CHIRAC CHCIAŁ POZBYĆ SIĘ SARKOZIEGO?

W polityce zazwyczaj nie chodzi o to, o co wszystkim wydaje się, że chodzi. Aktualny konflikt w sprawie kontraktu pierwszego zatrudnienia – CPE (le contrat première embauche), pozwalającego na zwolnienie z pierwszej pracy po dwu latach bez podania przyczyn, stanowi teatralne dekoracje prawdziwej walki o władzę jaka toczy się między ministrem spraw wewnętrznych Nicolasem Sarkozy i premierem Domonikiem de Villepin, popieranym przez prezydenta Jacques Chiraca, a stawką jest nominacja rządzącej prawicowej Unii na rzecz Ruchu Ludowego na kandydata w wyborach prezydenckich 2007 roku.

Wyznaczony 4 kwietnia dzień ogólnokrajowej mobilizacji przeciwko CPE przyniósł dość ograniczone trudności w transporcie we Francji. Był to piąty dzień masowych demonstracji stanowiących część protestów studentów, młodzieży licealnej i związkowców trwających z przerwami od dwu miesięcy przeciwko ustawie podpisanej już przez prezydenta i natychmiast zawieszonej, we Francji bowiem związki zawodowe zawsze wygrywają konflikty z rządem.

60 wydziałów szkół wyższych nie pracowało prawie przez 8 tygodni, sparaliżowane zostały zwłaszcza Uniwersytety w Rennes, Tuluzie, Portier i Paryżu. W konsekwencji zagrożone jest nauczanie w semestrze letnim i egzaminy. By nadrobić stracony czas planuje się dodatkowe zajęcia w weekendy i wydłużenie roku akademickiego do dwu miesięcy oraz przeniesione egzaminów.  Na 4300 liceów strajkująca młodzież zablokowała 1400 szkół nie dopuszczając w nich do nauki przez różne okresy czasu. W rezultacie zagrożone są zwłaszcza egzaminy na specjalizacjach technicznych, które powinny zacząć się w połowie maja. Nie jest tajemnicą, że protesty zostały wykorzystane przez młodzież do masowego wagarowania.

Francja od 20 lat pogrążona jest w pełzającym kryzysie ekonomicznym spowodowanym przez powszechny etatyzm, nadmierne regulacje, korporacjonizm i przywileje grupowe, tudzież wynikający z nich przytłaczający social. Marzeniem każdego Francuza jest być funkcjonariuszem, tzn. pracownikiem na etacie państwowym w praktyce z dożywotnio zapewnionym zatrudnieniem. Każda, nawet najmniejsza grupa zawodowa, już ma albo domaga się zdefiniowania własnego statusu, co oznacza, że ktoś spoza niej nie może wykonywać danego zawodu. W systemie francuskim nie chodzi tylko o rozbudowane świadczenia socjalne ale przede wszystkim o przywileje związkowe, wyjątkowo szerokie w sektorze państwowym oraz małą mobilność gospodarki i przytłaczającą biurokrację. Kontrakt pierwszego zatrudnienia miał ułatwić przedsiębiorcom szybkie dostosowywanie się do potrzeb rynku, zatrudnianie lub zwalnianie pracowników bez konieczności wypłaty odszkodowań i uciążliwej procedury. Dla absolwentów podejmujących pierwszą pracą był niekorzystny gdyż nie gwarantował bezpieczeństwa zatrudnienia a nawet z góry zakładał, iż będzie ono niepewne i tymczasowe. Dla gospodarki jednak miałby on skutki pozytywne, a więc w sumie więcej ludzi znalazłoby zatrudnienie, choć niepewne. Francuzi jednak nie chcą stać przed wyborem czy lepiej być na bezrobociu czy pracować okresowo i odpowiadają, iż chcą pracować i mieć gwarancje bezpieczeństwa zatrudnienia, nie widząc, iż jest to sprzeczność. Żadne argumenty ekonomiczne nie trafiają do francuskiego wyborcy, który zgadza się na reformy i ograniczenia przywilejów ale wyłącznie nie jego grupy zawodowej.

Dla lewicy projekt CPE był wymarzonym pretekstem do zaatakowania rządu i zmobilizowania młodzieży ale prawdziwa walka toczy się na innym polu. Wśród 577 posłów w Zgromadzeniu Narodowym rządząca Unia na rzecz Ruchu Ludowego – UMP ma przytłaczającą większość 364 deputowanych. Na prawicy znajduje się też chadecka Unia na rzecz Demokracji Francuskiej – UDF z 30 posłami. Na lewicy oprócz 150 socjalistów jest jeszcze 22 komunistów. 11 posłów nie należy do żadnego klubu. Lewica nie stanowi więc zagrożenia dla prawicy sprawującej władzę nieprzerwanie już drugą kadencję.

W tej sytuacji kryzys nie był tłem walki między prawicą i lewicą, tym bardziej że wybory parlamentarne są dopiero za 3 lata, ale rywalizacji w łonie samej prawicy, konkretniej, w szeregach Unii na rzecz Ruchu Ludowego - UMP, a jego stawką jest uzyskanie przywództwa i nominacji na kandydata prawicy w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.

Głównym kandydatem jest przewodniczący UMP od 2004 roku i jednocześnie minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy, który był ostatnim przewodniczącym gaullistowskiej Unii na rzecz Republiki – RPR. W 2005 roku prezydent Chirac mianował premierem Dominika de Villepina by zrównoważyć wpływy Sarkoziego i ewentualnie wypromować swojego kandydata na prezydenta. Od tego czasu w partii trwa nieustanna walka między „villepenistami” i „sarkozistami”.

W czasie kryzysu Chirac poparł rząd, podkreślając, iż to wyłącznie on powinien prowadzić negocjacje ze związkowcami w sprawie poprawek dotyczących motywacji zwolnienia i okresu trwania CPE od 2 lat do 1 roku. Inicjatywę negocjacji chciał przejąć przewodniczący klubu parlamentarnego UMP, czyli sarkoziści, którzy kontrolują władze partyjne. Sarkozy wykorzystał też interwencję Chiraca by oświadczyć, iż należy wycofać się z CPE. W ten sposób obie strony chciały wykorzystać kryzys wywołany próbą reformy gospodarczej do pozbycia się przeciwnika. Oczywiście sama słuszność reformy nie ma z tym nic wspólnego.  W tej chwili toczy się walka o to kto będzie mógł przypisać sobie zasługę zawarcia porozumienia ze związkami zawodowymi i studenckimi, a więc pozbycia się niepopularnego prawa. W ostatnich dniach na czoło „dialogu społecznego” wysunął się premier De Villepin. Sarkozy z kolej zaproponował reformę konstytucyjną.

5 kwietnia na konwencji partyjnej Nicolas Sarkozy mówił o wzmocnieniu prerogatyw prezydenckich, ponieważ we Francji „to prezydent rządzi”. Prezydent mógłby być wybrany tylko na dwie kadencje pięcioletnie, co pośrednio wymierzone jest przeciwko Chiracowi sprawującemu ten urząd od 1997 roku. Jego pierwsza kadencja trwała jeszcze siedem lat. Prezydent sam przedstawiałby swą politykę przed parlamentem, a nie za pośrednictwem premiera. Opozycja tworzyłaby gabinet cieni według modelu angielskiego. Sarkozy jest też gotów dopuścić w jakimś zakresie wyborów proporcjonalnych. Rozważany jest zakaz kumulowania mandatów, bowiem w systemie francuskim w praktyce 95 proc. posłów jest jednocześnie radnymi w samorządach lokalnych lub merami. Po 20 latach licznych tzw. koabitacji, czyli jednoczesnego sprawowania urzędu przez prezydenta wywodzącego z lewicy i premiera reprezentującego prawicę lub na odwrót system przestał funkcjonować. Jest to nauczka dla Polaków, którzy chcieliby by wszystkie partie zgodnie rządziły razem. Francja udowodniła, iż jest to najlepszy sposób by nie można było rozwiązać żadnego problemu. Demokracja by mogła funkcjonować, rządzić musi jeden obóz podczas gdy drugi jest w opozycji.

Ustawa podpisana przez Chiraca z pewnością nie będzie wprowadzona w życie a nawet jeśli oficjalnie nie zostanie odwołana, będzie tak ograniczana rozmaitymi poprawkami, że pozostanie martwą literą. Jedynym skutkiem kryzysu będą więc przetasowania w łonie UMP.

Jeśli z tej rywalizacji Nicolas Sarkozy wyjdzie zwycięsko i nie tylko zostanie mianowany przez swoją partię kandydatem w przyszłorocznych wyborach prezydenckich ale też je wygra, polityka francuska z pewnością zmieni się w kierunku bardziej proatlantyckim, a więc korzystniejszym z polskiego punktu widzenia. Wycofanie się ze słusznej ustawy można więc rozpatrywać jako niewielki koszt całej operacji.

Autor publikacji
Różne
Źródło
Gazeta Polska Nr 2006