Jego Wielebność Ilja, arcybiskup i metropolita Leningradu, drugi w hierarchii Cerkwi prawosławnej po patriarsze, spieszył się do budynku Łubianki w mundurze generała-lejtnanta KGB na spotkanie ze swoim świeckim zwierzchnikiem, przewodniczącym Jurijem Andropowem, by przedstawić mu finezyjny plan wykorzystania Kościoła katolickiego dla komunizmu i prawdziwej wiary, która pomoże katolikom wyzbyć się błędów…
Intryga, która uniemożliwia realizację planu gen. Traktora Gałkina, czyli abp. Ilji, zbliżenia Cerkwi z Watykanem dla dobra komunistycznej Rosji i wiary, stanowi treść jednej z ostatnich powieści Vladimira Volkoffa. „Gość papieża” ukazał się po francusku w 2004 r., na rok przed śmiercią pisarza, a jego akcja rozrywa się w 1978 r. przed i tuż po wyborze na papieża Jana Pawła I.
Obserwując ostatnie wydarzenia w Polsce, natychmiast przypomniałem sobie fabułę powieści Volkoffa oraz postać „agenta Cerkwi w KGB i agenta KGB w Cerkwi”. Oczywiście nie należy utożsamiać wielebnego Ilji i jego finezji z gen. Michajłowem, który zaszczycił miast Watykanu Kościół Polski, ale jedność Cerkwi i KGB nadal pozostaje faktem i przynosi konsekwencje, z którymi trzeba się liczyć.
Towarzysz arcybiskup, jako odpowiedzialny za sprawy zagraniczne Patriarchatu Moskiewskiego, podlegał bezpośrednio towarzyszowi przewodniczącemu KGB. Obu łączyło ciche porozumienie, gdyż zdawali sobie sprawę, że reżim potrzebuje zmian. Towarzysz arcybiskup mógł nawet zostać szefem liberałów w KGB, czyli zwolenników transformacji i zmiany metod na bardziej subtelne. Jak sam przypomniał Andropowowi, manipulowanie opinią publiczną jest nieodzowne i w naszych czasach łatwe. To przecież Sowiety pierwsze zrozumiały znaczenie dezinformacji. Departament A nie może jednak działać bez anten, a „jak może być lepsza antena niż Watykan?”.
W rozmowie z Andropowem towarzysz arcybiskup proponuje wykorzystać fakt, że od roku 1965, kiedy Paweł VI napisał list „Ambulate in dilectione”, znoszący ekskomunikę z roku 1054, nie istnieje już niezgodność katolicyzmu i prawosławia, co pozwala na zbliżenie między obu Kościołami.
Prawda jest dialektyczna – teza, antyteza i synteza – tłumaczy Jego Wielebność Ilja Andropowowi. Dla marksistów syntezą jest nadejście komunizmu światowego, a wtedy nastąpi koniec historii. Dla chrześcijanina owa synteza i kres dziejów są o wiele dalsze, gdyż nastąpią z chwilą paruzji, a zatem możemy być taktycznymi towarzyszami podróży i odbyć wspólnie drogę do zwycięstwa komunizmu.
Dalej gen. KGB Gałkin wyjaśnia, iż jego cel – triumf Jezusa Chrystusa – jest niemożliwy bez prawosławia, tzn. prawdziwej wiary, podczas gdy „katolicyzm to prawda poplamiona błędami”. Ów triumf „może przyjść przez porozumienie wzajemne pomiędzy Kościołem prawosławnym i Kościołem katolickim. A jeśli czasowo z takiego porozumienia może skorzystać państwo radzieckie, które jest faktycznie aktualnym państwem rosyjskim, to dlaczego miałoby to mi przeszkadzać?”.
W danym wypadku Jego Wielebności Ilji chodzi o objawienia w Fatimie i tu okazuje się, że „w sprawie, która nas interesuje, interesy Kościoła i reżimu mogą być takie same”.
Gen. Traktor Gałki wyjaśnia Andropowowi, iż objawienie w Fatimie mówi, że Rosja rozniesie swoje błędy po świecie, a więc może to odnosić się zarówno do komunizmu, jak i prawosławia.
Tradycyjne działanie polegałoby na pokazaniu rusofobii Zachodu, jak go zaślepia i dlatego nie uznaje on zasług komunizmu, lub wskazaniu, że to obskurantyzm rodzi antykomunizm, który atakuje Rosję. Towarzysz arcybiskup woli jednak postępować inaczej. Uznać, że Kościół rzymskokatolicki nie jest naszym wrogiem, przecież teologia wyzwolenia bardzo nam, czyli Sowietom, pomogła w Ameryce Łacińskiej.
Po uzyskaniu zgody Andropowa generał-arcybiskup rusza najpierw do Fatimy, a następnie do Watykanu na spotkanie z wybranym właśnie papieżem Janem Pawłem I.
Spotkanie, mimo początkowego braku zaufania, rozwija się bardzo pomyślnie, zwłaszcza gdy gość papieża zaczyna cytować słowa napisane przez gospodarza: „chrześcijanin powinien… iść z postępem”, gdyż „trzeba kochać biednych, którzy łączą się i organizują po to, by walczyć dla polepszenia swojego losu”, tym bardziej że marksizm „otworzył oczy wielu ludziom na cierpienia pracowników i na obowiązek solidarności z nimi”.
Wielebny Ilja proponuje papieżowi, by w swoich reformach Kościoła oparł się na Sowietach, gdyż nie może przecież liczyć na mieszczańskie skrzydło Kościoła. Wystarczy jedynie „odrobina zrozumienia” dla Moskwy. Następnie tłumaczy, iż marksizm goni resztkami sił i niektórzy w Sowietach już to zrozumieli. Jednocześnie „siły ateizmu infiltrują Kościół… katolicki tak samo jak prawosławny… Agenci są i u nas, i u was”. Proponuje więc wspólne wydobycie Rosji z komunizmu, ale oczywiście nie w imię dzikiego kapitalizmu, tylko „humanizmu chrześcijańskiego”. Można zacząć psuć system od Polski: „może poprosimy o pomoc, w Polsce…” – dodaje i widzi możliwość zainspirowania prawosławia przez doktrynę społeczną Kościoła katolickiego. Cerkiew prawosławna i Kościół rzymskokatolicki organizowałyby wspólne kongresy liturgiczne w celu wzajemnego zbliżenia. Najważniejszym jednak przedsięwzięciem byłaby wspólna podróż do Fatimy i wspólne zawierzenie Rosji Maryi przez katolików i prawosławnych – krok do przodu w celu połączenia obu Kościołów.
Czyż dziś Andropow nie nazywa się Putin? Komunizmu tradycyjnego już nie ma, ale pozostała Rosja KGB i neoimperialne dążenia jako warunek jej dalszego istnienia. I znów wszystko zaczyna się od Polski.
Czyż gdy dziś pojednanie z Cerkwią przedstawiane jest jako leżące w interesie Kościoła katolickiego i w duchu przepowiedni fatimskiej, a nawet stanowi wypełnienie testamentu Jana Pawła II, nie jest to materializacja wizji Volkoffa w nieco zmienionych szatach?
W roli Watykanu mamy polski episkopat, wspomagany przez rozmaitych Terlikowskich, którzy dla walki z „zagniwajuszczym Zapadom”, masonami i prezerwatywami padną w ramiona generałów KGB ubranych w riasy i będą udawali, że pod szatami liturgicznymi nie ma mundurów. Udawanie doprowadzą do perfekcji, gdyż nie dostrzegą również, iż z tych samych biurek na Łubiance wspomagane są, tyle że innymi kanałami, owe libertyńskie ruchy na Zachodzie, których zwalczanie uczynili swą idée fixe. Zawsze bowiem chodzi o to, byśmy mieli wolny wybór między „Alkiem” a „Bolkiem”. Nie ma to jak dialektyczna wolność wyboru – zawsze Łubianka.
Vladimir Volkoff, „Gość papieża”, Klub Książki Katolickiej Wydawnictwo Dębogóra 2005, s. 392.
Czy na Łubiance czytają Volkoffa?
Autor publikacji:
Recenzje i art. recenzyjne:
Źródło:
Gazeta Polska nr 38, 19 września 2012