CZY UNIA NAS WYZWOLI?

Społeczeństwo polskie jest tak słabe i bezsilne wobec klasy politycznej, która wzięła je w jasyr i traktuje jak niewolników, których można doić bezkarnie i bez ograniczeń, że przystąpienie do Unii postrzega jako środek umożliwiający wreszcie skuteczną walkę z bezprawiem. Tak może się stać ale równie dobrze możemy po prostu zamienić się w skansen Unii, jeśli sami nie doprowadzimy do zmiany warunków funkcjonowania państwa.

W szczególności nadzieje na masowe inwestycje i automatyczną poprawę sytuacji gospodarczej, jak to miało miejsce w Hiszpanii, wydają się złudne z powodu dwu zasadniczych różnic. W Hiszpanii inwestowano także z powodów politycznych, by uniemożliwić dryfowanie tego kraju w kierunku ZSRS. Sam zaś system gospodarczy był kapitalizmem, wprawdzie słabo rozwiniętym, ale funkcjonującym normalnie i mógł przyjąć inwestorów. To właśnie powszechna korupcja, niesprawne sądownictwo i bariery administracyjne stworzone specjalnie po to by politycy mogli grabić drobny i średni biznes, stanowić będą największe przeszkody w przyjmowaniu inwestycji. System samorządowy nastawiony na finansowanie lokalnej oligarchii i traktujący politykę jako sferę grabieży, nie będzie zdolny do przyjęcia i spożytkowania funduszy strukturalnych. Trudno jednak by za taką sytuację winić Brukselę a nie naszych złodziei.

Pozostaje nadzieja, iż konkurencja unijna doprowadzi do naprawy lub upadku spółki skarbu państwa, których prywatyzację wstrzymano by móc za ich pośrednictwem kontynuować finansowanie obozu rządzącego. W normalnym kapitalizmie rzeczywiście tak by się stało ale w postkomunizmie możliwe jest także inne rozwiązanie.

Zaznaczmy, iż w naszych czasach każde państwo stara się pomóc swojemu przemysłowi biorąc na siebie część jego wydatków, na ogół w sferze badań naukowych, by obniżyć koszty produkcji a przez to wspomóc konkurencyjność firm narodowych (tj. zarejestrowanych w danym kraju) na rynku międzynarodowym. Już w tej chwili spółki skarbu państwa służą jako pompy ssąco-tłoczące pieniądze z kieszeni obywateli (poprzez system podatkowy) do sejfów nomenklatury związanej z każdorazowym obozem rządzącym. Teoretycznie zwiększona konkurencyjność na rynku dzięki pojawieniu się firm unijnych powinna na spółkach skarbu państwa wymusić restrukturalizację i dostosowanie się do wymogów kapitalizmu lub ich upadek. W systemie postkomunistycznym należy się jednak spodziewać, iż nic się nie zmieni a tylko wzrosną podatki obciążające obywateli, by państwo mogło kontynuować zwiększone finansowanie. Wzrost obciążeń podatkowych musi jednak wzmocnić jeszcze bardziej bariery przed inwestorami i doprowadzić do załamania się obecnego systemu. I tu dochodzimy do sedna zagadnienia; bez Unii postkomunizm trwałby jeszcze lata, natomiast w ramach Unii musi się szybko załamać. Czy uda się nam zastąpić go demokratycznym kapitalizmem (tj. systemem rynkowym, w którym wszystkie podmioty są równe, a demokracja nie sprowadza się do fasadowego rytuału), czy też zmanipulowane przez rzekomo wolną prasę społeczeństwo pozwoli na powstanie kolejnej hybrydy, pokaże przyszłość.

Inną kwestia będzie dostosowanie się firm prywatnych do poziomu narzucanego przez unijną konkurencję. Jeśli nie uzyskają one wsparcia państwa w postaci reformy systemu podatkowego, sądowego i administracyjnego, będą upadać, gdyż produkcja zagraniczna nie obciążona „podatkiem łapówkowym” będzie tańsza. Należy zatem w pierwszym okresie spodziewać się wzrostu bezrobocia. Zaznaczmy jednak, że żadna firma, nie czując noża na gardle, jeszcze się sama nie zrestrukturalizowała. To właśnie konkurencja i zagrożenie bankructwem stymulują programy naprawcze. Chronienie zaś niewydolnych, z punktu widzenia rynku międzynarodowego, zakładów pracy jedynie petryfikuje sytuację i powoduje ich jeszcze większe zacofanie, a więc w ostatecznym rachunku izolację i katastrofę gospodarczą. Wystarczy przypomnieć, iż polskie firmy nie wykorzystały warunków stworzonych im przez Balcerowicza na początku lat 1990-tych do naprawy ale przejadły uzyskane środki.
Wiele osób zastanawia się dlaczego postkomuniści tak ochoczo prą do Unii. Teoretycznie rzecz biorąc, powinni być przecież zainteresowani zachowaniem swoich pozycji w Polsce i kontynuacją dającego im same korzyści systemu postkomunistycznego, dla którego Unia z jej ustawodawstwem stanowi zagrożenie. Jedni nie mogą rozwikłać tej tajemnicy, inni mają nadzieję, iż postkomuniści się sami oszukają. Niewątpliwie 4 tys. synekur dla obecnego obozu rządowego jest nie do pogardzenia. Rachuby, iż gdy raz znajdziemy się w Brukseli będziemy mogli grabić tak samo jak w Polsce, z pewnością nie sprawdzą się. Biurokracja unijna doskonale zdaje sobie sprawę z charakteru polskiej elity władzy i jeszcze przez wiele lat nie dopuści jej do stanowisk decyzyjnych w Unii, tzn. takich, na których można by dokonywać przekrętów. Ostatecznie nikt nie będzie tolerował konkurencji.

Przedstawiciele obozu prorosyjskiego w Polsce lubią podnosić argumenty narodowe: utratę suwerenności, zmianę obyczajowości i zagrożenie niemieckie. Zastanówmy się więc co jest lepsze z punktu widzenia narodowego: praca dla polskiego dotychczasowego bezrobotnego u holenderskiego farmera za przyzwoite pieniądze czy też popijanie wódki i patrzenie na zarastające ugorem pola? Dlaczego inwestycja, np. niemiecka, w budowę fabryki ma być pożądana a inwestycja w ziemię nie, skoro obie mają dać prace i dobrobyt obywatelowi polskiemu?
Straszenie nas zalewem niemieckim niesie w podtekście przekonanie, iż w Polsce powinni mieszkać i wykonywać wysokie funkcje społeczne i polityczne jedynie Polacy. A niby dlaczego? Gdzie tu konsekwencja, skoro cieszymy się gdy Polacy osiągają wysokie funkcje w innych państwach i społeczeństwach. Jeśli Polska miała by być tylko dla Polaków, jak przekonują nas endecy, to należało by uznać, iż w innych państwach Polacy mogliby tylko zamiatać ulice, albo być w ogóle deportowani.

Podsumowując, Unia stwarza nam szansę wydobycia się z postkomunizmu, ale jej wykorzystanie zależy od społeczeństwa, które na razie pozostaje zbyt słabe by móc skutecznie przeciwstawić się totalnie skorumpowanej klasie politycznej. Paradoksalnie, im więcej III RP zachowa suwerenności, tzn. w praktyce suwerenności owej klasy politycznej, a nie społeczeństwa, które jest jej całkowicie pozbawione, tym trudniej będzie pozbyć się grabieżców i wyjść z postkomunizmu.

Autor publikacji
Ubekistan
Źródło
Gazeta Polska maja 2003