Rozdział III - Założenia programowe Solidarności Walczącej

Zręby programu Solidarności Walczącej powstawały na dwu płaszczyznach. Jedną ich część stanowiły aspekty wspólne całej antykomunistycznej opozycji, odmiennie jednak artykułowane w różnych grupach i środowiskach. Takie jak stosunek do alkoholizmu, negatywna ocena SB, PRON, nowych związków zawodowych, potrzeba demokracji. Drugą zaś – te elementy, które były probierzem oceny, miernikiem postawy danego ugrupowania oraz jego skłonności do umiarkowanego bądź radykalnego podejścia do problemów zasadniczych: stopień gotowości do porozumienia z rządem komunistycznym, niepodległość Polski, dopuszczalność metod stosowanych w walce z władzami lub też postulowany model społeczno-gospodarczy w przyszłości. Wśród elementów drugiej grupy aspektów programowych znajdowały się również takie, które przez Solidarność Walczącą zostały wygenerowane, albo które dzięki zdecydowanemu poparciu organizacji stały się postrzegane przez większą część polskiego podziemia politycznego.

W nazwie Solidarności Walczącej tkwił duży ładunek emocji, informacja o proweniencji organizacji, a także próba wskazania na formę działania. Nazwa ta w sposób bezpośredni nawiązywała do NSZZ „Solidarność”. Utworzenie nowego ugrupowania politycznego, prowadzącego działalność niezależną od Związku powinno pociągać za sobą, zdaniem niektórych osób związanych z podziemiem, całkowitą odrębność nie tylko organizacyjną, ale również semantyczną. Zarzut dotyczący „bezprawnego” przejęcia, przywłaszczenia sobie nazwy „Solidarność” przez SW pojawił się po raz pierwszy w trakcie powstawania nowej organizacji i był bardzo konsekwentnie podnoszony przez przewodniczącego RKS, Władysława Frasyniuka. „Nie mam nic przeciwko innym poglądom, ale uważam, że jedyną nieuczciwością SW jest to, że żeruje na »Solidarności«”1. Podobnie referował autor polemicznego tekstu „Do nawiedzonych”: „Poza tym, przyjaciele, czy nie nadużywacie nazwy »Solidarność«? »Solidarność« nigdy nie była »walcząca« w sensie, jaki temu słowu nadajecie. Jeśli chcecie organizacji bojowej, uważacie, że ona ma dziś sens i realne szanse – twórzcie ją, lecz nie nazywajcie tego »Solidarnością« (...)”2. Niewiele różniące się od powyższych argumenty przytaczał w 1985 r. Andrzej Łaszcz (J. Przystawa), jeden z niezależnych, a mocno zaangażowanych w działalność obserwatorów dolnośląskiej sceny politycznej. Te argumenty sprowadzały się do tego, że używanie przez SW nazwy „Solidarność” powoduje zamazywanie różnic między Związkiem a SW oraz to, że „wielu uważa ją [SW] za nic innego jak Solidarność podziemną”, co przyczynia się z kolei do popularności organizacji3.

Co na ten temat członkowie kierownictwa Solidarności Walczącej? W SW na stanowiskach decyzyjnych znajdowały się osoby, które w większości nie tylko należały do NSZZ „S” (i podczas funkcjonowania w SW czuli się z „Solidarnością”, jako ruchem i ideą, związani), ale nawet były na kierowniczych stanowiskach w Związku. Ewa Kubasiewicz była członkiem Zarządu Regionu w Gdańsku, Jadwiga Chmielowska – Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego, a po 13 grudnia 1981 r. przewodniczącą Regionalnej Komisji Koordynacyjnej, analogicznej do RKS na Dolnym Śląsku. Andrzej Kołodziej był jednym z twórców NSZZ „Solidarność” i zastępcą L. Wałęsy w Prezydium Zarządu gdańskiego. Kornel Morawiecki, Zbigniew Bełz i Andrzej Zarach byli delegatami na I Krajowy Zjazd, a Zarach i Bełz zostali wybrani do trzyosobowego Prezydium Krajowej Komisji Rewizyjnej. Jerzy Gnieciak to jeden z szefów „Solidarności” opolskiej. Antoni Kopaczewski był przewodniczącym NSZZ „S” na Rzeszowszczyźnie przed i po ogłoszeniu stanu wojennego. Prócz tych osób, wiele pełniło funkcje mniej eksponowane, ale również bardzo istotne. Wywodzili się oni z „Solidarności” i uważali, że mają prawo do programowej radykalizacji spowodowanej zmienionymi warunkami po 13 grudnia. A okazję do działań zdecydowanych dawała Solidarność Walcząca. To dla tych, którzy po aresztowaniach na powrót włączali się w działalność opozycyjną, a te osoby, które organizację tworzyły, były zdania, że „używanie słowa »Solidarność« wypływa z naszego głębokiego przekonania o słuszności obranej drogi jako kontynuacji ruchu i idei rozpoczętej przez związek zawodowy »S« i w żadnym wypadku nie jest nadużyciem”4. Andrzej Kołodziej określa zarzuty dotyczące „przywłaszczenia sobie” nazwy „S” przez SW jako „zupełnie bezpodstawne”. „Mamy do niej pełne prawo”. I odnośnie drugiego członu nazwy: „Nazwa organizacji ma – poza innymi skojarzeniami – wskazywać na naszą aktywną postawę. Nie chcemy biernie oczekiwać na wydarzenia, chcemy walczyć, chcemy kształtować przyszłość (...)”5.

Spór o nazwę nie został rozstrzygnięty, ponieważ obie strony na plan pierwszy wysuwały argumenty dotyczące czegoś innego. Z logicznego punktu widzenia i jedni, i drudzy mieli rację. W. Frasyniuk dlatego, że używając nazwy „Solidarność”, SW siłą rzeczy korzystała z legendy i dobrego imienia Związku. Członkowie SW – ponieważ łączność personalna i ideowa z NSZZ „S” implikowała werbalną identyfikację z „Solidarnością”. Spór nie dotyczył tego, czy SW korzysta z nazwy Związku, albo czy istnieje taki stopień wspólnej przeszłości i identyfikacji, któryby uprawniał do używania nazwy. W istocie jednak kwestia używania nazwy „Solidarność” miała głębszy podtekst. Frasyniuk i chyba również TKK obawiali się precedensu polegającego na tym, że do Związku przyznają się i na Związek się powołują ugrupowania lub środowiska, które nie są podporządkowane władzom „Solidarności”. Domagali się tedy sformułowania wspólnego stanowiska wobec zagrożenia warunkami stanu wojennego. Ale te same warunki stanu wojennego były jednym z głównych argumentów strony przeciwnej, która uważała, że 13 grudnia 1981 r. zmusił społeczeństwo do szukania skutecznych i radykalnych metod oporu. Takie metody – zdaniem kierownictwa SW – oferowała właśnie Solidarność Walcząca. I jeśli nowe władze Związku (TKK) nie uznają bezkompromisowego wariantu walki, to pozostała część podziemia politycznego ma prawo zaproponować społeczeństwu pod szyldem „Solidarności” (Międzyzakładowy Robotniczy Komitet Solidarności, II Komisja Krajowa NSZZ „S”) lub podobnym do niego (Solidarność Zwycięży, Solidarność Walcząca) alternatywny model walki6.

Diametralna zmiana warunków działania po 13.12.1981 r. sprawiła, że poszczególne grupy podziemia i część Związku w odmienny sposób postrzegały problem samoorganizacji społeczeństwa polskiego oraz stopnia intensywności, jaki ta samoorganizacja powinna mieć. W pierwszej połowie 1982 r. przebywający w obozie dla internowanych Jacek Kuroń prowadził polemikę z ukrywającymi się Zbigniewem Bujakiem i Wiktorem Kulerskim. Przedmiotem polemiki był model oporu społecznego. Kuroń oceniał zaistniałą sytuację daleko bardziej jednoznacznie, niż jego adwersarze. Jego zdaniem komórki społeczne winny zacząć formowanie zrębów polskiego państwa podziemnego, podporządkowanego jednemu centrum, charakteryzującego się wysokim stopniem integralności, wewnętrznej dyscypliny oraz fundamentalnym i nieprzejednanym stosunkiem do rządu Jaruzelskiego7. Głównym środkiem walki miały być strajk generalny i sprawna sieć niezależnej informacji skorelowane z demonstracjami ulicznymi. Był przy tym Kuroń zdecydowanym przeciwnikiem terroru – powstający ruch konspiracyjny musi mieć jasno sprecyzowany cel, aby „nie zszedł na manowce” terroru. Samo hasło trwania w konspiracji i położenie szczególnego nacisku na proces samokształcenia społecznego, „jest najkosztowniejszą drogą do klęski. (...) Nie można budować programu na nadziei, że generałowie i sekretarze dobrowolnie zgodzą się na kompromis. Trzeba przyjąć, że przemoc ustępuje tylko wobec przemocy i zapowiedzieć wyraźnie, że ruch się nie cofnie przed użyciem siły”8.

Z takim stanowiskiem nie zgadzali się przede wszystkim działacze warszawskiej „Solidarności” – Bujak i Kulerski. Bujak uważał za niecelowe tworzenie ruchu oporu „zdolnego do zlikwidowania okupacji w zbiorowym, zorganizowanym wystąpieniu”9. Opowiadał się za ruchem zdecentralizowanym, pośrednimi naciskami społecznymi, za organizowaniem zasadniczo pozapolitycznych zrębów komórek społecznych. Liczył na wszczęcie rozmów pomiędzy przedstawicielami władzy i Związku. Ogromną wagę przykładał do podnoszenia świadomości społeczeństwa. RKW Mazowsze był przeciwny strajkowi generalnemu10. Kuroń przekonywał Bujaka, że „Niemożliwy jest w warunkach stanu wojennego ruch samoobrony ani żaden inny ruch społeczny, który samym swoim istnieniem miałby spowodować stopniowe zmiany systemu”. We wrocławskim RKS oraz w TKK znajdowali się zarówno zwolennicy „Tez” Kuronia, jak i poglądów Bujaka. Ostatecznie RKS NSZZ „S” Dolny Śląsk opowiedział się za regionalną centralizacją, co stanowiło połączenie obu koncepcji11.

Solidarność Walcząca stanęła w sporze między Bujakiem a Kuroniem raczej za tym ostatnim. Prasa SW rzadko zamieszczała wypowiedzi obu polityków, jednakże mniej lub bardziej świadomie publicyści SW (a więc zarazem osoby konstruujące stopniowo zasady programowe organizacji) powoływali się na twierdzenia Kuronia, różniąc się wszakże i od niego w wielu istotnych kwestiach. Obie koncepcje zostały określone terminami pozornie niewiele się od siebie różniącymi, lecz faktycznie bardzo istotnymi: Bujak opowiadał się za polskim społeczeństwem podziemnym, Kuroń zaś za polskim państwem podziemnym. Cechą wspólną większości środowisk poza Solidarnością Walczącą w połowie 1982 r. było stosowanie się do założeń samoorganizującego się społeczeństwa podziemnego. Nawet takie grupy jak „Wiadomości Bieżące” czy niektóre komórki Komitetów Oporu Społecznego (KOS), które po kilku miesiącach afiliowały się przy Solidarności Walczącej, w maju-czerwcu 1982 r. reprezentowały stanowisko mniej radykalne12. Swoistą kompilację tez Kuronia z tezami Bujaka stanowił dokument TKK z 28.07.1982 r., „Społeczeństwo podziemne”13. Natomiast kolejna publikacja Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej – „Solidarność dziś” – to przewaga elementów długofalowych, obliczonych na powolne przełamywanie skutków stanu wojennego nad postulatami radykalnymi. Analiza dokumentów TKK w latach 1982-83 wskazuje na stopniowe zaniechanie argumentacji radykalnej, na wzór J. Kuronia z kwietnia 1982 r. Solidarność Walcząca również przechodziła ewolucję, ale w odwrotnym kierunku. Wpływ myśli politycznej związanej z doświadczeniami żołnierzy Armii Krajowej, przemyślenia ludzi kierujących Solidarnością Walczącą oraz zachodzące wydarzenia14 powodowały generalną negację takiej postawy politycznej, która za podstawowe dziedziny walki uważała oświatę, kulturę czy gospodarkę.

Wprowadzenie stanu wojennego W. Jaruzelski motywował koniecznością przeciwdziałania złej sytuacji ekonomicznej PRL. W pierwszych miesiącach 1982 roku często powtarzały się w środkach masowego przekazu wezwania do pracy. Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego zależało na skierowaniu energii społecznej w stronę wydajnej pracy, niezależnie od warunków politycznych. Kontekst gospodarczy stanowił ważki element w rozgrywkach między władzą a przedstawicielami NSZZ „S” i Kościoła katolickiego. Członek TKK, W. Hardek, podkreślał, że komunistom szczególnie zależy na ekonomicznej stabilizacji. Do osiągnięcia stabilizacji potrzebna jest pomoc państw zachodnich, które warunkują wszelkie kredyty wypracowaniem consensusu społeczno-politycznego. W tym upatrywał Hardek szansę dla Związku – twarde przeciwstawienie się życzeniom i żądaniom władz15. Podobne założenie przyjmowali przedstawiciele RKW Mazowsze: sytuacja gospodarcza zmusi władze do szukania porozumienia ze społeczeństwem16. Osoby decydujące o polityce SW w okresie początkowym (1982-1983/4) mniejszą wagę przykładały do aspektów ekonomicznych. Tu aksjomatem były długo aktualne wezwania Komitetu Strajkowego Stoczni Gdańskiej z grudnia 1981 r. do wolnej, niewydajnej pracy i spowolnienia deklarowanego przez władze procesu „przezwyciężania kryzysu”. Tym bardziej więc nie do przyjęcia dla SW były sugestie niektórych środowisk niezależnych do bardziej wydajnej pracy, jak na przykład w przypadku „Tez Prymasowskiej Rady...” – „Chcemy, żeby naród nasz żył. Życie zależy od gospodarki, gospodarka od pracy. Nie podniecamy się do walki ideologicznej (...)”17. Pośrednim wskazaniem na konieczność zwiększenia wydajności pracy była analiza polityki gospodarczej Związku (i jej kontekst) w okresie jego legalnego istnienia, przeprowadzona przez redakcję pisma „Dziś i Pojutrze”, z którym utożsamiał się Władysław Frasyniuk18. Władze Solidarności Walczącej co najmniej do 1984 r. postrzegały problematykę ekonomiczną przez pryzmat wpływu destabilizacji gospodarczej na destrukcję systemu komunistycznego. Gospodarka stanowiła element ważny, ale nie decydujący o stosunku rządu Jaruzelskiego do podziemia. Wydaje się, że kluczem do rozstrzygnięć systemowych była dla SW sytuacja polityczno-społeczna, a zwłaszcza takie jej komponenty, jak stopień determinacji społecznej, wola oporu, integralność międzyśrodowiskowa wobec wspólnego wroga, ilość i jakość „bibuły” podziemnej czy też organizacja niezależnych struktur.

Cechą znamienną Solidarności Walczącej było usiłowanie dotarcia do wszystkich grup społecznych, także i tych, które były filarem komunistycznych rządów – SB, MO, ZOMO, LWP. Niewiele organizacji podziemnych kładło tak duży nacisk na agitację prosolidarnościową w wojsku i milicji; prócz SW, jeszcze RKS Dolny Śląsk i warszawski RKW19.

Już w grudniu 1981 r. redakcja „ZDnD” kilkakrotnie wzywała żołnierzy i zomowców, by nie strzelali do strajkujących i manifestujących20. Co pewien czas, zwłaszcza przed 13 każdego miesiąca apele podobnej treści były ponawiane. Coraz częściej publicyści „ZDnD”, (którzy później zasilili szeregi Solidarności Walczącej) nie ograniczali się do samych wezwań o „niestrzelanie do ojców i braci”, lecz starali się traktować problem głębiej. Szczególnie widoczne stało się to jednak po powstaniu pisma „Solidarność Walcząca”. W pierwszym numerze znalazł się apel do żołnierzy: „(...)Władza swą przemoc opiera na Waszej sile. (...) Nigdy już nie dajcie się wykorzystać do ujarzmienia Polski. Wy macie jej bronić. Nasza walka o Niezależne Samorządne Związki Zawodowe, do których należą i Wasze rodziny jest właśnie walką o Polskę. Żołnierze, bądźcie solidarni z narodem!”, a na końcu zalecenie: „przepisz, podaj koledze, podrzuć dowódcy”21. Jeszcze bardziej wymowne było poruszanie tematyki stosunków panujących w wojsku. Propozycje przeciwdziałania gnębieniu młodszych służbą żołnierzy przez kadrę, indoktrynacji w LWP poprzez DTV czy zajęcia polityczne. „Jak zbawienia oczekują wyjścia do cywila. Czy dopiero wtedy zaczniemy z nimi rozmawiać? Może być za późno. My, ojcowie, robotnicy (...) już teraz (...) powinniśmy dzielić się z nimi prawdą i tłumaczyć, że stając przeciw »Solidarności« stają przeciwko nam”. „Psychika i sposób myślenia żołnierzy od początku do końca służby bombardowane są sloganami zadufanych oficerów politycznych”22.

W lipcu 1982 r. Porozumienie Solidarność Walcząca wystosowało apel do funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, którzy uważani byli za najbardziej uświadomioną, nieprzejednaną i niedostępną część aparatu przymusu23. Apele podobnego typu ukazywały się sporadycznie również w innych podziemnych gazetkach24, żaden jednak nie podejmował tematu przyszłości funkcjonariuszy SB, kary za wykonywanie zbrodniczych „rozkazów zwierzchników” przy równoczesnym podziale funkcjonariuszy na „nadgorliwych” i wykonujących swoje zwykłe czynności służbowe. „(...) Uprzedzamy zdecydowanie, że rozkazy zwierzchników nie będą dla Was żadnym usprawiedliwieniem. Część Waszych danych znamy. Pozostałe uzyskamy od wspólnych znajomych. I wśród Was są nasi ludzie. Nie straszymy Was, obca jest nam chęć zemsty. Jeżeli będziecie postępować z umiarem i bez nadgorliwości, Wasza dotychczasowa działalność objęta zostanie amnestią. Apelujemy do Waszego realizmu i odpowiedzialności za nasz wspólny polski los. (...) Z treścią apelu zapoznaj kolegów”. A więc w odróżnieniu od podejścia innych środowisk, kierownictwo Solidarności Walczącej, choć radykalne w podejściu do systemu, w funkcjonariuszach SB dostrzegało ludzi i starało się od początku znaleźć realne i alternatywne – w jego mniemaniu – rozwiązanie tego problemu. Porozumienie Solidarność Walcząca wezwało przed 31 sierpnia 1982 r. funkcjonariuszy MO, ZOMO, ROMO do odmowy wykonania rozkazu, w przypadku interwencji milicyjnej przeciw strajkującym lub demonstrującym. Zdając sobie sprawę z wagi wyboru, (za odmowę rozkazu groziła najwyższa kara) organizacja oferowała pomoc i schronienie25.

Sprawą, która wywołała głębokie poruszenie i powszechne komentarze w czasopismach podziemnych oraz oficjalnych mass mediach, było zastrzelenie sierżanta MO Zdzisława Karosa i śledztwo w tej sprawie. 18.02.1982 r. kilku młodych ludzi chciało rozbroić podoficera milicji Z. Karosa. Podczas szamotaniny milicjant został zastrzelony. Oficjalna propaganda podchwyciła to wydarzenie i potraktowała je jako świadectwo posługiwania się „metodami terrorystycznymi” przez organizacje podziemne26. Chłopcy, którzy zabili Karosa, nie należeli do żadnego ugrupowania. Po dokonaniu zabójstwa w ukryciu broni pomógł im ks. Sylwester Zych. Prasa rządowa określała incydent jednoznacznie w kategoriach terrorystycznych. Czasopisma związkowe odżegnywały się od „zabójców”, zajmując stanowisko pośrednie – „emocje, głupota, strach”, „podpuszczeni przez bezpiekę”27. Zastrzelenie Karosa prasa związkowa postrzegała wprawdzie jako przypadkowe, lecz akt ten był zasadniczo potępiany. Z jeszcze innego punktu widzenia oceniali wydarzenie publicyści Solidarności Walczącej. Nie pochwalono terroru indywidualnego, ale zabójstwa Karosa nie uważano za przejaw takiego zjawiska. Sprawę Karosa potraktowano jako przestrogę dla tych, którzy wspierają „reżim”, by zrozumieli, „jaką rolę wyznaczono im w tej (...) wojnie”, a także jako przyczynek do oceny osób, pracujących w aparacie przymusu w PRL. „(...) W DTV przejęty do głębi dziennikarz opatrzył tę wiadomość [śmierć Karosa] dramatycznym komentarzem, w którym była mowa o śmierci człowieka i akcie terroru godnym najwyższego potępienia. Być może sierżant Karos był uczciwym człowiekiem i zasłużył na szacunek. Jednak ton tego komentarza zabrzmiał gorzko i jakoś fałszywie. To prawda, śmierć człowieka jest zawsze faktem tragicznym. Śmierć człowieka w mundurze, obrońcy prawa tym bardziej – pod warunkiem, że żyjemy w miejscu i czasie, gdzie mundur milicjanta kojarzy się z obroną prawa i gwarancją naszego bezpieczeństwa. Nie żyjemy w takim czasie i miejscu. Tu, gdzie jesteśmy, katuje się ludzi pałkami, zamyka bez sądu w więzieniach, strzela do nich w imię ładu i porządku. Tu i teraz mundur milicjanta kojarzy się nie z prawem, a [z] bezprawiem, nie z bezpieczeństwem, a z zagrożeniem, nie wzbudza zaufania, a nienawiść. (...) Jego tragiczna wymowa sięga daleko głębiej niż sam fakt śmierci milicjanta – aż do gorzkiej refleksji, że wielu śmierć ta nie zasmuciła. (...)”28. Taka ocena, to raczej obrona i usprawiedliwienie potępionych w DTV i skrytykowanych w prasie związkowej „zabójców Karosa”, niż wskazanie na naganność tego czynu. Obrona tym bardziej znamienna, że w prasie podziemnej jedyna w swoim rodzaju. Sięgająca głębiej od samej tylko oceny faktu. Obrona polegająca na próbie przywrócenia słowom i symbolice właściwego znaczenia. Argumentacja autora w pierwszym rzędzie nie zmierzała do udowodnienia niewinności „zabójców sierżanta MO” lub incydentalności zajścia, lecz do odebrania oskarżającym prawa do oskarżania, jako że zbrodnie przypisywane innym do nich się odnoszą i oni – oskarżyciele, tj. rząd komunistyczny – winni zasiąść przed trybunałem.

W analogiczny sposób analizuje publicysta SW przedłożone w grudniu 1982 r. propozycje władz dotyczące wypuszczania na wolność więzionych działaczy NSZZ „S” w zamian za podpisywanie aktu lojalności. „Mianowana przez obcych władza stwierdza, że posiada prawo łaski, (...). Ale my łaski od obcych nie chcemy. Nie zapomnieliśmy o ideach »Solidarności« (...) Uwięzieni przywódcy i członkowie naszego Związku wyjdą z więzień z podniesionym czołem. Wyjdą stamtąd nie z łaski, wyjdą uwolnieni przez nas. (...) A o łaskę prosić nas będą zdrajcy i zbrodniarze”29. Poprzez artykuły o podobnym sposobie rozumowania krystalizowało się specyficzne podejście Solidarności Walczącej do enuncjacji i oświadczeń wychodzących z kręgów rządowych. Podejście nieprzejednane, bez szczegółowej analizy treści lub podtekstów sugestii rządowych (co często czynili publicyści „Tygodnika Mazowsze”, rzadziej inne gazety związkowe).

Duże znaczenie przykładała Solidarność Walcząca do wykreowania wewnątrz aparatu policyjno-wojskowego komórek, które byłyby w stanie prowadzić agitację uświadamiającą wśród żołnierzy i milicjantów. Przejawem tego były przedruki oświadczeń i deklaracji, które zrodziły się w szeregach MO i LWP. Np. sygnatariusze „Deklaracji Politycznej Rad Żołnierzy” opowiadali się za „zdecydowaną walką” polegającą na bojkocie rozkazów, niesubordynacji, sabotażu i samokształceniu30. Podobny w tonie, choć nie tak radykalny, był „List otwarty grupy oficerów Wojska Polskiego do społeczeństwa.”31. Funkcjonariusze MO, wydający własne, niezależne pismo – „Godność” – opracowali „Kodeks funkcjonariusza MO”, w którym wypunktowane zostały zasady postępowania wewnątrz struktury w pełni kontrolowanej32.

Próby dotarcia do środowisk wojskowych, milicyjnych i do pracowników Służby Bezpieczeństwa nie zostały uwieńczone żadnym spektakularnym sukcesem. Był to najprawdopodobniej jeden z głównych powodów zaniechania oświadczeń i apeli Solidarności Walczącej do funkcjonariuszy MO, SB oraz do żołnierzy – od drugiej połowy 1983 r. pojawiają się one bardzo rzadko. Trudno jednak stwierdzić, że zainteresowanie SW sprawami MO, SB, ZOMO, LWP, ich stanowisko do społeczeństwa i do opozycji nie pozostawiło – choćby w psychice funkcjonariuszy – żadnego śladu. Być może te odosobnione przypadki przechodzenia pracowników SB na stronę opozycji, życzliwość niektórych milicjantów i zomowców (nawet podczas akcji przeciw demonstrantom) i narastająca niechęć do systemu wśród niższych szarżą żołnierzy LWP, mogły zaistnieć pośrednio dzięki działaniom propagandowym podjętym przez niektóre grupy i organizacje podziemne, w tym SW33.

Zawieszenie działalności NSZZ „Solidarność” po wprowadzeniu stanu wojennego, a potem delegalizacja Związku, spowodowały, że każde podziemne środowisko musiało opowiedzieć się za lub przeciw wchodzeniu do alternatywnych, proponowanych przez rząd, związków zawodowych. Solidarność Walcząca stała od początku na stanowisku odrzucającym możliwość uczestnictwa w innych niż „Solidarność” związkach zawodowych. Natomiast część działaczy RKS Dolny Śląsk, RKW Mazowsze, RKK Gdańsk i częściowo TKK do czasu delegalizacji NSZZ „S” dopuszczały ewentualne wejście działaczy niezależnych do struktur związkowych będących pod kontrolą władzy komunistycznej34. Po 8.10.1982 r. (Ustawa o związkach zawodowych) najbardziej liczące się ruchy i ugrupowania podziemne na czele z NSZZ „S” opowiedziały się jednoznacznie przeciw nowym związkom. 8 października nie zmienił stanowiska SW, która konsekwentnie, aczkolwiek z dużo większym natężeniem, wzywała do bojkotu nowych związków, nie wdając się w dyskusję w prasie podziemnej na temat dopuszczalności sposobów ich wykorzystania przez działaczy „Solidarności”35. Negacja nowych związków (od 1984 r. – OPZZ) stała się aksjomatem i nabrała w działalności i publicystyce Solidarności Walczącej charakteru programowego. Odrębnym zagadnieniem była interpretacja samej formuły związku zawodowego. Pojawiły się głosy przemawiające za wykorzystaniem struktur związkowych wyłącznie „w dziedzinie ochrony interesów pracownika”36. Kierownictwo Solidarności Walczącej uważało, że zasada ta, słuszna w systemie demokratycznym, nie może mieć zastosowania w ustroju komunistycznym. Wręcz przeciwnie, w warunkach, w jakich znalazła się Polska po 13 grudnia 1981 r., NSZZ „Solidarność” powinien pełnić rolę partii politycznej37.

W swoich założeniach programowych Solidarność Walcząca opowiedziała się za dywersyfikacją oporu, wynikającą z przekonania, iż walka o demokratyczny system narzuca niejako z góry dopuszczalność istnienia wielu opcji politycznych. Nie tylko SW zakładała konieczność istnienia podziemnego pluralizmu politycznego. W podobnym duchu wypowiadali się niektórzy członkowie TKK oraz większość pozasolidarnościowych środowisk opozycyjnych. Bogdan Lis stwierdził po delegalizacji NSZZ „S”, że dotychczasowe formy walki okazały się nieskuteczne, społeczeństwo jest zniecierpliwione wysokimi kosztami akcji masowych i „oczekuje od władz związkowych cudu”. Takie podejście jest, zdaniem Lisa, błędne, społeczeństwo powinno się samoorganizować i tworzyć wielowarstwową, rozproszoną strukturę oporu38. „Komitet Oporu Społecznego” wzywał: „Niech znaczące grupy społeczne powołają do życia swoje, w podziemiu działające partie. Choćby kadłubowe szkielety kadrowe. Niech tworzą swoje programy (...). Niech skaczą sobie nawzajem do oczu, ucząc się metod walki politycznej, ale w obliczu wspólnego wroga niech działają solidarnie”39.

Innego zdania byli najbardziej w Polsce znani działacze opozycji politycznej – Zbigniew Bujak i Władysław Frasyniuk. Powstawanie pozazwiązkowych struktur, w tym np. SW, Frasyniuk traktował jako niepotrzebne rozbijanie jednego frontu oporu. Po aresztowaniu złagodził nieco swoje stanowisko: „...nie negując potrzeby, a nawet konieczności istnienia różnych, niezależnych grup, apeluję o generalne poparcie dla linii prezentowanej przez Lecha Wałęsę i TKK”40. Podsumowując dwuletnią działalność Związku w podziemiu, Z. Bujak podkreśla potrzebę skonsolidowania i jednolitości polskiej opozycji41. Argumentacja zwolenników skupienia sił wobec wspólnego wroga opierała się na paru przesłankach. Po pierwsze, walka z przeciwnikiem, którego łączne siły fizyczne przewyższają wielokrotnie możliwości podziemia, wymaga koncentracji wysiłków, by móc w momencie najwłaściwszym wspólnie zaatakować. Po drugie, szeroka gama grup i środowisk podziemnych stwarza niebezpieczeństwo zejścia niektórych z nich na pozycje terrorystyczne. I po trzecie, istnienie ugrupowań niekiedy skrajnie różniących się programowo daje komunistom możliwość wygrywania jednych, przeciwko drugim.

SW, jako organizacja, która wyrosła z NSZZ „S” i od niego się odłączyła, nie mogła zgodzić się na całkowite lub w dużej części podporządkowanie swoich struktur władzom związkowym. Jednakże działacze Solidarności Walczącej optowali za daleko posuniętą koordynacją akcji wymierzonych we władze PRL. Były takie działania SW, które wypływały jedynie z przekonania o potrzebie przeprowadzenia wspólnego strajku (10.11.1982 r., tydzień protestu społecznego) lub demonstracji (solidarnościowa manifestacja ogłoszona na 28.06.1982 r.). Za taką postawą przemawiały względy pragmatyczne. Skorelowane wysiłki w kilku ośrodkach utrudniały interwencje komunistycznego „aparatu bezpieczeństwa”. Jeden z liderów SW, Andrzej Kołodziej, tak uzasadniał zasadność „walki na kilku frontach” równocześnie: „...drażniło mnie jego [B. Borusewicza] ambicjonalne podchodzenie do działalności, bo uważałem, że każda działalność przeciw komunie jest dobra, a czym więcej jest środowisk, tym łatwiej działać, bo ubecja musi rozpraszać swoje siły. Byłem zdania, że jeżeli mamy ludzi uczyć demokracji, a sami nie potrafimy jej stosować, to jest to bardzo niepokojące”42. Publicysta „Biuletynu Dolnośląskiego”, stosując retorykę niemal prowokującą interlokutorów, pisał, że droga do polskiego państwa podziemnego wiedzie poprzez „rozbijające jedność społeczeństwa partie”, takie jak np. KPN. Taka droga pozwoli wykreować nowe programy, nowe myśli i uderzać w system komunistyczny z wielu stron równocześnie43. Tego typu spojrzenie wypływało z analizy przyszłości. Wśród publicystów i liderów SW byli również tacy, którzy konieczność istnienia różnorakich ugrupowań politycznych motywowali faktami i zjawiskami dokonanymi. Dla przykładu, zdaniem Józefa B., wyjście Wałęsy z internowania, porażka TKK 10 listopada, tajne rozmowy Glemp-Jaruzelski – stworzyły zupełnie nową sytuację polityczną, w której nie ma już jednolitej „Solidarności”, a każda organizacja podziemna powinna określić się, sprecyzować program i szukać partnerów w mozaice ugrupowań antyrządowych. Józef B. przewidywał, że naród polski przeżyje raz jeszcze zjednoczenie podczas wizyty Jana Pawła II; będzie to jednak „sztuczna jedność”44. Wydaje się, że członkowie i kierownictwo Solidarności Walczącej dążyli do utworzenia niesformalizowanej struktury podziemnej w oparciu o wtórną jedność. Innymi słowy, zakładali zasadność rozbicia szerokiego nurtu „Solidarności” na mniejsze ugrupowania, a następnie ponowne łączenie się tych ugrupowań na zasadzie wspólnoty programowej i światopoglądowej. Potwierdzeniem takiej tezy jest artykuł w gazecie „Solidarność Walcząca” pod wymownym tytułem: „Jedność nie znaczy »jednolitość«”. Artykuł ten był zarazem „pierwszym głosem (...) do powstającego programu SW” oraz podsumowaniem, kwintesencją, toczącej się od czasu powstania organizacji dyskusji o charakterze programowym na temat dopuszczalności istnienia grup politycznych czy partii całkowicie niezależnych od władz Związku. „Nasza jedność – pisze autor artykułu – to wspólny cel – Polska wolna i demokratyczna. Nasza jedność nie powinna jednak oznaczać »ujednolicenia« naszych działań i myśli. (...) Całym naszym życiem rządziły »ujednolicające« nas instytucje. Dlatego też powstające w podziemiu różnorodne propozycje i formy działania wypowiadają jednocześnie walkę komunistycznemu ujednoliceniu. (...) różnorodność działań przeraża władzę, utrudnia planowanie i prowadzenie walki przeciw społeczeństwu. (...) Nie obawiajmy się tej różnorodności. Ona jest najsilniejszą bronią w realizacji idei solidarności, ona zadecyduje o kształcie naszego przyszłego społeczeństwa (...). Musimy uczyć się pluralizmu – jest to nasza broń przeciw totalitaryzmowi. Nasza jedność [musi być] jednością ludzi wolnych, umożliwiającą każdemu z nas wybór formy walki o »Solidarność« (...)”45. Taką właśnie jedność w różnorodności, taki front oparty o założenie dekompozycji ustroju komunistycznego usiłowali działacze Solidarności Walczącej wypracować, nawiązując kontakty i uściślając współpracę z już istniejącymi i nowopowstającymi ugrupowaniami antykomunistycznymi46.

Fundamentalnym celem Solidarności Walczącej było odzyskanie niepodległości przez Polskę. Realizacja tego celu wydawała się w 1982 r. odległa i bardzo trudna. Postulat niepodległości implikował negację panującego w PRL ustroju oraz zmiany międzynarodowego położenia Polski.

Solidarność Walcząca była jedną z pierwszych organizacji, która podniosła sprawę niepodległości i konsekwentnie dążyła do jej zrealizowania. Tym samym walnie przyczyniła się do rozpropagowania hasła niepodległości oraz do dokonania historycznej przemiany w świadomości Polaków interesujących się życiem społeczno-politycznym. W 1982 roku nieliczne tylko środowiska opozycyjne lansowały tezę o konieczności odzyskania suwerenności. Do takich należała grupa skupiona wokół wychodzącego od początku 1982 r. pisma „Niepodległość”47, pozostali na wolności członkowie Konfederacji Polski Niepodległej, grono redakcyjne „Wiadomości Bieżących” i niewiele więcej. W kręgach związkowych temat niepodległości nie był podnoszony z kilku względów: „Solidarność” jako związek zawodowy winna zajmować się, zdaniem większości regionalnych ciał przywódczych, sprawami pracowniczymi, a nie takimi, które bezpośrednio odnoszą się do polityki; poza tym termin „niepodległość” niepotrzebnie wzmagał wśród przedstawicieli rządu niechęć do działaczy podziemnych, a także mógł dać pretekst komunistom sowieckim do rozpoczęcia interwencji wojskowej w Polsce. Najbardziej znani przywódcy Związku krytykowali tych, którzy kwestię niepodległości traktowali priorytetowo i nie kryli się z dążeniem do pozbawienia władzy ludzi, którzy ją sprawowali od 1945 r. Zbigniew Bujak jeszcze w 1984 r. opowiadał się przeciw podjęciu przez NSZZ „Solidarność” hasła niepodległości oraz przeciw tym, którzy o „potrzebie zdobywania niepodległości” pisali. Jego osąd opierał się na założeniu, że nieistotne jest to, jakie żądania się wysuwa, lecz jak intensywnie działa się w tych dziedzinach, w których osiągnięcie sukcesu nie graniczy z niemożliwością48. W podobnym tonie wypowiadał się Bogdan Borusewicz. Według niego chłodna analiza koniunktury międzynarodowej nakazuje niepodnoszenie kwestii suwerenności Polski z uwagi na zbyteczne zaostrzenie stosunków ze Związkiem Sowieckim. Borusewicz określał się jako pragmatyk. Stawiał sobie takie cele, które mogły, jego zdaniem, zostać osiągnięte w realnej perspektywie czasowej, np. uwolnienie więźniów politycznych. Jego filozofią polityczną była minimalizacja dezyderatów, za to nieustępliwa walka o te, które już zostały sformułowane49. Niezależny publicysta, Stefan Kisielewski opowiadał się dopiero z końcem 1983 r. za jawnym podjęciem hasła zmiany ustroju50. Przedtem hołdował raczej zasadom tradycyjnej Realpolitik i rozpatrywał położenie kraju oraz kierunki rozwoju sytuacji politycznej w kontekście trwałego uzależnienia PRL od ZSRR. Wiele innych czołowych postaci życia politycznego, takich jak Adam Michnik, W. Frasyniuk czy przedstawiciele Episkopatu Polski traktowało podnoszenie postulatu niepodległości niechętnie. Motywacje były skrajnie różne. Od takich, że Polska niepodległości nie jest pozbawiona, do przekonania, iż hasło to może zostać wysunięte w następnym etapie walki51.

Solidarność Walczącą charakteryzowała wiara w duże znaczenie słowa. Sformułowanie, sprecyzowanie pewnych koncepcji programowych, które nawet wydawałyby się zupełnie nierealne, było nie tylko dopuszczalne w SW, ale także pożądane. Jasno wyartykułowana myśl, pragnienie większej części Polaków było uzasadnione, choć w oczach wielu zdawało się mrzonką. W drugim numerze „Solidarności Walczącej” znalazł się artykuł „Wstępne pytania”, w którym po raz pierwszy postulat niepodległości ujęty został w słowa52. Kwestię niepodległości podnosiła jeszcze przed powstaniem SW redakcja „Biuletynu Dolnośląskiego”, a z chwilą, gdy czasopismo stało się trybuną poglądów bliskich Solidarności Walczącej, temat niepodległości pojawiał się niemal w każdym numerze. Wiara działaczy Solidarności Walczącej w kreatywną moc słowa opierała się zarówno na przesłankach pragmatycznych, jak i filozoficznych. „Przekonanie, że najpierw wywalczymy niepodległość, a dopiero potem będziemy mogli swobodnie o niej mówić, nie da się już [w 1984 r.] w żaden sposób uzasadnić. Najpierw musi być SŁOWO. Przeciw samym słowom tanków sowieckich nie wyślą. Właśnie w tej dziedzinie mamy szansę odnieść pierwsze definitywne zwycięstwo – przezwyciężyć zakłamanie. (...) To jest pierwszy krok na drodze do niepodległości (...)”53 – pisał jeden z czołowych publicystów „Solidarności Walczącej”, Jan Mak (A. Kisielewicz). Tak więc pragmatyzm wymagał właśnie mówienia i pisania o niepodległości, nie zaś w imię realizmu, przemilczenia tej kwestii. Lepiej bowiem, argumentowali działacze SW, „przyzwyczajać sowieckich władców do myśli o Polsce niepodległej – ułatwi im to godzenie się z faktami dokonanymi i zrozumienie, że biegu historii zatrzymać się nie da”54. Natomiast z punktu widzenia metafizycznego uzasadnienia wiary w słowo szukać należy w przypowieściach biblijnych55 oraz w filozoficznej proweniencji osób, które wywarły największy wpływ na ukształtowanie koncepcji programowych Solidarności Walczącej56.

Słowo „niepodległość” coraz częściej przewijało się przez niezależną prasę od 1984-5 roku57. Był to jednak pośredni rezultat konsekwentnego dopominania się Solidarności Walczącej o przyznanie postulatowi niepodległości rangi priorytetowej. Hasło „niepodległej, suwerennej Polski” stawało się na tyle popularne w szerokich kręgach działaczy podziemnych, że tym ugrupowaniom i środowiskom, które nie podjęłyby tego hasła, groziło wyobcowanie się i spadek liczby zwolenników. Sposób formułowania zadań i celów w Solidarności Walczącej odbiegał znacznie od metod TKK i L. Wałęsy. Działacze SW mieli za złe głównym postaciom Związku tonowanie wypowiedzi, minimalizację żądań i ostrożność w ocenie rządów komunistycznych58. Analogicznie – członkowie TKK, czy RKS zarzucali Solidarności Walczącej, że w sposób niepotrzebnie zaostrzający sytuację, werbalizuje swoje koncepcje programowe59.

Poważne potraktowanie hasła niepodległości pociągnęło za sobą konieczność sformułowania warunków, które muszą zaistnieć, by niepodległość mogła zostać zdobyta. Przede wszystkim zdefiniowano problem: Polska utraciła niepodległość we wrześniu 1939 r. na skutek ataku Niemiec hitlerowskich i Związku Sowieckiego na rzecz tych dwóch państw. W wyniku działań militarnych i porozumień międzymocarstwowych (Teheran, Jałta) Polska została całkowicie uzależniona od ZSRR i w takiej zależności do początku lat 80 przebywa. Odzyskanie niepodległości wymaga zatem przezwyciężenia skutków II wojny światowej. Władzę w PRL sprawuje aparat komunistyczny podporządkowany imperialnym interesom sowieckim. Tak sprecyzowany problem pozwalał wyartykułować warunek podstawowy dojścia do niepodległości, obalenie władzy komunistycznej.

Postulat wywalczenia niepodległości wspólny był już w 1982 r. kilku ugrupowaniom w tym Solidarności Walczącej. Natomiast jasne sformułowanie zadania pozbawienia komunistów władzy jako conditio sine qua non tej niepodległości, było zasługą przede wszystkim samej Solidarności Walczącej. I jej cechą immanentną60. W artykule o charakterze programowym – „Kim jesteśmy? O co walczymy?”, K. Morawiecki pisał: „Oszukiwani od 38 lat już nie wierzymy w (...) reformowalność tego systemu. Chcemy go zmienić i tę władzę pozbawić władzy. (...)”61. Jak działacze SW postrzegali ów system komunistyczny, kogo uważali za jego uosobienie, wyjaśniał fragment innego artykułu: „Naszym przeciwnikiem nie jest ogłupiony propagandą pułkownik, nie jest ten twardogłowy partyjny dogmatyk lub tamten bufoniasty zdradziecki generał. Jest nim bezosobowy, scentralizowany aparat władzy i ucisku, który chce nas zniewolić i wprząc do realizacji obcych, nieludzkich celów”62. Anonimowy autor tekstu przesłanego dla „SW” z obozu internowanych w Załężu wyrażał przekonanie, iż naród polski nie pogodził się z totalitaryzmem. narzuconym systemem „realnego socjalizmu”, utratą niepodległości i „kolonialnym wyzyskiem” i jego odpowiedzią na kolejną wersję tego socjalizmu pod postacią stanu wojennego będzie tym razem nie likwidowanie skutków, lecz przyczyn zła, czyli obalenie ustroju komunistycznego63. Obalenie władzy jest warunkiem nie tylko odzyskania niepodległości, ale również „odwalczenia NSZZ »S«”. „SW oceniała, że aby odzyskać »Solidarność«, trzeba chcieć więcej niż było przed 13 grudnia, że nie wystarczy się z tą władzą porozumiewać, trzeba ją zmienić”. Z kolei ażeby tego dokonać, nie wystarczy budować społeczeństwa podziemnego, trzeba tworzyć struktury analogiczne do państwa podziemnego podczas okupacji hitlerowskiej64.

Postulat obalenia władzy, podobnie jak uzyskanie niepodległości spotykał się z zarzutem braku realizmu i wyczucia politycznego. Realizm i wyczucie polityczne były pojęciami względnymi. Solidarność Walcząca, formułując takie a nie inne założenia programowe, z pewnością nie kierowała się politycznym wyczuciem. Co do realizmu zaś, uważano, że pozbawienie komunistów władzy jest tak długo nierealne „dopóki robotnicy i inni ludzie pracy nie uznają tego za realne. Dopóki nie uznają, że już czas, aby wziąć swój los w swoje ręce”65. A ponadto także w przypadku tego założenia, tego zadania, wiara w słowo i wiara w zasadność walki po stronie prawdy bez oglądania się na chłodną kalkulację polityczną, pomagały działaczom SW przezwyciężać zarzut braku realizmu. „Mamy rację. Zło może odnosić doraźne sukcesy, ale solidarność jest dobrem i racją i ona będzie zwycięstwem”66.

Publicyści i działacze Solidarności Walczącej uważali, że nawet pesymistyczna wersja analizy koniunktury międzynarodowej nie zwalnia organizacji antykomunistycznych z wysunięcia i realizowania zadania likwidacji systemu. Cechą charakterystyczną SW była wrogość do wszelkich form komunizmu. W specjalnym wydaniu „Solidarności Walczącej”, pod nazwą „Nasza Wizytówka”, jako przeciwnik określony został „totalitarny komunistyczny system ciemiężący i degradujący ludzi, myśli i narody”67. Według norm tego systemu w Polsce doby stanu wojennego był rząd gen. Jaruzelskiego wraz z całym aparatem przymusu i kontroli społecznej. Za tym rządem stał jego zwierzchnik – KPZR. A położenie, w jakim znaleźli się komuniści sowieccy, niekoniecznie dowodziło beznadziejności walki z systemem przez nich nadzorowanym. Wśród licznych analiz politycznych zamieszczanych na łamach pism niezależnych, w czasopismach SW znajdowało się stosunkowo dużo takich, które w zachodzących wydarzeniach międzynarodowych i przemianach globalnych upatrywały czynnik sprzyjający obaleniu władzy komunistycznej w Polsce68. Seweryn Bialer, sowietolog amerykański, przewidywał spadek znaczenia ZSRR na skutek walki o władzę po Breżniewie i pogłębiającej się „zapaści technologicznej” oraz spadek znaczenia Europy Wschodniej w polityce światowej69. Za korzystne składniki koniunktury międzynarodowej uważane było m.in. uwikłanie ZSRR w Afganistanie, niewydolność technologiczna RWPG, zmiana polityki Zachodu, a co za tym idzie – malejące prawdopodobieństwo interwencji sowieckiej w Polsce70.

Nieprzejednane i konsekwentne stanowisko Solidarności Walczącej w sprawie obalenia władzy komunistycznej było istotnym elementem polaryzacji politycznej, która dokonywała się w latach 1982-84. Stanowisko to jednych odrzucało ze względu na treść lub formę, drugich zbliżało do SW. Przystąpienie znanych działaczy NSZZ „S” do SW, takich jak A. Kołodziej, E. Kubasiewicz, czy A. Kopaczewski spowodowane było właśnie uświadomieniem sobie, że obalenie władzy jest w programie SW zadaniem pierwszoplanowym oraz w przeciwieństwie do innych organizacji zadaniem nieprzemilczanym, lecz jednoznacznie wyartykułowanym71. Być może pośrednio pod wpływem koncepcji programowych SW następowała radykalizacja postaw przywódców RKS Dolny Śląsk – J. Piniora72, P. Bednarza i M. Muszyńskiego73.

Fundamentem działania Solidarności Walczącej było wyznaczenie sobie kilku celów i zarysowanie takich wizji społeczeństwa przyszłości, która mogła nawet nie mieć nic wspólnego ze stanem wyjściowym. Dla wielu polityków uważających siebie za myślących realnie – cele i koncepcje programowe Solidarności Walczącej stanowiły klasyczny przykład wishful thinking. Zarzut braku zachowania proporcji między możliwościami a stawianymi zadaniami był często podnoszony w odniesieniu do SW, ale ani kierownictwo organizacji, ani większość jej członków raczej się nim nie przejmowało. Próba dotarcia do filarów władzy komunistycznej – MO, ZOMO, SB, wojsko, podobnie jak postulat niepodległości, czy zmiany systemu – to przykłady takich koncepcji. Dążenie do obalenia systemu komunistycznego musiało za sobą pociągać zaproponowanie alternatywnego modelu politycznego. Jak w przypadku zapatrywań większości ugrupowań podziemnych, miała nim być demokracja parlamentarna na wzór państw Europy Zachodniej.

Za nieodłączny element systemu demokratycznego uznawano wolne wybory. Wolne wybory były wyjątkowo drażliwą kwestią. Jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego oficjalna propaganda i przedstawiciele rządu bardzo ostro reagowali na doniesienia i żądania z kręgów NSZZ „S”, dotyczące wolnych wyborów. Związkowcy, którzy nieoficjalnie i półoficjalnie wypowiadali się na temat konieczności przeprowadzenia wyborów, byli oskarżani o „dążenie do konfrontacji”. Paradoksalnie, ogłoszenie stanu wojennego nie powstrzymało, lecz zwiększyło ilość wypowiedzi z kręgów opozycji dotyczących demokratycznych wyborów. Postulat wolnych wyborów, jako nieodłącznego składnika demokracji oraz jako dopełnienia ustaleń międzymocarstwowych z Jałty, pojawiał się w publikacjach „Biuletynu Dolnośląskiego”. Przed powołaniem do życia Solidarności Walczącej, a po jej powstaniu postulat ten wszedł na stałe do repertuaru podstawowych dezyderatów SW. W pierwszym numerze „BD” wydanym przez Agencję Informacyjną Solidarności Walczącej (AISW) znalazł się artykuł określający znaczenie wolnych wyborów dla Związku: „(...) Nasz nowy program musi być z gruntu polityczny. Niedola każdego z nas jest skutkiem wad systemowych ustroju. Winniśmy to, co dotychczas robiła »S«, odwrócić o sto osiemdziesiąt stopni: wolne wybory jako klucz do wszystkich problemów kraju, postawić na czele programu. (...) poparcie [społeczeństwa] zyskamy, jeżeli zdołamy wyjaśnić, że o ile w Sierpniu warunkiem porozumienia było powstanie Związku, o tyle dzisiaj warunkiem istnienia »Solidarności« są wolne wybory”74. Rada Solidarności Walczącej wydała w pierwszą rocznicę stanu wojennego oświadczenie, w którym zapowiedziała prowadzenie do skutku walki o „wolne, demokratyczne wybory”, bez względu na gesty władzy; „po delegalizacji »Solidarności« społeczeństwo nie da się oszukać pozorami liberalizacji”75. W informacji dla „Kół Porozumienia SW” w Katowicach, w której znajdowały się sformułowania o charakterze programowym76, obalenie komunizmu i przygotowanie warunków zaistnienia demokracji na wzór zachodni postawione zostało na pierwszym miejscu jako nadrzędny cel Solidarności Walczącej77. Ostatecznym potwierdzeniem i podsumowaniem tekstów SW na temat wolnych wyborów był stosowny fragment w dokumencie „Nasza wizytówka”: „Nasze – tak: doprowadzenie do wolnych, demokratycznych wyborów, które PZPR zostawią taką cząstkę władzy państwowej, jaki procent głosów uzyska w konkurencji z innymi swobodnie działającymi partiami politycznymi. Chcemy doprowadzić do realizacji podstawowego punktu konferencji Jałtańskiej: demokratycznych rządów w Polsce”78.

Solidarność Walcząca nie była jedyną organizacją, która akceptowała potrzebę przeprowadzenia pięcioprzymiotnikowych wyborów. Była jednakże jedną z niewielu, która problem ten podniosła krótko po wprowadzeniu stanu wojennego i poprzez stałe jego głoszenie wpływała po pierwsze na utrwalenie w świadomości politycznie zaangażowanej części społeczeństwa polskiego nieodzowności przeprowadzenia wyborów, a po drugie na przyswojenie sobie i częstsze posługiwanie się argumentem wolnych wyborów przez kierownictwo Związku.

Organizacje podziemne w Polsce lat 80. stanowiły polityczną i ideologiczną mozaikę. Zastosowanie różnych kryteriów podziału prowadzi do różnych wniosków. Specyfika działalności konspiracyjnej oraz okoliczności, w jakich doszło do rozwoju tej działalności, powodowały, że jednym z zasadniczych kryteriów podziału grup, środowisk i organizacji podziemnych był ich stosunek do kwestii porozumienia z władzami komunistycznymi. Można było opowiadać się generalnie albo za prowadzeniem dialogu, dążeniem do wypracowania ugody społecznej, albo przeciw „dogadywaniu się” z rządem. Stanowisk pośrednich było nie dużo. Przykładem takiego stanowiska był Karol Modzelewski, który optował wprawdzie za porozumieniem, ale był przeciwny i nie wyobrażał sobie „porozumienia z ekipą stanu wojennego” – innymi słowy podjęcie rozmów warunkował odejściem gen. Jaruzelskiego79. Zasadniczo jednak w ciągu paru lat po 13 grudnia 1981 r. wykrystalizował się w powyższej kwestii układ bipolarny. Cały problem miał wiele różnych aspektów: czy i na ile zasadne jest dążenie do kompromisu? Czy osiągnięcie go w ogóle jest realne? Do jakiego stopnia wolno zrezygnować ze swoich żądań, by dialog zaistniał i był owocny? Czy wolno porozumiewać się z władzą, która była odpowiedzialna za wprowadzenie stanu wojennego? Ugoda społeczna ma być środkiem czy celem? Kompromis z definicji zakłada obopólne ustępstwa. W którym więc miejscu kończą się ustępstwa werbalne, a zaczynają faktyczne, czyli jak daleko można pójść z deklaracjami, dotyczącymi gotowości do podjęcia rozmów?

Stanowisko w sprawie kompromisu, porozumienia z władzami było jednym z najważniejszych czynników wyraźnie odróżniających Solidarność Walczącą od zamierzeń kierownictwa NSZZ „S”. Na ostateczne ukształtowanie stanowiska władz krajowych Związku duży wpływ wywarła postawa Kościoła katolickiego, a ściślej – hierarchii Kościoła, Episkopatu Polski80. Kościół oddziaływał nie tylko na władze Związku, lecz w równym, a może i większym stopniu na całe społeczeństwo i nie tylko poprzez komunikaty z konferencji Episkopatu, kazania Prymasa lub biskupów. Oddziaływał przede wszystkim poprzez ambonę proboszcza – coniedzielne kazania w tysiącach kościołów. Przedstawiciele Episkopatu, na czele z prymasem Józefem Glempem, jako pierwsi po 13 grudnia, opowiedzieli się za wypracowaniem consensusu społecznego81. Pierwsza ogólnopolska struktura związkowa – OKO – była raczej nastawiona na wzmocnienie przyczółków oporu podziemnego i nie zdążyła wypracować programu perspektywistycznego; częściowo została wchłonięta, częściowo wyparta przez TKK. Tymczasowa Komisja Koordynacyjna poruszyła problematykę związaną z porozumieniem już w pierwszym oświadczeniu z 22 kwietnia 1982 r., opowiadając się za podjęciem rozmów przedstawicieli rządu z legalnymi władzami NSZZ „Solidarność”. Członkowie TKK nie zamierzali jednak wyzbywać się przed grą wszystkich swoich atutów. Jednym ze stałych elementów nacisku na władze, pojawiającym się w mniejszym lub większym natężeniu w dwóch pierwszych latach istnienia TKK, był strajk generalny i groźba jego ogłoszenia. Niewielu przedstawicieli „Solidarności” otwarcie przeciwstawiało się uwzględnianiu ewentualności wezwania do ogólnopolskiego strajku. Do tych nielicznych należeli skrajnie ugodowo nastawieni autorzy opracowania na temat consensusu społecznego, piszący pod pseudonimami Brzoza, Kowalski, Malinowski, Dobry. Ich propozycje, opublikowane w czerwcu 1982 r. zmierzały do stwierdzenia, że program strajkowy prowadzi do „betonizacji władzy i odepchnięcia od »Solidarności« wielu potencjalnych sojuszników [związku], w tym i Kościoła”82. Bardziej ugodową od TKK wersję „porozumienia narodowego” propagowała redakcja dolnośląskiego czasopisma „Dziś i Pojutrze”, która w dużej mierze odzwierciedlała poglądy przewodniczącego RKS Dolny Śląsk i członka TKK, W. Frasyniuka83. Większość członków i decydentów Związku opowiadała się za takim przystąpieniem do rozmów, które zakładało przed przystąpieniem do stołu spełnienie co najmniej kilku warunków wstępnych. Warunkiem podstawowym było przywrócenie do działania (po 8.10.1982 r. powtórna legalizacja) NSZZ „Solidarność” w takiej postaci, jaką miał przed 13 grudnia, lub niewiele od niej odbiegającej. Odnośnie tego warunku „konstruktywni sceptycy” z „Dziś i Pojutrze” pisali: „[Dążymy do] Porozumienia, które stworzyłoby praktyczną gwarancję, iż co prawda nie powtórzy się sytuacja sprzed 13 grudnia, z czym musimy się zgodzić, ale też tym bardziej sprzed sierpnia 1980 r.”84 i dalej: „Zgadzamy się zatem na uznanie przewodniej roli PZPR w przekonaniu, iż wynika to z realnej oceny istniejącej rzeczywistości politycznej”85. Akceptacja „praw, które wyrażają dążenia sił sprawujących władzę” była nie do zaakceptowania dla założycieli Solidarności Walczącej. W początkowym okresie istnienia organizacji, kiedy dyskusja o zasadności ugody społecznej była jeszcze w ogóle dopuszczalna86, granicą rzeczywistego kompromisu było nie tylko „zachowanie niezależności i podmiotowości Związku”87, ale również wprowadzenie skutecznych, m.in. prawnych, mechanizmów zabezpieczających przed woluntaryzmem władzy, a więc ograniczających ją.

Wszystkie ugrupowania i środowiska, prócz skrajnie ugodowych (kwartet autorów wspomnianej publikacji z czerwca 1982 r.), stały na stanowisku, że porozumienia nie można „wyprosić”, lecz trzeba je wymusić na komunistach. W takim tonie przemawiał członek TKK, Bogdan Lis w drugą rocznicę wydarzeń sierpniowych88. Tak też w pierwszym numerze czasopisma „Dziś i Pojutrze” sugerowała jego redakcja89. Maciej Poleski (Czesław Bielecki) w „Uwagach o dialogu z terrorystą” pisał, że „Do osiągnięcia kompromisu, nie trzeba woli kompromisu, trzeba woli walki”, choć zasadniczo przeciwny był deklaracjom woli porozumienia90. W podobnym, aczkolwiek jeszcze bardziej jednoznacznym tonie, pisali autorzy z Solidarności Walczącej, mimo że byli zasadniczo przeciwni stawianiu na ugodę społeczną. Ci jednak, którzy decydowali się przynajmniej na czysto teoretyczną analizę wariantu ugody, zgadzali się, że „Jeżeli coś może skłonić komunistów do dialogu, to obawa przed postępującym radykalizmem społecznym raczej, niż pewność, że społeczeństwo nie ośmieli się w swoich żądaniach i działaniu przekroczyć pewnych »z góry« ustalonych granic”91.

Charakterystyczna była ewolucja stanowiska w sprawie dialogu społecznego, prezentowana przez środowisko „Wiadomości Bieżących”, które coraz ściślej współpracowało z Solidarnością Walczącą. W edycjach pochodzących z 1982 r. kwestia porozumienie zajmowała sporo miejsca i jako idea nie była generalnie potępiona. Pojawiały się głosy za i przeciw. Obok artykułu o wymownym tytule „Gwałt niech się gwałtem odciska”, gdzie „wiara w porozumienie z WRON-ą” była określana jako utopia i naiwność92, znajdowały się artykuły wskazujące na zasadność społecznego dialogu, nie ukrywające jednocześnie swojej sympatii do SW93. Pół roku później, po delegalizacji NSZZ „S”, w obszernym artykule redakcja „WB” wyrażała swoje zdanie, że o żadnym porozumieniu z WRON nie może być mowy. Rząd W. Jaruzelskiego powinien zostać nie tylko obalony, ale też postawiony przed „sądem ludu”94. Ta ostatnia opinia obrazowała tendencje w podejściu do problemu zarówno w środowisku „WB”, jak też była wyrazem przewijających się głosów w publicystyce i sądach członków Solidarności Walczącej. Związany blisko ze Świerczewskim, szef jednej z grup zakładów, w nawiązaniu do sformułowania „zaniechanie raz na zawsze wzajemnych oskarżeń” z oświadczenia „5 x TAK” twierdził, że zbrodniarze muszą zostać ukarani za swoje czyny i że pozostali przy życiu nie mają nawet prawa wybaczać w imieniu pomordowanych95. „Pamiętajmy o górnikach z kopalni »Wujek«, nim podejmiemy umazaną krwią rękę władzy”. Rząd oferuje nam „porozumienie, stabilizację i zgodę narodową”, lecz „Czy tylko karby na własnych plecach uczą i każą myśleć?” – pisał inny autor związany z SW96. Tak skrajne podejście nie było powszechne wśród założycieli i działaczy Solidarności Walczącej. O krystalizującym się podejściu organizacji decydowały bardziej względy pragmatyczne, niż wartościujące i emocjonalne. „Czy można dyskutować z kimś, kto przykłada nam pistolet do skroni?” – pytała redakcja „ZDnD” wiosną 1982 r.97 Argumenty przeciwko porozumieniu jako takiemu były różne. „Darek”, przedstawiciel TKZ Archimedes, który z jednej strony przeciwny był „rozbijackiej robocie SW”, z drugiej twierdził, że robotnicy i inni ludzie nie chcą już porozumienia narodowego z władzą, która ich oszukuje; „w programie [RKS, TKK] powinno być wyraźne wyeliminowanie władzy jako partnera”98. Taki też m.in. był argument SW na rzecz odmowy zgody na porozumienie, niemożność uwierzenia komunistom po raz kolejny. Do pewnego czasu jednak w stanowisku SW bezkompromisowość przeplatała się z warunkową gotowością na wypracowanie consensusu narodowego. Punktem przełomowym była dopiero delegalizacja Związku99. Mimo radykalizmu w podejściu do wielu kwestii, w pierwszym numerze gazetki „Solidarność Walcząca” znalazła się deklaracja, z której wynika, że jednym z celów działalności jest „doprowadzenie do sprawiedliwej ugody społecznej”100. Taka deklaracja po 8.10.1982 r. więcej się w pismach Solidarności Walczącej nie powtórzyła, za wyjątkiem fragmentu „Naszej wizytówki”, który był jednak dosłownym przedrukiem programowego tekstu z czerwca 1982 r.101 Kierownictwo Solidarności Walczącej nie godziło się na traktowanie porozumienia jako celu samego w sobie. Wiele wskazywało na to, że władze krajowe „Solidarności” tak właśnie cały problem postrzegały. Po tragicznych w samym przebiegu manifestacjach w licznych miastach Polski 31.08.1982 r. TKK wydała oświadczenie, w którym deklaruje jednoznacznie: „Mimo głębokiej przepaści, jaką władza wykopała między sobą a narodem, porozumienie pozostaje naszym celem i jedyną szansą wyjścia z kryzysu. (...)”102. Po delegalizacji Związku i po nieudanej akcji 10.11.1982 r. Z. Bujak wypowiedział się na temat ewentualnego programu TKK, że „będzie to program jawny, program na rzecz porozumienia. Inaczej rozumianego (...), ale jednak porozumienia”103. W tym samym czasie Lech Wałęsa posłał kolejny list do gen. Jaruzelskiego, w którym ani razu nie padło słowo „Solidarność”, znalazło się natomiast twierdzenie ustawiające przeciwników zgody narodowej w złym świetle – „(...) porozumienie jest koniecznością dla wszystkich, którzy mają na względzie dobro kraju. Wszyscy ci, którym na dobru kraju zależy, muszą być gotowi do porozumienia”104. W Warszawskim „Tygodniku Mazowsze”, który był trybuną poglądów TKK, a zwłaszcza RKW Mazowsze, z bardzo dużą częstotliwością pojawiały się w latach 1982-1986 artykuły i opracowania programowe dowodzące zasadności ugody i analizujące metody doprowadzania do kompromisu. Pojawiające się rzadko artykuły krytyczne pod adresem idei porozumienia traktowały nie tylko o idei samej w sobie, ile np. o trudnościach, które mogą wyłonić się w trakcie realizacji planów dialogu społecznego105. Repliką Solidarności Walczącej na takie postawienie sprawy było coraz częstsze i coraz bardziej zdecydowane odrzucanie politycznego wariantu polegającego na wypracowaniu kompromisu. „Jeśli celem staje się kompromis, dochodzi się do kompromitacji”106. 38 numer „Biuletynu Dolnośląskiego”, wydany po powstaniu Solidarności Walczącej, poświęcony został kwestii kompromisu. Dobór artykułów własnych i przedruków potwierdza dającą się zauważyć w łonie Solidarności Walczącej ewolucję w kierunku negacji kompromisu i porozumienia z władzami komunistycznymi107. Najbardziej charakterystyczną deklaracją Solidarności Walczącej jest tekst „Walka o Solidarność”, który w pełni oddaje zarówno obawy kierownictwa organizacji przed potraktowaniem kompromisu i ugody jako celu, jak też świadczy o wewnętrznych zmaganiach w kierownictwie SW między totalnym odrzuceniem porozumienia, a warunkową akceptacją. „Chcemy tę władzę pozbawić władzy. Tu niczego nie załatwi żadna społeczna pseudo-ugoda. Władze ani myślą się z nami ugadzać, oni chcą nad nami panować. Jedynym ich oparciem jest siła i na żadną ugodę, która z poddanych czyni obywateli oni nie pójdą, bo taka ugoda oznaczałaby ich koniec. A na ugodę, która utrwali nasze poddaństwo nie pójdziemy my, bo taka ugoda oznaczałaby nasz koniec. Partia mieniąca się »przewodnią siłą« nie dopuszcza kontroli społecznej – stawia się ponad narodem. Dlatego nie ugoda z władzą jest naszym celem, a walka o władzę społeczeństwa nad samym sobą (...)”108.

Jednym z elementów, który spowodował, iż Solidarność Walcząca z coraz większą dozą dezaprobaty patrzyła na ewentualność porozumienia z władzą, była niechęć organizacji do czasowego lub taktycznego pogodzenia się z niektórymi postulatami rządowymi. Maksymalistyczny cel implikował bezkompromisowość środków, co nie znaczy, że dobór środków zależny był tylko od celów. Brane były też pod uwagę kryteria inne, przede wszystkim etyczne. W programowym oświadczeniu TKK „Solidarność dziś” zawarte zostały stwierdzenia (np. „Wizja Samorządnej Rzeczpospolitej nie jest sprzeczna z ideą socjalizmu, a jej realizacja nie musi kłócić się z istniejącym ładem międzynarodowym”) wychodzące na przeciw oczekiwaniom władz i ułatwiające wypracowanie wspólnej płaszczyzny porozumienia. Zdaniem członków TKK ustępstwa tego typu, często jednorazowe i tylko werbalne, niczym nie zmieniały układu sił, a umożliwiały przedstawicielom rządu przejawiającym dobrą wolę podjęcie dialogu społecznego109. Zdaniem kierownictwa Solidarności Walczącej odstąpienie, choćby liberalne, od pewnych zasad o charakterze doktrynalnym, powodowało zatarcie ideowego obrazu i w konsekwencji utratę wiarygodności organizacji.

Sporna kwestia porozumienia oddalała wraz z upływem czasu Solidarność Walczącą od głównego nurtu związkowego. Wydaje się, że głębokim podłożem tego oddalania się były różnice w interpretacji pewnych zjawisk. W sposobie rozumowania, który doprowadził Frasyniuka czy Bujaka do przekonania, że wartością nadrzędną i jedyną szansą na przyszłość jest pokój społeczny110, brane były najprawdopodobniej pod uwagę takie komponenty, jak poczucie odpowiedzialności, fizyczna przewaga komunistów, sugestie polityków zachodnich, niejednolitość obozu rządowego oraz stanowisko hierarchów Kościoła apriorycznie stwierdzające, że ugoda społeczna odrzucona będzie przez zwolenników siły w obozie rządzącym i „ekstremę opozycyjną”111. Dla działaczy Solidarności Walczącej wszystkie takie czynniki odgrywały jakąś rolę, ale wszystkie mniejszą niż w przypadku TKK. Ponadto każdy kolejny krok polityczny i gospodarczy rządu Jaruzelskiego, który w sposób mniej lub bardziej otwarty godził w interesy społeczne w rozumieniu SW, powodował automatyczne wzmocnienie i utwardzenie wrogiego stanowiska Solidarności Walczącej w stosunku do społecznej ugody. Tak było w przypadku rozwiązania Związku Literatów Polskich, zapowiedzi podwyżek cen, rozwiązania Związku Polskich Artystów Plastyków itd. Podczas gdy Bujak, Wałęsa i inni czołowi przedstawiciele Związku potrafili nie zrażać się takimi posunięciami władz, które uderzały w niezależne struktury społeczne, i deklarować „gotowość do podjęcia zerwanego przez władze dialogu”112.

Ogromną rolę w kształtowaniu podejścia działaczy podziemnych do problematyki ugody odegrało wprowadzenie stanu wojennego. Koronnym argumentem przeciwników dialogu było niedotrzymanie przez komunistów umów z Sierpnia 1980 r. i brutalna pacyfikacja społecznej autonomii 13 grudnia 1981 r. Potwierdza to sposób posługiwania się stanem wojennym w publicystyce SW jako motywem poglądów antyugodowych. I odwrotnie, zwolennicy kompromisu pisali o stanie wojennym mniej, starali się nie akceptować jego pejoratywnych aspektów i z dużą nadzieją oczekiwali na formalne jego zakończenie113.

Od 1983 r. czołowi działacze Solidarności Walczącej coraz częściej zarzucali kierownictwu Związku zbytnią ugodowość. Zazwyczaj krytyka opierała się na braku zaufania do przedstawicieli rządu. Jednakże nie dochodziło do tego, by członkom TKK (RKS, RKW, RKK) zarzucać złe intencje, złą wolę. Chodziło raczej o zasadność wypracowania kompromisu, przy równoczesnym braku gwarancji jego dotrzymania. Wyjątkiem była sugestia jednego z szefów Solidarności Walczącej, Andrzeja Kołodzieja, który suponował, że przedstawiciele władz NSZZ „S” byli tak chętni do podejmowania rozmów z komunistami, ponieważ obawiali się, żeby „ktoś inny” nie ubiegł ich w „dogadaniu się” z rządem; „Tym kimś innym mogłaby tylko być tzw. endecja, która wręcz programowo uznaje pogodzenie się z komuną i chce się wpasować w istniejące struktury władzy”114. Chociaż supozycje te wydają się być przejaskrawione, (bo „endeckie” środowisko nie mogło stanowić realnej konkurencji dla „władz »Solidarności«”, a co za tym idzie – komuniści nie mogli wygrywać jednych przeciwko drugim), to jednak świadomość istnienia odłamów jeszcze bardziej na ugodę nastawionych mogła wywierać niejaki wpływ na decyzje kierownictwa podziemnej „Solidarności”.

Do jakiego stopnia sformułowane na początku istnienia Solidarności Walczącej cele i założenia programowe kształtowały umysły i postawy działaczy, a zwłaszcza kierownictwa organizacji? Czy stanowiły one kryterium rekrutacji nowych kadr, czy raczej odwrotnie: osoby wchodzące do SW zmieniały oblicze programowe organizacji? Zapewne zachodziła interakcja, choć radykalizacja podejścia do kwestii kompromisu i innych zagadnień może świadczyć o napływie przeciwników ugody do Solidarności Walczącej. Napływie sprzężonym z wydarzeniami obiektywnymi, które ugodzie nie sprzyjały.

Wśród osób na kierowniczych stanowiskach w organizacji trudno znaleźć zwolenników porozumienia między władzą a społeczeństwem. Jeśli tacy byli, to wśród działaczy średniego szczebla. Najbardziej wyważone podejście cechowało Władysława Sidorowicza115 (członka Rady SW do 1985 r.) i Wojciecha Myśleckiego116, jednego z założycieli Komitetu Wykonawczego. Do zdecydowanych przeciwników jakiegokolwiek kompromisu z władzą komunistyczną należeli m.in. Andrzej Kołodziej i Maciej Frankiewicz117. Przewodniczący Solidarności Walczącej, Kornel Morawiecki „uważał od początku, że istota panującego w PRL systemu politycznego polega na kompletnym ignorowaniu społeczeństwa, jego woli i oczekiwań (...)”118. Jednak również on nie wykluczał jeszcze w pierwszych miesiącach istnienia SW znalezienia kompromisowego rozwiązania119.

Od 1983 r. Solidarność Walcząca stała się organizacją programowo odrzucającą kompromis z rządem. Nawet w przypadkach, kiedy dostrzegano możliwość i zasadność dialogu społecznego, Solidarności Walczącej pozostawiono rolę straszaka i czynnika ubezpieczającego „transakcję”. Rada SW oddziału lubelskiego oświadczyła, że „(...) jedynym gwarantem rzeczywistego dialogu z władzą wydaje się być kadrowa organizacja, będąca w stanie w razie potrzeby rozmawiać z władzą z pozycji siły (nie bójmy się tego określenia)”. Dlatego taka organizacja musi być elitarna, naciskająca i nieustępliwa, a w przypadku, gdy możliwość osiągnięcia rzetelnego kompromisu stanie się prawdopodobna – „z władzą rozmawiać będzie raczej związek zawodowy”120.

Odrębnym problemem był model organizacyjny podziemnych ugrupowań. Lubelskie kierownictwo SW proponuje docelowo organizację elitarną, a nawet zakonspirowany szkielet „militarny”121. Dwie podstawowe koncepcje, to „oparcie walki o organizację kadrową” i „oparcie walki o niezależne, oddolne inicjatywy i aktywność społeczną”, przy czym – jak twierdził zespół programowy SW, „Program TKK (...) w zasadniczych tezach stanowi rozwinięcie koncepcji drugiej”122. Rada i Komitet Wykonawczy SW opowiedziały się za „koncepcją kadrową”. Jednym z powodów było oszacowanie stopnia aktywności społecznej. Po pierwsze, publicyści SW krytycznie odnosili się do tych form oporu społecznego, których skuteczność była funkcją sumy działań indywidualnych, tj. gaszenie świateł, spacery podczas DTV, strajki w pojedynczych zakładach, na poszczególnych wydziałach i inne. Tego typu działania uzależnione były od społecznego konformizmu, który w przypadku zagrożenia osiąga wysoki współczynnik123. Dlatego podejście pragmatyczne, a nie jedynie radykalizm postaw politycznych, powodowało, że Solidarność Walcząca opowiadała się za powszechnymi strajkami i ogólnopolskimi manifestacjami ulicznymi, których skuteczność mierzona byłaby funkcją działań zbiorowych.

Po drugie oceniano, że wśród zaangażowanej politycznie części społeczeństwa polskiego znajduje się spory procent ludzi, chcących zdecydowanie i konkretnie uderzyć w aparat państwa komunistycznego124. K. Morawiecki oceniał, „że istnieje baza społeczna dla ruchu, któremu nie chodzi o to, by tę obecną władzę polepszyć czy zmienić, lecz o to, by ją po prostu obalić”125. Natomiast liczba osób konstruujących organizację kadrową nie musi być duża, „bowiem według historycznie motywowanych ocen do skutecznej walki w oparciu o organizację kadrową wystarczyłoby czynne zaangażowanie ok. 2% społeczeństwa”126. Najbardziej radykalni działacze Solidarności Walczącej motywowali konieczność wzmocnienia struktur elitarno-konspiracyjnych po stanie wojennym, względami historycznymi i prakseologicznymi: „ta wojna trwa już 40 lat” i jest tym groźniejsza, że nie widać okupanta w sowieckiej czapce z karabinem w ręku. Ta wojna jest prowadzona na naszych umysłach. 13 grudnia nie był ani początkiem, ani momentem przełomowym wojny, tylko „zaostrzeniem reguł gry”, dlatego jedyną sensowną odpowiedzią społeczeństwa powinno być skonsolidowanie i stopniowy rozrost kadrowej organizacji konspiracyjnej127.

Aprobata Solidarności Walczącej dla idei organizacji kadrowej była znana w innych środowiskach podziemnych. Studenckie pismo wrocławskie „CDN” w nawiązaniu do broszury M. Poleskiego „Program czy organizacja” (zdecydowanie pozytywnie przyjętej w kręgach SW) przestrzegał działaczy Solidarności Walczącej przed tworzeniem organizacji kadrowej, ponieważ zdaniem redakcji „CDN” organizacja taka często przeradza się w strukturę rewolucyjną, o charakterze bojówkarskim128. Najwyraźniej była to kwestia podejścia do dopuszczalności stosowanych metod, ponieważ nawet takie ostrzeżenie i taki zarzut (formułowany także przez W. Frasyniuka)129, nie miał bynajmniej wydźwięku pejoratywnego w większości oddziałów Solidarności Walczącej. Tak było w Poznaniu, Lublinie, Trójmieście, Wrocławiu130. Tak było i na Górnym Śląsku, gdzie Grupa Inicjatywna Porozumienia Solidarność Walcząca w jednoznaczny sposób określiła swoją koncepcję oporu społecznego – „(...) Wszystkie formy pokojowych protestów okazały się mało skuteczne lub trudne do przeprowadzenia w warunkach terroru. Uważamy, że powinny być one uzupełnione przez działalność ściśle konspiracyjną, prowadzoną przez organizację podziemną zdolną do zadawania dotkliwych ciosów komunistycznej dyktaturze. Taką organizacją jest Porozumienie Solidarność Walcząca (...)”131.

Z koncepcją organizacji kadrowej wiązał, się problem środków i metod, jakimi taka organizacja mogłaby się posługiwać. Jednym z najczęściej poruszanych tematów w podziemnych analizach politycznych było używanie (nieużywanie) przemocy. Temat miał wiele aspektów. Pierwszym była dopuszczalność stosowania przemocy w samoobronie. Pod wpływem specyfiki walk i zajść podczas manifestacji ulicznych działacze Solidarności Walczącej skłaniali się ku akceptacji metod działania opartych o samoobronę. Z teoretycznego punktu widzenia zarówno SW, jak i RKS podobnie postrzegały problem samoobrony. Morawiecki nie uważał, „by użycie przemocy w samoobronie było sprzeczne z ideałami »S«, z ideałami chrześcijaństwa (...). Jest złudzeniem, że z każdym przeciwnikiem można walczyć metodami pokojowymi”132. Frasyniuk w kontekście swojej walki o godne traktowanie więźniów politycznych z jeszcze większą mocą zaznaczał, że ideały samoobrony powinny być wspólne wszystkim członkom NSZZ „Solidarność”133. Po wydarzeniach 31 sierpnia w Lubinie, SW zapowiedziała tworzenie Grup Samoobrony Solidarności Walczącej. „Nie damy się bezkarnie poniżać, gnębić i katować”134. Mimo że tego typu zapowiedzi i próby realizacji spotykały się z żywą krytyką publicystyki związkowej, warto zaznaczyć w tej sprawie stanowisko przewodniczącego RKS Józefa Piniora, który planował (po 10 listopada 1982 r.) organizowanie w głównych zakładach pracy Dolnego Śląska Straży Robotniczej. Straż Robotnicza miała stanowić bazę wykonawczą Regionalnego Komitetu Strajkowego. Miała przygotowywać organizacyjnie i technicznie swój zakład do ewentualnego strajku generalnego135. Taka koncepcja Straży Robotniczej, która zresztą nigdy nie została na szerszą skalę wprowadzona w życie, niewiele różniła się od koncepcji Grup Samoobrony SW, wyartykułowanej w 1982 r. Grupy Samoobrony SW nie stały się strukturą powszechną i nastawioną na takie działania, jakich obawiali się członkowie władz „S”. Jednakże przeświadczenie o konieczności tworzenia takich Grup było zjawiskiem trwałym w szeregach Solidarności Walczącej. P. Barski postulował w 1984 r. szkolenie w podziemiu grup 4-, 5-osobowych, pełniących rolę kadry żołnierskiej; „odrzućmy wszelkie zahamowania, niech komuniści poczują na własnej skórze, że są w naszej ojczyźnie intruzami”136. Jest rzeczą zrozumiałą, że na łamach czasopism Solidarności Walczącej pojawiały się artykuły na temat samoobrony pisane w mniej lub bardziej ostrym tonie. Ogólny ich wydźwięk powodował, że SW postrzegana była jako organizacja, która zamierza tworzyć lub tworzy zorganizowane kilkuosobowe oddziały, służące do obrony przed najbardziej elementarnym użyciem siły przez komunistyczne „siły porządkowe”137. W pismach SW często pojawiały się opisy zajść ulicznych, podczas których dochodziło do obrony osób bitych przez zomowców lub uwolnienia kogoś z rąk SB czy MO. Takie spontaniczne albo zorganizowane akcje ludności w obronie własnej, nawet jeśli cechowało je użycie przemocy, traktowane były przez redakcję „SW” i kierownictwo organizacji wyraźnie pozytywnie i z sympatią138.

Innym aspektem problemu używania przemocy była walka czynna, aktywna – nie tyle w samoobronie, ile z wyprzedzeniem uderzenia ze strony władzy komunistycznej. T. Świerczewski był zdania, że opór jako taki powinien rosnąć wraz z narastaniem przemocy komunistycznej i bezprawia, maleć zaś wraz z ustępstwami władz139. Postulat walki czynnej był podnoszony nie tylko przez Solidarność Walczącą. Także inne środowiska, bliskie ideowo SW, jak „Wiadomości Bieżące”, krakowska „Solidarność Zwycięży” czy „Solidarność Dolnośląska”140. J. Znaniecki, broniąc koncepcji walki czynnej, zaznacza, że rezygnacja z niej spowoduje eskalację terroru władzy, a R. Przesmycki w wymowny sposób przypomina zamachy na przedstawicieli władz zaborczych sprzed I wojny światowej i walkę Armii Krajowej141.

Tzw. walka czynna zasadniczo mogła przejawiać się na trzy sposoby. Pierwszy to terror indywidualny – zamachy na najbardziej gorliwych funkcjonariuszy aparatu władzy; drugi – zbrojne powstanie i trzeci to działania z dziedziny „małego sabotażu” i stosowanie metod bezpośrednio uderzających w adherentów systemu, lecz z pominięciem ataków na życie lub zdrowie człowieka. Kompleksowo ujął problem walki czynnej K. Morawiecki: „Czy warto umierać za Porozumienia Gdańskie? Nie warto – odpowiada naród polski. Ma rację. Natomiast byłoby fatalnie, gdyby Polacy doszli do wniosku, że nigdy i za nic nie warto umierać. Bo zła nie wystarczy dobrem zwyciężać. Zwykle przychodzi czas, że należy stawić mu czoło – walką, albo, co jeszcze gorsze, ulec. (...) SW jest za walką przeciw totalitarnemu złu, wspieranemu geopolityką i strachem poddanych, za walką „bez przemocy” i użyciem siły. SW uważa, że tę siłę – moralną, organizacyjną, fizyczną – powinno się tworzyć (...)”142.

Termin „walka czynna” był w specyficzny sposób rozumiany w latach stanu wojennego w Polsce. Było jasne, że opór przeciw władzy stawiała zarówno SW, jak i podziemne struktury NSZZ „S”, KPN, LDP”N” czy NZS. A jednak ci, którzy artykułowali postulat „walki czynnej”, byli przez przeciwników politycznych krytykowani przede wszystkim nie dlatego, że propagowali radykalne metody oporu, lecz z uwagi na potencjalne przekształcenie się organizacji typu Solidarność Walcząca w ugrupowanie paramilitarne lub bojówkarskie. I rzeczywiście, te środowiska, które akcentowały potrzebę „walki czynnej”, nie odrzucały w perspektywie nawet zbrojnego powstania. Powodem takiego postawienia sprawy było przekonanie, które wyrazili najlepiej katowicki publicysta z SW Alfred B. Gruba i Dawid Warszawski (K. Gebert). Gruba opowiadał się za prowadzeniem zdecydowanej walki, nie wyłączając metod wojskowych lub powstańczych, ponieważ rezygnacja z walki albo prowadzenie jej metodami zbyt ustępliwymi, „miękkimi”, doprowadzi nie do „znośnego statusu quo”, lecz do „degradacji biologicznej” i zatracenia szansy odzyskania wolności143. D. Warszawski ostrzegał, że choć cena walki może być wysoka, to alternatywą jest „systematyczna degradacja ekonomiczna, polityczna i moralna społeczeństwa, aż do punktu, z którego nie ma powrotu (...)”144. TKK, RKW Mazowsze, RKS Dolny Śląsk, TZR Wielkopolska i inne władze regionalne wielokrotnie dawały wyraz swym obawom o ofiary społecznego oporu. „Moim zadaniem jest doprowadzić do zwycięstwa przy możliwie najmniejszych stratach ludzkich”145 – mówił Frasyniuk. Działacze związkowi byli na ogół zdania, że walki uliczne, aktywne stawianie oporu fizycznego czy „niekontrolowane wybuchy gniewu”146 niepotrzebnie zwiększają liczbę ofiar. Również wśród osób związanych z Solidarnością Walczącą znajdowali się przeciwnicy manifestacji ulicznych o burzliwym przebiegu, ponieważ ich zdaniem barykady i butelki z benzyną powiększają tylko ofiary147. Jednakże przedstawiciele zasadniczego nurtu w Solidarności Walczącej byli zdania, że „Nie ma walki bez ofiar. Pisanie o zwycięstwie »przy możliwie najmniejszych stratach ludzkich« jest takim samym banałem, jak pisanie o »potrzebie dobrej woli władz« (...) W grudniu przegraliśmy dlatego, że zawiodła koncepcja bez gotowości na ofiary (...) Społeczeństwo broni się przed zniewoleniem i przed śmiercią. Nie da się walczyć z bandziorem tak, by przy okazji nie pobrudzić swych rąk”148, a na argument odpowiedzialności przywódców: „Obawa przed braniem odpowiedzialności za życie i zdrowie uczestników dobrowolnych przecież manifestacji, nie zwolni nikogo od odpowiedzialności za życie i zdrowie milionów ludzi zagrożonych biedą (...)”149. W podobnym tonie wypowiadał, się Z. Romaszewski (władze Związku są odpowiedzialne nie tylko za radykalne decyzje, ale także za zaniechanie decyzji, niekiedy o wiele gorsze w skutkach)150. Z. Bujak, ostro przeciwny akcjom narażającym jej uczestników na ofiary151, kilka lat po wydarzeniach z okresu stanu wojennego przyznał, że początkowo przeciwny był spektakularnym manifestacjom (zwłaszcza walkom ulicznym) i strajkom, a „życie pokazało, że nie jest to takie proste. Straty, czyli aresztowania i więzienie ludzi w związku ze strajkami i manifestacjami, procentowały tym, że związek żył na zewnątrz, było go widać, przyciągał i jakoś się z nim liczono. W momencie, kiedy się rezygnuje z manifestacji i strajków, aby nie narażać ludzi na więzienie, okazuje się, że więzienia i tak się zapełniają, nie siedzi ich mniej, a związek jako całość jest słabszy (...)”152. Solidarność Walcząca generalnie ze względów moralnych i praktycznych dążyła do zminimalizowania strat, ofiar walki. Ale przy rozpoczynaniu nowych działań, nierzadko działań niebezpiecznych, taka ewentualność, że działania te pociągną za sobą straty – choć brana pod uwagę – nie była czynnikiem decydującym o wdrożeniu i kontynuacji nowych form działalności.

Wyżej wspominano o trzech sposobach realizowania hasła „walki czynnej”: powstanie zbrojne, terror indywidualny i walka podjazdowa („mały sabotaż”, dywersja, informacja i propaganda). Organizowanie społeczeństwa pod kątem przyszłego wybuchu powstania narodowego nie była brana pod uwagę przez kierownictwo Związku. Bujak, Borusewicz, Frasyniuk bardzo ostro oponowali przeciwko ewentualnemu powstaniu antykomunistycznemu, używając argumentów tak natury politycznej, jak i etycznej153. Tymczasem autorzy artykułów i analiz z kręgów Solidarności Walczącej nie przesądzali kwestii powstania. Zdawano sobie sprawę z całej gamy trudności, jakie wiążą się z przygotowaniem do powstania. Zdawano sobie przede wszystkim sprawę z tego, że wybuch powstania warunkowany jest nie tylko istnieniem sprawnej organizacji konspiracyjnej, lecz także odpowiednim poziomem nastrojów społecznych. Te nastroje w Polsce lat stanu wojennego były wprawdzie w większości zdecydowanie niechętne władzy komunistycznej, ale był to poziom niechęci niewystarczający do wybuchu powstania. Niemniej jednak co pewien czas, nieregularnie, pojawiały się w czasopismach Solidarności Walczącej artykuły i oświadczenia przemawiające za przygotowaniem się do zbrojnego wystąpienia. Z perspektywy czasu wydaje się, że miały one raczej pełnić rolę „straszaka” z jednej strony, a z drugiej stanowiły retoryczne dopełnienie programowego radykalizmu Solidarności Walczącej.

Józef Tallat („Tantal”) w artykule „Strzelać czy nie strzelać” wskazywał na ogromną rolę pojawienia się zbrojnej, antykomunistycznej irredenty w Europie. Takie powstanie pomogłoby również – według „Tantala” – przełamać strach, paraliżujący wszelkie niezależne działania w bloku sowieckim. I dalej: „Związki zawodowe nie są oczywiście od akcji zbrojnych. Można nawet bojowników pozbawić członkostwa Związku. (...) Działania dwutorowe w walce o niepodległość są w historii rzeczą znaną i na ogół były bardziej skuteczne od jednotorowych. Zagrożenie, które dla rządu stwarzają rewolucjoniści, stanowi najlepszy argument przetargowy w rękach ugodowców (...)”154. Wydarzenia lubińskie 31 sierpnia 1982 r. wpłynęły na radykalizację nastrojów w SW. W programowym oświadczeniu „Jak walczyć?” K. Morawiecki sugeruje, że złudne jest liczenie na zwycięstwo poprzez strajk, bierny opór, a nawet demonstracje uliczne. „Samowola i arogancja władzy prowadzi wprost do nędzy i nienawiści. Patrzymy twardo, bez złudzeń – czeka nas powstanie. Byle nie za szybko. Nędza i nienawiść nie są dobrymi doradcami. Nie pozwalają na chłodną ocenę sił i możliwości. Nie pokonamy ich kamieniami (...)”155. Jest więc w tym oświadczeniu zawarta zarówno ogromna dawka politycznego zdecydowania i bezkompromisowości, jak i element racjonalnego, analitycznego podejścia do możliwości powstańczych. Koncepcje powstańcze rzadko pojawiały się w pismach Solidarności Walczącej, najczęściej przy okazji omawiania powstań narodowych XIX i XX w, zwłaszcza podczas opisu walk Armii Krajowej156. Nie pojawiło się też później tak jednoznaczne określenie roli przyszłego powstania w walce o niepodległość w oficjalnym tekście sygnowanym przez któreś z ciał rządzących Solidarnością Walczącą.

Szerzej potraktowany został w publicystyce podziemnej problem terroru indywidualnego. Podobnie jak w przypadku powstania, metoda terroru indywidualnego została bez wahania odrzucona przez władze krajowe i regionalne NSZZ „S”. I podobnie, Solidarność Walcząca, a zwłaszcza środowiska przy niej afiliowane, nie wyrzekła się stosowania metod terroru indywidualnego, choć kierownictwo i osoby o największym autorytecie w SW nigdy bezpośrednio ani pośrednio nie wezwały do karania nadgorliwych przedstawicieli systemu karą najwyższą. Oficjalna propaganda z wyjątkową częstotliwością szermowała zarzutem posługiwania się terrorem indywidualnym przez podziemie. Odpowiedzią władz związkowych było odcięcie się od tych, którzy stosują środki pozastatusowe157. Odpowiedzią hierarchii Kościoła katolickiego było ostre potępienie ewentualnych podziemnych terrorystów158. Odpowiedzią Solidarności Walczącej, było wskazanie, kogo w PRL należy uważać za terrorystę. Charakterystyczne było streszczenie „Tez Prymasowskiej Rady Społecznej”, zamieszczone w „SW”. W opisie fragmentu, w którym Rada potępia stosowanie terroru przez ugrupowania podziemne, znalazł się przypis redakcji: „brak jednak w Tezach potępienia terroru stosowanego przez władze”, a w innym miejscu: (a propos przypisania „Solidarności” części winy za kryzys): „winić »Solidarność« za kryzys to tak jak winić Kościół za panoszący się ateizm”159. Autorom związkowym na ich stwierdzenia, że „nie wolno stosować w walce metod przeciwnika”160, replikowano, iż w czasie stanu wojennego władza komunistyczna jest agresorem niejako z definicji i walka z użyciem przemocy fizycznej przeciwko władzy jest moralnie uzasadniona. „My, SW – mówił K. Morawiecki – programowo nie wyrzekamy się samoobrony i uważamy, że np. oprawcy znęcający się nad aresztowanymi w więzieniach czy na komendach powinni ponieść zasłużoną karę. Ale organizacyjnie i, co równie ważne, emocjonalnie nie jesteśmy przygotowani do takich działań. Wolelibyśmy nie być do nich zmuszeni przez akty komunistycznego terroru”161. Przewodniczący SW dał do zrozumienia, iż teoretycznie możliwe, choć praktycznie nieprawdopodobne jest zastosowanie metody wybiórczo dokonywanych wyroków. Analiza zjawiska terroru indywidualnego w prasie SW ma raczej na celu przywrócenie pojęciom ich faktycznych znaczeń, niż zalecenie zastosowania ostrych indywidualnych represji. „Społeczeństwa Zachodu boją się, że terroryści obalą tamtejsze rządy i obejmą władzę. U nas terroryści już są u władzy” – cytowała Władimira Bukowskiego „Solidarność Walcząca”. W komentarzu do śledztwa w sprawie członków „grup terrorystycznych” działających w kopalniach „Lubin” i „Rudna” redaktor „SW” zauważa, że podpalenie trzech tablic propagandowych, „zniszczenie mieszkania SB-ka” i wysadzenie drzwi (bez okaleczenia kogokolwiek) nie może być w ogóle porównywane do terrorystycznych środków stosowanych przez komunistów162. Solidarność Walcząca przeciwstawiała się też takiemu podejściu, które karze społeczeństwu nie protestować, bo na każdy bardziej zdecydowany akt władza odpowie terrorem163. W środowiskach zbliżonych do SW, takich jak redakcja i większość czytelników „Wiadomości Bieżących” lub „Solidarności Dolnośląskiej”, pojawiały się niedwuznaczne wezwania do oporu „stricte czynnego”, łącznie z terrorem, „jak oni, jak bandyci”, po to, żeby nie byli bezkarni, oraz wezwania do zamachów na wyższych funkcjonariuszy państwowych164. Jeżeli w prasie SW ukazywała się apologia terroru indywidualnego, to nie była ona organizacyjną enuncjacją, lecz głosem polemicznym lub listem czytelnika. W „Uwagach programowych w obronie własnej” autor „NAK” – zarzucał i SW, i TKK pacyfizm oraz opowiedział się za utworzeniem komórek organizacyjnych wzorem KEDYW-u165.

W czasopiśmie „Obserwator Wojenny” ukazała się jesienią 1983 r. krytyka pod adresem Solidarności Walczącej. Głównym argumentem autora krytyki był zarzut, że hasła SW są chwytliwe, demagogiczne i wiodą prosto do „przekroczenia progu terroryzmu”. Autor uważał, że podjęcie przez Solidarność Walczącą metod terroru indywidualnego jest „niemal pewne” i stanowi zagrożenie dla „Solidarności”, na którą spaść może odium terroryzmu. Winą za zboczenie SW na niewłaściwe tory obarcza K. Morawieckiego, który, „pcha tę organizację do podjęcia carsko-komunistyczno-lewackiego terroryzmu”166. Anonimowemu autorowi „Obserwatora Wojennego” odpowiedział redaktor naczelny „Biuletynu Dolnośląskiego” Jan Ewaryst (R. Lazarowicz). Wśród wyjaśnień i sprostowań znalazło się takie, które dotyczyło terroryzmu. Lazarowicz twierdził, że nie tylko SW skłania się do „ostrzejszych form karania” najbardziej szkodliwych dla społeczeństwa przedstawicieli władzy. Również wiele terenowych ogniw związkowych i zwykłych członków „S”. „Z terroryzmem nie ma to jednak wiele wspólnego. Pistoletu w arsenale SW komuna nie zdobędzie (...)”167. Ogólnie problem poruszony w polemice nie został wszakże wyjaśniony do końca. Nie mógł zresztą zostać wyjaśniony, ponieważ autor „OW” zarzucał Solidarności Walczącej nie tyle samo prowadzenie działań terrorystycznych, ile niebezpieczeństwo ich podjęcia w przyszłości przy takim modelu działań politycznych, jaki preferowała SW. Na to, co może stać się w przyszłości, nie można dać pełnej odpowiedzi. Wszystko może się stać. Toteż Lazarowicz zajął się tłumaczeniem tych supozycji, które odnosiły się do stanu zastanego, przedstawiając jednocześnie odmiennie przyszłość SW oraz odmiennie interpretując współcześnie prowadzone działania organizacji.

Polemika ta wykazała, jak płynne było rozumienie terminu terror indywidualny i jak łatwo go podporządkować działalności innego typu. Działalności, która dla jednych ociera się o terroryzm, dla drugich pochodzi z repertuaru metod walki szarpanej, podjazdowej, prowadzonej w warunkach pokoju. Podstawowym kryterium przyjętym dla odróżnienia metody z użyciem i bez użycia terroru indywidualnego, jest działalność nastawiona na pozbawienie życia człowieka, który uosabia, reprezentuje bądź gorliwie broni systemu komunistycznego. Należy otwarcie stwierdzić, że tak rozumianego terroru indywidualnego Solidarność Walcząca nigdy nie stosowała i nigdy nie propagowała jako organizacja. Pojawiały się natomiast w prasie SW i być może w wypowiedziach nieoficjalnych sugestie co do zastosowania metod, nie nazwanych wprost terrorem indywidualnym, ale mających takie znaczenie (według kryterium powyższego). Trudne do oszacowania, lecz niewątpliwe są zasługi Solidarności Walczącej dla przywracania słowu „terror” właściwego znaczenia, a także dla wyklarowania obrazu polskiej sceny politycznej, tj. dla wskazania, kogo w PRL można i trzeba o prowadzenie działań terrorystycznych oskarżać.

Trzecim wspomnianym aspektem walki czynnej z użyciem przemocy była tzw. walka podjazdowa, prowadzona w warunkach systemu totalitarnego, lecz w czasie pokoju. Także na tym polu Solidarność Walcząca spotkała się z krytyką głównych publikatorów i działaczy Związku. Lecz Wałęsa i członkowie TKK wielokrotnie opowiadali się za walką bez używania przemocy. Jeszcze ostrzej potępiał stosowanie przemocy Kościół katolicki. Przy czym brak sprecyzowania, co należy, a czego nie należy nazwać walką bez przemocy rodził wiele nieporozumień. Podział na tych, którzy opowiadali się przeciw lub za przemocą odbywał się często intuicyjnie. Na przykład Solidarność Walcząca, zanim stała się organizacją jednoznacznie dopuszczającą przemoc w obronie krzywdzonego i dopuszczającą dywersję antykomunistyczną, została zaliczona do organizacji nie odcinających się od użycia przemocy168. Zaliczona trafnie, bowiem artykuły i oświadczenia, które ukazały się w prasie SW w ciągu kilku miesięcy jej istnienia, poświadczyły oceny działaczy RKS.

W lipcu 1982 r. w gazecie „Solidarność Walcząca” po raz pierwszy ukazało się wezwanie, uzasadnienie i opis postulowanej walki z użyciem przemocy. „(...) Oni nas wyzyskują, wiążą i zabijają w majestacie państwa i prawa. Lekceważą i brutalnie łamią nasz pokojowy, cywilny opór, naszą walkę bez stosowania gwałtu. Już czas, aby odważyć się na przemoc odpowiedzieć przemocą. Nie dlatego, że tak jest dobrze, ale dlatego, że właśnie to jest mniejsze zło. Pora wypowiedzieć wojnę wojnie (...)”. Dalej następuje wyjaśnienie, w jaki sposób SW rozumie walkę czynną z użyciem przemocy (obrona zakładów podczas strajku generalnego przed atakiem zomowców, „ochrona porządku publicznego”, demonstracje uliczne odciągające uwagę ZOMO i SB pacyfikujących fabryk itp.)169. Czyli zastosowanie metodologii i retoryki militarnej bez (nawet czysto deklaratywnego) użycia środków wojskowych. Jeden z radykalnie nastawionych działaczy z kierownictwa SW, Alfred B. Gruba przedstawił swoją koncepcję Organizacji X, której zadaniem miałaby być walka podjazdowa: „(...) Głównymi formami działalności Organizacji X mają być sabotaż i dywersja (...) skierowane wyłącznie przeciwko interesom ZSRR w naszym kraju. W szczególności ze względów zarówno humanitarnych, jak i politycznych niedopuszczalny jest terror indywidualny ani działania pociągające ofiary w ludziach.(...). [Ponadto] druk i kolportaż niezależnych wydawnictw, rozwijanie łączności radiowej, propaganda, walka z konfidentami i aparatem ścigania (...)”170. Znamienna była wizja rozwoju sytuacji przedstawiona przez katowickiego działacza SW. Przewiduje on, że propagowany przez niego i przez SW model „walki podjazdowej” może przekształcić się nie tyle w walkę metodami terroru indywidualnego, ile w powstanie zbrojne171. Zatem trzech rodzajów walki z użyciem przemocy nie łączy on w ciąg – walka szarpana – terror indywidualny – powstanie narodowe (przed czym ostrzegali działacze związkowi), lecz w sposób następujący: walka podjazdowa – powstanie zbrojne przy równoczesnym wykluczeniu metod terroru indywidualnego.

Przewodniczący Solidarności Walczącej opowiedział się również za „ciągłą wojną podjazdową – prowadzoną na wszystkich frontach”. A w głównym tekście programowym: „stawiamy na uporczywą walkę podjazdową. Nie mamy czołgów i nie chcemy z nich do nikogo strzelać. Chcemy przekonać tych, co je mają, żeby nie używali ich przeciwko bezbronnym”172. Szeroko rozumianą walkę podjazdową Solidarność Walcząca interpretowała w sposób podobny do innych radykalnie nastawionych środowisk i osób: „(...) nie można już wierzyć, że przekona się terrorystę perswazją czy tylko groźbą użycia siły (...) Jeżeli państwo-terrorysta wbrew konstytucji wprowadza stan bezprawia (...) to czynne, metodami siły, utrudnianie takiego sprawowania władzy nie jest aktem gwałtu, a działaniem w obronie koniecznej”, a następnie: „na ograniczony terror trzeba odpowiedzieć ograniczonym odwetem, który nie przybierze jednak charakteru kontr-terroru”. Należy też niszczyć materialną bazę komunistów, powołać sądy i kolaborację piętnować wyrokami173. W taki najprawdopodobniej sposób widzieli działacze SW realizację postulatu „bezwzględnej walki z kolaboracją i donosicielstwem”, jako „korzeniami zła”174.

Rada SW w połowie 1983 r. opowiedziała się za „rozważną radykalizacją”. Zaznaczyła przy tym, że nie chodzi o zmianę metod, lecz o „rozszerzenie frontu walki”. NSZZ „S” powinien nadal zajmować się sprawami pracowniczymi, nadal powinno się pisać na murach hasła antykomunistyczne, ale musi też powstać ruch a raczej organizacja kadrowa zdolna do „represjonowania kolaborantów i służalców reżimu, do akcji sabotażowych” po uprzednim przygotowaniu „Kodeksu Podziemnego, który służyłby za podstawę do takich akcji. Chodzi o to, aby nie przybrały one charakteru spontanicznego odwetu, czy nawet terroru, lecz stanowiły zorganizowaną społeczną samoobronę”175.

Tak więc zarówno Rada Solidarności Walczącej, jak też czołowi publicyści organizacji, propagując „walkę podjazdową” z użyciem przemocy wyraźnie nie mieli na myśli aktów terrorystycznych. Nawet takiego stwierdzenia, że musi być odwet, bo „esbek i zomowiec” nie strzelą do człowieka, jeśli będą się obawiali, że „tłum ich za to rozszarpie”176 – nie można zaliczyć do rodzaju walki terrorystycznej. Pomimo ostrych sformułowań, tego typu konstatacje nie stanowią dowodu na propagowanie przez SW terroru indywidualnego. Ze względów pragmatycznych Solidarność Walcząca nie chciała zgodzić się z powtarzającymi się w prasie związkowej uwagami dotyczącymi presji moralnej, metod pokojowych, niestawiania oporu czynnego. Za bardzo – zdaniem działaczy SW – graniczyły one z bezsilnością. „Mówienie o presji moralnej w stosunku do kanalii to czysta kpina”177.

Istotna jest nie tyle sama realizacja najbardziej kontrowersyjnych komponentów „walki podjazdowej”. Skończyła się ona na planach, jeśli chodzi o „represjonowanie kolaborantów”178 i na kilku fizycznie nieszkodliwych dla reżimu akcjach „małego sabotażu”179. Istotne jest, że zasady i sposoby prowadzenia walki przeciw władzy komunistycznej, odrzucane przez kierownictwo Związku180, znalazły swe odbicie w koncepcjach programowych i frazeologii Solidarności Walczącej.

Już w 1982 r. Solidarność Walcząca wypracowała własną wizję ustroju społecznego. Solidaryzm. Nie była to idea zupełnie nowa. Stanowiła raczej kompilację dorobku filozoficznego w zakresie koncepcji ustrojowych ze specyficznymi warunkami politycznymi, w jakich znalazła się Polska po sierpniu '80 i po grudniu '81. Jeden z założycieli i przewodniczący Solidarności Walczącej, Kornel Morawiecki pisał w sierpniu 1981 roku, iż istnienie „Solidarności” „jest nadzieją narodu i ewentualną szansą nowego ładu dla świata”181. Toteż pewne myśli, które były później podwalinami solidaryzmu, zostały wyartykułowane przed powstaniem SW i przed stanem wojennym. Od momentu utworzenia, kierownictwo SW informowało o swych oświadczeniach, że celem, do którego organizacja dąży nie jest tylko wywalczenie niezależności związków zawodowych i niepodległości Polski, ale także doprowadzenie do „solidarności ludzi i narodów”182. Z datą 13 grudnia 1982 r. został w osobnej ulotce wydrukowany i kolportowany dokument, w którym wyłożone zostały zręby założeń solidaryzmu – „Manifest Solidarności”183. W „Manifeście” zawarte zostały propozycje rozwiązań systemowych zasadniczo różniące się od ustroju komunistycznego oraz w paru punktach odbiegające od demokracji parlamentarnej typu kapitalistycznego. Ideologicznym powodem odrzucenia obu modeli ustrojowych była konstatacja, że „komunizm realizuje interesy rządzącej partii i totalitarnego państwa kosztem interesów jednostek”, kapitalizm zaś postrzega interes społeczeństwa jako funkcję interesów indywidualnych. Solidaryzm miał być takim rozwiązaniem, które nie pomija potrzeb i pragnień jednostki, lecz „dba o ich wspólną z interesami ogółu realizację”. Praktyczne wdrożenie tak rozumianego systemu społeczno-politycznego opierać się miało przede wszystkim o wypracowane przez setki lat instytucje świata demokratycznego (parlament, samorządy pracownicze i terytorialne) i model gospodarki wolnorynkowej. Uzupełnieniem tych już istniejących rozwiązań miał być niezależny, samorządny, powszechny związek zawodowy jednoczący na zasadach dobrowolności pracowników wszystkich branż. Niewątpliwie impulsem dla tego uzupełnienia była 16-miesięczna działalność NSZZ „Solidarność”. Ona też stanowiła podstawę do wiary w zasadność konstruowania powszechnego związku. „Zawłaszczanie cudzej pracą stanowi źródło niesprawiedliwości społecznej. Przed tym, przed wyzyskiem człowieka przez człowieka i przed wyzyskiem człowieka przez państwo ma bronić każdego związek jednoczący tych, których wspólnym zawodem jest praca”. Wizje solidarystyczne zakładały wykluczenie wielkiej własności prywatnej z mechanizmów wolnego rynku. Pół roku przed powstaniem „Manifestu Solidarności” Porozumienie Solidarność Walcząca postulowało takie stosunki społeczne, które zapewnią jednostce obronę przed ekonomicznym i politycznym ubezwłasnowolnieniem”184. Można się domyślać, że takie postawienie problemu miało również na celu wskazanie zagrożeń, jakie dla człowieka stwarzają warunki gospodarki kapitalistycznej.

Solidaryzm ma przełamać negatywne cechy kapitalizmu i komunizmu. W krótkim opisie sytuacji politycznej autor „Manifestu” daje w prawdzie do zrozumienia, że system komunistyczny jest dla świata i człowieka większym zagrożeniem niż kapitalizm, ale przejawy zła znajdują się i na Wschodzie i na Zachodzie. Solidaryzm ma zlikwidować samowolę władzy i bezprawie, ale ma też ograniczyć „rażące nierówności ekonomiczne” i bezrobocie. „Manifest” ujmuje solidaryzm nie tylko jako nowy system, nową ideę, ale zarazem jako sposób na dojście do tego systemu. Fundamentem walki o solidaryzm ma być wzrost samoświadomości społecznej do poziomu zdolnego przełamać totalitaryzm i egoizm. Środkiem do walki o samoświadomość winna być informacja i propaganda, ponieważ „panujący nad nami przymus opiera się na fałszu a »prawda nas wyzwoli«”. Prawo do swobodnego wyrażania myśli i pragnień powinno przejawiać się poprzez podziemną prasę, radio, strajki i manifestacje uliczne, bojkot reżimowych zarządzeń i społeczną samoorganizację na niwie kultury, oświaty, gospodarki i polityki. Polska zbudowana w oparciu o takie założenia miałaby się nazywać Rzeczpospolitą Solidarną.

Poprzez „Manifest” przebija charakterystyczne dla Solidarności Walczącej podejście do działalności społeczno-politycznej. Organizacja w deklaracjach nie ograniczała się do propagowania swych idei jedynie w Polsce. Miała zamiar ze swoimi koncepcjami programowymi wyjść na zewnątrz („Będziemy dążyć do budowy Radiostacji Solidarności emitującej audycje na cały świat”)185. Z takimi zamierzeniami polemizowali autorzy należący do SW oraz będący poza organizacją. Jan Wuj zarzucał „Manifestowi” powrót do XIX-wiecznych idei mesjanistycznych, kolejne, polskie „sny o potędze”, kompletny brak realizmu, a nawet chęć zmienienia na siłę tych, którym nie jest źle186. Wuj zauważył, że świat całkiem inaczej przyjmuje „Solidarność” – związek zawodowy i solidarność – ideę niż Polacy. „Jakże mamy proponować niepodległe państwo niepodległym?” Autor, nie odrzucając „Manifestu” en bloc, postuluje skierowanie całego wysiłku do wewnątrz, bez narzucania komukolwiek.

Inny publicysta – „Alias” – krytykował „Manifest” i zawarte w nim koncepcje solidarystyczne ze względów tak merytorycznych, jak i metodologicznych. Wskazywał na faktyczne podobieństwo pomiędzy solidaryzmem a demokracją. Trafnie odczytał, że solidaryzm bardzo różni się od komunizmu, niewiele zaś od niektórych wersji zachodniego kapitalizmu. „Alias” ostrzegał przed konsekwentną realizacją „wykluczenia wielkiej własności prywatnej”, co może oznaczać w praktyce nacjonalizację i uspołecznienie całego wielkiego przemysłu; trudno wyważyć, gdzie „w tym kroku do demokracji zaczyna się niebezpieczeństwo totalitaryzmu”187. „Alias” przyznaje, że rzeczywiście nowatorską myślą jest powszechny związek zawodowy w państwie demokratycznym, lecz zastanawia się, czy nowa „S” w takim systemie „nie zaczęłaby pełnić funkcji FJN”.

Również na łamach „Biuletynu Dolnośląskego” ukazała się polemika Józefa B. (Jana Waszkiewicza) z koncepcjami zawartymi w „Manifeście”188. Waszkiewicz zarzucał autorom „Manifestu” niepotrzebne antagonizowanie potencjalnych sojuszników politycznych: „Trudno czymkolwiek tłumaczyć wprowadzenie terminu »Rzeczpospolita Solidarna«. Bo czym właściwie ideał ten różni się od postulowanej w programie I KZD Samorządnej Rzeczpospolitej?”. Waszkiewicz nie zgodził się z tezą o rewolucyjnej nowości solidaryzmu, wskazując na jego korzenie: hasła Wielkiej Rewolucji Francuskiej, myśl Edwarda Abramowskiego czy społeczną naukę Kościoła katolickiego. Waszkiewicz polemizował również z ideą, której co prawda nie odmawiał pewnej oryginalności, lecz którą uznawał za nieuzasadnioną w warunkach państwa demokratycznego – powszechny związek zawodowy. Wokół tego aspektu wywiązała się w podziemnej prasie dyskusja.

Zdaniem Kornela Morawieckiego („Solidaryzm – znaki szczególne”) solidarystyczna wizja związku zawodowego wszystkich ludzi pracy daje szansę na uniknięcie zagrożeń związanych z dominacją państwa i dominacją kapitału. „Jak pokazuje najnowsza historia, sama demokracja nie stanowi wystarczającego zabezpieczenia przed totalitaryzmem (patrz: hitleryzm). Z drugiej strony brak wielkiej prywatnej własności środków produkcji nie stanowi żadnego zabezpieczenia przed wyzyskiem (patrz: komunizm). Postulowany związek pracowniczy ma, łącznie z pozostałymi demokratycznymi strukturami władzy i zarządzania, zabezpieczyć słabsze jednostki i grupy zarówno przed ekonomiczną jak i obywatelską dyskryminacją. (...)”189. W „Uwagach nad Manifestem Solidarności Walczącej” August stwierdzał, że ogólnospołeczny związek zawodowy, jakim była „Solidarność”, był specyficznym zjawiskiem ustroju totalitarnego, powstałym „z potrzeby przeciwstawienia się politycznego wszechwładnemu aparatowi partyjno-państwowemu, będącego zarazem monopolistycznym pracodawcą”190. August wątpił, czy powszechny związek o strukturze międzybranżowej miałby jakiekolwiek szanse reprezentowania wszystkich grup społecznych i zawodowych. Podobnie dwa lata przed Augustem argumentował Waszkiewicz: w systemie demokratycznym interesów robotniczych lepiej będą bronić właściwe każdemu działowi gospodarki związki zawodowe (górników, nauczycieli, handlarzy itd.)191. Powszechny związek zawodowy miał prawo bytu jako monolit tylko w warunkach państwa totalitarnego, monopolistycznego i monolitycznego. Była to społeczna i polityczna odpowiedź Polaków na system komunistyczny.

W kwestii tej wypowiedział się również Alfred B. Gruba w artykule „Dlaczego Rzeczpospolita Solidarna”, „sprowokowany – jak pisze – krytycznymi uwagami Wojciecha Wojennego („Niepodległość” nr 17)”.192 Alfred B. Gruba przyznaje, że „Manifestowi” brak jest precyzji sformułowań, ponieważ jest właśnie manifestem, a nie programem. Stwierdza, że „rewolucyjna nowość” solidaryzmu polega przede wszystkim na wynalezieniu riposty na naturalną tendencję państwa do poszerzania zakresu swej władzy. „(...) państwo ma swoje własne interesy i swoje własne cele. Nadrzędnym jest stałe powiększanie (...) zakresów życia społecznego poddanych jego kontroli. Cel ten jest sprzeczny z dążeniami społeczeństwa, gdyż ludzie nie chcą być nadmiernie ograniczani przez państwo i niepotrzebnie uzależnieni od decyzji urzędów”. Dlatego społeczeństwo powinno bronić się przed tymi naturalnymi tendencjami. Najlepiej w sposób maksymalnie zorganizowany. A zatem poprzez ogólnospołeczny związek zawodowy. Tak rozumiany związek zawodowy nie miałby na celu zdobycie władzy, co by go znacznie odróżniało od partii politycznych o najszerszym nawet zasięgu. Alfred B. Gruba kładzie nacisk na polityczny i ideowy aspekt solidaryzmu, przyznając, że interesy poszczególnych grup zawodowych są ze sobą często sprzeczne, co uniemożliwia powszechnemu związkowi zawodowemu należytą walkę o ekonomiczne interesy jego członków193. Dlatego w strukturę Rzeczpospolitej Solidarnej nie tylko mogłyby, ale i powinny zostać wkomponowane związki zawodowe każdej z branż. Dzięki odpowiednim rozwiązaniom organizacyjnym solidaryzm mógłby stać się także gwarantem pluralizmu związkowego przy równoczesnym tonowaniu konfliktów.

Wraz z upływem czasu także i inni obrońcy solidaryzmu coraz większy nacisk kładli na jego zalety w sferze polityczno-społecznej, pomijając sporne punkty w dziedzinie gospodarczej. Wojciech Myślecki wskazywał na korzyści mogące wyniknąć z wbudowania w system demokracji parlamentarnej mechanizmów kontrolnych i zabezpieczających194. Akcentował też wagę solidaryzmu dla walki narodów i wyzwolenie spod komunizmu195. Kornel Morawiecki określił jako „wielkie nieporozumienie” sugestie, że „S” mogłaby stać się totalitarnym zagrożeniem dla demokratycznych struktur państwa196. Dlatego przede wszystkim, że NSZZ „S” był strukturą nie mniej demokratyczną od wybieranego w wolnych wyborach parlamentu. Co więcej – „(...) jak w demokratycznych wyborach parlamentarnych wyborcy głosują na z konieczności dalekich im, osobiście nie znanych polityków tej czy innej partii, tak w demokratycznych wyborach do poszczególnych władz Związku wybierani byli ludzie znani z miejsca naszej pracy, nasi koledzy”197. Wydaje się, że tak wybrana władza pracownicza, w rozumieniu twórców koncepcji solidaryzmu ma nie tyle zwalczać kapitał i struktury państwowe i nawet nie tyle ograniczać je, co raczej stanowić przeciwwagę dla ewentualnych zagrożeń, które mogłyby pojawić się z chwilą nadużywania „dwócz największych potęg: pieniądza i władzy”.

Solidaryzm w konkretnych przejawach życia społecznego, życia na co dzień miał być realizacją chrześcijańskich idei miłości bliźniego. „»Solidarność« jest formą drogi społeczeństwa do (...) nowego (...) ustroju, który bez wątpienia będzie zawierał główne wartości niesione przez Związek – to znaczy: demokrację i faktyczną (...) miłość społeczną”198. Idea solidarności to próba przeniesienia zasad szacunku, zrozumienia i miłości między poszczególnymi osobami na stosunki między grupami narodowymi, społecznymi czy politycznymi. Solidaryzm miał co prawda stanowić „wyzwanie dla indywidualistycznego, nastawionego na użycie, zachodniego kapitalizmu”, ale przede wszystkim był jednak kontrpropozycją dla nieludzkiego systemu komunistycznego199.

Solidarystycznym koncepcjom Solidarrności Walczącej zarzucano także niebezpieczną, zdaniem niektórych, bliskość założeniom socjalizmu. August np. uważał, że w solidaryzmie SW nierówności i konflikty społeczne traktowane są jako zło samo w sobie i źródło wszelkich krzywd. Widział też w tym rozbieżność pomiędzy klasycznym pojmowaniem solidaryzmu przez francuskich solidarystów przełomu XIX i XX w (gdzie konflikty stanowią warunek rozwoju społecznego i są immanentną częścią napędową interesów grupowych) a podejściem K. Morawieckiego czy A.B. Gruby200.

Solidaryzm miał również swoich apologetów nie jako teoretycznie możliwa idea porządku społecznego, lecz jako codzienny system zachowań człowieka. K. Nasiłowski uważał, że propozycje solidarystyczne stanowią „naszą obronę przed atomizacją i osamotnieniem”; już sama tylko rozbudowa życia towarzyskiego ubogaca nas, zdaniem Nasiłowskiego, i uczula na współodpowiedzialność za losy innych. Solidaryzm zobowiązuje do niesienia pomocy represjonowanym i więzionym201. Kazimierz Wandy sformułował kilka zasad życia codziennego, których przestrzeganie pomaga budować nowy ład oparty o międzyludzką solidarność. Takie zasady to m.in. odważne manifestowanie swoich poglądów, angażowanie się w różne społeczne inicjatywy, dostrzeganie ludzi o podobnym systemie wartości lub też dążenie do „czegoś więcej niż własnego stołka, ciepłego mieszkania (...)”202. Na polu analizy solidaryzmu jako sposobu na życie codzienne pojawił się zarzut natury personalistycznej. Polegał on na przyjęciu założenia, że prawidłowością człowieka jest dążenie do autonomii, pozbywania się krępujących więzów grupowych, poszerzanie zakresu wolności (nie koniecznie za cenę innych). Tymczasem solidaryzm zawierał w sobie tendencję do ograniczania praw i możliwości działań jednostki na rzecz grupy, społeczeństwa203.

Solidarność Walcząca porównywania solidaryzmu do socjalizmu bynajmniej się nie obawiała i z elementów socjalizmu w solidaryzmie nie tłumaczyła się. Głównie dlatego, że socjalizm nie był przez większość działaczy Solidarności Walczącej w latach 1983-1986 postrzegany negatywnie, a jeśli był, to na zasadzie kojarzenia myśli socjalistycznej z jej karykaturalną realizacją – komunizmem204. W „Biuletynie Dolnośląskim” znalazło się nawet opracowanie Andrzeja Sadowskiego (pseudonim Jana Koziara) na temat różnic między solidaryzmem a komunizmem205, a w prasie SW nierzadko znaleźć można było artykuł broniący socjalizmu. W broszurce „Widziane z podziemia” (zrobionej w konwencji pytań i odpowiedzi) autor – Józef Ziuk (Krzysztof Gulbinowicz) – odpowiadając na pytanie o propozycje programowe, stwierdził, że optuje za „jasno wyrażonym” w programie SW celem: socjalizm, ale pod warunkiem, że w niepodległym państwie. Rzeczpospolita Samorządna to właśnie taki socjalizm. „Cóż więcej, trzeba od daleko posuniętej autonomii samorządów w zakładach pracy”, to najlepsza kontrola rynku206. Warto przy tym zauważyć, że postulowaną przez SW państwową emanacją ładu społecznego K. Gulbinowicz nazywa Rzeczpospolitą Samorządną, nie – Rzeczpospolitą Solidarną. Potwierdzałoby to zarzut sformułowany wcześniej przez Jana Waszkiewicza207, dotyczący nieuzasadnionej, jego zdaniem, zamiany terminu Rzeczpospolita Samorządna (I KZD NSZZ „S”) na Rzeczpospolita Solidarna. W takim razie należałoby wyjaśnić, dlaczego Gulbinowicz, pisząc o socjalizmie w niepodległym państwie, powołuje się na program SW (oraz na kluby polityczne J. Kuronia), nie zaś na propozycje I Zjazdu Delegatów, skoro były one pierwotne. Być może dlatego, że w 1983 roku wrocławska Solidarność Walcząca wyraźniej akcentowała potrzebę propozycji zjazdowych (dodając do nich kilka nowatorskich myśli), niż władze Związku i prasa „Solidarności”. Do takich wniosków skłania również lektura czasopism SW i czasopism RKS w latach 1983-1986208.

„Manifest Solidarności” i dyskusja wokół solidaryzmu, to przejaw poszukiwania rozwiązań teoretycznych dla ruchu, który „w przeciwieństwie do marksizmu narodził się jako doświadczenie”, praktyka209. Tak też traktować należy „List otwarty W. Frasyniuka...” czy zręby programowe TKK „Solidarność dziś”.

Sporo negatywnych ocen wzbudziła konwencja „Manifestu”, który zaczynał się słowami („Jutrzenka Solidarności wstaje nad światem”) nieodparcie nasuwającymi skojarzenia z „Manifestem – komunistycznym” („Widmo komunizmu krąży nad światem”). Jednakże w poważniejszych artykułach polemicznych nie odnoszono się zazwyczaj do retoryki, tylko do treści.

Jedną z najbardziej nowatorskich i twórczych idei wyartykułowanych w dyskusji nad solidaryzmem była idea wzbogacenia monteskiuszowskiego trójpodziału władz o czwartą władzę – pracowniczą210. Władza pracownicza, obok ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej miałaby być gwarantem suwerenności społeczeństwa wobec państwa i czynnikiem poszerzającym społeczne zaangażowanie jednostki w systemie demokratycznym.

Solidarność Walcząca była organizacją permanentnego działania. Działanie było niewypowiedzianym dogmatem, naczelnym zadaniem SW. Kierownictwo organizacji wychodziło z założenia, że samo istnienie, trwanie podziemnego ruchu jest dla władzy zagrożeniem, a istnienie ruchu, który się władzy totalitarnej otwarcie przeciwstawia tym bardziej. W grudniu 1983 r., dwa miesiące po założeniu poznańskiego oddziału SW, napłynęły głosy do redakcji „SW” Poznań, że jej postulaty, aczkolwiek słuszne, niepotrzebnie są głośno wypowiadane. Redakcja „SW” odpowiedziała: „Zarzuty uważamy za śmieszne (...) Naszą taktyką jest otwarte głoszenie (...) obalenia tego systemu i zbudowanie Polski Wolnej, Niepodległej”211. Przyjmując działanie za podstawowy obowiązek i głośno artykułując żądania, które władzy musiały się nie podobać, Solidarność Walcząca stanowiła ważki czynnik destabilizacji politycznej, czynnik nie dopuszczający do wyczekiwanej przez komunistów „normalizacji”. Manifestacje uliczne, nawet jeżeli miały coraz mniej uczestników, gazetki podziemne, nawet gdy spadała liczba czytelników – były świadectwem niepogodzenia się części społeczeństwa z realiami komunistycznymi. Ponadto zaś, jak przyznał Z. Bujak, bojkot neozwiązków albo niepodpisywanie deklaracji lojalności staje się łatwiejsze, bardziej oczywiste, gdy inni idą siedzieć do więzienia za strajki i uliczne demonstracje212. Gdyby więc nie było tych ekstremalnych (jak na warunki polskie) zachowań – rząd miałby ułatwione zadanie opanowania społeczeństwa.

Brak programu lub „program negatywny” to określenia pojawiające się często w odniesieniu do Solidarności Walczącej i innych ugrupowań na czele z NSZZ „S” w oficjalnych massmediach, w wypowiedziach biskupów oraz w polemikach między poszczególnymi organizacjami. Warunki stanu wojennego i specyfika konspiracji w systemie totalitarnym powodowały, że niewiele środowisk i ugrupowań zadawało sobie trud budowy programu wyjścia z kryzysu gospodarczego. Prawdopodobnie większość działaczy mniej lub bardziej czytelnie uświadamiało sobie, że kluczem do zlikwidowania ekonomicznego kryzysu w ustroju komunistycznym nie są najlepiej nawet skonstruowane programy reform, lecz zmiana tego ustroju. Z takiej zależności zdawali sobie tym bardziej sprawę działacze Solidarności Walczącej. W odpowiedzi na zarzut „braku programu” publicysta katowicki V.P. (pseudonim) przestrzegał, by nie dawać sobie narzucać czasu, miejsca i przedmiotu konfrontacji z komunistami; programem SW jest walka – „Może by tak najpierw niedźwiedzia upolować”213.

Za podstawowy środek walki Solidarność Walcząca uważała informację i propagandę. Budowa sieci informacyjnej, „kanałów” kolportażowych i za ich pomocą propagowanie idei walki z systemem – to zadania priorytetowe214. Głównymi przejawami działalności informacyjnej było wydawanie i kolportowanie pism oraz emitowanie audycji radiowych. „Musimy sobie uświadomić – pisał P. Kminkiewicz (Paweł Falicki) – że posiadanie niezależnej, własnej sieci informacyjnej jest kluczem do zwycięstwa” i dalej „Mając niezależną informację, możemy zrobić i grupy czynnego oporu, i kluby dyskusyjne, i strajk broniony, i absencyjny”215.

Założenia programowe i organizacyjne Solidarności Walczącej charakteryzowały się kompletnym brakiem zaufania dla działań, enuncjacji i propozycji komunistów216. Nieakceptowane były sformułowania, które we władzy widziały choćby trochę wiarygodnego partnera217. Zdaniem kierownictwa SW, rząd komunistyczny niemal z definicji nie przestrzega reguł normalnej gry politycznej. Próby podejmowania rozmów między przedstawicielami władzy a Kościołem lub „Solidarnością” traktowane były w najlepszym wypadku jako lekkomyślny błąd polityczny. Barwnie wyjaśniał brak zaufania SW do komunistów Kornel Morawiecki w rozmowie z dziennikarzami zachodnioniemieckimi: „Walka w fabrykach poprzez pokojowe strajki okupacyjne nie udała się po 13 grudnia. Taka walka wymaga przestrzegania reguł fair play przez obie strony. A tu było tak, jak dobre kilkadziesiąt lat temu pisał Karol Irzykowski: »ja mu proponuję partię szachów, a on figury zagarnia i majchrem we mnie«”218.

Wydaje się, że większość działaczy Solidarności Walczącej uważała, że moralność w polityce odgrywa coraz większą rolę. Opierało się to m.in. na wierze w moc słowa pisanego i słowa mówionego. Wypływało też z intuicyjnego przekonania o coraz większym uwzględnianiu i realizacji w świecie polityki tych wartości, które oparte są o cywilizowane normy etyczne. Jesienią 1982 r. ułożona została i zaakceptowana przez Radę SW Rota Solidarności Walczącej: „Wobec Boga i Ojczyzny przysięgam walczyć o wolną i niepodległą Rzeczpospolitą Solidarną, poświęcać swe siły, czas – a jeśli zajdzie potrzeba – swe życie dla zbudowania takiej Polski. Przysięgam walczyć o solidarność między ludźmi i narodami. Przysięgam rozwijać idee naszego Ruchu nie zdradzić go i sumiennie spełniać powierzone mi w nim zadania”219. Przyjęcie i posługiwanie się tego typu przysięgą możliwe było tylko w organizacji, której członkowie przyznawali zasadom moralnym duże znaczenie.

„...Polityki żadną miarą nie można oddzielić od moralności. Zasady moralne są bardzo ważne, bo łatwo bez nich stracić kręgosłup, a przy okazji i pierwotny cel polityczny”220 – w taki sposób uzasadniał Jerzy Jankowski małą elastyczność koniunkturalną SW. „Bo ten świat jest tak urządzony, że zło może odnosić i odnosi doraźne sukcesy, ale tuż za nimi nieubłaganie postępuje zagłada złoczyńców. (...) ostateczne zwycięstwo zawsze już na tym świecie należy do sprawiedliwych”221. Przy takim postawieniu sprawy zawsze opłaca się stać po właściwej stronie i prowadzić ze złym systemem walkę nawet wtedy, kiedy zwycięstwo wydaje się niemożliwe.

Przypisy:

1. Protokół z zebrania RKS z przedstawicielami TKZ-ów (...), z 16.07.1982 r., op. cit., – wypowiedź Szymona (Frasyniuka)

2. Amator, Do nawiedzonych, w: BD, czerwiec-lipiec, nr 6-7/37-38, Rok 1982, s. 19

3. Andrzej Łaszcz (J. Przystawa), Bliżej już czy wciąż jeszcze dalej, w: Obecność, 11, jesień 1985 r., s. 81

4. Współzałożyciel Porozumienia SW, Od nawiedzonych, „Biuletyn Dolnośląski”, 8/39, sierpień-listopad, 1982 r., s. 27

5. Alfred Znamierowski, Zaciskanie pięści. Rzecz o Solidarności Walczącej, Editions Spotkania, 1988 r., s. 87 i 100

6. Międzyzakładowy Robotniczy Komitet „Solidarności”, to związkowa struktura powstała w Warszawie dwa tygodnie przed utworzeniem przez Z. Bujaka, W. Kulerskiego Regionalnej Komisji Wykonawczej Mazowsze. II Komisja Krajowa skupiała kilkadziesiąt zakładów pracy wybrzeża gdańskiego i miała w 1982-1983 r. co najmniej takie wpływy jak RKK Gdańsk (Lis, Hall, Borusewicz), „Solidarność Zwycięży” to radykalna struktura związkowa z Krakowa „zaprzyjaźniona” z SW.

7. Jacek Kuroń, Tezy o wyjściu z sytuacji bez wyjścia, „Kultura”, nr 5, Paryż 1982 r. Przedruk w: Od 13 do 13, op. cit., s. 96-99

8. Jacek Kuroń, List otwarty do Zbigniewa Bujaka i Wiktora Kulerskiego i innych działaczy ruchu oporu, w: Od 13 do 13, op. cit., s. 146. Zob. też „Tygodnik Mazowsze”, 13, 1982 r., s. 1-2

9. Zbigniew Bujak, Prawda raz powiedziana, op. cit., s. 149; J. Kuroń, Tezy..., op. cit.

10. Z. Bujak, Janusz Rolicki, Przepraszam za Solidarność, Warszawa, 1991 r., s. 84-85 i 88; Z. Bujak, Prawda raz powiedziana, op. cit., passim; Dokument TKK pt. „Społeczeństwo podziemne” z 28.07.1982 r.; Jerzy Holzer, ... , op. cit., s.38-42

11. Istniała również pośrednia koncepcja, propagowana przez Zbigniewa Romaszewskiego i Macieja Polesskiego (Cz. Bielecki), opowiadająca się za utrzymaniem centrum decyzji przy równoczesnej dywersyfikacji działań wykonawczych. Zob. też Jerzy Holzer, op. cit., s. 30-32.

12. „Wiadomości Bieżące” (numer bez datacji. Z kontekstu wynika, że został wydany bezpośrednio przed 1 maja 1982 r.), „Głos w sprawie”, s. 3; tamże s. 3-4, Anatol Apik, Wyciągnięta ręka; J. Holzer,..., op. cit., s. 32 w sprawie stanowiska Komitetów Oporu Społecznego, „Tygodnika wojennego”, zob. też „Z Dnia na Dzień”, 25-27.07.1982 r., 76/222, „Co dalej”, Internowany doradca „S”; Z. Bujak, Prawda raz powiedziana op. cit., s. 128. Lektura „Tygodnika Mazowsze” (lata 1982-1986) dowodzi konsekwencji, z jaką Bujak bronił słuszności swego stanowiska oraz ewolucji, jaką przechodził w swoich poglądach J. Kuroń.

13. „Społeczeństwo podziemne” – wstępne założenia deklaracji programowej TKK NSZZ „S”, w: Od 13 do 13, op. cit., s. 182.

14. Zob. rozdział 2

15. Od 13 do 13, op. cit., s. 127-128

16. Z. Bujak, Prawda raz powiedziana, op. cit., s. 151-152.

17. Tezy Prymasowskiej Rady Społecznej w sprawie ugody społecznej, op. cit. s. 5.

18. Dziś i Pojutrze, 2, maj 1982 r., s.6.

19. Inne lokalne ugrupowania i organizacje albo się tą tematyką nie zajmowały, albo poruszały kwestie związane z aparatem przymusu tylko przy okazji ostrej krytyki pod jego adresem. Natomiast RKS Dolny Śląsk i RKW Mazowsze i osoby z nim związane zob.: J. Kuroń, List otwarty..., op. cit., („Tygodnik Mazowsze”, 13/1982). Autor sugeruje, iż należy agitować wśród żołnierzy i milicjantów, by podczas ewentualnego strajku generalnego nie byli bezwolnym narzędziem w ręku władzy; Od 13 do 13, op. cit., s. 12, Apel do żołnierzy i milicjantów – „nie splamcie honoru żołnierza polskiego” i nie strzelajcie do ojców i braci; tamże, s. 25, Lublin: przed egzekucją (opowiadanie księdza, który spowiadał żołnierzy, którzy nie wykonali rozkazu strzelania); tamże, s. 31, Życzenia noworoczne Z. Bujaka (1982 r.): „Źołnierzom i oficerom WP oraz milicjantom życzę odwagi posłuchania głosu sumienia, gdy posłuchać go trzeba pierwej niż rozkazów. Życzę, byście wszyscy pamiętali, że najpierw jesteście ludźmi i Polakami, a dopiero później wykonawcami rozkazów, że nie wolno dać się użyć do bratobójstwa, nawet wówczas kiedy przychodzi płacić cenę najwyższą”; Apel RKW do Żołnierzy, Warszawa, 8.06.1982 r., („Szukaj kontaktu z 'Solidarnością'„), „Tygodnik Mazowsze” 16/1982; Apel do Milicjantów, by nie byli „ślepym narzędziem władzy”, „Z Dnia na Dzień”, 20-24.07.1982 r., 75/223; przedruk za „Solidarnością Dolnośląską”, „Z Dnia na Dzień”, 13-19.05.1984 r., 18/320 – apel do poborowych LWP, by nie dawali się indoktrynować na szkoleniach politycznych i bronili ojczyzny, a nie komunizmu i obcego imperium.

20. „Z Dnia na Dzień”, 31.12.1981 r., 87/159, wydanie strajkowe 11. Zob. też „Z Dnia na Dzień”, wydanie strajkowe nr 1-3, 5-8, 10.

21. SW, 1, 13.06.1982 r., s. 4

22. Jak do nich trafić?, Sierżant Marek, „Solidarność Walcząca”, 4, 4.07.1982 r., s. 2

23. Do Służby Bezpieczeństwa, Porozumienie Solidarność Walcząca, Lipiec 1982 r., „Solidarność Walcząca”, 6, 18.07.1982 r., s.4

24. Zob. przypis 19

25. „Solidarność Walcząca”, 9, 8.08.1982 r., s. 3

26. Zob. opis wydarzenia w: J. Holzer, op. cit., s. 35 (informacja podana w oparciu m.in. o M. Łopiński,..., op. cit., wypowiedź B. Lisa).

27. M. Łopiński,..., op. cit., s. 153

28. Śmierć milicjanta, TV, „Solidarność Walcząca”, 12, 29.08.1982 r., s. 2; na temat zabójstwa sierżanta Karosa zob. też artykuł „Którędy do zwycięstwa”, „Z Dnia na Dzień”, 29-31.03.1982 r., 43/191

29. „Solidarność Walcząca”, 1/31, 2.01.1983 r., s. 3, z Laski, P. B.

30. „Biuletyn Dolnośląski”, listopad-grudzień 1983 r., 10/50, s. 21-22

31. Tamże, s. 22-23

32. „Solidarność Walcząca”, 2/32, 10.01.1983 r., s. 3. Zob. też rozmowa z funkcjonariuszem SB „Biuletyn Dolnośląski”, sierpień 1985 r., 7/65, s. 17-18; „Solidarność Walcząca”, 4/71, 12-19.02.1984 r., s. 1

33. Zob. rozdział 6. Oraz przypadki A. Hodysza, A. Harukiewicza.

34. Wywiad ze Zbigniewem Bujakiem, „Tygodnik Mazowsze”, 2, 11.02.1982 r., s. 1-2, w którym Bujak sugeruje, że jeśli byłaby szansa na odtworzenie „Solidarności” w układzie branżowo-terytorialnym z ograniczonym prawem do strajku i zezwolenie na działalność wyłącznie związkową, to należy włączyć się w budowę takich związków; akceptacja ewentualnych nowych związków zawodowych przez zespół redakcyjny „Dziś i Pojutrze”, „Dziś i Pojutrze”, 2, maj 1982 r., s. 3-4. Zob. też Protokół z zebrania RKS, ... , 14.07.1982 r., op. cit.: Frasyniuk stwierdza, że wśród inteligencji twórczej panuje przekonanie, iż należy do nowych związków zawodowych wprowadzać jak najwięcej ludzi wartościowych i uczciwych.

35. Por. Centrum Dokumentacji i Analiz NSZZ „S” Regionu Mazowsze, Znaczenie i sens bojkotu nowych związków zawodowych po 8.10.1982 r., „Wiadomości”, 44/1982, w: Od 13 do 13, op. cit., s. 251.

36. „Dziś i Pojutrze”, 2, maj 1982 r., s. 3-4, „Konstruktywni sceptycy”, Poszukiwanie wyjścia: „Naszym zdaniem dobrze rozumiana koncepcja współodpowiedzialności związków zawodowych za sprawy państwa powinna właśnie realizować się wyłącznie w dziedzinie ochrony interesów pracownika. (...)”, analiza „Konstruktywnych sceptyków” zmierza do zarysowania optymalnego modelu istnienia związków zawodowych w państwie. Jednakże w odniesieniu do warunków polskich z 1982 r. propozycje autorów sprowadzają się do faktycznego samoograniczenia jedynej tak znaczącej struktury opozycyjnej, jaką była NSZZ „S”. Zob. też „Tezy Prymasowskiej Rady...”, op. cit., s. 12: zacytowanie wypowiedzi Jana Pawła II w takim kontekście, który miał dowieść, że związki zawodowe nie powinny zajmować się polityką.

37. Andrzej Chochołowski, „Solidarność” a polityka, „Biuletyn Dolnośląski”, styczeń 1984 r., 1/41, s. 4. Zob. też relacje K. Morawieckiego i W. Myśleckiego – aneks; M. Łopiński, ... , op. cit., s. 110; Pytia (K. Gulbinowicz), Związkowa pułapka, „Biuletyn Dolnośląski”, 6-7/37-8, 1982 r.

38. Bogdan Lis, Cudu nie będzie, „Z Dnia na Dzień”, 40/299, 25.11-1.12.1983 r. Zob. też relacja E. Szumiejki – aneks

39. KOS, 18/1982, Na politycznej pustyni, F. N., w: KOS, 18/1982, w: Od 13 do 13, op. cit., s. 255-258

40. List otwarty do członków NSZZ „S” Dolny Śląsk od Władysława Frasyniuka, Barczewo, 13.12.1982 r., „Z Dnia na Dzień”, 22-29.01.1984 r., 3/305. Zob. relacja W. Frasyniuka – aneks. Zob. też rozdz. 1 i 2

41. Wywiad ze Zbigniewem Bujakiem, Dwa lata w podziemiu, „Tygodnik Mazowsze”, 69, 24.11.1983 r., s. 1

42. Alfred Znamierowski, Zaciskanie pięści, op. cit., s. 83-84

43. „Biuletyn Dolnośląski”, styczeń 1983 r., 1/41, s. 7, Historyk, Którędy do Polski Podziemnej

44. Józef B., Rok 1982,..., „Replika”, 9, XII 1982 r., s. 9

45. Stanisław, Jedność nie znaczy „Jednolitość”, „Solidarność Walcząca”, 17/47, 1.05.1983 r., s. 2

46. Zob. rozdział 12

47. W 1984 r. wokół tego pisma zawiązała się partia polityczna: Liberalno-Demokratyczna Partia „Niepodległość”, która nawiązała współpracę z SW.

48. M. Łopiński,..., op. cit., s. 232-234

49. M. Łopiński,..., op. cit., s. 170-171, zob. też A. Znamierowski, op. cit., rozdział „Wolni i Solidarni”

50. „Solidarność Walcząca”, 2/69, 9-15.01.1984 r., s. 4. Fragmenty wywiadu S. Kisielewskiego dla emigracyjnego czasopisma „Kontakt”. Por. lektura artykułów Kisielewskiego zamieszczanych w „Tygodniku Powszechnym” maj 1982 r. – grudzień 1983 r.

51. Zob. rozdz. 11; Adam Michnik, Takie czasy..., rzecz o kompromisie, „Aneks”, Londyn 1985 r., s. 34-36, oraz opis rozumowania politycznego grupy warszawskich polityków: Mazowiecki, Geremek, passim.

52. Paweł Mucha, Wstępne pytania, „Solidarność Walcząca”, 2, 20.06.1982 r., s. 4: „Co jest celem? Wywalczenie niepodległej, suwerennej i sprawiedliwej Polski. Nie bójmy się tak jasnego określenia. Społeczeństwo o tym marzy. Jedni jawnie, inni skrycie.”; zob. też K. Morawiecki, Solidarność, „Solidarność Walcząca”, 8, 1.08.1982 r., s. 2: „Chcemy niepodległej Rzeczpospolitej Solidarnej (...)”

53. Jan Mak, Słowo niepodległości, „Solidarność Walcząca”, 20/87, 23-30.09.1984 r., s.1

54. Tamże. Zob. też relacja W. Myśleckiego, A. Myca, K. Morawieckiego, R. Lazarowicza i innych członków Solidarności Walczącej

55. Ewangelia św. Jana, pierwsze passusy; Jan Mak, Słowo niepodległość, „Solidarność Walcząca”, 20/87, 23-30.09.1984 r., s. 1

56. Rozmowy z czołowymi postaciami Solidarności Walczącej pozwalają domyślać się, że do przystępowały do niej w większości osoby o idealistycznym spojrzeniu na rzeczywistość. Wypływało to po części z odreagowania na materialistyczną filozofię marksistowską, po części zaś ze świadomości dysproporcji sił komunistów i ich przeciwników przy równoczesnym przekonaniu co do racji moralnych stojących po stronie wrogów komunizmu.

57. „Biuletyn Opolski”, 1, listopada 1985 r., s. 13 („Niepodległość – slogan, ideał, czy cel?”); „Z Dnia na Dzień”, 7.13.10.1984 r., 34/336; potwierdza to lektura pism różnych ugrupowań podziemnych, m.in. „Tygodnik Mazowsze”, „CDN – Głos Wolnego Robotnika”, „Solidarność Zwycięży”, a nawet pisma zakładowe regionu Dolny Śląsk.

58. Wywiad z L. Wałęsą „CDN – Głos Wolnego Robotnika”, 47, 8.09.1983 r., przedrukowany przez „Tygodnik Mazowsze”, 63, 6.10.1983 r., s. 4, w którym Przewodniczący Związku stwierdza, że teraz, tj. w 1983 r., pod szyldem „Solidarności” niczego się nie wywalczy. „Musimy więc jakby na razie zawiesić »Solidarność«, nie zapominając o jej ideach i tworzyć nowe regionalne, środowiskowe itp. związki opozycyjne (...)”. Zob. też np. przegląd oświadczeń TKK lub Z. Bujaka i RKW, z którego wynika, iż z upływem miesięcy i lat liczba żądań malała. Wynikało to z opisanej powyżej postawy politycznej TKK i RKW: „umiejętne organizowanie się ludzi w obronie swych elementarnych praw”, „na arenie polityki liczą się siły, za którymi stoją konkretni ludzie i wymierne efekty roboty”. (M. Łopiński, ..., op. cit., s. 234).

59. Władysław Frasyniuk uważał, że radykalna retoryka stosowana przez Solidarność Walczącą jest nieadekwatna do rzeczywistych działań. Zbigniew Bujak twierdził, że zraża się w ten sposób ewentualnych sojuszników w obozie przeciwnika. W: relacja W. Frasyniuka – aneks; Z. Bujak, Prawda raz powiedziana, op. cit., s. 127-143; zob. też rozdz. 11, a także relacja K. Modzelewskiego – aneks

60. Aleksander Katowicki, Rozum i dewocja, „Wolni i Solidarni” (WiS),7, maj 1983 r., s. 2: SW otwarcie postawiła na obalenie systemu i „zasługą działaczy SW było jasne sformułowanie tych myśli”.

61. Za Porozumienie Solidarność Walcząca K. Morawiecki, Kim jesteśmy? O co walczymy?, „Solidarność Walcząca”, 9, 8.08.1982 r. Tekst przedrukowany traktujący o Solidarności Walczącej, co świadczy o programowym jego odbiorze wśród czytelników.

62. K. M. [K. Morawiecki], Jeśli chcemy żyć, „Solidarność Walcząca”, 1, 13.06.1982 r., s. 2

63. „Solidarność Walcząca”, 6, 18.07.1982 r., s. 3

64. Wywiad z K. Morawieckim przeprowadzony przez kilku młodych intelektualistów zachodnioniemieckich, Solidarność znaczy pokój, „Solidarność Walcząca”, 19, 17.10.1982 r., s. 3-4

65. Manifest Solidarności, Za Solidarność Walczącą Kornel Morawiecki, „Solidarność Walcząca”, 29-30, 19-26.12.1982 r., s. 3

66. Tamże

67. „Solidarność Walcząca”, wydanie specjalne: Nasza wizytówka, wrzesień 1983 r.

68. Szczegółowe ujęcie podejścia Solidarności Walczącej do zachodzących przemian na arenie międzynarodowej zob. rozdział 11

69. Seweryn Bialer, Masło albo imperium, „Biuletyn Dolnośląski”, kwiecień-maj 1982 r., 4-5/34-35, s. 29

70. Andrzej Chochołowski, Jeśli nawet ta wiosna nie będzie nasza, 22.03.1982 r., „Biuletyn Dolnośląski”, 4-5/34-35, s. 19; „Replika”, 6, 6.09.1982 r., s. 1; „Solidarność Walcząca”, 6, 18.07.1982 r., s. 3; zob. przypis 68

71. Relacja A. Kopaczewskiego – aneks; A. Znamierowski, op. cit., s. 82-89

72. „Z Dnia na Dzień”, 16-23.12.1982 r., 110/259, Oświadczenie Przewodniczącego RKS NSZZ „S” Dolny Śląsk, Józefa Piniora, 13.12.1982 r., w którym stwierdza on, że po Sierpniu 80 związkowcy wierzyli, że system panujący w PRL można zreformować i przyznaje, że była to naiwność – „tego systemu nie da się zreformować”

73. Relacje P. Bednarza i M. Muszyńskiego – aneks

74. Pytia [Krzysztof Gulbinowicz], Związkowa pułapka, „Biuletyn Dolnośląski”, czerwiec-lipiec, 6-7/37-38, 1982, s. 23

75. Po roku, 7.12.1982 r., Oświadczenie Rady SW, „Solidarność Walcząca”, 28, 12.12.1982 r., s. 1

76. „Informacja dla Kół Porozumienia Solidarność Walcząca – Oddział Katowice” była pierwszą powstałą poza Wrocławiem próbą ujęcia podstawowych tez programowych organizacji,

77. „Wolni i Solidarni”, 1, listopada 1982 r., 11 (Miesięcznik Porozumienia Solidarność Walcząca – Oddział katowice).

78. „Solidarność Walcząca”, Wydanie specjalne, Nasza wizytówka, op. cit.

79. Relacja Karola Modzelewskiego – aneks

80. Zob. rozdział 11 na temat wpływu Kościoła katolickiego na kształtowanie się poglądów poszczególnych ugrupowań podziemnych

81. Zob. rozdział 1.

82. Jerzy Holzer, ..., op. cit., s. 52-53.

83. Na temat identyfikacji W. Frasyniuka z czasopismem „Dziś i Pojutrze” zob. rozdział 1 i 2. Odnośnie propozycji programowych redakcji „Dziś i Pojutrze” zob. zwłaszcza „Dziś i Pojutrze”, nr 2, maj 1982 r., s. 1-4, „Dziś i Pojutrze”, nr 1, kwiecień 1982 r., s. 2. Ogólne wrażenie porównawcze z lektury „Dziś i Pojutrze” w zestawieniu z innymi czasopismami „Solidarności” i pozasolidarnościowymi wychodzącymi w 1982 r. jest takie, iż „Dziś i Pojutrze” większy od pozostałych pism nacisk kładzie na konieczność wypracowania consensusu społecznego, bez oglądania się na sentymenty, ze szczególnym uwzględnieniem międzynarodowego położenia Polski.

84. „Dziś i Pojutrze”, 2, maj 1982 r., s. 4

85. Tamże, s. 3

86. Zob. rozdział 2

87. „Biuletyn Dolnośląski”, 6-7/37-38, 1982 r., s. 21

88. Przemówienie B. Lisa w II Rocznicę Wydarzeń Sierpniowych, w: Od 13 do 13, op. cit., s. 211; zob. też: Fragment telefonicznego wywiadu z Lechem Wałęsą, przeprowadzonego 22.02.1983 r. przez dwóch dziennikarzy polskich zamieszkałych w Ameryce Płn., w którym Wałęsa twierdzi, że cały upór społeczny jest po to, by wymusić na władzy porozumienie, „Solidarność Walcząca”,, 10/40, 6.03.1983 r., s. 2

89. „Dziś i Pojutrze”, 1 kwiecień 1982 r., s. 2

90. Maciej Poleski (Cz. Bielecki), Uwagi o dialogu z terrorystą, w: Od 13 do 13, op. cit., s. 198-200

91. Jan Mak, Słowo niepodległość, „Solidarność Walcząca”, 20/87, 23-30.09.1984 r., s. 1

92. Eugeniusz, Gwałt niech się gwałtem odciska, „Wiadomości Bieżące”, 41, 5-11.07.1982 r., s. 1

93. Wolna Trybuna, „Wiadomości Bieżące”, 43, 19-25.07.1982 r., s. 3

94. „Wiadomości Bieżące”, 68, 16-31.01.1983 r., s. 1-3, artykuł redakcyjny: „Do zwycięstwa”.

95. Protokół z zebrania KS FAT z przedstawicielami RKS z 14.07.1982 r., op. cit.

96. „Solidarność Walcząca”, 11, 22.08.1982 r., s. 2, TV: „Porozumienie – z kim?”

97. Artykuł redakcji: „Z Dnia na Dzień”: „'Solidarność' gwarancją odnowy”, „Z Dnia na Dzień”, 21-24.03.1982 r., 41/189. „Z Dnia na Dzień” redagowane przez R. Lazarowicza.

98. Protokół z 31.07.1982 r., op. cit.

99. Zob. rozdział 2

100. „Solidarność Walcząca”, 1, 13.06.1982 r., s. 1

101. „Solidarność Walcząca”, wydanie specjalne: „Nasza wizytówka”, wrzesień 1983 r., fragment „Dlaczego walka?” przedrukowany właśnie „Solidarność Walcząca”, 1, 13.06.1982 r., s. 1

102. Od 13 do 13, op. cit., s. 226

103. Wywiad ze Zbigniewem Bujakiem, „Tygodnik Mazowsze”, 36, 1.12.1982 r., s. 1

104. List L. Wałęsy do gen. Jaruzelskiego, 4.12.1982 r., w: Od 13 do 13, op. cit., s. 292-293

105. Lektura „Tygodnik Mazowsze” w latach 1982-1986. Zob. m.in. „Tygodnik Mazowsze”, 18, 16.06.1982 r., s. 2, „Mówią członkowie związku” – Maciej Poleski – redakcja zamieściła jego krytykę porozumienia z punktu widzenia niewykonalności.

106. „Biuletyn Dolnośląski”, 6-7/37-38, 1982 r., s. 20-21. List czytelnika z NSZZ „S” do SW. Autor przyjął, że enuncjacje zamieszczane w takim kontekście jak „List czytelnika...” w dużym stopniu odzwierciedlają sposób patrzenia redakcji.

107. „Biuletyn Dolnośląski”, 6-7/37-38, 1982 r., zob. m.in. s. 14 (Spojrzenia), s. 21 („Uwagi o kompromisie”), s. 20-21

108. Walka o Solidarność, tekst programowy Solidarności Walczącej, „Solidarność Walcząca”, 4, 4.07.1982 r., s. 1

109. Z. Bujak, Prawda raz powiedziana, op. cit., s. 127-143. Bujak i Kulerski dają wyraz swym przekonaniom, że warto pokładać nadzieję w niektórych frakcjach i grupach związanych z rządem. Zob. też relacje W. Frasyniuka, J. Piniora – aneks

110. Zob. oświadczenie J. Piniora w sprawie wyroku na W. Frasyniuka z 24.11.1982 r., „Z Dnia na Dzień”, 25.11.-9.12.1982 r., 108/257: „(...) Sąd wojewódzki skazał działacza, który podkreślał konieczność kompromisu, który wielokrotnie nawoływał do spokoju społecznego, którego naczelną dewizą było umiarkowanie i rozwaga (...)”.

111. Tezy Prymasowskiej Rady..., op. cit., s. 13: „Przewidujemy, że mogą się spotkać [tezy o ugodzie] ze sprzeciwem tych ośrodków w obozie rządzącym, które liczą tylko na siłę i odrzucają kompromis ze społeczeństwem, jak też mogą budować opory w kręgach społecznych, które urażone głęboko zastosowaniem siły nie chcą akceptować żadnych porozumień w ramach stanu wojennego (...)”. Zob. też np. „Z Dnia na Dzień”, 1.06.-9.06.1983 r., 22/281, List Stefana Bratkowskiego do Andrzeja M, wrocławskiego robotnika, na temat stosunku papieża do kwestii porozumienia.

112. Podczas wizyty Jana Pawła II rozwiązano (20.06.1983 r.) Związek Polskich Artystów Plastyków, ale równocześnie zapowiedziano zniesienie stanu wojennego, wobec czego Z. Bujak w wywiadzie dla „Tygodnika Mazowsze” z 11.07.1983 r. zgłasza swą gotowość do rozmów i wypracowania kompromisu, w: Jerzy Holzer, ..., op. cit., s.72.

113. Zob. np. relacja R. Lazarowicza – aneks (fragment dotyczący sporu Lazarowicza z Frasyniukiem wokół zamieszczonego opisu walk ulicznych z Gdańska; walk traktowanych jako jeden z przejawów stanu wojennego; zob. też przypis 112. Do takich wniosków skłania lektura pism takich jak „Tygodnik Mazowsze”, „Obserwator Wielkopolski”, „Z Dnia na Dzień”, „Biuletyn Informacyjny” (region Ziemi Łódzkiej NSZZ „S”) – w latach 1982-1984.

114. Dalej Kołodziej zauważa: „Ludzie często zasłaniają się ważnymi czy arcyważnymi względami, twierdząc, że są sprawy polityczne, które można wygrać dzięki kontaktom z władzami, a potem okazuje się, że jest to tak jak było z Marcinem Królem i jego środowiskiem, któremu zależało głównie na utworzeniu własnego pisma”, w: A. Znamierowski, op. cit., s. 131

115. Relacja Władysława Sidorowicza – aneks. Potwierdzają ją inne relacje np. K. Morawieckiego

116. Jerzy Lubicz (Wojciech Myślecki), „Solidarność Walcząca – jak ją widzę”, „Walka”, 3, VI-VII 1985 r., cz. 1. Listy Andrzeja Zaracha – aneks.

117. Wywiad z A. Kołodziejem przysłany do Instytutu Fizyki Uniwersytetu Wrocławskiego w lipcu 1992 r. przez Mariusza Urbana (Stronnictwo Narodowe – Sopot) – passim, A. Znamierowski, op. cit., passim; relacja Macieja Frankiewicza i K. Morawieckiego – aneks.

118. Jerzy Lubicz [Wojciech Myślecki], Solidarność Walcząca – geneza, powstanie, założenia, „Galicja”, nr 1/2, styczeń, luty 1986 r., s. 2, przedruk za: Walka, nr 3 1985 r.

119. Relacja K. Morawieckiego – aneks; przypisy 99 i 100 rozdział 3; zob. też wywiad z K. Morawieckim, „Walka” nr 1 IX-X 1984 r., s. 5

120. „Solidarność Walcząca” – pismo oddziału Lublin, 8/8, 26.08.1983 r., s. 2-3, Solidarność Walcząca Lublin – artykuł podpisany przez Radę SW Lublin

121. Tamże

122. „Solidarność Walcząca”, 15/45, 17.04.1983 r., s. 2

123. Wuj, To co udać się nie może, „Replika”, 2, 21.06.1982 r., s. 1-2. (pod tym artykułem znajduje się przedruk z pierwszego numeru „Solidarność Walcząca” tekstu Piotra Kminkiewicza (Paweł Falicki) „Dlaczego ulica?”).

124. „Solidarność znaczy pokój” – wywiad z K. Morawieckim, „Solidarność Walcząca”, 19, 17.10.1982 r., s. 3-4.

125. „Bóg sprzyja tylko tym, którzy w niego wierzą” – wywiad z K. Morawieckim, „Walka”, 1, wrzesień – październik 1984 r., s. 5

126. „Solidarność Walcząca”, 15/45, 17.04.1983 r., s. 2; Alfred B. Gruba, Jak wygrać tę wojnę, „Biuletyn Dolnośląski”, 3/43, III/IV 1983 r., s. 23.

127. „Solidarność Walcząca” – pomimo oddziału Lublin, 8/8, 26.08.1983 r., s. 1: ZET, „Koniec stanu wojennego i co dalej?”.

128. „CDN”, Rok III, 2-3/20-21, 15-19.10.1983 r., s. 7

129. Zob. rozdział 1

130. Relacje M. Frankiewicza, Romana Zwiercana, K. Morawieckiego, Norberta Liszki – aneks

131. Oświadczenie Grupy Inicjatywnej Porozumienia Solidarność Walcząca Oddział Katowice, grudzień 1982 r., w: Wolni i Solidarni, 2, XII 1982 r., s. 1.

132. „Bóg sprzyja...”, Walka, 1, op. cit., s. 7-8

133. Wywiad z M. Frankiewiczem, w: Obecność, 9, wiosna 1985 r., s. 35-39, „[warunki więzienne] nie pozbawiają mnie przecież statusu działacza »Solidarności«, któremu bliskie są idee samoobrony i samoorganizacji”.

134. „Solidarność Walcząca”, 15, 19.09.1982 r., s. 1.

135. Wywiad z J. Piniorem, „Z Dnia na Dzień”, 13-20.01.1983 r., 2/261

136. P. Barski, Działanie czy czekanie?, „Myśl”, październik 1984 r., nr 3, s. 4, artykuł pisany po amnestii 1984 r., a przed zamordowaniem księdza Jerzego Popiełuszki

137. Zob. np. Jerzy Holzer, ..., op. cit., s. 52; „Tygodnik Mazowsze” kilkakrotnie zamieszcza wzmianki z Wrocławia o uwolnieniu przemocą ludzi z rąk SB.

138. „Solidarność Walcząca”, 7, 25.07.1982 r., s. 4, „Solidarność Walcząca”, 8, 1.08.1982 r., s. 1, „Solidarność Walcząca”, 15, 19.09.1982 r., s. 1-3, „Solidarność Walcząca”, 14, 12.09.1982 r., s. 3-4, Solidarność Dolnośląska, 28.01.1982 r., [błąd datacji, ma być: 1983 r.], 1/71

139. Protokół... , 14.07.1982 r., op. cit.,

140. SD po zmianie redakcji, „Solidarność Walcząca”, 28.01.1982 r., (ma być: 1983 r.), 1/71

141. Jacek Znaniecki, Amnestia, „Solidarność Dolnośląska”, 24/94, 3.08.1983 r.; Ryszard Przesmycki, Chylę głowę, „Solidarność Dolnośląska”, 24/94, 3.08.1983 r.

142. Libertas, 1986 r., wywiad z K. Morawieckim

143. Alfred B. Gruba, Jak wygrać tę wojnę?, „Biuletyn Dolnośląski”, marzec-kwiecień 1983 r., 3/43, s. 16-24

144. Dawid Warszawski, Koniec początku, w: KOS, 18/1982, przedruk w: Od 13 do 13, op. cit., s. 254; zob. też Tantal (J. Tallat), Strzelać czy nie strzelać, „Biuletyn Dolnośląski”, 4-5/34-35, kwiecień-maj, 1982 r., s. 11

145. Wywiad z W. Frasyniukiem, „Z Dnia na Dzień”, 20-22.06.1982 r., 66/214

146. „Dziś i Pojutrze”, 3, czerwiec 1982 r., s. 1; „Solidarność Walcząca”, 3, 27.06.1982 r., s. 2

147. Tadeusz Romanowski, Rozważania strategiczne i nie tylko, „Replika”, 3-4, 21.07.1982 r.

148. „Solidarność Walcząca”, 3, 27.06.1982 r., s. 2

149. Tamże

150. Od 13 do 13, op. cit.,

151. Z. Bujak, Prawda raz powiedziana, s. 136

152. Tamże, s. 119.

153. M. Łopiński, ... , op. cit., s. 124-125; Z. Bujak, Prawda raz..., op. cit., s. 149

154. Tantal (Józef Tallat), Strzelać czy nie strzelać, „Biuletyn Dolnośląski”, kwiecień-maj, 4-5/34-35, 1982 r., s. 11-13

155. K. Morawiecki, Jak walczyć?, „Solidarność Walcząca”, 15, 19.09.1982 r., s. 1

156. „Solidarność Walcząca”, 10/50, 22.05.1983 r., s. 3, NAK: „Uwagi programowe w obronie własnej”; Replika, 6, 6.09.1982 r., s. 11-12

157. Oświadczenie Frasyniuka, „Z Dnia na Dzień”, 22-23.02.1982 r., 22/181, wydanie strajkowe 33; M. Łopiński, ..., op. cit. rozdział 7 i 8

158. Tezy Prymasowskiej Rady, op. cit., s. 10.

159. „Solidarność Walcząca”, 2, 20.06.1982 r., s. 3

160. Czy grozi nam wojna domowa, artykuł redakcji „Z Dnia na Dzień”, „Z Dnia na Dzień” 20-22.06.1982 r., 66/214

161. Libertas, wywiad z K. Morawieckim, op. cit., s. 15

162. „Solidarność Walcząca”, 17/47, 1.05.1983 r., s. 2-3: „... szczytem obłudy jest stan, w którym samozwańczy władcy PRL-u moralnie i materialnie wyniszczają naród, posługują się gwałtem i szantażem, a przy tym wszystkim sami siebie nazywają obrońcami ładu, a tych, którzy się im czynnie przeciwstawiają – terrorystami. (...) Czym innym bowiem obrona przed terrorem – społeczna samoobrona – choćby i zbrojna”.

163. Podobnie do rozmowy Bujaka i Kulerskiego z ich interlokutorem, który stara się udowodnić im, że bez zdecydowanego nacisku niemożliwe jest uzyskanie trwałych następstw, w: Z. Bujak, Prawda raz powiedziana, op. cit., s. 137-138

164. „Wiadomości Bieżące”, 35, 24-30.05.1982 r., s. 3; przypis 141

165. „Solidarność Walcząca”, 20/50, 22.05.1983 r., s. 3, NAK: „Uwagi programowe w obronie własnej”

166. „Obserwator Wojenny”, 24, 5.07.1983 r., (przedruk artykułu: „Biuletyn Dolnośląski”, 8/48, wrzesień 1983 r., s. 12-13.)

167. „Biuletyn Dolnośląski”, wrzesień 1983 r., 8/48, s. 13-14

168. „Z Dnia na Dzień”, 20-22.06.1982 r., 66/214, („Z Dnia na Dzień” redagowane przez ludzi związanych z W. Frasyniukiem), rozmowa z W. Frasyniukiem; Artykuł redakcyjny „Czy grozi nam wojna domowa”. Odnośnie oceny „walki bez przemocy” przez głównych działaczy związkowych zob. M. Łopiński, ..., op. cit., passim, zob. też „Tygodnik Mazowsze”. Np. przed publikacją M. Poleskiego „Uwagi o dialogu z terrorystą” (i jej podobnymi, które redakcja „Tygodnik Mazowsze” zamieszcza bardzo rzadko), redakcja tygodnika zaznacza, że są to publikacje nie wyrażające jej stanowiska, „Tygodnik Mazowsze”, 23, 1.08.1982 r.

169. „Solidarność Walcząca”, 4, 4.07.1982 r., s. 1, Walka o Solidarność

170. Alfred B. Gruba, Jak wygrać tę wojnę?, ”Biuletyn Dolnośląski”, 3/43, 1983 r., s. 23-24. Wyjaśnienie, w jaki sposób można zagrozić interesom militarnym ZSRR: „przez: dywersyjną propagandę w jednostkach rosyjskich (...), sabotaż i dywersję przeciwko ich transportom wojskowym oraz przeciwko urządzeniom wojskowym i rosyjskiej sieci łączności na naszym terytorium. Drogi, koleje. linie energetyczne, złącza telefoniczne itp. są niezwykle trudne do obrony przeciw podziemnemu ruchowi oporu”.

171. Tamże, s. 24

172. „Solidarność Walcząca”, 19, 17.10.1982 r., s. 4, wywiad z Kornelem Morawieckim, ... , op. cit.; Ulotka Solidarności Walczącej, grudzień 1982 r., „Manifest Solidarności”, 13.12.1982 r., za Solidarność Walczącą – K. Morawiecki

173. M. Poleski, „21 uwag...”, „Tygodnik Mazowsze”, 23, 1.08.1982 r.,

174. „Solidarność Walcząca”, 3/33, 17.01.1983 r., s. 2-3, Ov. „Podziemie zła”

175. Za Radę Solidarności Walczącej, Kornel Morawiecki i Andrzej Lesowski, „Rozszerzyć front walki”, „Solidarność Walcząca”, 22/52, 6.06.1983 r., s. 3-4

176. „Wolni i Solidarni” (WiS), 10, sierpień 1983 r., s. 3, Listy z Katowic (4) – ABG.

177. „Solidarność Walcząca”, 19/49, 15.05.1983 r., s. 4, M. Poleski, „Organizacja, samoobrona, siła”, fragment broszury „Program i organizacja”

178. Zob. rozdział 5.

179. Zob. rozdział 4

180. „Z Dnia na Dzień”, 19.05-26.05.1983 r., 20/279, Nasilające się akcje sabotażu (np. rozkręcanie szyn) zostały określone przez redakcję „Z Dnia na Dzień” jako przejaw działalności Służby Bezpieczeństwa. Zob. też przypisy: 146, 153, 157

181. K. Morawiecki, Po roku, „Z Dnia na Dzień”, 31.08.1981 r., 18/90

182. „Solidarność Walcząca”, 4, 4.07.1982 r.; „Solidarność Walcząca”, 9, 8.08.1982 r.,

183. Ulotka Solidarności Walczącej, grudzień 1982 r., lub „Solidarność Walcząca”, 29-30, 19-26.12.1982 r., s. 1-3: „Manifest Solidarności”, 13.12.1982 r., za Solidarność Walczącą – K. Morawiecki

184. „Solidarność Walcząca”, 9, 8.08.1982 r., s. 2

185. Ulotka SW, grudzień 1982 r., ..., op. cit.,

186. Jan Wuj, Słoń i mrówka, albo kilka uwag o „Manifeście Solidarności”, „Biuletyn Dolnośląski”. Autor artykułu zawarł również sugestie dotyczące zagrożeń, jakie niesie ze sobą narzucanie solidaryzmu innym, porównując solidaryzm w ewentualnej fazie realizacji do ruchu bolszewickiego

187. Alias, Na marginesie „Manifestu Solidarności”, „Biuletyn Dolnośląski”, luty 1983 r., 2/42, s. 3-4

188. Józef B. (Jan Waszkiewicz), Samorządna czy Solidarna, ”Biuletyn Dolnośląski”, 2/42, luty 1983 r., s. 5-7

189. Kornel Morawiecki, Solidaryzm – znaki szczególne, „Biuletyn Dolnośląski”, 5/55, czerwiec-lipiec 1984 r., s. 29-30; zob. też „Solidarność Walcząca”, wydanie specjalne: Nasza wizytówka

190. August, Solidaryzm – znaki zapytania (Uwagi nad Manifestem Solidarności Walczącej), „Biuletyn Dolnośląski”, 5/55, VI-VII 1984 r., s. 28-29

191. Józef B. (Jan Waszkiewicz), Samorządna..., op. cit., s. 7

192. Alfred B. Gruba, Dlaczego Rzeczpospolita Solidarna, „Biuletyn Dolnośląski”, lipiec 1983 r., 6/46, s. 3-4

193. Tamże s. 4

194. Jerzy Lubicz (Wojciech Myślecki), Solidarność Walcząca... , „Galicja”, op. cit., s. 4

195. Zob. rozdział 10.

196. August, Solidaryzm – znaki zapytania, „Biuletyn Dolnośląski”, 5/55, s. 28

197. K. Morawiecki, Solidaryzm – znaki szczególne, „Biuletyn Dolnośląski”, 5/55, s. 29.

198. Bóg sprzyja... , wywiad z K. Morawieckim, „Walka” nr 1, wrzesień-październik 1984, s. 6; Libertas, op. cit., wywiad z K. Morawieckim s. 14.

199. Wywiad z K. Morawieckim, w: Libertas, op. cit., s. 13

200. August, Solidaryzm – znaki zapytania, „Biuletyn Dolnośląski”, 5/55, s. 28.

201. K. Nasiłowski, Solidarnością silni, w: Myśl, październik 1984 r., nr 3, s. 3-4

202. Kazimierz Wandy, Możesz jeśli chcesz, „Biuletyn Dolnośląski”, III-IV 1983 r., 3/43, s. 2-3

203. Antoni Lenkiewicz, Solidaryzm, „Biuletyn Dolnośląski”, 10/68, listopad-grudzień 1985 r., s. 9

204. Socjalizm jako model ładu społecznego zob. też w rozdziale 9

205. Andrzej Sadowski (pseudonim Jana Koziara), Czym różni się socjalizm od komunizmu, „Biuletyn Dolnośląski”, listopad-grudzień 1983 r., 10/50, s. 18-21. Zob. też relacja Józefa Piniora – aneks

206. Józef Ziuk (Krzysztof Gulbinowicz), Widziane z podziemia, luty 1984 r., AISW, s. 11

207. Zob. przypis 188

208. Porównanie merytorycznej zawartości takich czasopism i gazetek, jak „Z Dnia na Dzień”, „Prawda”, „Solidarność Walcząca”, „Biuletyn Dolnośląski”, „Myśl”, „Walka”, „Replika”, Biblioteka ARO, „Konkret”, „Przegląd”, „Obecność”, „Wiadomości Bieżące”

209. Józef Ziuk, op. cit., s. 19.

210. Bóg sprzyja... , wywiad z K. Morawieckim, w: Walka 1, op. cit., s. 7

211. „Solidarność Walcząca” oddziału poznańskiego, 7, 11.12.1983 r., s. 3

212. „Tygodnik Mazowsze”, 36, 1.12.1982 r., zob. też w S. Sidorowicz, Polskie zabawy, „Biuletyn Dolnośląski”, 8/39, 1982 r., s. 20

213. V. P. (Vanishing Point – nazwisko znane autorowi), Wymyślanie programów, „Wolni i Solidarni”, 6, kwiecień 1983 r., s. 3-4

214. „Solidarność Walcząca”, 9, 8.08.1982 r., s. 2

215. Piotr Kminkiewicz (Paweł Falicki), Kilka słów o monopolach państwowych, „Solidarność Walcząca”, 10, 15.08.1982 r., s. 2; więcej o sieci druku i kolportażu zob. rozdział 8, więcej o radiu zob. rozdział 6

216. Relacje działaczy SW – aneks; J. Lubicz (W. Myślecki) „Solidarność Walcząca”..., op. cit., s. 2

217. Np. Dziś i Pojutrze, 2, maj 1982 r., s. 2

218. Solidarność znaczy pokój, wywiad z K. Morawieckim, „Solidarność Walcząca”, 19, 17.10.1982 r., s. 4

219. Zasady ideowe i program Solidarności Walczącej

220. Którędy pójść?, wywiad z K. Morawieckim przeprowadzony przez Niezależną Agencję Informacyjną, „Solidarność Walcząca”, 21/51, 29.05.1983 r., s. 2. Zob. też: Alias, Państwo a wymogi moralności, „Solidarność Walcząca”, 22/52, 6.06.1983 r., s. 2-3.