Kryzys rządowy w Serbii Kryzys rządowy w Serbii
Mimo upadku Slobodana Miloszevicia sytuacja w Serbii daleka jest od normalizacji. Władzę w Republice Serbskiej sprawuje koalicja DOS czyli Demokratycznej Opozycji Serbskiej, składająca się z 18 ugrupowań. Na poziomie federalnym koalicję tworzy DOS i czarnogórski sojusz "Razem za Jugosławię", którego głównym członkiem jest Socjalistyczna Partia Ludowa - SNP Momira Bulatovicia, dawnego czarnogórskiego współpracownika Miloszevicia. Dotychczas w praktyce posłowie Socjalistycznej Partii Ludowej sabotowali uchwały przedstawiane przez DOS w parlamencie federalnym. Teraz doszedł do tego kryzys na poziomie republikańskim, ponieważ 26 lipca trzy partie wystąpiły z klubu parlamentarnego DOS i utworzyły własną frakcję. Chodzi o Demokratyczną Partię Serbii - DSS prezydenta Federacyjnej Republiki Jugosłowii, Vojislava Kosztunicy oraz Nową Serbię i Ruch na rzecz Demokratycznej Serbii. Na razie Trójka nie wycofała się z koalicji rządowej w Serbii, ale utworzenie własnego klubu oznacza wstęp do przedterminowych wyborów. Teraz DOS w 250 osobowym parlamencie Serbii dysponuje 117 mandatami, nowy klub - 59, a trzy partie opozycji miloszewiciowskiej - 74 mandatami.
Trójka argumentuje swój krok faktem, że podstawowy cel - usunięcie Miloszevicia - został osiągnięty, a DOS nie powinien być rodzajem frontu ludowego czy forum obywatelskiego. Zwolennicy DOS natomiast nie negują tego argumentu, ale wskazują, iż proces reform nie został jeszcze zrealizowany i rozpad DOS może mu zaszkodzić.
DOS od początku rozrywany był ryalizacją między swoimi dwoma największymi siłami: reprezentującą nurt narodowy i antyzachodni Demokratyczną Partią Serbii Kosztunicy oraz bardziej umiarkowaną Partią Demokratyczną dotychczasowego premiera Jugosławii, Zorana Djindjicia. Teraz Kosztunica stara się grać na nastrojach nacjonalistycznych i uzyskać poparcie bazy wyborczej Miloszevicia, co może prowadzić do sojuszu z partiami popierającymi byłego dyktatora. Przykładem takiej taktyki był protest prezydenta Kosztunicy przeciwko wydaniu Miloszevicia, co przyspażyło mu popularności, zważywszy, że 36 proc. społeczeństwa jest przeciwna współpracy z sądem w Hadze.
Kosztunica stwierdził, że wydania Miloszewicia nie można uważać za legalne i powołał się na uchwałę Sądu Konstytucyjnego. Jeśliby jednak Kosztunica uznawał konstytucyjność wszystkich decyzji Sądu Konstytucyjnego, nie powinien zajmować stanowiska prezydenta Jugosławii i ustąpić je Miloszeviciowi, zważywszy iż te sam Sąd wydał w zeszłym roku decyzję o legalności wyboru Miloszevicia na prezydenta Jugosławii, mimo sfałszowanych wyborów i masowych protestów społeczeństwa.
W sytuacji przedwyborczej, gdy DSS postawiła na kartę narodową, Partia Demokratyczna premiera Djindjicia nie może okazać się "gorsza", stąd licytacja hasłami narodowymi. Rząd wprawdzie podjął decyzję o wydaniu Miloszevicia, ale bynajmniej nie ze względów moralnych: odpowiedzialność za śmierć pół miliona i przesiedlenie ponad miliona ludzi, ale z powodów czysto ekonomicznych. Decyzja zapadła w przeddzień konferencji donatorskiej, która przyznała Belgradowi 1,37 mld dolarów pomocy. W tym sensie zwolennicy Miloszevicia i prezydent Kosztunica mają rację, iż chodziło o "handel". Mało kto ma odwagę moralną w Serbii, by mówić o zbrodniach popełnionych przez Serbów. Nadal widać skutki dwudziestoletniej propagandy o tym, że "Serbowie są wszędzie zagrożeni" i niczemu nie winni.
Dlatego premier federalny Djindjić po decyzji w sprawie Miloszevicia podał się do dymisji i obecnie wypowiedział się przeciwko wydaniu do Hagi prezydenta Serbii i współpracownika Miloszevicia, Milana Milutinovicia.
Na miejsce Djindjicia Kosztunica mianował premierem federalnym Dragiszę Peszicia, byłego wysokiego funkcjonariusza Socjalistycznej Partii Ludowej. W nowym rządzie DOS będzie miał m.in. resort spraw zagranicznych i finansów, natomiast sojusz "Razem za Jugosławię" resorty obrony, gospodarki, łączności i sprawiedliwości, co oznacza wyraźne wzmocnienie byłych zwolenników Miloszevicia i otwiera drogę do sojuszu z DSS.
Dwoma innymi punktami zapalnymi są: spór ze związkami zawodowymi, które zapowiadają gorącą jesień i kwestia stosunków z Czarnogórą.
Parlament Serbii przyjął ustawę prywatyzacyjną przewidującą sprzedaż przedsiębiorstw w całości przez Agencję Prywatyzacyjną, podczas gdy związki zawodowe chciały by w wypadku sprzedaży ponad 50 proc. akcji przedsiębiorstwa, dalsze 30 proc. wartości kapitału firmy trafiało do zatrudnionych w niej pracowników.
W Czarnogórze oczekiwane jest referendum w sprawie dalszego istnienia federacji. DOS i Socjalistyczna Partia Ludowa są zwolennikami utrzymania federacji, natomiast małe partie czarnogórskie jak liberałowie i socjaldemokraci głoszą hasło oderwania się od Jugosławii i pełnej samodzielności państwowej. Rządząca w Carnogórze Demokratyczna Partia Socjalistów Milo Djukanowicia zajmuje stanowisko chwiejne w tej sprawie. Prawo do głosowania w referendum otrzymali tylko obyatele Czarnogóry zamieszkali na stałe w republice. W ten sposób Czarnogórcy zamieszkali w Serbii nie będą mogli wpłynąć na wynik głosowania. Na razie trwa zakulisowa walka o odsunięcie referendum. Główbe rokowania w sprawie przyszłości federacji planowane są na wrzesień.
W tak konfliktowej sytuacji przedterminowe wybory w Jugosławii są już pewnością.