DANCING PRESIDENT

Czy można czuć się dobrze w towarzystwie kogoś o mentalności Kalego? Kogoś, kto na co dzień publicznie używa słów rodem ze słownika wulgaryzmów? Kogoś, kto nie ma zielonego pojęcia, co znaczą takie określenia jak „kultura osobista” „dobre wychowanie”, „ogłada”... Kogoś, kto poklask zdobywa poniżaniem i opluwaniem innych, a swój prestiż buduje kłamstwami, oszustwami, fałszerstwami... Kogoś, dla kogo nie liczą się żadne świętości i uznane autorytety? Kogoś, kto okrada innych albo bezmyślnie niszczy ich mienie? Większość dorosłych ludzi odpowie z pewnością „NIE!!! Nie chcę nikogo takiego widzieć w swoim otoczeniu. Taki ktoś nie zasługuje na szacunek. Nie wspominaj mi o nim!!!”

Cóż można zrobić z takimi osobnikami, demonstrującymi ostentacyjnie swoje najgorsze cechy? Można ich ignorować. Można je wyeliminować ze swojego otoczenia. Można usunąć poza margines społeczeństwa. Można także... obdarzyć szacunkiem i najwyższymi zaszczytami. Pod jednym warunkiem: że samemu prezentuje się nie wyższy poziom moralny i etyczny. Że samemu jest się krętaczem i kombinatorem, albo nieokrzesanym prostakiem, miotającym na lewo i prawo przekleństwa i najgorsze słowa rynsztokowego słownictwa.

Jak można nazwać osobnika, który do demokratycznie wybranego przedstawiciela społeczeństwa potrafi odezwać się słowami:

– Panie pośle, dla mnie pan jest zerem!?

Czy można podać rękę komuś, kto na bardzo ważnej uroczystości, upamiętniającej bezbronnych żołnierzy, pomordowanych przez wroga, chwieje się na nogach, ma mętny wzrok i niezrozumiale bełkoce?

Jakim mianem określić najważniejszego człowieka w państwie, który publicznie deklaruje chęć zaśpiewania i zatańczenia przed najważniejszym organem władzy, jakim jest Parlament?

Co można zrobić człowiekowi, który naciągnął kilka banków na wielomilionowe kredyty i publicznie głosi, że nie odda ani grosza, bo nie ma z czego? Czy zasługuje na szacunek watażka, nawołujący poddanych do anarchii, wyniszczającej jego ojczysty kraj?

W pewnym egzotycznym państwie z takich ludzi zbudowano parlament i rząd, a nawet jednego mianowano prezydentem. Zbudowano nie pod przymusem, a na życzenie większości, w całkowicie demokratycznych wyborach. A co ciekawsze ci, którzy wyrazili poparcie dla tak nikczemnych ludzi, niemal natychmiast po ich delegowaniu do władz zaczęli głośno manifestować swoją dezaprobatę dla nich. Ci, którzy ich wybrali z dnia na dzień stali się ich zaciętymi wrogami. Dziś zwołują manifestacje, wiece, protesty... I nadal ponad 20% tak zagorzale protestujących po cichu wyraża poparcie dla tych, przeciwko którym demonstrują i którym okazują oficjalnie dezaprobatę.

Czy można mieć szacunek dla takiego społeczeństwa? Czy można szanować wyborcę, który głosuje na... przystojniejszego, a nie na mądrzejszego kandydata? Czy można ufać infantylnemu elektoratowi, że w kolejnych głosowaniach NIE wybierze na swoich reprezentantów bohaterów ulubionych bajek, a prezydentem NIE uczyni Myszki Mickey lub Kaczora Donalda?

Jak to dobrze, że to wszystko NIE DZIEJE SIĘ W POLSCE.

Cowboy

Archiwum ABCNET 2002-2010