styczniu 1968 roku. Pomijam tu arcyciekawy wątek jakim niewątpliwie jest znaczenie tego serialu w tworzeniu frakcji „partyzantów” i ich legendy, nie mówiąc już o pomysłach wykorzystania „Klubu Pancernych” w walkach o władzę. A ponoć takie były.

SAMO MIĘSO

Jak wiecie serial ten powstał. Na pewno jesteście ciekawi jak został on oceniony przez tych, którzy go powołali do życia. O tym przyjęciu najlepiej świadczą stenogramy z posiedzeń komisji kolaudacyjnych czterech pierwszych odcinków, które odbyły się w dniach 29 marzec i 8 kwietnia 1966 roku. Teksty te też wiele mówią o sposobie myślenia ówczesnych władz.

O czym wtedy mówiono?

Dyskusję zdominował temat sposobu prezentacji I Armii LWP:

Prezes Sokorski:

Filmy te odebrałem w sposób przyjemny, zacząłbym od pewnej rzeczy bardziej zasadniczej. Otóż mam wrażenie, że ta polska armia została przedstawiona według bardzo konkretnej recepty. A więc pułkownik, porucznik a nawet prowadzący czołg to Rosjanie. Nie kwestionuje, że ogólnie sprawy te tak wyglądały, ale mieliśmy i generała Berlinga i polskich oficerów. Byli też Polakami pułkownicy i dlatego też wydaje mi się, że w tym filmie doskonale pułkownik mógłby być Polakiem. A tak to ta armia wygląda dość rosyjsko i właściwie nikogo innego wśród oficerów nie widzimy. A Polacy wypełniają te niższe funkcje. W każdym razie to mnie trochę zaniepokoiło i nie wiem jak to naprawić./.../

Nie chce już wracać do tego, co mówiłem na początku ale jeżeli pokażemy w taki sposób ten film to potwierdzimy opinie pewnej części naszego społeczeństwa, że cała góra naszego wojska to byli Rosjanie, a chłopcy polscy byli na posługi. /.../

Prof. Wohl:

Padło w dyskusji zdanie, że to trochę nie jest nasze wojsko. Tutaj troszeczkę nie zgodziłbym się, bo przede wszystkim przypomnijmy sobie, że to jest film zrobiony na podstawie książki, która ma wysoką cyfrę wydań. A poza tym w stosunku do książki zostało przeprowadzone szereg zmian, bo np. Olgierd w książce był Rosjaninem a tutaj jest Polakiem, potomkiem powstańca z 1863 roku, to samo dotyczy pułkownika, który jest Polakiem a w książce występował generał, który był Rosjaninem. A więc mówią o tych zabiegach, który przestawiły film na polskość wojska./.../

Ob. Pomianowski:

Nikt nie ma zamiaru udowadniać, że 1 Armia była zrusyfikowana czy też wydatnie zasilana przez towarzyszy z Armii Czerwonej. I kiedy w ten sposób chcielibyśmy odtwarzać legendę to robilibyśmy rzecz szkodliwą podtrzymującą głosy zagranicznej propagandy. Właśnie dzięki bardzo delikatnym chwytom doprowadzamy do rozbicia tego mitu. To był powód, dla którego przede wszystkim zwróciliśmy uwagę na książkę Przymanowskiego. Bo nawet jeżeli występują tutaj towarzysze radzieccy to nie występują oni w charakterze mocodawców./.../

Minister Zaorski:

Jeżeli chodzi o udział Rosjan w polskim wojsku to jest powiedziane, że pułkownik jest po raz pierwszy na terenie Polski. Nie jest to możliwe, jeżeli pułkownik ma być polskim oficerem. Według mnie najlepiej byłoby gdyby był on oficerem rezerwy a nie oficerem zawodowym, wtedy usunęlibyśmy te zastrzeżenia, wtedy pozostałby tylko Gruzin i ponieważ cała załoga czołgu składa się z czterech ludzi, z czego trzech jest Polakami więc nie można by mieć tutaj zastrzeżeń./.../

Tow. Skrabalak:

Mnie się wydaje, że powinniśmy się zgodzić z tym, że Jarosz jest polskiego pochodzenia i to nie jest żaden problem ale powinniśmy pamiętać o tym, że serial ten będziemy eksportować nie tylko do krajów socjalistycznych ale być może, że kupią go od nas kraje kapitalistyczne i kraje trzeciego świata. Ale nic tutaj nie zmienimy jeżeli wiadomo, że jest on polskiego pochodzenia obywatel Związku Radzieckiego./.../

Ob. Pomianowski:

Nie zapominajmy o tym, że czasy ostatniej wojny i armii, która powstała na terenie Związku Radzieckiego otoczone są legendą. Że coraz mniejsza ilość ludzi pamięta te sprawy z autopsji i dlatego filmy, które zrealizowano w naszym zespole są wymierzone przeciwko tej legendzie. Cały film udowadnia, że właśnie ta armia powstała na terenie Związku Radzieckiego miała polski charakter a nie charakter armii radzieckiej jak głosi legenda. Te filmy są pierwszymi filmami wymierzonymi przeciwko tej legendzie odpierają powszechnie stosowany argumenty i metoda jaka została zastosowana przez autorów filmu jest moim zdaniem niezwykle skuteczna./.../

Prof. Wohl:

W ogóle miałbym propozycję, która jest możliwa do zrealizowania jeżeli na to wyrazi zgodę komisja kolaudacyjna i nasze kierownictwo, ażeby zrobić próby odbioru tych filmów wśród młodzieży. To byłaby próba z młodzieżą zebraną przypadkowo i nawet chcielibyśmy z nią przeprowadzić rozmowy na temat filmu. I od wyniku tych rozmów chcielibyśmy uzależnić decyzję dokonania skrótów. Bo seria ma wyraźnego adresata i jeżeli spodoba się dorosłej widowni to będzie dobrze ale nam głównie zależy na widzach młodzieżowych.

Pojawiły się też inne problemy:

Minister Zaorski:

Dla mnie największym mankamentem drugiego odcinka jest sprawa nauczycielki. Ona sama jest jakby osóbką z szlacheckiego dworu a w jej pokoju mamy rekwizyty z dawnej szlacheckiej przeszłości. /.../

Byłbym za tym żeby w drodze dokonania skrótów poprawić atmosferę, wyrzucić atmosferę szlachetczyzny, bo przebija to nie tylko w urządzeniach pokoju ale również z dialogu prowadzonego przez nauczycielkę./.../

Płk. Przymanowski:

Jeżeli chodzi o atak ze strony naszej armii, ze strony niemieckiej, to konieczne było zaznaczenie jakiś różnic. Myśmy na ten temat długo dyskutowali i doszliśmy do wniosku, że jednak armia niemiecka jest organizowana na zasadzie armii zawodowej. A nasza armia ma charakter pospolitego, rewolucyjnego ruszenia. Być może, że te sprawy nie wyszły zbyt dobrze w filmie i przez to jest wrażenie groteskowe./.../

Dyr. Jankowski:

Mam jedną wątpliwość, ale nie chcę być źle zrozumiany, chodzi mi o tytuł odcinka „Zachodnia granica”. Byłbym za tym żeby tytuł ten zmienić, bo ten odcinek może być źle zrozumiany. Bo wiemy z filmu, że front stoi nad Wisłą a tytuł mówi o granicy zachodniej. Trzeba pamiętać o tym, że filmy te nie będą oglądane ciurkiem, a jeden odcinek będzie szedł raz na tydzień. A więc tym bardziej trzeba zwracać uwagę na zgodność tytułów poszczególnych odcinków z ich treścią./.../

Jednak końcowa ocena była wyjątkowo pozytywna:

Ob. Gerhard:

Sądząc na podstawie tych dwóch odcinków myślę, że seria ta będzie doskonałą serią eksportową do Wysp Brytyjskich przy takiej apoteozie polskiego wojska./.../

OCENA

Władze w pierwszej chwili były zaskoczone pozytywnym odbiorem serialu. Co więcej Włodzimierz Sokorski od razu postanowił kontynuować obróbkę ideowo – propagandową widzów. W Telewizji powstał cykliczny program dla wielbicieli serialu. Zainteresowanie młodzieży było tak wielkie, że zdecydowano się na stworzenie ogólnopolskiej organizacji „Klub Pancernych”. Młodzi ludzie tworząc grupki 4-5 osobowe zgłaszali listownie chęć przystąpienia do „Klubu” i po wypełnieniu zgłoszenia z podaniem swych nazwisk i adresów otrzymywali członkowskie legitymacje. Efekt przerósł oczekiwania władz, które prawdopodobnie przestraszyły się kilkumilionowej organizacji paramilitarnej i dość szybko namawiając młodzież do mało ciekawych działań (prace społeczne) doprowadzono do upadku i rozwiązania „Klub Pancernych”.

Prasa zaś poza odnotowaniem, iż serial był sukcesem propagandowo - wychowawczym nie potrafiła wyjaśnić fenomenu jego popularności:

-„Film „Czterej pancerni i pies” dobrze spełnia nawet wysokie wymagania pod względem atrakcyjności, prostoty i walorów wychowawczych.” – Życie Warszawy.

-„Wiadomo, że „Czterej pancerni i pies” to w tej chwili już nie tylko cieszący się powodzeniem spektakl, ale niezwykły fenomen masowej pedagogiki, /.../” – Tygodnik Powszechny.

-„Oto mamy po raz pierwszy w Polsce w takich rozmiarach do czynienia ze sprawami kultury masowej czy też kultury powszechnej, z wieloma zawiłymi aspektami współczesności, gdzie krzyżuje się rozrywka ze sztuka, telewizja z filmem, działalność wychowawcza z zabawą.”- Świat.

CIEKAWOSTKA

Przypomnijmy jeszcze że w działaniach propagandowych pod nazwą „serial „Czterej pancerni i pies” uczestniczyły również takie osobistości jak Wojciech Kilar (muzyka) czy Agnieszka Osiecka i Wiktor Woroszylski (słowa piosenki).

POINTA

Sądzę, że kolejne wznowienia tego serialu, kolejne emisje jego odcinków potwierdzają skuteczność starej tezy, iż kłamstwo wielokrotnie powtarzane po pewnym czasie przyjmowane jest jak obiektywna prawda. A przecież o to przed laty chodziło. O to aby uwierzyć. O to samo chodzi i dziś. O utrwalenie w świadomości społecznej przekonania, iż Ludowe Wojsko Polskie było i jest samodzielne. Że mimo wszystko Polska była i jest wolna, samodzielna i niepodległa.

P.S.

Uwierzyliście?

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010