CZARNA KSIĘGA ANTYKOMUNIZMU, CZYLI O AMERYCE ŁACIŃSKIEJ

Poniżej zamieszczamy artykuł omawiający książkę Artura Domosławskiego pt.: "Gorączka Latynoamerykańska". Tekst ten nie reprezentuje naszych poglądów ani przekonań (negatywnych) na temat komunizmu w Ameryce Łacińskiej. Tym niemniej opinie autora wydają się ciekawe i być może warte dyskusji - ABCnet.
Właśnie przeczytałem „Gorączkę Latynoamerykańską” Artura Domosławskiego. A w zasadzie przeczytałem ją dwukrotnie. Dojechałem do ostatniej strony i... zacząłem od początku. Książka zachwyciła mnie różnorodnym i ciekawie dobranym materiałem (wywiad, reportaż, dane z książek i prasy) oraz interesującymi przemyśleniami autora. „Gorączka” opisuje kondycję społeczną i polityczną Ameryki Łacińskiej w XX i początkach XXI w. Jej przesłanie ma jednak charakter uniwersalny. Teoretyczna nieskończoność potencjalnych systemów społeczno-politycznych nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości. Ameryka Łacińska, mimo swej różnorodności, jest obszarem, w którym przemiany społeczno-polityczne dokonują się paralelnie. Działo się tak w bardziej odległej przeszłości (kolonializm, ruchy niepodległościowe, powstania Indian etc.) oraz przeszłości całkiem niedawnej (wojny lewicowych i prawicowych partyzantek, zamachy stanów, faszyzujące rządy pułkowników etc.).

Domosławski jak Herodot przemierza kraje, poznaje ludy i kultury. Opisuje je ze złudną nadzieją, że dzięki nim lepiej zrozumie otaczający go świat. Najistotniejszą cechą książki jest ogromny i różnorodny materiał faktograficzny. Rzetelność zebranych materiałów nie pozwala wątpić w większość prezentowanych tez. Dla słabo obeznanego z historią regionu czytelnika szokujące mogą się wydać przytaczane dowody na finansowanie i szkolenie przez CIA szwadronów śmierci. Z pewnym zdziwieniem przeczytałem też o tym, że Fidel Castro oraz Che Guevara przez lata nie mieli nic wspólnego z ruchem komunistycznym. Przynajmniej do czasu, gdy dwubiegunowa i zimnowojenna polityka nie pchnęła ich w objęcia ZSRR. W 1962 Fidel o mało nie został odsunięty od władzy przez promoskiewskich komunistów, Che najprawdopodobniej zginął za przyzwoleniem (a może i czynnym udziałem) moskiewskiego agenta.

Najciekawsze wg mnie fragmenty książki dotyczą obecnej sytuacji w regionie. Wg Domosławskiego epoka wyniszczających wojen lewicowych i prawicowych partyzantek, krwawych rządów pułkowników, czy monopartyjnych struktur w na większości obszarów odeszła już do lamusa. Również eksperyment z ideologią neoliberalną przeżył swoje apogeum i zdaje się odchodzić w przeszłość. Bilans Ameryki Łacińskiej 2 poł. XX w. jest zdecydowanie ujemny. Aż trudno uwierzyć, że w nieodległej przeszłości gospodarki takich krajów jak Argentyna, Chile, Brazylia, czy Wenezuela należały do przodujących w świecie. Co więc czeka Amerykę Łacińską, jaka będzie jej droga w nowym wieku? Carlos Fuentes uważa, że Ameryka Łacińska ma obecnie tylko jedną drogę – uruchomienie kapitału ludzkiego i przebudzenie społeczeństwa obywatelskiego. Fuentes uważa, że nie można już zawrócić z drogi globalizacji. Trzeba jednak globalizację upodmiotowić tak, aby jej beneficjentem stali się zwykli ludzie. Trzeba więc zacząć od siebie, działać zgodnie z neopozytywistycznym hasłem „myślenia globalnego i działania lokalnego”. Polityczne ikony nowego pokolenia, takie jak Marcos (Meksyk), Chavez (Wenezuela), czy Lula (Brazylia) również nie prezentują całościowego programu, jakiejś nowej holistycznej ideologii. Marcos mówi o sobie i zapatystach: „My nie jesteśmy rewolucjonistami. My jesteśmy rebeldes, czyli buntownikami”. Nie jest to bynajmniej różnica natury językowej. Wg Marcosa polega ona na tym, że rewolucjoniści dążą do obalenia rządu, zdobycia władzy i odgórnego reformowania społeczeństwa. Zapatyści zaś buntują się przeciwko niesprawiedliwości, poprzez bunt dążą do wywarcia nacisku na władze. Przykładem może być bunt mieszkańców Chiapas w obronie poszanowania reguł wolnego rynku dla rozwoju lokalnej turystyki „zgniatanej” przez międzynarodowe kompanie turystyczne. Widać więc, że miejsce wielkich ideologii zajął pragmatyczny, lokalny projekt. Idee komunizmu, czy socjalizmu odeszły. Ale problem milionów „wykluczonych” pozostał i wciąż rośnie. Ciekawe, że pisze to osoba, która nie ukrywa swoich liberalnych poglądów.

Wartością tej książki jest więc nie tylko wspaniały materiał faktograficzny, ale i ogromna uczciwość piszącego. Domosławski wskazuje na relatywizację pojęć używanych w życiu społecznym. W świecie latynoamerykańskim popiera socjalizm, kiedy wraca do Polski nadal czuje się zwolennikiem wolnego rynku i antysocjalistą. Sytuację pozornej sprzeczności dobrze oddają słowa wypowiedziane wiele lat temu przez śp. papieża Jana Pawła II o tym, że w Ameryce Łacińskiej było podobnie jak w krajach demokracji ludowej, tylko że na odwrót. Mieszkańców Europy Środkowej i Wschodniej przez dziesięciolecia dusił narzucony przez Moskwę komunizm, mieszkańców Ameryki Łacińskiej – faszyzujące, wspierane przez Stany Zjednoczone, dyktatury. Lektura książki Domosławskiego pokazuje więc również relatywność naszych narodowych aksjomatów i kompleksów: socjalizm – źle, kapitalizm – dobrze, polityka pro-społeczna – źle, neoliberalizm - dobrze, Rosja – źle, Ameryka – dobrze etc.

Wygląda na to, że w naszym zerojedynkowym myśleniu, spuściźnie tragicznej polskiej historii, nie dostrzegliśmy lub nie chcieliśmy dostrzec złożoności świata. Domosławski pisze: „Żyjąc pod moskiewskim butem, śniliśmy o Statule Wolności – jak gdyby nie dopuszczając do świadomości, że Ameryka doby zimnej wojny była krajem dalekim od wymarzonych standardów demokracji, swobód obywatelskich. Rozdzierały ją krwawe walki na tle rasowym, polityczne zbrodnie (bracia Kennedy, Martin Luther King, Malcolm X), a prawa człowieka długo nie stanowiły obowiązującej filozofii polityki wszelkiej. Nie wiem, czy po upadku komunizmu jesteśmy zdolni przyjąć niewygodną prawdę o czarnej stronie świata zachodniej demokracji, do którego przez kilka dziesięcioleci aspirowaliśmy; czy jesteśmy gotowi zapoznać się z „czarną księgą” antykomunizmu. Zbrodnie w imię wolności stanowią fragment spuścizny demokratycznego świata, do którego należymy. I odpowiedzialnością za nie powinniśmy pozmagać się w ramach duchowych ćwiczeń z sumieniem i krytycznym rozumem. Choćby po to, by w naszym myśleniu nie miała praw obywatelskich idea, że istnieją dobre zbrodnie, które ratują ludzkość. Choćby po to, by ktoś kiedyś nie porównał nas do zapatrzonych w Moskwę zachodnich i latynoamerykańskich marzycieli, którzy mówili, że Gułagu nie ma, bo to przecież nie możliwe.”

Sądzę, że lektura nikogo nie pozostawi obojętnym i każdy znajdzie bogaty materiał do wewnętrznych „zmagań”. Mi jednak - obok etycznego i poznawczego aspektu książki – pozostanie w głowie jedno pytanie. Jaka przyszłość czeka ten kontynent? Czy uda się scalić i upodmiotowić rzesze niepiśmiennych, żyjących poniżej 1 dolara na dzień ludzi? Ludzi spoza naszego świata, spoza cywilizacji? Bardzo bym sobie życzył tego, że następna wielka książka o Ameryce Łacińskiej zakończyła się pozytywną pointą.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010