4. Witold Missala - KONGRES. JAKI BYŁ?

KONGRES PRAWICY POLSKIEJ

Witold Missala

JAKI BYŁ?

Walczmy o to by każdy musiał zidentyfikować się politycznie, by nie mógł prowadzić bezkarnie przejrzystej gry używając barw ochronnych, wielkich słów i ogólnonarodowych symboli. Nade wszystko zaś zachowujmy konsekwentnie własną twarz, własną identyfikację - każdy swoją. Bądźmy w tym śmiali i odważni. Nie mamy się co krępować, bo to my właśnie, wbrew propagandzie, staramy się o to, by Polacy mieli stałą możliwość wyboru i zmiany.

Jeśli zdołamy to przekazać, także aktywnej części młodzieży, to w Polsce zwyciężymy. Nie tylko prawica wygra parę najbliższych wyborów - co jest w tej sytuacji naturalne, ale i wygra Polska stając się normalnym europejskim krajem.

Być może kiedyś będzie konieczna do tego koalicja absolutnie wszystkich, poza komunistami i czymś podobnym, jak w Nikaragui - po to, by rozbić monopol.

Ale też być może ja się mylę - i już za miesiąc "syntetyzujący wszystko ruch społeczny" otrzyma dotkliwe ciosy. Nie radziłbym jednak i wtedy demobilizować się. Wspomniany ruch przez następny rok zbierze z pewnością wszystkie siły - a ma dużo atutów, potężnych przyjaciół w kraju i za granicą, nie ma za to skrupułów.

W każdym jednak przypadku apel o wyraźną identyfikację ideową, o zachowanie tożsamości pozostanie chyba w mocy.

Proszę Państwa. Nie chcę kończyć tak patetycznie, więc przytoczę na zakończenie pewne zdanie z miesięcznika "Niepodległość" z czasów, gdy robił on sporą furorę tj. z lat 1982-84. W jednym z artykułów autor stwierdził wówczas, że stan wojenny stanem wojennym, ale jeśli pan Lityński zostanie ministrem to on wyjeżdża z kraju.

Pan Lityński jest na razie bodajże wiceministrem, a ja sądzę, że już wystarczająco dużo Polaków wyemigrowało.

Dziękuję Państwu.

Od Kongresu Prawicy Polskiej minął ponad miesiąc. Spójrzmy na niego z tej perspektywy. Jaki był ten kongres naprawdę?

Takie pytanie trzeba postawić, ponieważ na podstawie większości relacji prasowych osoby, które w nim nie uczestniczyły musiały wyrobić sobie obraz zgoła odmienny od tych, którzy 1 maja bieżącego roku byli w Sali Kongresowej.

Pomysł zorganizowania Kongresu rzucony został przez lidera UPR pana Janusza Korwina-Mikke na zakończenie obrad marcowego Kongresu centroprawicy w Poznaniu. Dlaczego wkrótce po jednym Kongresie miał się odbyć następny, tylko w nieco zmienionej konstelacji? Partie i ugrupowania uważające się za jednoznacznie prawicowe uznały, że w Poznaniu wciągnięte zostały w nie swoją grę, nie miały możności w pełni się wypowiedzieć, niektórzy wręcz zarzucali organizatorom szereg manipulacji.

Dodatkowego smaku dodawał fakt, że protektorem imprezy był pan Andrzej Wielowieyski, bynajmniej niezbyt znany ze swych prawicowych poglądów. Zachęcał on zresztą uczestników do miłości wobec socjalizmu w ogóle, ruchu Komitetów Obywatelskich itd.

W trakcie przygotowań do Kongresu Prawicy Polskiej, wszystkie decyzje podejmował Komitet Organizacyjny składający się z przedstawicieli partii i ugrupowań - organizatorów kongresu. Ostatecznie w gronie tym znalazły się: Liberalno-Demokratyczna Partia "Niepodległość", Młodzież Wszechpolska, Ruch Narodowo-Liberalny, środowisko "Słowa narodowego", Stronnictwo Narodowe (tzw. senioralne), Unia Polityki Realnej oraz Związek Młodzieży Demokratycznej - Prawica. Czy nie ma w Polsce więcej partii prawicowych? Oczywiście, że są. Dlaczego zatem nie wzięły udziału w Kongresie? Jedni - np. Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe - uznali, że w trakcie kampanii wyborczej nie są w stanie podzielić swych skromnych "sił i środków" i zrezygnowały z formalnego uczestnictwa w Kongresie, zaznaczając jednak pośrednio swoją obecność (wystąpienie pana Jacka Bartyzela - członka władz Zjednoczenia). Podobnie Stronnictwo Pracy - pan Ryszard Bender (do niedawna jego wiceprezes) grzmiał z kongresowej trybuny o niebezpieczeństwie dalszych rządów lewicowych.

Niektóre ugrupowania - jak sądzę - nie były obecne z przyczyn osobisto-ambicjonalnych, mam tu na myśli przede wszystkim pozostałe partie i organizacje nawiązujące ideowo do narodowej demokracji, powołując się zawsze i wszędzie na dorobek myśli politycznej Romana Dmowskiego.

I wreszcie jeszcze inne partie, jak np. Partia Konserwatywna uznały zapewne, że nie potrzebują tego typu demonstracji swojej obecności w życiu politycznym kraju.

A zatem - wracając do organizatorów - na pierwszy rzut oka widać ich niejednorodność. Można - jak sądzę - podzielić ich na dwie grupy: orientację narodową (SN, RNL, MW i "Słowo Narodowe") oraz konserwatywno-liberalną (UPR, LDP"N" i ZMD-P). Organizatorzy już zawczasu, zdając sobie sprawę z diametralnie odmiennych koncepcji dotyczących przede wszystkim problemów geopolitycznych, postanowili zawrzeć gentelman's agreement, na mocy którego mówcy reprezentujący partie-organizatorów wystrzegać się będą bezpośrednich wzajemnych ataków.

Niemniej jednak obrady, w dużym stopniu spontaniczne, rządzą się swoimi prawami. W toku dyskusji wyraźnie zarysowała się sprzeczność pomiędzy stanowiskiem LDP"N" a organizacjami narodowymi w zakresie polskiej racji stanu, stosunku do Niemców, a z drugiej strony Litwinów, Białorusinów i Ukraińców, postrzegania roli Związku Sowieckiego w Europie itd. Przedstawiciele LDP"N" stwierdzili wyraźnie, że nie chcą mieć nic wspólnego z wypowiedziami o charakterze antysmickim, odczytali oświadczenie domagające się uznania niepodległości Litwy, usunięcia wojsk sowieckich z Polski i nie podsycania histerii antyniemieckiej. LDP"N" solidaryzuje się i w pełni popiera walczące o wolność narody wchodzące w skład Imperium Zła. Nie jest też ona partią antyrosyjską lecz antykomunistyczną. To stanowisko wywołało szereg polemik liderów obozu narodowego. Całą dyskusję na ten temat próbował zamknąć w podsumowaniu kongresu pan J. Korwin-Mikke podkreślając, że w polityce zagranicznej liczyć się muszą interesy państwa, a nie wzajemne animozje, uprzedzenia itp.

Dyskusja na Kongresie była oczywiście znacznie szersza, dotyczyła niemal całości problematyki politycznej, zarówno w zakresie krytyki efektów rządów lewicy (komunistów i neosocjalistów), jak i zarysowania programu rządów prawicy w Polsce. A zatem były wystąpienia ogólne o wartościach moralnych wiążących się z uprawianiem polityki, o upadku moralnym rodziny, a także o konieczności budowy systemu demokratycznego, faktycznego pluralizmu, o konieczności szybkiej prywatyzacji, o silnej armii i sprawnej policji. Ogólnie można stwierdzić, że uczestnicy kongresu w zasadniczych sprawach dotyczących polityki wewnętrznej wykazali dużą zbieżność poglądów. Hasło Kongresu "Dość rządów lewicy - prawda, prawica, Polska!" było hasłem jednoczącym różne ugrupowania.

Prezentując wyżej taki właśnie obraz Kongresu zastanowić muszą reakcje prasowe. Można wyróżnić wśród nich kilka postaw.

Postawa 1. Kongres to potyczki bojówek przed Salą Kongresową - najpełniejszy wyraz tej postawy dała „Gazeta Wyborcza” pomijając niemal milczeniem to, co działo się wewnątrz Sali Kongresowej.

Postawa 2. Prawica to endecja - dziennikarze z „Polityki”, czy „Kulis” w swoich relacjach próbowali nakreślić jednolity wizerunek prawicy polskiej i tak im się to układało w całość, że dominowały w tym wizerunku spiski żydowsko-masońskie, wyprzedaż Niemcom i Żydom majątku narodowego, bizantyjskie Niemcy itd., itd.

Postawa 3. Można by ją określić jako życzliwie przychylną; tu za przykład może uchodzić "Rzeczpospolita". Co prawda krótka, ale wyważona relacja prezentująca obok wspólnych prawicy idei także widoczne różnice.

Na koniec pozostawić należy swoiste kuriozum. W najnowszym numerze „Konfrontacji” pan A.W. Halicki zastanawia się czy kongres oznaczał "narodziny faszyzmu?!!" Osnową jego rozważań była obecność służby porządkowej (Narodowe Odrodzenie Polski) oraz wybrane cytaty z niektórych przemówień. Pan Halicki był głuchy na wszystkie głosy, które do jego tezy nie pasowały. Zaiste, próba wytropienia przez "Konfrontacje" śladów hitleryzmu w dzisiejszej Polsce jest karkołomna, a to chciała zapewne Redakcja zasugerować używając symboliki z tej epoki na okładce swego pisma.

Swoistym argumentem używanym zwłaszcza w PRL jest postawienie pytania ile to kosztowało i kto za to zapłacił. Już GW rozpoczęła publikacje listów Czytelników poświęconych tej sprawie. Spieszę uspokoić, że kongres nie pochłonął miliardów, a co więcej nie był dofinansowywany przez budżet państwa. Wszystkie wydatki zostały pokryte z wpływów ze sprzedaży biletów, akredytacji, praw do prowadzenia sprzedaży książek oraz składką siedmiu organizatorów Kongresu.

Autor publikacji