Nowa geopolityka

Chiny są na drodze do stania się bankierem świata i zagrażają pozycji finansowej USA. Z drugiej strony polityka resetu – popierania imperialnych dążeń Rosji w nadziei na stworzenie przeciwwagi dla Chin i uzyskania pomocy przeciwko Iranowi – zawiodła. Jednocześnie Europa zdominowana przez Niemcy zaczęła się dystansować od Stanów Zjednoczonych. Groźba izolacji zmusza więc USA do całkowitej zmiany polityki zagranicznej i powrotu do naszego regionu podarowanego cztery lata temu Rosji. Zapowiada się konfrontacja amerykańsko-rosyjska jako element konfliktu amerykańsko-chińskiego.

Reset był próbą zwykłej dla Amerykanów operacji handlowej. W zamian za pozostawienie dawnych państw wasalnych i republik postsowieckich Rosji oczekiwano pomocy Moskwy przeciwko Iranowi oraz spodziewano się, że wzmocniona, neoimperialna Rosja skieruje się przeciwko Chinom. Obie kalkulacje zawiodły, gdyż opierały się na nieznajomości Rosji, myśleniu schematycznym i lekceważeniu zasad geopolityki. Obama chciał powtórzyć politykę pingpongową Henry’ego Kissingera à rébours.

Nieprzypadkowo USA zachowały wpływy w Rumunii, gdyż traktowały ten kraj jako niezależny od Sowietów, a więc również poza strefą wpływów rosyjskich, czyli niepodlegający „zwrotowi”. Również położenie Rumunii na zapleczu strefy konfliktowej na Bliskim Wschodzie skłaniało do pozostania w łuku Karpat. Stałe bazy wojsk amerykańskich są w Konstancy i Bukareszcie, a w bazie lotniczej w Deveselu koło Caracal, 50 km od granicy bułgarskiej, umieszczone zostaną do 2015 r. rakiety przechwytujące SM-3 jako element tarczy.1/  Widać więc, że istotne elementy tarczy koncentrują się w rejonie Morza Śródziemnego. Polska leży za daleko od strefy bliskowschodniej, nie miała więc znaczenia dla USA. W tej sytuacji stała się rosyjsko-niemieckim kondominium gwarantującym władzę postkomunistycznej oligarchii i jej wynajętym politykom, postraszonym przez PiS w latach 2006–2007.

Pilnowanie interesów amerykańskich w Europie pozostawiono Niemcom. Wykorzystały one tę sposobność do sojuszu z Rosją, który daje Berlinowi kontrolę nad UE poprzez monopolizację zaopatrzenia sektora energetycznego.

Dopóki USA uważały, że Rosja zapłaci za zwrot wasali, alians moskiewsko-niemiecki nie przeszkadzał. Teraz sytuacja się jednak zmieniła. Po czterech latach okazało się, że USA muszą wrócić do naszego regionu, gdyż jest to jedyny obszar, którym mogą osłabić lub zaszantażować Rosję, wspierającą Iran i siły antyamerykańskie w świecie muzułmańskim, oraz rozerwać tworzenie się sojuszu rosyjsko-chińskiego z jednej strony i rosyjsko-niemieckiego z drugiej. Powstanie bloku gospodarczego, a więc i politycznego Eurazji naruszyłoby bezpieczeństwo Ameryki i izolowało ją. Tym bardziej, że jak dotąd USA nie wygrały rywalizacji w obszarach peryferyjnych Azji: na Bliskim Wschodzie z Iranem, w Afganistanie z islamem i w rejonie Morza Południowochińskiego z Chinami.

Pierwszym symptomem powrotu było zażądanie w lutym przez Hillary Clinton od władz Bułgarii możliwości użycia jednej z czterech amerykańskich baz wojskowych w tym kraju do operacji przeciwko Iranowi. USA wobec wyzwania chińskiego Chiny są drugą największą gospodarką świata, chociaż nadal ponaddwukrotnie mniejszą od USA (7,2 bln do 15,06 bln dol. PKB w 2011 r.) i największym eksporterem.

W grudniu 2011 r. rezerwy walutowe Chin osiągnęły wartość 3,2 bln dol. i rosną w tempie około 400 mld dol. rocznie. Dlatego USA prowadzą politykę inflacyjną, co zmniejsza wartość chińskich rezerw, przed czym Pekin broni się zakupami złota. Jego rezerwy mają jednak na razie wartość zaledwie około 70 mld dol. Zakupy te nie mogą być gwałtowne, by nie spowodować lawinowego wzrostu kursu. Co więcej, Chiny są właścicielami skryptów dłużnych rządu USA na sumę 1166 bln dol.

Od 2015 r. juan ma być wymienialny, co spowoduje, iż stanie się walutą rezerw światowych, a więc znacznie osłabi dolara, gdyż USA nie będą mogły po prostu drukować dolarów, by spłacać długi. Wzrosną więc odsetki od zaciąganych przez nie pożyczek. Perspektywy są kiepskie dla Ameryki, ponieważ jej deficyt w handlu z Chinami wynosi 272 mld dol. rocznie (2011 r.).

Dane ekonomiczne wskazują zatem, iż USA znajdują się na kursie kolizyjnym z Chinami, nie dziwi więc, iż oba państwa rozpoczęły przygotowania do ewentualnej konfrontacji zbrojnej. W naszych czasach takie konflikty toczą się jednak najczęściej per procura. Wojna z Iranem, niezależnie od likwidacji zagrożenia Izraela, będzie uderzeniem w bezpieczeństwo energetyczne Chin.

46,3 proc. chińskiego importu ropy pochodzi z regionu Zatoki Perskiej, w tym 11,4 proc. z Iranu i 20 proc. z Arabii Saudyjskiej. Działania wojenne w tym regionie i blokada Zatoki będą potężnym ciosem dla Pekinu. Uderzą jednak również w Indie i Japonię.

Wojna z Iranem będzie wymagała zacieśnienia współpracy z Azerbejdżanem i Gruzją z jednej strony, a Uzbekistanem i Tadżykistanem z drugiej. Stworzy to kordon sanitarny między Iranem a Rosją oraz Iranem a Chinami, czyli dwoma sojusznikami reżimu ajatollahów. Już raz Islam Karimow zerwał współpracę z USA, ale obecnie doszło do pewnego zbliżenia. Dostęp do Azji Środkowej po pokonaniu Iranu dałby jej możliwość eksportu gazu i ropy przez Iran i Afganistan, co uderzyłoby w Rosję, która potrzebuje tych surowców, by wywiązać się z kontraktów europejskich, i w Chiny, liczące na zwiększenie bezpiecznych dostaw z tego regionu.

UE wobec wyzwania chińskiego

Dla Unii Europejskiej Chiny są drugim po USA partnerem handlowym i największym źródłem importu. Dla Chin Unia jest natomiast pierwszym partnerem handlowym.

Eksport towarów i usług do Chin wynosi 133,3 mld dol. (2010 r.), a inwestycje bezpośrednie UE – 4,9 mld, podczas gdy import towarów i usług z Chin osiągnął 298,2 mld, co oznacza roczny deficyt w wysokości 164,9 mld. Chiny gromadzą więc rezerwy finansowe i nawet rozpoczęły inwestycje bezpośrednie w Unii (0,9 mld dol. w 2010 r.).

Wobec kryzysu finansowego Unii Pekin już zapowiedział, iż będzie kupował długi, ale żadnej Grecji czy Włoch, tylko państw wypłacalnych, a więc Niemiec. Otwiera się zatem perspektywa ratowania strefy euro, niebawem zawężonej do Niemiec, Francji i Beneluksu, ale wówczas ceną musiałby być dalszy wzrost zakupów w Chinach i neutralizacja polityczna starej Europy wobec konfliktu amerykańsko-chińskiego w strefie Pacyfiku. W konsekwencji zaś powrót starego konfliktu między Niemcami a światem anglosaskim.

Niemcy bez rosyjskiego gazu i ropy oraz chińskich finansów nie będą w stanie utrzymać swej pozycji w Unii, zarówno gospodarczej, jak i politycznej. Stąd lutowa wizyta Angeli Merkel po prośbie w Pekinie i dążenie Berlina do rozciągnięcia na Unię przygotowywanego u siebie zakazu wydobycia gazu łupkowego.

Nieprzypadkowo w Bułgarii, znajdującej się pod kontrolą niemiecko-rosyjską, uchwalono taki zakaz. Jest to potężny cios w bezpieczeństwo energetyczne tego kraju całkowicie zależnego od importu rosyjskiego. Władze wasalne muszą jednak wykonywać polecenia Centrum.

Aktualne chińskie „nie” w sprawie ratowania strefy euro jest po prostu pozycją negocjacyjną. Pekin ma wszystkie atuty w swoich rękach.

Rosja i Turkiestan zapleczem Chin

Każde niepodległe państwo musi zapewnić sobie bezpieczeństwo energetyczne. W wypadku Chin oznacza to konieczność zabezpieczenia szlaków importu morskiego przez Cieśninę Malaka i ekspansję gospodarczą w kierunku Azji Środkowej oraz Rosji celem zapewnienia dostaw ropy i gazu drogą bezpieczną i kontrolowalną.

Gospodarka Rosji jest ponadczterokrotnie mniejsza od chińskiej i nawet Włochy mają większe PKB niż państwo moskiewskie (2 bln do 1,68 bln dol.). Nie może być więc mowy o żadnym konflikcie. Jak pisałem osiem lat temu, w odpowiedzi na ankietę „Arcan”, raczej dojdzie „do lepszej lub gorszej symbiozy rosyjsko-chińskiej, w której silniejszym partnerem będą oczywiście Chiny ze względu na swój potencjał gospodarczy. […] Gdybyśmy chcieli posłużyć się analogią z przeszłości, moglibyśmy porównać stosunki rosyjsko-chińskie do austriacko-pruskich. Można sobie nawet wyobrazić, iż współpraca europejsko-rosyjska i europejsko-chińska połączą się i będą skierowane przeciwko konkurencji amerykańskiej”.

Rosyjsko-chińskie obroty handlowe i współpraca gospodarcza przeżywają boom. Rosja oczywiście może zaoferować jedynie surowce dostarczane bezpieczną drogą lądową, czego tak właśnie potrzebują Chiny.

W 2011 r. Chiny zużyły 130 mld metrów sześciennych gazu, z czego ok. 100 mld metrów sześciennych wydobyły same, a nowym gazociągiem z Turkiestanu sprowadziły ponad 10 mld metrów sześciennych, resztę importowano w postaci LNG. Ważne są jednak perspektywy. W 2015 r. Chiny będą potrzebowały 230 mld metrów sześciennych gazu (300 mld metrów sześciennych w 2020 r.); gazociąg turkiestański dostarczy 40 mld metrów sześciennych i rozpoczęto już rozmowy z Rosją w sprawie budowy gazociągu Jakucja–Władywostok o wydajności 68 mld metrów sześciennych rocznie. Chiny chcą więc uniezależnić się od importu gazu drogami morskimi, gdzie byłyby zagrożone przez USA. Terminale LNG będą przyjmowały gaz rosyjski. W sumie w 2020 r. Rosja dostarczy Chinom 80 mln metrów sześciennych gazu. Pekin nie ma wyjścia – musi dalej inwestować w infrastrukturę gazociągową w Azji Środkowej i na Syberii. Jeśli plany zostaną zrealizowane, cały importowany gaz będzie w 2010 r. pochodził z Rosji i Turkiestanu. Jednocześnie trwała będzie integracja gospodarcza, zwłaszcza z Syberią.

Chiny zużyły w ubiegłym roku około 455 mln ton ropy, z czego importowano 253,8 mln ton. 46,3 proc. tego importu pochodzi z krajów Zatoki Perskiej (w tym 11 proc. z Iranu, 20 proc. z Arabii Saudyjskiej), a ponad 10 proc z Rosji i Turkiestanu. Chiny dążą do zmiany tej sytuacji.

W styczniu 2011 r. otwarto, wybudowany za chińskie pożyczki, rurociąg syberyjski Taiszet–Daqing o wydajności 15 mln ton ropy rocznie. Ropociąg Atyrau–Szanghai w 2013 r. zwiększy swą przepustowość do 20 mln ton. Szacuje się jednak, że w 2020 r. zapotrzebowanie chińskie na import ropy wzrośnie do 380–420 mln ton, z tym, że planuje się, że Rosja dostarczy z tego 70–80 mln ton, a więc ok 20 proc. Chiny będą też musiały rozbudować rurociągi w Azji Środkowej, ale nadal droga morska pozostanie ważna. Stąd zapowiedzi rozbudowy i modernizacji armii i amerykańskie przygotowania do wojny powietrzno-morskiej w strefie Pacyfiku.

Październikowa wizyta Władimira Putina w Pekinie zacieśniła współpracę gospodarczą. Bezpośrednie inwestycje chińskie w Rosji mają wzrosnąć z 2 mld dol. w 2010 r. do 12 mld w 2020 r., będą tworzone joint ventures, zwłaszcza w specjalnych strefach ekonomicznych, jak można się domyślać na Syberii. Obroty handlowe z 56 mld dol. (2010 r.) mają wzrosnąć do 100 mld (2015 r.) i 200 mld w 2020 r., z tym, że w handlu już zastąpiono walutę USA rublem i juanem. Już teraz Chiny stały się po Unii drugim partnerem handlowym Rosji i zastąpiły Niemcy jako największy partner handlowy. Wzrost wymiany jest możliwy tylko dzięki eksportowi rosyjskiej ropy i gazu, a więc Rosja stanie się zapleczem surowcowym i inwestycyjnym Chin, te zaś będą dostarczały Moskwie nowoczesnych technologii. Jednoczesna współpraca rosyjsko-niemiecka wskazuje, że jesteśmy świadkami początku formowania się rynku eurazjatyckiego.

W konsekwencji Stany Zjednoczone będą wypierane, osłabiane finansowo i izolowane, nie mają więc wyboru – muszą przejść od polityki przekupywania Rosji cudzym kosztem, do konfrontacji, a tę najlepiej robić za cudzym pośrednictwem.

Być w grze

W polityce liczą się silni lub potrzebni silnym. Pozostali, o ile nie leżą na uboczu, nie mają nic do powiedzenia. Polityka jest grą, a kto tego nie rozumie i nie bierze w niej udziału – wypada na śmietnik. Jeśli Polska pozostanie państwem wasalnym z woli swoich mieszkańców, nie tylko poniesie tego koszty (przejęcie systemu rosyjskiego), lecz także po raz kolejny utraci możliwość wykorzystania we własnym interesie sprzyjających okoliczności. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że po ewentualnym usunięciu Putina, USA zechcą powtórzyć reset z nową ekipą i trochę czasu upłynie, zanim się zorientują, iż znów zostały okpione. Interesy Rosji, jak każdego państwa, są stałe i odpowiada im obecna polityka Putina zbliżenia z Chinami i sojuszu z Niemcami. Przyczyna tkwi w słabości gospodarki i pasożytniczym systemie, niezdolnym do samodzielnego rozwoju.

Zarówno USA, jak i ekipa Merkel postawiły już na nową, antyputinowską ekipę. Jak powiedziała Hillary Clinton: „Rosjanie […] zasługują na prawo do wysłuchania i policzenia głosów”, co oznacza: Putin musi odejść. Nawalny już trafił na okładkę „Time’a”. Jednocześnie został zaproponowany do Rady Dyrektorów Areofłotu za sprawą czekisty-oligarchy Lierbiediewa, który kontroluje „Nową Gazietię” i „The Times”. Oznacza to, że Putin jest już bardzo słaby, ale jego upadek przed wyborami w USA byłby dla nas katastrofalny, gdyż Obama mógłby rozpocząć nowy reset, a zwycięstwo republikanów nie jest pewne.

Kłopoty Tuska wynikają stąd, że Merkel nie jest potrzebny, bo Polska pozostaje poza strefą euro, a Putin już jest za słaby, by go bronić. Polska stoi wobec zmiany statusu kondominium na rosyjskiego wasala, więc Tusk może już odejść. Reprezentował bowiem poprzedni etap.

Wobec postawy Niemiec i możliwości powrotu do nas USA, przed Rosją stanęła konieczność oczyszczenia przedpola w Polsce przed konfrontacją z Ameryką. Chodzi o to, by USA zastały tu wyłącznie partię rosyjską, która skupiłaby wszystkie stanowiska w swoich rękach. Takie jest tło wymiany Tuska na nowy zespół Palikot–Komorowski–Schetyna. Ważne wydarzenia w państwach wasalnych nie następują bez impulsu z Centrum.

Przypisy:
1/ We wrześniu 2011 roku podpisano porozumienie z Rumunią w sprawie Ballistic Missile Defense System, z którego wyeliminowano Czechy.  W Redzikowie w Polsce rakiety SM-3 mają być zainstalowane w 2018 roku. Radar jest już budowany w Kürecik Turcji zamiast w Bułgarii (poprzednio w Czechach) 700 km od granicy irańskiej, 3 okręty z wyrzutniami będą stacjonowały w porcie Rota w zatoce Kadyksu w Hiszpanii.

Autor publikacji: 
Polityka zagraniczna: 
GEOPOLITYKA: 
Źródło: 
Nowe Państwo 2/2012