RÓWNIA POCHYŁA

Czy w czasach, gdy skundlenie jest warunkiem wykonywania zawodów zaufania publicznego, należy z nich zrezygnować czy kundlić się umiarkowanie? A jeśli tak, czy istnieje granica kundlenia się? Czy życie na marginesie jest tak nieznośne dla ego i konta bankowego, że warto zapłacić każdą cenę, by stać się gwiazdą kłamstwa? A może istnieje półkłamstwo i wybrać właśnie je? Co ważniejsze: popularność wśród półidiotów czy szacunek opluwanej i pogardzanej przez nich mniejszości?

Takie pytania musi stawiać sobie każdy, kto aspiruje do zajęcia miejsca w zawodach publicznego zaufania. Pomińmy kategorię pecuniarną, gdyż ta od samego początku zadaje sobie tylko jedno pytanie – za ile?

Druga grupa, której te pytania są obce, to funkcjonariusze systemu broniący pozycji własnej i swych rodzin wywodzących się z MBP. Należy do niej przytłaczająca większość pracowników mediów i ich nowi wychowankowie. Mamy tu do czynienia z zupełnie innymi interesami. Tam zadają sobie pytanie, jak mam skutecznie kłamać, manipulować, niszczyć i upadlać ludzi, utwierdzać system zniewolenia narodu, rozbijania społeczeństwa i podporządkowywania państwa interesom obcym, by zachować własną pozycję i bezpieczeństwo. Największym błędem jest wymaganie od tej grupy, by nie kłamali. Wyobrażam sobie, jak ich to musi bawić. Równie dobrze moglibyśmy żądać od Putina, by podał się do dymisji. Przeciwnika się nie umoralnia. Z przeciwnikiem się walczy i go pokonuje lub samemu przegrywa z honorem.

Są ludzie, którzy w różnym stopniu odczuwają potrzebę niezależności i to oni muszą dokonywać wyborów: zrezygnować z niej czy nie. Czy i jaka jest cena, którą będą gotowi zapłacić, by ją zachować do końca. Nie wiemy przecież, jak długo system będzie trwał i cieszył się poparciem większości.

Jak zaistnieć

Przede wszystkim należy zdawać sobie sprawę z reguł rządzących społeczeństwem upodlonym. Wiara, że umiejętności zawodowe, wiedza, odpowiedzialność czy inteligencja mają jakiekolwiek znaczenie, już na wstępie dyskwalifikuje młodego człowieka. Nie rozumie on sytuacji, w jakiej się znalazł, nie potrafi więc stawić czoła przeciwnościom i łatwiej zostaje zasymilowany przez system. Zrozumienie reguł wewnętrznych nowoczesnego totalizmu nie oznacza jednak konieczności podporządkowania się im, a jedynie umiejętność przewidywania skutków własnego postępowania i świadomość jego konsekwencji, a więc świadomy wybór.

Nie pisze się artykułu zawierającego prawdę dla „Wybiórczej”, by potem się dziwić i skarżyć, iż nie został opublikowany. Wiedza o roli, jaką poszczególne media odgrywają w systemie – które są nośnikami kłamstwa, a które tylko półprawd – jest konieczna już na wstępie.

Samo postawienie pytania: jak wejść do zawodu i zrobić karierę – oznacza, że jesteśmy gotowi do asymilacji i służalstwa. Kariera w systemie kłamstwa oznacza współuczestnictwo w nim. Na początku należy raczej rozstrzygnąć kwestię, kto opublikuje prawdę i z czego żyć, gdzie zarabiać pieniądze, oczywiście poza mediami, gdyż w nich, zachowując niezależność i uczciwość, poza kilku wyjątkami, jest to niemożliwe.

Tłumaczenie: ja o niczym nie decyduję, tylko nagrywam, przypomina mi wyjaśnienia pewnego byłego andersowca: ja tylko reperowałem samochody w MBP. Tymi sprawnymi pojazdami bezpieka jeździła na pacyfikacje i dowoziła więźniów na egzekucje. To samo dzieje się w mediach. Każdy musi postawić pytanie, czy chce być współodpowiedzialny za upodlanie narodu i być choćby najmniejszym trybikiem w systemie kłamstwa. Bez trybików maszyna nie zafunkcjonuje. A dlaczego akurat ty masz jej to umożliwić? Na częste stwierdzenie: przecież jeśli nie ja, to inni… należy odpowiedzieć: właśnie niech robią to inni. Chyba że chcemy wkroczyć na równię pochyłą.

Pozostają oczywiście tytuły o niewielkim zasięgu i ograniczonej pojemności kadrowej, ale oznacza to nieustanne kłopoty finansowe, brak stabilizacji i, co najważniejsze, regularne odwiedziny w prokuraturze, sądach, rewizje domowe, problemy stwarzane dzieciom i zamknięcie możliwości życiowych. Wprawdzie uparta walka i wyrzeczenia mogą przynieść sukces, ale od czego są bezpieka i sądy – podstawowe regulatory systemu.

Nieprzypadkowo obserwujemy w Priwislanskim Kraju rozkwit blogerskiego emploi. Wielu z blogerów w społeczeństwie niezniewolonym zostałoby dziennikarzami, analitykami, ekspertami czy politykami lub działaczami publicznymi. Te funkcje w społeczeństwie zniewolonym, w systemie opartym na kłamstwie, gdzie upodlenie jest warunkiem kariery, są dla nich zamknięte, o ile nie zgadzają się służyć systemowi. Dlatego źródłem utrzymania są przeróżne zawody, a blogerska anonimowość na razie jeszcze warunkiem zachowania etatu lub firmy.

Skuteczność

To najczęściej stosowane pojęcie-wytrych. Rozumowanie z pozoru jest logiczne. Skoro realnie nic nie możemy zmienić, nic zrobić poza systemem, to jeśli się w niego włączymy, przynajmniej załatwimy kilka spraw drugorzędnych, będziemy mieli jakiś wpływ, czegoś dokonamy, nie zostaniemy zmarginalizowani i nie zamieszkamy na śmietniku historii. Takiemu rozumowaniu najczęściej hołdują osoby, które nie mają sił na opozycję antysystemową i wybierają pseudoopozycję stworzoną, by kanalizować niezadowolenie w sposób bezpieczny dla nowoczesnego totalizmu i legitymizować fasadowość demokracji.

Często ludzie młodzi nie mogą się pogodzić z faktem, że czas ucieka, nie ma żadnych szans i możliwości. Trzeba czekać. Mam 35 lat i nie będę czekał 15 lat, aż znów zaistnieje jakaś możliwość zmiany – powiadają i zasilają szeregi opozycji jej królewskiej mości, legitymizując system.

Oczywiście należy tu rozróżnić przyziemną przyczynę postępowania: chęć utrzymania się na powierzchni, zrobienia kariery itp. od uzasadnienia, które ma zracjonalizować postępowanie własne.

Pod zaborami są, niestety, okresy martwe, gdy, by zachować niezależność, trzeba pogodzić się z marginalizacją, która może trwać latami.

W obu wypadkach skuteczność działania, oprócz legitymizacji systemu, jest zerowa. Będą mogli zrobić to, na co im prawdziwa władza pozwoli. Uwikłani, zostaną użyci do gier operacyjnych i niszczenia niepokornych.

Odporność

W normalnym społeczeństwie od nikogo nie wymaga się bohaterstwa na co dzień. Nikt nie musi być odporny na nieustanne nagonki, liczyć się w każdej chwili z Berufsverbot lub niemożnością uczciwego wykonywania zawodu. Po prostu ludzie pracują w miarę normalnie i w ogóle takich sytuacji sobie nie wyobrażają.

W społeczeństwie zniewolonym i upodlonym działają inne reguły. Dlatego od kandydata do zawodów zaufania publicznego wymaga się psychicznej wytrzymałości. Pomijam tu kwestię, czy do samoupodlenia doszło z tchórzostwa, czy zostało ono narzucone przez siłę z zewnątrz i jej agenturę, czy zadziałały oba czynniki.

Błędem jest stosowanie kryteriów społeczeństwa wolnego do upodlonego. Stanowi to też zawsze początek przejścia na drugą stronę. Skoro bowiem tam można żyć normalnie, wykonując zawód zaufania publicznego, to dlaczego mój byt ma wyglądać inaczej? Też chcę żyć normalnie. Kwestia ceny jest spychana na plan dalszy. Tam jej nie trzeba płacić. Tu nie można nie płacić.

Każdy ma też swoją miarę wytrzymałości na szykany, biedę, zmaganie się z trudnościami i permanentnym stanem zagrożenia. Ludzie po pewnym czasie są zmęczeni, pragną spokoju i bezpieczeństwa, zwłaszcza gdy zagrożona jest rodzina lub żąda się odnoszenia takich samych „sukcesów”, jak inni: patrz TW „Łukasz” jest w zarządzie spółki, Chytry jest redaktorem naczelnym, a ty przecież jesteś od nich lepszy. Dokąd będziesz narażał rodzinę na biedę i szykany? Czy to warto? Po co? Dla tej hołoty przed TVN?

Jeśli jesteś słaby, nie wytrzymujesz, rodzina nie rozumie twojej potrzeby niezależności, lepiej od razu wybierz inny zawód.

Ego

Wbrew obiegowym opiniom nie dobra materialne są najważniejszym stymulatorem ludzi zawodów zaufania publicznego, lecz ego. Osoby, dla których kariera lub choćby pozostanie w zawodzie są decydującym kryterium wyborów, prędzej czy później zadają sobie dwa sakramentalne pytania: dlaczego mam nie zrobić kariery, dlaczego nie mam pozostać redaktorem naczelnym, gdy w koło funkcje takie sprawują zdeprawowani idioci i nieuki. Wystarczy, że od czasu do czasu napiszę, iż Kaczyński jest niski albo zbyt radykalny, przecież nie jest wysoki i umiarkowany. To tylko początek drogi. Koniec zawsze jest taki sam – służba w interesie systemu. Jeśli w okresie pieriedyszki uzyskaliśmy pozycję, z którą nie potrafimy się pożegnać, nie rozumiemy, że to tylko był okres przejściowy, już jesteśmy zasymilowani przez system, który będzie wymagał od nas coraz większej podłości.

Służyć w połowie

Wiele osób uważa, że jeśli będzie służyło tylko częściowo, to zaistnieje, zachowa pracę i pewną niezależność pozwalającą nawet coś umiarkowanie opozycyjnego napisać: a to, że premier Tusk jednak się myli albo jest nie dość wybitny.

Ludzie, którzy na ogół piszą prawdę, też są systemowi potrzebni, pod warunkiem, że w momentach mobilizacji wykonają zadanie. Stąd wiele osób uważanych za uczciwe od czasu do czasu zachowuje się w sposób niezrozumiały. Po prostu wykonują polecenie, by pozostać na swoim miejscu. Ich szkodliwość jest jeszcze większa niż zwykłych służalców, gdyż cieszą się zaufaniem i autorytetem. Dlatego przekonanie, iż pisanie prawdy sześć dni w tygodniu jest warte małego kłamstwa, manipulacji lub podłości dnia siódmego, służy jedynie uzasadnianiu korzyści własnych.

Odmianą tej postawy jest stosowanie fałszywej symetrii w myśl zasady „Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek”. Wynika ona z przekonania, że jeśli napiszę odpowiednią dozę kłamstwa, to pozwolą nam napisać pewną dozę prawdy i zachowamy pozycję i dochody. Rozumowanie jest słuszne, ale do momentu, w którym system poczuje się zagrożony i wyda rozkaz mobilizacyjny. Wtedy nagle fałszywa symetria stanie się mu niepotrzebna. Na co dzień stwarza ona tylko iluzję niezależności, umacniając manipulację i zaciemniając obraz rzeczywistości.

Może więc zatrzymać się w pół drogi, by zachować niezależność i nie zrywać z systemem, a pozwoli nam egzystować na marginesie, a nawet w chwili pieriedyszki wypromuje. Nie stawiać kropki nad „i”, nie wyciągać do końca wniosków, udawać naiwnego, być bezpiecznym i akceptowalnym, jednocześnie uchodząc za niepokornego. Z punktu widzenia korzyści osobistych taka postawa niewątpliwie jest skuteczna. Można nawet uchodzić za prześladowanego lub być nim w granicach bezpiecznych dla egzystencji.

Ta grupa jest szczególnie cenna dla systemu w chwili ottiepieli lub pieriedyszki, gdy główną troską bezpieki jest, by niezależni i bezkompromisowi nie zajęli powstającej nieuchronnie próżni. Jest to więc niezależność pozorna.

Gdy wkroczysz na jedną z tych dróg, nie zdasz egzaminu, utracisz niezależność, staniesz się elementem systemu i jedyną twoją troską będzie jego obrona, by zapewnić sobie bezpieczeństwo.

Ubekistan
Źródło
Nowe Państwo 1(59)/2011