W czasie planowanej na maj wizyty prezydenta Iliescu w Moskwie ma zostać podpisany ramowy traktat regulujący stosunki romuńsko-rosyjskie oraz wspólna deklaracja potępiająca pakt Ribbentrop - Mołotow i udziału Rumunii po stronie niemieckiej w II wojnie światowej. Ma też zostać znaleziona formuła rozwiązania problemu skarbu rumuńskiego wywiezionego do Moskwy i nigdy nie oddanego. Potępienie Paktu oczywiście nie oznacza, iż Besarabia miałaby wrócić do Rumunii, jest więc zabiegiem czysto symbolicznym i bez politycznego znaczenia. Pozostający u władzy postkomuniści mają nadzieję, że podpisanie traktatu pozwoli na odnowę stosunków gospodarczych z Rosją, zaś znajdująca się poza parlamentem prawica obawia się, iż traktat może zawierać postanowienia wasalizujące Rumunię wobec Rosji podobnie jak jego poprzednia wersja podpisana przez Iliescu i Gorbaczowa w czasach kiedy GRU obaliło Ceausescu i przekazało władze w Rumunii ekipie Iliescu i Romana.
Rząd przedstawił treść traktatu tylko 22 liderom partii parlamentarnych i przewodniczącym obu izb, natomiast dla opinii publicznej pozostaje tajna do czasu podpisania w Moskwie.
Podpisanie traktatu rozpatrywane jest w kontekście starań Rumunii o przystąpienie do NATO. Prezydent Iliescu już stwierdził, iż "nie jest i nie może być ono być rozważane jako zagrożenie dla bezpieczeństwa Rosji lub innego państwa”.
Kwestia rozszerzenia Sojuszu rozstrzygnie się na listopadowym szczycie w Pradze. Będą tam rozważane kandydatury państw bałtyckich, Słowacji, Słowenii, Rumunii, Bułgarii, Albanii i Macedonii. W kwietniu prezydent Bush wypowiedział się za takim rozszerzeniem NATO, które "zapewni wolność od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego", co oznacza przyjęcie Rumunii i Bułgarii. Wątpliwe jest by NATO zaprosiło Albanię i Macedonię, gdyż podstawowym warunkiem ma być wydawanie 2 proc. pkb na obronę. Ponadto przewiduje się zaproszenie Chorwacji w 2005 roku, z tym że okres oczekiwania ma wynosić 3 lata.
Ewentualne przystąpienie Rumunii do struktur euroatlantyckich nie będzie jednak możliwe, jeżeli w tajnych służbach nadal będą pracowali byli członkowie Securitate. Willem Matser, doradca sekretarza generalnego NATO do spraw Europy Środkowo-Wschodniej, stwierdził, iż Sojusz życzy sobie wyeliminowania ze tajnych służb byłych ubeków, którzy prowadzili „działalność ideologiczną”, czyli zwalczali opozycję lub umacniali struktury państwa totalitarnego, natomiast mogliby pozostać oficerowie, którzy analizowali informacje o charakterze „nieideologicznym”.
Dyrektor SRI czyli rumuńskiego odpowiednika UOPu, Radu Timofte, stwierdził, iż byli „securisti” stanowią 15 proc. jego personelu i pracują głównie w sekcji antyterrorystycznej, w departamencie logistycznym lub szkoleniu.
Dyrektor wywiadu - SIE, Gheorghe Fulga przyznał, iż 20 proc. jego podwaładnych pracowało jeszcze przed rokiem 1989. Obaj dyrektorzy „zapomnieli” jednak powiadomić ilu byłych członków Securitate sprawuje obecnie funkcje kierownicze w SRI i SIE.
Jeszcze w 1997 roku rzecznik Białego Domu, Michael McCurry zapowiadał, iż dopóki Rumunia nie pozbędzie się byłych „securisti”, nie wejdzie do NATO. Teraz ten problem powraca pod rządami postkomunistów.
Doradca prezydenta d/s bezpieczeństwa i były szef SIE, Ioan Talpes stwierdził na przykład, iż były szpieg Ristea Priboi pozostanie członkiem komisji parlamentarnej SIE, ponieważ został wybrany i nie będzie miał dostępu do dokumentów NATO. Doradcą samego Talpesa jest gen. Bebe Tanasescu, niegdyś jego zastępca w SIE, a w latach 1980-tych szef siatki szpiegowskiej w USA. Jego usunięcia z SIE domagali się Amerykanie jeszcze w 1997 roku.
Premier Nastase ma dwu doradców z tej samej kategorii. Gen. Constantin Silinescu należy do najważniejszych szpiegów komunistycznych: działał on w latach 1974-1984 głównie na terenie Francji i Niemiec, m.in. przeciw emigracji antykomunistycznej, a w okresie 1991-1997 był zastępcą szefa SIE, obecnie zaś doradza premierowi w kwestiach bezpieczeństwa. Drugim doradcą premiera jest Mihai Caraman, szef siatki szpiegującej NATO w latach 1980-tych. W 1990 roku były członek jego siatki we Francji i ówczesny premier Petre Roman, mianował Caramana dyrektorem SIE.