„Wojna światów” Piotra Skórzyńskiego jest nie tylko zapisem zmagań z Sowietami, ale stara się wyjaśnić źródła poparcia zachodnich lewicowych intelektualistów dla komunizmu. Dopiero po przeczytaniu tego dzieła zrozumiemy skąd się wziął dzisiejszy postmodernizm i jego oręż w walce z wolną myślą – poprawność polityczna. Stoimy w obliczu nowego totalizmu, niebezpieczniejszego od klasycznego komunizmu, gdyż nie opartego na nędzy a jedynie na zniewoleniu umysłów i przez to trudniejszego do ukazania i pokonania.
„Intelektualna historia zimnej wojny” – jak głosi podtytuł książki Skórzyńskiego – nie dotyczy jedynie okresu powojennego, ale często cofa się do lat 1930-tych. Każdy rozdział pisany był osobno i stanowi odrębną całość. Autor przedstawia konflikt między komunizmem a światem Zachodnim i poparcie intelektualistów dla systemu i podbojów sowieckich w trzech płaszczyznach.
Agentura
Działania agentury rekrutowanej spośród elit zachodnich najlepiej widać na przykładzie Roosevelta i jego ekipy New Dealu. Przyjacielem doradcy politycznego prezydenta, Harry Hopkinsa był as wywiadu NKWD Icchak Achmerow, w Jałcie Rooseveltem sterował Alger Hiss z Departamentu Stanu , od wielu lat agent sowiecki, a przemówienia dla prezydenta pisał inny sowiecki szpieg Michael Straghit.
Nie lepiej sprawy miały się w Wlk. Brytanii, gdzie dla Moskwy pracowało 21 szpiegów zwerbowanych z wyższych klas. Warto tu przypomnieć Johny Caincrossa, jednego ze szpiegów „Pierścienia Pięciu” (Philby, Blunt, MacLean, Burgess), który pisał raporty dla doradcy wojskowego Churchilla, przekonując, iż AK morduje komunistów i Żydów zamiast walczyć z Niemcami. Jak widzimy jest to do dziś stały element propagandy sowieckiej (rosyjskiej).
Również w czasach późniejszych sytuacja się nie poprawiła, zważywszy, że za czasów prezydenta Mitterranda, Charles Hernu, minister obrony (1981-1985), pracował dla KGB.
Tchórzostwo
To jednak nie szpiedzy czynili największe szkody lecz głupi, pozbawieni zasad moralnych i tchórzliwi politycy, umożliwiając Sowietom prawie pokonanie wolnego świata. O ten już podbity oczywiście nikt się nie troszczył. Jak pisze Skórzyński nastąpiło zerwanie więzi z naszymi krajami i staliśmy się anonimową Europą Wschodnią, która jedynie przeszkadza, buntując się czasami przeciw Moskwie.
Gdy Stalin zapewniał w 1945 roku, iż jego czołgi w trzy tygodnie dojdą do Lizbony, Dean Acheson, podsekretarz w Departamencie Stanu chciał udostępnić Sowietom konstrukcję bomby atomowej. Szef tego departamentu Edward Stettinius zmusił do zwrotu księgi kodów NKWD, gdyż przecież nie można podsłuchiwać sojuszników. Amerykanie skonfiskowali również tłumaczenie Iwana Bahrianego na język ukraiński Folwarku Orwella, by Stalinowi zrobić przyjemność.
Skórzyński omawia wszystkie główne momenty polityki globalnej w okresie powojennym: przygotowania do wojny w1952, kryzys kubański 1962, gotowość do wojny w 1973 i 1980 oraz alarm w 1983, okres jednostronnych ustępstw Henry Kissingera, wojnę w Afganistanie aż do reaganowskiego zwrotu, który uratował świat. Zwłaszcza wiele możemy się dowiedzieć o polityce poszczególnych ekip amerykańskich prezydentów. Warto wiedzieć ile razy i jak blisko byliśmy wojny światowej.
U źródła zmian w polityce amerykańskiej wobec Sowietów na korzyść oporu zawsze stali Polacy lub osoby wywodzące się z Polski.
W 1946 roku zwrot zapoczątkowała depesza George’a Kennana, ambasadora w Moskwy, ostrzegająca przed polityką Stalina, która powstała w oparciu o polskie doświadczenia. W 1976 roku prezydent powołał tzw. Zespół B, który miał zanalizować politykę sowiecką niezależnie od odprężeniowców z Zespołu A, twierdzących, iż biedna, osaczona Moskwa jedynie się broni. Nowych ekspertów zorganizował Ryszard Pipes. Udowodnili oni, iż Sowiety gotowe są rozpętać wojnę, jeśli będą przekonani o jej wygraniu. Owocem pracy Pipesa stała się później polityka Reagana.
Płk. Kukliński przyczynił się do wydania przez Cartera Dyrektywy 59 o użyciu broni nuklearnej w razie ataku sowieckiego, a później uratował świat przed wojną jądrową przekazując sowieckie plany ataku.
Dlaczego zachodni politycy prowadzili politykę ugłaskiwania Sowietów i nie chcieli nic wiedzieć o naturze komunizmu?
Skórzyński dochodzi do wniosku, iż najważniejszą przyczyną krótkowzroczności było tchórzostwo i niskie morale decydentów. Johnson ze strachu przed konfrontacją odmówił zbombardowania wyrzutni rakietowych wokół Hanoi. Czyż nie jest to postawa typu: nie możemy poznać prawdy o Smoleńsku bo Putin będzie niezadowolony?
Skoro uznano życie za wartość nadrzędną, a tak mogło się stać tylko w epoce bez Boga. Pozostawały tylko ustępstwa, uważa Skórzyński.
Pisarz angielski Kenneth Tynan wykrzyknął: „Wolałbym żyć na kolanach niż umrzeć na kolanach” , na co William Buckley jr odpowiedział mu przecież „można umrzeć stojąc”, nie trzeba klęczeć.
Intelektualiści
Lewicowi intelektualiści uwielbiali przede wszystkim komunistyczne łagry. Harold Lasky podziwiał „twórcze organizowanie czasu wolnego” w Gułagu (1946r.). Jean-Paul Sartre, guru zachodniej lewicy i polskich staliniąt buntujących się przeciw partii, chwalił dobre warunki, przyjaźń ze strażnikami, „nieuciążliwą pracą” i „liberalny regulamin” jakie miały panować w obozach do 1936 roku czyli momentu gdy wylądowali tam komuniści. Sartre sprzeciwił się też destalinizacji, gdy „szaleństwem jest publiczne oskarżanie postaci o cechach sakralnych”. Stalin jako nowy bóg lewicy po 1956 roku jednak zmarł.
W 1965 rozpoczął się zachwyt maoizmem, więc modny stał się Gułag chiński. Felix Greene zachwycał się, iż pozostawia on „moralne piętno na skazańcu” (1968r.), a premier Kanady Trudeau oburzał się, że chińskie więzienie to „ogród pełen zieleni i pięknych pachnących drzew” (1974r.).
Günther Grass, ulubieniec Czerskiej, podziwiał „humanitarne traktowanie więźniów” w komunistycznej Nikaragui (1983r.).
W okresie 3 tygodniowych rządów w Hue, podczas ofensywy Tet w 1968 r., bezpieka komunistycznego Wietnamu wymordowała 4 tys. wrogów klasowych, w tym kilku zachodnioniemieckich lekarzy. Wówczas niemieckie pismo „Konkret” wprowadziło rozróżnienie między „niesłusznym morderstwem”, a „słuszną egzekucją polityczną”. Lekarze zostali zlikwidowani, gdyż nie rozumieli podstawowych problemów społecznych i „chłopscy rewolucjoniści” mogli słusznie „być źli” na nich.
Uczniowie Sartre’a ubolewali, iż Czerwoni Khmerowie, mordując 3 mln ludzi, wykazali „zbytni pośpiech …(który) przyczynił się do klęski tego przedsięwzięcia, słusznego w intencjach”, gdyż miało „zlikwidować źródła nierówności i niesprawiedliwości” (1980 r.).
Oczywiście Sartre i jego uczniowie znali prawdę, ale ważna była skuteczność w walce o „nowy świat”. Stalin był skuteczny i jego następcy również. I tylko to się liczyło. Jak pisała Simone de Beauvoire, feministka i konkubina Sartre’a, moralistyka to burżuazyjny idealizm, liczy się tylko skuteczność i moralność musi być jej podporządkowana. Tu są źródła współczesnego postmodernizmu, czyli skrajnego relatywizmu moralnego.
Jak twierdził Sartre: „każdy antykomunista to szakal”, wiemy więc skąd się wzięli „zoologiczni antykomuniści” u Michnika, który w roku 1976 i 1977 bawił z wizytą u twórcy egzystencjalizmu.
Kapłani bez Boga
W wyniku dobrobytu w 1969 roku prawie połowa młodzieży w USA studiowała. Mieszkała na campusach w oderwaniu od prawdziwego życia i była całkowicie samowystarczalna dla siebie. Jak zauważył Leopold Tyrmand, wyrzucony za poglądy z „The New Yorkera”, nauki społeczne opanowali staliniści, którzy jako prześladowani wyjechali na Zachód i kontynuowali na tutejszych uniwersytetach promocją komunizmu i Sowietów. Jednocześnie więcej czasu wolnego stworzyło zapotrzebowanie na rozrywkowy ersatz kultury, a więc wzrosło znaczenie jego producentów, którzy należą do lewicy. Poczucie bezpieczeństwa socjalnego stworzyło społeczeństwo hedonistyczne.
W epoce postprzemysłowej środowiska uniwersyteckie i pracowników mediów są liczniejsze niż robotnicy (w USA), gdyż produkcją zajmuje się tylko 15 proc. społeczeństwa. W rezultacie tych przemian powstała formacja społeczno-towarzyska, potrafiąca się rozpoznawać i nosząca pewne cechy szlachty, która nazwała się światem opiniotwórczym. Posługują się oni językiem poprawności politycznej czyli opisem nierzeczywistości.
Skórzyński porównuje ich do kasty samozwańczych laickich kapłanów przekonanych o własnej wyższości, którzy jednak w odróżnieniu od starożytnych poprzedników nie tylko wyjaśniają świat ale chcą go tworzyć, kształtować nowego człowieka. Jeśli są skuteczni, wygrywają, a więc są po stronie heglowskiego Duch historii. Stąd ich amoralność i brak granicy między dobrem i złem. Co dotyczy jednostki jest subiektywne i bez znaczenia wobec obiektywnych praw historii.
Zdaniem Skórzyński, totalitaryzm jest jedną z odpowiedzi na pytanie o sens życia w świecie bez Boga. Kapłani znajdują go tworzeniu nowego człowieka, a w istocie uzasadniają w ten sposób swoją uprzywilejowaną pozycję. Szerzą relatywizm by nie było oparcia w trwałych wartościach i narzucają amnezję by zabić siłę oporu tkwiącą w poczuciu tożsamości.
W 1968 roku Daniel Cohn-Bendit, jeden z najlepszych przyjaciół Michnika, krzyczał: „domagamy się całkowitej wolności wypowiedzi na naszym wydziale i jednocześnie zakazujemy wypowiedzi proamerykańskich”. Czyż w tym żądaniu wolności dla siebie i zakazywaniu jej innym nie odnajdujemy źródeł groźby Michnika: „Skórzyński, nie istniejesz i nigdy nie zaistniejesz”!
Do nabycia przez internet pod adresem:
http://bookshop.freepl.info/
e-mail: contact@freepl.info
Tel. 519-353-511