ALTERNATYWA SYSTEMOWA I ANTYSYSTEMOWA

Ciekawe, że system wraca do pierwotnego projektu przygotowanego przez Michnika, który wzorem Wielkiego Lenina w ogóle nie przewidywał istnienia opozycji. Proces tworzenia sceny politycznej zapoczątkowany przez Jarosława Kaczyńskiego uległby wówczas całkowitej likwidacji.

Każdy system polityczny wytrącony ze stanu równowagi dąży do powrotu do status quo. Jeśli mu się to nie udaje, następuje jego rozkład. Jest więc rzeczą naturalną, że establishment Ubekistanu po rocznym okresie niepewności i zakłóceń w funkcjonowaniu ukrytych powiązań nie tylko chciał po 2007 r. przywrócić równowagę systemu, ale także wbudować w niego takie bezpieczniki, które zagwarantowałyby ją na stałe. Niebezpieczeństwo nie może się powtórzyć. Wielki strach nie może powrócić. Najlepsze gwarancje daje zaś zwykły totalizm, a nie postkomunistyczna fasadowość.

Alternatywa systemowa

W komunizmie tradycyjnym regulowano system poprzez kryzysy, co opisała i uzasadniła prof. Staniszkis, kiedy jeszcze nie była zmanipulowana i miała ostrość widzenia rzeczywistości ukrytej za matrixem dla ludu.

Wybuch kryzysu przyspieszano drogą bezpieczniackiej prowokacji, by pozbyć się ekipy zużytej i wprowadzić na partyjne szczyty ekipę nową z poparciem ludu i ku jego wielkiej radości, iż nareszcie komunizm będzie dobry, a nie, że go nie będzie. W tym systemie, jak opisywała Staniszkis, partia stanowiła społeczeństwo zastępcze, więc sprzeczności ujawniały się w partii w formie walk frakcyjnych.

W demokracji typu zachodniego podobne regulacje odbywały się bez policyjnych prowokacji i ofiar. Przykładem było porozumienie wenezuelskich chadeków i neoliberałów (Akcja Demokratyczna) zawarte w 1958 r. w Punto Fijo, iż będą zmieniali się u władzy i nie dopuszczą żadnych innych ugrupowań. W ten sposób nadano demokracji cechy fasadowości, ale nie stworzono ustroju totalitarnego.

Alternatywa systemowa w postkomunizmie polega na wmówieniu ludziom, iż mają rzeczywisty wybór, podczas gdy jedynie głosują na przygotowane dla nich ugrupowania, co gwarantuje bezpieczeństwo, stabilność i przywileje postkolonialnym elitom i oligarchii związanej interesami z dawnym Centrum. W tym celu co jakiś czas służby wygenerowują „nową” partię, a agentura medialna ją lansuje, zaś zużyte stronnictwo odchodzi w niebyt. Dotychczas nie odbywało się to kosztem rozruchów i masowych ofiar, gdyż telewizja i generałowie SB wystarczali.

Jednocześnie stronnictwo opozycyjne stanowi także element systemu, jedynie może być politycznym przedłużeniem rywalizującej służby. Wybór zatem sprowadza się w praktyce do głosowania na przedstawicieli ugrupowań wynajętych przez różne segmenty bezpieki do odgrywania przedstawienia przed telewizorami, podczas gdy zasady nowego totalizmu się nie zmieniają. Korzystają na tej operacji głównie pracownicy frontu ideologicznego zwani z przyzwyczajenia dziennikarzami, którzy zarabiają, analizując bez końca postępowanie i dalekosiężne strategie marionetek. Nie zawsze operacja wylansowania „nowego” ugrupowania udaje się za pierwszym razem. Czasami walki między klanami uniemożliwiają jej skuteczność. Jest to jednak rywalizacja o podział tortu toczona w ramach systemu jak niegdyś między frakcjami partyjnymi. Czasami ostra walka między krajową bezpieką i wojskówką, a później między tą ostatnią i wywiadem cywilnym, doprowadzała już do takiego rozchwiania systemu, iż tworzyła się próżnia dla alternatywy antysystemowej, jak w 2005 r.

Alternatywa antysystemowa

Alternatywa antysystemowa w demokracji proponuje totalitaryzm i dlatego powinna być odrzucona, natomiast w postkomunizmie chce ów totalizm i oligarchię oraz status kolonialny wobec obcego gwaranta zlikwidować. Nie oznacza to, iż automatycznie cieszy się masowym poparciem wyborców, którzy wzorem kolaboranckich i służalczych elit, wolą totalizm, a zawłaszcza półkolonialny status Polski wobec Rosji, gdyż uważają, że gwarantuje im on bezpieczeństwo w myśl zasady: spiesz się zniewolić sam, zanim Rosja Cię zniewoli, a będzie Ci lżej.

Opisywany system może funkcjonować pod warunkiem, iż nie ma żadnej alternatywy, czyli głosujący mogą wybierać jedynie między Michnikiem a Kuroniem czy Tuskiem a Komorowskim. Nie chodzi przy tym o to, czy owa alternatywa może w danym momencie wygrać wybory i sprawując rządy, skutecznie zmienić system, odsuwając od władzy oligarchię, ale o to, by w ogóle żadnej alternatywy nie było.

Alternatywa stanowi bowiem potencjalne niebezpieczeństwo dla systemu w momentach jego trudności wewnętrznych, np. gospodarczych lub zagranicznych, np. osłabnięcie Centrum jak w 1992 r., bądź rywalizacji między klanami sprawującymi władzę, jak po aferze Rywina.

Najprostszą strategią systemu jest wtedy rozbicie antysystemowej alternatywy za pomocą agentury i ludzi głupich, a ambitnych, co udało się zrobić z Porozumieniem Centrum. Fakt, iż sąd uznał, że inwigilacji prawicy nie było, potwierdza jedynie tę tezę. Trudno bowiem, by przestępca przyznał się dobrowolnie do swych czynów, zamiast je ukrywać.

Sytuacja jest bardziej skomplikowana, gdy rozbicie się nie udaje. Wówczas aktualny jest „długi marsz”. Pierwszym krokiem jest infiltracja przeciwnika, a następnie kolonizacja przez ludzi systemu. Taka sytuacja miała miejsce, gdy duże grupy byłych działaczy UW nagle przystąpiły do PiS i zaczęły zajmować wysokie, a nawet kluczowe stanowiska. Dopóki jednak żył Prezydent, nie można było operacji sfinalizować, a co najwyżej ściśle kontrolowano pracę Kancelarii i starano się ją sprowadzić do wewnętrznych walk koterii, by zniweczyć jakąkolwiek skuteczność działania. Takie efekty można osiągnąć, wstawiając w odpowiednie miejsca ludzi realizujących się w intrygach. Będą oni skutecznie paraliżowali jakąkolwiek działalność bez żadnych instrukcji i celów politycznych.

Inną grupą, może w wypadku PiS ważniejszą i niebezpieczniejszą, są działacze chcący już tylko partycypacji w systemie za cenę rezygnacji z pierwotnych celów i pod warunkiem zachowania pozycji, a przede wszystkim bezpieczeństwa. Zgadzają się więc na stanie się alternatywą systemową na równi ze stronnictwami stworzonymi w jego ramach. Gdy jedna lub obie grupy opanują kluczowe pozycje alternatywy antysystemowej, następuje proces jej wasalizacji, a następnie klientelizacji wobec władzy. Taki rozwój wypadków byłby naturalną konsekwencją katastrofy smoleńskiej, gdyby Jarosław Kaczyński posłusznie wsiadł do przygotowanego samolotu. „Nieposłuszeństwo” prezesa zmusiło do zastosowania planu „B”, czyli rozłamu świetnie zorkiestrowanego z akcją bezpieczniackich mediów.

Nowe rozdanie

PiS został de facto przez parycypantów sparaliżowany. Do tego dochodzi powolny rozkład, gdyż większość działaczy pragnie tylko jednego – zachowania swoich pozycji. Przyszłość stronnictwa, polityka polska nie mają żadnego znaczenia, chodzi jedynie o to, by wszystko pozostało po staremu, by mieć zagwarantowane stanowisko, mandacik, dojście. W każdym nowym członku partii widzą oni jedynie zagrożenie dla siebie. Przecież mógłby się okazać energiczniejszy, ma inne kontakty i nie daj Boże, coś by osiągnął. Dlatego funkcyjni i ich otoczenie bronią się przed dopływem świeżej krwi. Partia kostnieje, nowi, energiczni i ideowi ludzie całymi miesiącami bezowocnie czekają na przyjęcie, gdyż średni aparat chce tylko jednego – zachować stan posiadania w nic się nie mieszać, nie podejmować żadnych inicjatyw, nie narażać się.

Tymczasem jesteśmy świadkami operacji na o wiele większą skalę niż inwigilacja prawicy i niszczenie Porozumienia Centrum w czasach, gdy Komorowski był ministrem obrony. Nie chodzi bowiem tylko o likwidację PiS, ale o jednoczesne zarządzanie nadchodzącym kryzysem, o którego skali nawet nie mamy pojęcia. Dlatego system musi zabezpieczyć się wyjątkowo silnie.

W pierwszym wariancie mielibyśmy powrót do klasycznej formuły Frontu Jedności Narodu z kierowniczą rolą PO i dwoma stronnictwami sojuszniczymi: dla lewicy partia Palikota, a dla prawicy – kluzikowcy. Celem obecnej operacji jest więc likwidacja alternatywy antysystemowej i pełna wasalizacja Kluzikowego PiS. Na opornych zaś przygotuje się prokuraturę, izby skarbowe i służby. Któż chce mieć Berufsverbot dla siebie i całej rodziny, nie mówiąc już o śledztwach prokuratury.

Plan jest jednak o wiele bardziej dalekosiężny, gdyż zbliża się zużycie PO i Tuska. Samemu premierowi, jeśli będzie posłuszny Putinowi, Merkel w nagrodę załatwi jakieś stanowisko w Unii, np. głównego zaopatrzeniowca w papier toaletowy dla Parlamentu Europejskiego. Finansowo na pewno nie straci, a TVN ogłosi, iż jest to wielkie zwycięstwo Polski, bo „nasz premier” będzie decydował o dobrym samopoczuciu europosłów. Lud będzie zachwycony.

W istocie jednak zużycie PO będzie wymagało wygenerowania nowego stabilizatora systemu, czyli powtórzenie akcji gen. Czempińskiego, gdy zużytą Unię Wolności zastępowała Platforma. To duże pole do popisu dla Schetyny i jego nowej partii lub „zreformowanej” PO, która zjednoczyłaby „wszystkie postępowe elementy społeczeństwa polskiego w walce o dalszą szybką poprawę bytu mas pracujących i zacieśnienie odwiecznych związków przyjaźni”.

Jest tylko jeden warunek – całkowite poddaństwo wobec Rosji. Na scenie będą mogły pozostać tylko Rußland und Sicherheitsdienst – freundliche Elemente. Jest jednak jeden niezbędny warunek powodzenia tej operacji – brak jakiejkolwiek alternatywy systemowej, która mogłaby wejść w próżnię tworzącą się w momencie, gdy zużyta partia będzie likwidowana, a nowa zajmowała jej miejsce. Jest to najbardziej wrażliwy moment całej operacji.

Partycypanci bardzo dobrze rozumieją obecną sytuację geopolityczną Polski i nie chcąc utracić zdobytych pozycji, nie widzą innego wyjścia, niż faktyczne dołączenie się do partii rosyjskiej. Wszelki gadanie na temat jakichkolwiek innych przyczyn stanowi wyłącznie zasłonę propagandową, mającą usprawiedliwić ich wejście w system i jego stabilizację. Są to próby racjonalnego uzasadnienia zawartych sojuszy i podjętych już kilka miesięcy temu decyzji. A dla niezłomnych – są jeszcze więzienia i podróże samolotami.

Możliwe oczywiście, że w podrosyjskiej Polsce uda się kluzikowcom np. uchwalić bardzo dobrą ustawę o ochronie mrówek leśnych. Będzie ona nawet stosowana, oczywiście dopóki lasy nie zostaną rozdane. Będą też mogli wyrażać swój szacunek dla moskiewskiego sojusznika innymi słowami niż rzecznik Graś. Lud będzie zadowolony ze zmiany języka, braku podziałów i rezygnacji z „robienia polityki”. Nie należy więc łudzić się. Jest tylko jeden warunek – przygotowanie dla niezadowolonych partii, która dzięki „spontanicznemu poparciu ludu” będzie mogła zerwać z błędami i wypaczeniami okresu Tuska.

Ciekawe, że system wraca do pierwotnego projektu przygotowanego przez Michnika, który wzorem Wielkiego Lenina w ogóle nie przewidywał istnienia opozycji. Proces tworzenia sceny politycznej zapoczątkowany przez Jarosława Kaczyńskiego uległby wówczas całkowitej likwidacji.

Opór

Niezdolność PiS do wchłonięcia ludzi, którym sprawa niepodległości nie jest obojętna, powoduje, iż jedynym realnym rozwiązaniem jest tworzenie szerokiego ruchu sprzeciwu wobec narzucenia nam statusu kondominium. Wszelkie inne sprawy, różnice ideologiczne nie mają żadnego znaczenia. Dlatego ograniczanie się do ortodoksyjnej prawicy lub wymagania zgodności ideologicznej byłoby sekciarstwem i ograniczyłoby naszą bazę. Dla takiego ruchu PiS byłby naturalnym sojusznikiem, a jednocześnie byłaby to metoda wywarcia nacisku na zasiedziałych partyjnych funkcjonariuszy i ich klientów, szukających jedynie korzyści osobistych.

Zhołdowanie Rosji Polski możliwe jest tylko w pseudopatriotycznej oprawie i wszechogarniającym kłamstwie. Ludzie otwarcie nie przyznają, że wolą pełzać przed Rosją, niż zachowywać się godnie, i dlatego głosują na partie gwarantujące im status wasalny. Politycy nie mogą otwarcie prowadzić polityki hołdowniczej – muszą kłamać, krzycząc o patriotyzmie. Dlatego uderzenie w kłamstwo, jasne mówienie o ich działalności jest bardzo skuteczne. Ostatnie wydarzenia, reakcje Grasia, Tuska i Komorowskiego na próby szukania przez PiS sojuszników w Ameryce, które niedwuznacznie wskazywały na Rosję jako naszego najbliższego sojusznika i opiekuna, przywołały wspomnienia z okresu stalinowskiego. Dlatego należy postawić wszystkich przed jasnym wyborem: albo popieracie partię rosyjską i zhołdowanie Polski, ale w sposób OTWARTY, albo jesteście przeciwnikami zaboru.

Autor publikacji
Ubekistan
Źródło
Nowe Państwo nr 11 (57)/2010