KRYTERIUM

Ostatnia kampania wyborcza postawiła przed nami pytanie, z kim i na jakich warunkach sojusze są możliwe. Spróbujmy zatem odpowiedzieć, jakie jest główne kryterium podziału politycznego mieszkańców Polski i udzielenia naszego poparcia konkretnym formacjom politycznym.

Ryszard Bugaj stwierdził w Polskim Radio, iż nie będzie głosował na Jarosława Kaczyńskiego i pozostanie w domu, ponieważ ten zrobił zbyt duży ukłon w kierunku postkomunistów. Dodajmy, że wyciągnięta ręka została odtrącona przez Adama Gierka. Bugaj w ten sposób ułatwił zwycięstwo obozowi, którego elita przywódcza, moim zdaniem, planuje ostre cięcia wydatków socjalnych z obniżkami emerytur i rent włącznie, prywatyzację szpitali i generalnie politykę antysocjalną, na której przecież Bugajowi jako dobremu socjaliście w starym stylu zależy.

Spójrzmy z drugiej strony. Otóż większość środowiska UPR (WiP) głosowała za Bronisławem Komorowskim, bo „Kaczyński to socjalista”. Ideowi korwiniści zatem pomogli w zwycięstwie obozowi, który, według moich informacji, już planuje podniesienie podatków, by zniwelować dziurę budżetową, którą poprzednio uparcie pogłębiał ze względów wyborczych. Tak więc liberałowie, i to często dogmatyczni, pomogą podwyższyć podatki, głosując przeciwko obozowi, który te podatki obniżył. W ten sposób obie grupy odreagowały sobie na Kaczyńskim i jemu na złość odmroziły sobie palce.

Współcześni targowiczanie

Gdyby Polska znajdowała się w bezpiecznej sytuacji politycznej, gdyby władzy1/ w niej nie posiadały środowiska bezpieczniackie związane interesami z zaborczym państwem i nie rządzili nią ludzie gotowi na każdą niegodziwość dla zachowania przywilejów i bezprawnie uzyskanej pozycji, gdybyśmy byli np. jakąś Holandią, Danią czy choćby Portugalią, wówczas sprawy podatkowe, socjalne, konkretne rozwiązania instytucjonalne, modernizacja techniczna, jak budowa autostrad, stanowiłyby główne kryteria podziałów politycznych. Socjaliści z liberałami, ateiści z chadekami mogliby kłócić się i stroić fochy do woli, gdyż nawet brak stabilnej koalicji rządowej nie zagrażałby totalną katastrofą i utratą podmiotowości i przekształceniem własnego państwa w administrację terenami polskimi.

Obecna sytuacja Polski jest inna. Nie tylko jesteśmy zagrożeni przez Rosję i jej sojusz z Niemcami oraz politykę wasalizacji państw Unii, której pierwszym kosztem mamy być my, ale także désinteressement USA wobec Polski, która ma być elementem ceny za przychylności Rosji w Azji. Nade wszystko zaś mamy w kraju potężną V kolumnę, która w Rosji upatruje gwaranta własnej władzy i pozycji. Wspiera się ona na szerokiej bazie społecznej, składającej się z dwu wyraźnych grup. Jedni, zwłaszcza młodzi, nie widzą żadnej potrzeby zachowania niepodległego państwa, zwłaszcza że jest ono kiepskie i głównie terroryzuje obywateli. Wydaje im się, że skoro wszędzie panuje niewydolność, że jeśli wszędzie napotykają bariery, to zagrożenie z zewnątrz jest bez znaczenia. Oczywiście walczyć przeciwko istniejącym stosunkom byłoby zbyt niebezpiecznie, lepiej więc się dostosować i robić karierę w ramach systemu, a najlepiej w ogóle się tym nie zajmować. W ostateczności można wyjechać. Własne państwo jest przecież do niczego niepotrzebne, co zatem za różnica, że będziemy zależni od Rosji i Niemiec, przynajmniej powstaną autostrady. Fakt. Autostrada Berlin – Moskwa na pewno zostanie zbudowana. Druga grupa zaś sądzi, iż Rosja jest tak potężna, iż lepiej się jej samemu podporządkować. To ci uważają, iż sprawy smoleńskiej nie należy drążyć, bo jest zbyt niebezpieczna. Stąd liczne wpisy na forach dokonywane według jednolitego schematu: chcecie prawdy, to od razu ogłoście wojnę Rosji, ostrzcie szabelki.

To tego typu ludzie w 1943 r. oświadczyliby zapewne, że zbrodni katyńskiej dokonali Niemcy, żeby Sowiety były zadowolone. Tylko że takich Polaków wtedy nie było. Mamy zatem miarę samozniewolenia i podłości. Nie chcemy znać prawdy, bo tak jest wygodniej i bezpieczniej. Jak śpiewa Gintrowski: „Gdzie nam hańba, gdy talary mają wyższy kurs od wiary. Zamienimy na walutę honor i pokutę”. Ci ludzie, gdy ich nazwać po imieniu, obrażają się i tłumaczą, że po prostu mają takie poglądy. Targowiczanie też mieli tylko takie poglądy, rzecz jasna.

Modernizacja się nie opłaca

Wróćmy jednak do sedna sprawy. Przekonanie, że warunkiem modernizacji Polski jest amnezja, podporządkowanie interesom Rosji, pozostawienie władzy w rękach struktur ukrytych wywodzących się z komunistycznych służb specjalnych i reprodukujących się bez przeszkód, jest nie tylko szkodliwe, ale i błędne. Bez pamięci zbiorowej naród nie może istnieć, ale wyborcom Platformy naród do niczego nie jest przecież potrzebny, a pamięć zbiorowa przeszkadza. Przeszłość nie powinna istnieć, gdyż szkodzi spokojnemu życiu, każe pamiętać o zbiorowych obowiązkach itp. Załóżmy, iż mają rację. Gdyby Polska została włączona w całości do Niemiec, pewnie w sensie technicznym zadbano by o rozwiązania instytucjonalne różne od postsowieckich, ale pozostaje kwestia władzy. Tę na danym terenie można sprawować w sposób stabilny, tylko opierając się na lokalnej elicie, a zatem petryfikując obecne stosunki. W wymianie elit i pozbyciu się samozwańczej hołoty zajmującej to miejsce z sowieckiego nadania zainteresowani mogą być tylko obywatele, a nie siły zewnętrzne.

W obecnej sytuacji sojuszu rosyjsko-niemieckiego jakakolwiek zależność od Niemiec jest w istocie zależnością od Rosji, a jeśli ktoś liczy, że pod skrzydłami dwugłowego orła dokona modernizacji, to ma poważne problemy. Tu wszelka dyskusja jest bezsensowna. Wystarczy, że mamy kogokolwiek w rodzinie, kto poznał Rosję. Kongresówka głosowała nieprzypadkowo na PiS.

Co więcej, wszelka zależność od Rosji będzie pogłębiała mafijne, postsowieckie, oligarchiczne stosunki w Polsce i wiązała ją ze Wschodem. Warunkiem więc jakiejkolwiek modernizacji jest ucieczka od rosyjskiego zwierzchnictwa.

Nie zmodernizujemy Polski, nie zbudujemy autostrad, nie stworzymy konkurencyjnej, normalnej gospodarki, nie uzdrowimy systemu szkolnictwa bez skutecznych instytucji, te zaś nie mogą być efektywnie zarządzane zgodnie z interesami społeczeństwa, a nie oligarchii, dopóki owa oligarchia rządzi, a reguły gry wyznaczają środowiska dawnej bezpieki, których z kolei nie odsuniemy od wpływu na państwo, jeżeli będą miały bezpośrednie oparcie i gwarancje swej pozycji w Rosji, z którą łączy je wspólnota interesów. To więc brak podmiotowości wyrażający się przede wszystkim w zależności od Rosji, bezpośredniej lub z polecenia elit starej Europy, jest główną przeszkodą, którą musimy pokonać, jeśli chcemy, by Polska była nowoczesna. Gdybyśmy byli Portugalią, rzecz jasna czynnik ten nie występowałby.

Dlatego nie dyskutujemy teraz, jaka będzie Polska, bardziej liberalna ekonomicznie (czego jestem osobiście zwolennikiem) czy bardziej socjalna, Polska musi najpierw zaistnieć jako podmiot samodzielny. Nie przypadkowo środowiska PO po cichu głoszą, iż Polska nie może być niepodległa, musi pogodzić się ze swoim statusem małego biednego kraju, nie mieć żadnych ambicji, „korzystać, by siedzieć cicho”. W zamian ludzie PO zostaną dopuszczeni do oligarchii europejskiej.

Propagandowe gadanie PO, iż trzeba się skoncentrować na reformach, stanowi po prostu racjonalizację własnego monopolu władzy i podporządkowania się we własnym interesie Rosji. Kierownictwo partii doskonale rozumie, iż żadne reformy nie są w jego interesie, gdyż wzmocniłyby państwo. Z tego powodu również Rosja i struktury ukryte będą je zwalczać. Ale skoro młodzież chce słuchać o modernizacji, to oligarchia dostarcza na rynek towar, na który jest popyt.

Walka przeciwko wasalizacji Polski

Jak z powyższego wynika, najważniejszym kryterium jest podział na zwolenników niepodległości Polski i ludzi akceptujących jej zależność od Rosji (ew. z uwzględnieniem interesów niemieckich), co jednocześnie zakłada słabość państwa i jego instytucji oraz system oligarchii. Tu leży nieprzekraczalna linia. Reszta jest kwestią dyskusji i kompromisu, ale wszelkie wybory muszą dla nas wychodzić od pytania, kto jest najbardziej skutecznym w walce o niezależność Polski od Rosji i jej interesów, a kto widzi swój interes właśnie w owej podległości.

PiS jest w tej chwili jedyną siłą zdolną przeciwstawić się likwidacji samodzielnej państwowości polskiej i kontynuacji przekształcania jej w administrację terenami polskimi w interesie państw ościennych. Dlatego należy popierać tę partię, ale nie ślepo i bezwarunkowo. Dotyczy to także ludzi PiS. Przynależność do tej partii nie gwarantuje bowiem, iż mamy automatyczne do czynienia z kadrami niepodległościowymi, a nie ze zwykłymi karierowiczami, którzy zrobią wszystko dla zapewnienia sobie wygody, dochodów i bezpieczeństwa.

Trzeba sobie jasno powiedzieć – popieramy ludzi i organizacje tylko o tyle, o ile realizują nasze cele, i do tego momentu, do którego je realizują. Nie ma ideałów i nie przywiązujemy się do ludzi, a zwłaszcza nominowanych przez nich kadrowców i sztabów. Wartość każdego polityka powinna być w tej chwili oceniana z punktu widzenia jego skuteczności w walce przeciwko wasalizacji Polski. Jest to dlatego tak ważne, iż proces ten właśnie finalizuje się na naszych oczach.

--------------------------------------------------------------------------------
1/ Pojęcia „posiadać władzę” używam w znaczeniu – ustalać reguły gry, np. że lustracji nie będzie, służby zawsze wygrywają, sądy zawsze represjonują przeciwników Agory itp., natomiast termin „rządzenie” używam w znaczeniu podejmowanie decyzji w ramach reguł ustalonych przez środowiska posiadające władzę, np. że szefem IPN zostanie TW SB „X”, a nie TW SB „Y” zależy od gier kadrowych, służbami może kierować tylko absolwent szkoły GRU lub KGB, za korupcję lub kradzież wolno skazać tylko emerytkę (ale nie z SB) itp. W tym sensie jedynym okresem, gdy władza była ograniczona, były lata 2006-2007. W tym sensie PiS rządził, ale nie posiadał władzy, która należała do jego przeciwników.

Autor publikacji
Ubekistan
Źródło
Nowe Państwo nr 7 (53)/2010