POCAŁUNEK ALMANSORA

W piątek 14 maja byliśmy świadkami zemsty Millera. Spuszczony ze smyczy cerber Lepper brał odwet na ludziach, którzy utopili Millera: Kwaśniewskim i Rokicie. A to dopiero początek. Proszę pomyśleć ile się o nich jeszcze dowiemy w przyszłości. No a młody Berman, dlaczegóż jemu miałby Miller darować? Na odwet przyjdzie riposta, wkrótce więc dowiemy się sporo o ludziach Millera, tu już prezydent uruchomi WSI, a te swoich „dziennikarzy śledczych” i obrońców moralności, a może znów odezwą się „niezależny detektyw” Rutkowskie i Kaczmarek - „minister bez skazy”.

Wbrew powszechnemu biadoleniu los rządu Belki jest przesądzony – będzie zatwierdzony, co najwyżej w momencie głosowania oblężone zostaną toalety i bufety w Sejmie. Teoretycznie przecież wystarczy 116 głosów przy obecności 230 posłów w 460 osobowym Sejmie. Borówki już zmieniły front, co było od początku oczywiste. Pierwsze głosowanie było potrzebne by partia prezydencka mogła zamanifestować swą „niezależność” od prezydenta. Jak posłowie będą grzecznie głosować, to dostaną cztery pensje więcej (od października do lutego). Jest to argument dla posłów decydujący.

Kto wreszcie rozgoni to całe towarzystwo? Bo przecież nie ubezwłasnowolnione politycznie społeczeństwo
.
Zaczynam dochodzić do wniosku, iż zwycięstwo Leppera nie byłoby takie złe z tego punktu widzenia, gdyż walka między gangami, których społeczeństwo samo nie jest w stanie się pozbyć, mogłaby doprowadzić do ich wzajemnego wyniszczenia. Porozumienie między nimi jest niemożliwe, ponieważ koryto jest zbyt puste, a więc pozostaje tylko walka na śmierć i życie o dostęp do niego. Ponadto gang Leppera jest tak wygłodniały i żądny łupów, że nie będzie tolerował konkurencji żadnego innego złodzieja. To nie AWS, który chciał sam doić i czerwonym na dojenie pozwalał. Lepper nie pozwoli nikomu poza własnymi akolitami.

Koszty ewentualnych rządów Leppera byłyby ogromne, ale społeczeństwo samo na nie zasłużyło, gdy nie chciało walczyć z komunizmem i w latach 1988-1989 popierało strategię współpracy z bezpieką, bo Michnik, Wałesa i inni obiecywali, że dzięki temu nie będzie musiało ponosić żadnych kosztów, żadnego ryzyka. Więc koszty i ryzyko pojawiło się teraz.

Istnieje też niebezpieczeństwo, że wprawdzie gang Leppera wykończy rywali, ale jak później pozbyć się samego Leppera? To jedyny racjonalny argument przeciw. Wróćmy jednak do Belki, który miałby uratować obóz prezydenta przed Lepperem. Informacje Łapińskiego (znów gang Millera) o jego pracy dla służb specjalnych, jak zwykle w Polsce wywołały święte oburzenie, wiadomo przecież że ze służbami nikt w PRL nie współpracował, a karierę zawdzięcza własnej „uczciwej pracy dla kraju”. Nikt jednak nie zwrócił uwagi, iż sędzia Nizieński podkreślił, że proces lustracyjny został wstrzymany zgodnie z procedurą, gdy minister podał się do dymisji. A więc gdyby pozostał na stanowisku, lustracja byłaby kontynuowana, a to oznacza złożenie odpowiedniego wniosku do sądu lustracyjnego. Po zatwierdzeniu rządu, lustracja powinna zatem być wznowiona, ale zanim do czegokolwiek dojdzie, rząd zakończy swą misję i jak zwykle sprawa się rozmyje.

Po co to całe udawanie? Czy nie lepiej byłoby gdyby każdy polityk zaczynał od przedstawienia się: ja pracowałem dla SB, a ja dla wojskówki. Przecież obecnie, kiedy jesteśmy w NATO i UE to dodatkowy atut.

Kiedyś oburzałem się, iż Amerykanie wybierają na godnych zaufania partnerów wyłącznie przewerbowanych (oby) byłych (?) agentów sowieckich. Spójrzmy jednak racjonalnie z punktu widzenia interesów centrum.

Jeśli chcemy mieć wpływy w jakimś kraju, trzeba stawiać na ludzi, którzy mają tam coś do powiedzenia, czyli rzeczywistą władzę, wpływy itd., a nie na uczciwych czy szlachetnych mieszkańców politycznego śmietnika, którzy co najwyżej mogą zostać opluci w mediach, gdzie nie mają też nic do powiedzenia.

Przypomnijmy, że nagrodę za zbliżenie polsko-niemieckie dostał Mazowiecki, który wysławił się żądaniem pozostawienia wojsk sowieckich w Polsce celem obrony przed Niemcami. Nagrodę dostał bo w RFN doszli do wniosku, że jako były premier ma jeszcze jakieś wpływy.

W postkomunizmie liczą się tylko sfery ubeckie, zwłaszcza byłe lokalne GRU, więc nie dziwota, że na nie stawiają Amerykanie. Jaki z tego wniosek? Trzeba najpierw zrobić karierę w KGB a jeszcze lepiej w GRU by później zostać partnerem USA. Następnie droga do teki premiera, ministra, prezydenta – stoi otworem i to z błogosławieństwem Waszyngtonu.

Czy jest jakieś wyjście?

Tak, trzeba zdobyć rzeczywistą władzę w kraju, ale akurat to w potkomunizmie leży poza zasięgiem ludzi, którzy z naiwności i głupoty nie chcieli się związać z bezpieką kiedy należało to robić.

Autor publikacji
Ubekistan
Archiwum ABCNET 2002-2010