KARAMBOL

Podczas środowego posiedzenia Sejmu posłowie opozycji ponieśli kolejną polityczną porażkę. Dominują komentarze, których wspólnym mianownikiem jest termin „przegrana potyczka”. Posłom opozycji nie udało się wprowadzić do porządku dziennego głosowania nad uchwałą, wzywającą do dymisji gabinet i jego szefa. Owo symboliczne votum nieufności, którego koniec końców nie wypowiedział parlament było niewątpliwym sukcesem Leszka Millera. Jednak tak zdenerwowanego premiera nie oglądaliśmy dawno. Ponad połowa respondentów CBOSu wypowiedziała się w ogłoszonych w dniu głosowania wynikach badań negatywnie o szefie Rady Ministrów. W powietrzu wiszą wnioski o samorozwiązanie się parlamentu i o odwołanie wice premiera Marka Pola.

Pojedynczy posłowie Samoobrony opuścili we środę poranne głosowanie. Posłowie Platformy Obywatelskiej i PSLu również. Do odrzucenia błahego w istocie wniosku o zmianę porządku obrad to wystarczyło. Czy jednak zapowiedziane półgębkiem przez Ludwika Dorna głosowanie w sprawie odwołania z urzędu Krzysztofa Janika, zakończyłoby się równie ochoczą absencją ludowych posłów, mających świeżo w pamięci gumowe kule? Raczej wątpliwe. Leszek Miller przyrównał kiedyś rządzoną przez AWS Polskę do rozpędzonego samochodu. Pytał, czy ktoś nim jeszcze kieruje. Wygląda na to, że nowy kierowca pomimo buńczucznych zapowiedzi jednak wpadł w poślizg. Pasażerowie przestają powoli wierzyć, że jest to poślizg kontrolowany.

Tomasz Lis na łamach „Rzeczpospolitej” porównał aferę Rywina do rozpędzonej kuli bilardowej. Idąc za tym skojarzeniem – na myśl przychodzi nazwa jednej z odmian tej szacownej gry. Karambol. A raczej nosząca tę samą nazwę kolizja drogowa. O ile jednak kula bilardowa, uderzona w grze toczy się w przewidywalnym, a przynajmniej teoretycznie zamierzonym przez gracza kierunku, o tyle w serii zderzeń na oblodzonej drodze nie ma logiki, ani planu. Prawie zawsze są jednak sprawcy i prawie zawsze ofiary.

Bywa, że są to te same osoby.

michalrachon@o2.pl

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010