SPRZYMIERZONY WYZYSKIWACZ

Jadąc do Egiptu niewiele osób zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństw tam czyhających. I nie chodzi tu bynajmniej o napady terrorystyczne, jak ten z lat dziewięćdziesiątych na autokar pełen Niemców. Realnym zagrożeniem nie jest też tzw. solidarność wyznawców Islamu - Koran nawołuje do świętej wojny, ale nie ma ona polegać na walce przy użyciu broni. Głównym niebezpieczeństwem w Egipcie i z resztą w wielu innych krajach nastawionych na turystykę, jest chciwość wyzyskiwaczy - ukrywających się pod szyldem sprzymierzeńców – hotelowych rezydentów.

Kolosalna różnica

Mało kto wie, że niepozornie wyglądający Arab/ Murzyn, od każdej zakupionej przez nas wycieczki fakultatywnej (a korzysta z nich prawie każdy, w końcu będąc w Egipcie trzeba zobaczyć kilka „cudów”, jak chociażby piramidy w Gizie) bierze ogromną prowizję. Udało nam się ustalić, że jest to suma w granicach 28 procent kwoty całkowitej od osoby! „Niech bierze”, uznają niektórzy – skoro nie ma innego wyjścia, zapłacę. Inne wyjście jednak istnieje i wie o tym co najwyżej 20 procent wyjeżdżających Polaków. Jest nim skorzystanie z usług tzw. „miastowego” biura, które – żeby nie było nieporozumień - funkcjonuje na prawo (nie mylić z „na lewo”!), czyli na ogólnie przyjętych w branży zasadach. Cena przykładowej wycieczki do Kairu w biurze z ulicy kosztuje 25 dolarów, natomiast w tym polecanym przez rezydenta, hotelowym – 55$. Jest to więc kolosalna różnica. A komfort wycieczki „z hotelu” jest taki sam, a może i gorszy, bo nie dostajemy dodatkowego prowiantu.

„Rzetelne” informacje

Bywa i tak, że turyści są informowani o istnieniu biur znajdujących się w mieście i to przez... rezydentów. Zazwyczaj jest to jednak rada podszyta wyrafinowaną grą manipulacyjną. Coś na wzór: „Możecie Państwo skorzystać z usług biur reklamujących się w mieście, jednak od razu zastrzegam, że podczas takich wycieczek zdarzają się różne rzeczy, bowiem na czas ich trwania ubezpieczenie nie obowiązuje”. Zdanie to stosuje zdecydowana większość rezydentów. A to guzik prawda! Sprawdziliśmy i stwierdzamy, że takie argumenty można włożyć między bajki. Ubezpieczenie obejmuje pobyt w Egipcie i nie ma znaczenia czy akurat jesteśmy na wycieczce fakultatywnej, czy też leżymy na leżaku otoczeni piaszczystą plażą.

Wpłacaj bo ucieknę!

Pierwszego dnia pobytu, podczas spotkania z rezydentem, informuje on wszystkich zebranych, iż pieniądze na wycieczkę można wpłacić najpóźniej 10 minut po zakończeniu trwającego „zebrania”. Powód? „Za kilka godzin wyjeżdżam do Aleksandrii na ślub brata i zostanę tam przez dłuższy czas (tydzień)” – taką wymówkę wymyślił sobie nasz „sprzymierzeniec”, niejaki Paul. A jaka jest prawdziwa przyczyna niemożności zapłaty nazajutrz? Jest ona nader czytelna - rezydent zakłada, iż jako że jesteście Państwo dopiero pierwszy dzień, to nie zdążyliście jeszcze udać się do centrum i „zbadać terenu”. Kiedy to nastąpi, będzie już za późno – kasa wpłacona (przepłacona!!), nie ma odwrotu. W rzeczywistości rezydent nigdzie się więc nie wybiera – jeśli nie skorzysta się dziś, jutro on sam zadzwoni.

Nie ma praktycznie żadnych granic wyzysku w Egipcie. Pazerny przedstawiciel biura turystycznego jest wrogiem, gdyż wykorzysta każdą szansę, żeby wcisnąć swoim klientom byle ciemnotę, która (na pozór) ma choćby minimalny sens. „Niemożliwe jest znalezienie dobrej rady u wroga” głosi arabskie przysłowie i trzeba o nim pamiętać, szczególnie podczas wykupywania rzeczy najdroższej - wycieczek fakultatywnych.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010