TKM - OBRAZKI Z ŻYCIA PAŃSTWOWEJ AGENCJI USŁUG ZBYTECZNYCH Nr 3

PO WIZYCIE

- Wichrzyciel przyszedł i telefonuje, to niesłychane, zamknąć drzwi, zabarykadować PAUZę, otoczyć budynek wojskiem - krzyczał Koziołek tupiąc i trzęsąc się cały, aż opadły mu majteczki i ukazało się wielkie ... NIC. Tego dnia bowiem Matołek zapomniał założyć protezę...

Po wizycie Wichrzyciela w PAUZie Inżynier zebrał swoich pracowników i monologował:

- Dlaczego mnie nie kochacie, przecież jestem ten dobry, to Krętacz jest tym złym - przekonywał - To nie ja jestem wszystkiemu winien, to Matołek i Pingwin, ja tylko wykonuję ich rozkazy. Gdyby to ode mnie zależało... tu zawiesił głos, po czym zwrócił się do szczupłej brunetki:

- Pani Anito, łączyłem z Panią wielkie nadzieje, mogła Pani dostać cały etat, a tymczasem zawiodłem się na Pani, słucha Pani podszeptów Wichrzyciela. Ale nie wszystko jeszcze stracone, gdyby Pani przestała, widzę przed Panią jeszcze przyszłość - kusił przymilnie Inżynier.

- Ale ja nie widzę przyszłości przed Panem - odparła sucho Anita.

Wobec tego Inżynier przybrał groźną minę:

- Panie Wojtku, byłem dla Pana jak ojciec, a Pan na mnie pismo do Zarządu podpisał, wydawało mi się, że jest Pan człowiekiem inteligentnym, a Pan słucha Wichrzyciela, będę musiał się teraz Panu bacznie przyglądać i sprawdzać kiedy przychodzi Pan do pracy - w głosie Inżyniera zabrzmiała groźba.

- Trudno, my też będziemy się Panu przyglądali - odpowiedział znany z bezczelności pan Wojtek.

Niezbity z tropu Inżynier kontynuował:

- A teraz powtarzajcie za mną - Kochamy Inżyniera, Inżynier jest naszym dyrektorem, Wichrzyciel nie wróci.

Wtem spojrzał na sufit, gdzie ujrzał kpiącą twarz Wichrzyciela i z krzykiem:

- Duchy, wezwać ochronę - wybiegł z nawiedzonego news roomu.

NA DYWANIKU

Gabinet Burka-Jurka, za biurkiem siedzi protektor, przed nim na dywaniku klęczy skruszony Pingwin.

- Przecież zawsze byłem Ci wierny - płaczliwie tłumaczył się Pingwin.

- Tak, ale okazałeś się gamoniem. Doić trzeba z rozmachem ale po cichu, a ty narobiłeś hałasu.

- To Wichrzyciel narozrabiał, ja doiłem jak kazałeś - zapewniał Pingwin.

- No właśnie, Trzeba było wykończyć Wichrzyciela zanim zaczął rozrabiać, a teraz już za późno - tłumaczył Burek po ojcowsku.

- Nie opuszczaj mnie - skamlał Pingwin.

- A co, chcesz bym upadł razem z Tobą? - Zadał retoryczne pytanie Burek-Jurek - Teraz każdy musi sobie radzić sam - zauważył sucho i zagłębił się w modlitwie, gdyż zawsze lubił mieć czyste sumienie, a płaczący Pingwin z opuszczoną głową powluk się do wyjścia.

STYPA

Po zdjęciu Tempusa w PAUZie panowała grobowa cisza. Tylko po korytarzach wiła się Harpia ze stoperem mierząc czas przyjścia do pracy personelu. Z jej otworu gębowego wydobywał się odór, od którego kobiety mdlały, a mężczyźni tracili potencję.

W pokojach panowała spokojna, miła atmosfera, pracownicy żartowali w oczekiwaniu na zmianę władzy.

W gabinecie prezesa za stołem nad butelką ruskiego bimbru nabytą na stadionie siedzieli Pingwin i Koziołek Matołek, a pod stołem jak zwykle chichotała Myszka Miki:

- Nic nie chcę wiedzieć, nic nie chcę rozumieć - powtarzała Dziewica i podśpiewywała sobie z cicha:

- Money, money, do kasy drogę znam.

- Oj przegraliśmy i trzeba będzie odejść. Żegnaj kaso - westchnął Matołek i wychylił duszkiem stakanczik bimbru, bo na nic lepszego nie było go już stać.

- Trzeba znaleźć winnego - przytomnie zauważył Pingwin.

- To nie ja - natychmiast zakrzyknął Matołek.

- Ale kto - zastanawiał się Pingwin, gdy nagle błysnęła mu genialna myśł - winny jest Tempus! To on nam kazał niszczyć PAUZę i walczyć z Wichrzycielem!

- Jesteśmy niewinni - wpadł mu w słowo Matołek - kasa nadal nam się należy. Tempus nas torturował i szantażował - rozwijał swą kombatancką opowieść Matołek.

- Ale myśmy, nie bacząc na niebezpieczeństwo, zaryzykowali własnym życiem i nie wyrzuciliśmy Wichrzyciela - podsumował Pingwin.

- Kasa nam się należy - triumfalnie obwieścił Matołek i poszedł szukać walizki na codzienną wypłatę.

UPADEK KRĘTACZA

Krętacz Pinokio kombinował. Szło mu opornie, od wysiłku myślenia na czole pojawiły się głębokie bruzdy. Jak Pingwin się dowie co o nim wygadywałem przed rokiem, niechybnie mnie wykopie, Matołek mnie nie obroni, a może i na niego nagadałem do tego zdrajcy Wichrzyciela? - Krętacz usiłował sobie przypomnieć feralną rozmowę ale w głowie jak zwykle miał pustkę. Tymczasem członkowie Zarządu radzili.

- A może by się dogadać z Wichrzycielem - zastanawiał się Pingwin.

- Ale tak, żeby mu nic nie dać, a potem i tak go wykopiemy - rozmarzył się Matołek.

Co dla nas nie ma żadnej wartości - zadał retoryczne pytanie Pingwin.

- Krętacza Pinokio, on już odwalił czarną robotę i teraz nam tylko zawadza - zaproponował Koziołek Matołek.

- Ja bym jeszcze dorzucił Inżyniera - wspaniałomyślnie dodał Pingwin - niech się zajmuje szalonymi krowami i sex shopami u kogoś innego.

- Nic nie chcę rozumieć, nic nie chcę rozumieć - powtarzała w kółko Myszka Miki i chichotała swoim zwyczajem, ale jak zawsze nikt na nią nie zwracał uwagi.

Jak uradzili tak i zrobili ale było już za późno.

PO ZMIANIE

Padał deszcz ze śniegiem jak to w marcu. Przed PAUZą, we włosiennicy klęczał Pingwin. Na jego szyj wisiała plansza z napisem: Żałuję, więcej nie będę, obiecuję poprawę.

- Żebym tylko wytrzymał do otwarcia kasy - myślał Pingwin.

Koziołek Matołek porwał cały zapas gotówki PAUZy i zamknął się w toalecie.

- Moje, nie dam, moje, sam wydoiłem, należy mi się - powtarzał i siedząc na sedesie pożerał banknoty. Niestety gdy doszedł fo bilonu dziesięciozłotówka utkwiła mu w gardle. Dusza opuszczała zbolałe ciało Matołka powoli i w mękach. Pracownicy PAUZy zostali pozbawieni na czas dłuższy toalety.

W obszernej sali bez klamek, w kaftanie na łóżku rzucał się Krętacz

- Jestem geniuszem, jestem Napoleonem, piszę trzy projekty dziennie, rządzę PAUZą - krzyczał.

- Postać w bieli zaglądając przez judasza, zwróciła się do rosłego pielęgniarza:

- Panie Michale, jeszcze jeden zastrzyk.

Pod Kościołem Św. Aleksandra uwagę przechodniów zwracała postać Dziada w łachmanach. Na jego szyji widniał napis: litości dla bezrobotnego likwidatora.

- Tak likwidował, aż zlikwidował się sam - rzucił ktoś z przechodzących.

TAK ZAKOŃCZYŁA SIĘ HISTORIA SKOKU NA KASĘ PINGWINA I MATOŁKA.

Autor publikacji
Różne
Źródło
5 Marca 2001 r.