Cyngiel Ubekistanu
Ostatnio media Ubekistanu jednogłośnie oburzyły się na prezydenta, iż wskazał na nie jako przeszkodę w budowie ustroju demokratycznego w Polsce. Dyskusja przypomina teatr cieni; wszyscy wiedzą o co chodzi ale udają niekumatych i walczą z cieniami. Postkomunizm tym różni się od demokracji, że wprawdzie skopiował jej instytucje ale nadał im charakter fasadowy. Traktując media postkomunistyczne jako czwartą władzę taką samą jak istniejąca w demokracji przyczyniamy się do utwierdzania fikcji i ukrywamy istotę Ubekistanu. W postkomunizmie nie istnieje żadna czwarta władza, podobnie jak nie ma tu drugiej i trzeciej władzy tylko ich imitacje. Prawdziwa władza znajduje się w rękach środowiska byłych komunistycznych służ bezpieczeństwa i ich agentur. To ono wyznacza reguły gry i nadaje kierunek decyzjom oficjalnie zapadającym w fasadowych instytucjach, w tym ustawodawczej, sądowniczej i mediach. Dziennikarze nie stanowią żadnej samodzielnej czwartej władzy czy niezależnej siły jak w demokracji lecz są zwykłymi wykonawcami, cynglami Ubekistanu.
Prezydent ma rację wskazując, że bez prawdziwej informacji demokracja będzie żartem i dlatego jej polska wersja nie do końca jest normalna, ale dzieje się tak nie dlatego, że media odgrywają samodzielnie negatywną rolę i miast informować zajmują się propagandą, tylko dlatego że są jednym z gwarantów bezpieczeństwa i pozycji bezpieczniackich i agenturalnych elit. Tak środowiskowo mediów zostało wyselekcjonowane i wmontowano w nie mechanizmy zabezpieczające przed pojawieniem się w jego elicie osobników samodzielnych i niekontrolowalnych. Dwa lata władzy PiS wprawdzie naruszyło ten idealny stan ale PO robi wszystko by przywrócić status quo, od zablokowania lustracji, po faktyczne przywrócenie WSI i opanowanie mediów publicznych, gdzie proces uwalniania się od roli gwaranta III RP został zaledwie nieśmiało zapoczątkowany.
Prezydent stwierdzając, iż „czwarta władza jest jednym z olbrzymich problemów polskiej demokracji” traktuje jednak cyngli Ubekistanu jako wprawdzie negatywną ale jednak samodzielną siłę. Lech Kaczyński uwiarygodnia w ten sposób imitację zamiast wskazać na spełnianie przez nią jedynie roli wykonawczej.
Do kategorii udających zalicza się również Rafał Ziemkiewicz kiedy stwierdza, że są rzeczy, których prezydent nie powinien mówić. Stosunek mediów do prezydenta nie wynika bowiem z jego zachowania tylko z faktu, iż Lech Kaczyński jest spoza układu i stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa elit Ubekistanu. Żeby zasłużyć na obiektywizm Paradowskiej, Lisa, Olenik, Kublik czy Żakowskiego prezydent musiałby popełnić seppuku. A i wtedy wymienieni stwierdziliby, że zrobił to za późno, nie dość boleśnie i zapomniał o bracie.
To prawda, jak pisze udawacz Eryk Misiewicz, że Sarkozy nie atakuje wszystkich mediów. We Francji jednak media są zróżnicowaną IV władzą, z przewagą wpływów lewicowych. Elita dziennikarska Francji i jej media nie miały nigdy związków z francuskimi tajnymi służbami, a powiązania z sowieckimi były na mniejszą skalą niż naszych „niezależnych” ludzie mediów.
Eryk Misiewicz i Paweł Wroński strasząc prezydenta, iż wiele starci z powodu swoich krytycznych wypowiedzi na temat dziennikarzy broniących interesów i elit postkomunistycznych, udają, że nie wiedzą co jest przyczyną permanentnego ataku mediów na Lecha Kaczyńskiego. Zmiana tej sytuacji nie zależy od uprzejmości prezydenta pod adresem reżymowych dziennikarzy lecz od wymiany elity medialnej w Polsce i przecięcia pępowiny łączącej jej ze środowiskiem byłych tajnych służb komunistycznych.
Dziennikarze nie zmienią swej postawy, jeśli prezydent będzie miły, tylko kiedy otworzą się dla młodych drogi awansu w tym zawodzie dla ludzie, których jedynym imperatywem działania nie będzie posłuszeństwo wobec postkomunistycznych elit.
Eryk Mistewicz pogroził prezydentowi, iż skończy jak Nixon, który też krytykował dziennikarzy. Medioznawcza udał, że nie wie, iż to nie dziennikarze wykończyli Nixona tylko FBI posługując się dziennikarzami. Nie uwierzę, że Mistewicz o tym fakcie nie wie, gdyż nasza prasa jeszcze kilka miesięcy temu rozpisywała się o tzw. „Głębokim gardle”, by udowodnić, że jeśli FBI sterowała w demokratycznych Stanach Zjednoczonych prasą (afera Watergate), to III RP niczym nie różni się od USA, skoro u nas służby też były oskarżane o to samo. Fakt, że kot ma ogon i pies też ma ogon, nie znaczy jeszcze, że kot jest psem.