KONTENEROWA BOMBA
Rumunia znalazła się w rankingach na ostatnim, 11-tym miejscu wśród państw - kandydatów do rozszerzonej Unii Europejskiej. Kryzys rządowy, który zaczął się w grudniu 1997 roku, trwa nadal. Rząd i prezydent stale zapowiadają przyspieszenie reform, ale wszystko kończy się na deklaracjach. Parlament stale obraduje nad lustracją i dekomunizacją, ograniczając jej zasięg, a obywatele na próżno czekają na odnowę moralną zapowiedzianą przez Konwencję Demokratyczną w chwili przejmowania władzy w listopadzie 1996 roku.
Sensacyjne znalezisko
11 listopada 1998 roku komisja kontroli Rumuńskiej Służby Informacji - SRI w Izbie Deputowanych wysłuchała wyjaśnień dyrektora SRI (rumuński UOP), Costina Georgescu, w sprawie niecodziennego znaleziska. Kilka dni wcześniej odkryto bowiem w porcie Konstanca kontener wysłany z USA, który, nieruszany od 5 miesięcy, czekał na dalszą podróż. Jak doniosła prasa, miał on być wyekspediowany do Rosji. Kontener HLXU 405.399, który przybył do Rumunii z nadrukami firmy Mega-Power na opakowaniu, zawiera teczki Securitate licznych polityków oraz informacje o wydarzeniach z niedawnej przeszłości, m.in. o rewolucji 1989 roku. Dokumenty te miały zostać wykorzystane w kampanii wyborczej roku 2000 przez pewną grupę interesu.
Costin Georgescu poinformował, iż inwentaryzacja i ocena dokumentów trwa od 9 listopada. Chociaż znany jest już adresat przesyłki, szef SRI nie zdradził jego nazwiska. Georgescu nic nie wiedział jednak o właścicielach firmy Mega-Power. Prasa doniosła, że pracują tam dwaj byli oficerowie Securitate.
Jeśli dokumenty są autentyczne, na co wszystko wskazuje, to znaczy, że Securitate udało się wywieźć archiwa i to do USA. Jest to jeszcze jedno potwierdzenie, że wartościowe dokumenty bezpieki nie zostały w Europie postkomunistycznej zniszczone, lecz nadal znajdują się w rękach tych, którzy je tworzyli. Odnalezienie kontenera może być "wypadkiem przy pracy", choć nie wolno też wykluczyć, że "przypadkowe" jego odnalezienie było wstępem do kampanii wyborczej, w której zamierzano ujawnić kompromitujące informacje o niektórych politykach. W tym kontekście wymienia się już działaczy Partii Demokratycznej. Jej przywódca, Petre Roman, człowiek młodszego pokolenia nomenklatury, był obok Iliescu głównym aktorem "rewolucji", a ściślej zamachu stanu przeprowadzonego w 1989 roku przez agenturę KGB i związaną z nią część Securitate przeciwko dyktatorowi Ceausescu, niewygodnemu wówczas dla Gorbaczowa i jego "pieriestrojki". Później Roman zerwał z Iliescu i wszedł w sojusz z antykomunistyczną Konwencją Demokratyczną, stając się jednym z głównych hamowniczych reform po listopadzie 1996 roku, kiedy postkomuniści Iliescu przegrali wybory.
Tymczasem w Izbie Poselskiej trwają dyskusje nad ustawą o dostępie do akt własnych i odtajnienia materiałów Securitate. Wcześniej, projekt, zmieniony w porównaniu z wersją pierwotną, uchwalił po kilkuletnich obradach Senat. Teraz Komisja Obrony Izby Deputowanych zdecydowała, że grupy parlamentarne zaproponują członków 11 osobowego zarządu przyszłej Rady Narodowej do spraw badania archiwów byłej Securitate. Odrzucono propozycję liberała, Serbana Radulescu Zonera, by członkami Rady zostały osoby nie związane politycznie z żadnymi ugrupowaniami. Połączone izby parlamentu przegłosują skład kolegium kierowniczego zwykłą większością głosów po wejściu ustawy w życie. Może się okazać, że reprezentaci klubów w zarządzie Rady będą przede wszystkim zainteresowani ochroną własnych kolegów partyjnych w myśl zasady: My nie ujawnimy waszych, jeśli wy zostawicie w spokoju naszych.
Jak pisze Bogdan Ficeac w niezależnym dzienniku Romania libera, większość osób zajmujących kluczowe stanowiska na rumuńskiej scenie politycznej to byli aktwiści partyjni i ubecy, bez względu na to, w jakiej partii aktualnie się znajdują. Parlamentem kieruje była nomenklatura i grupy interesów, co sprawia, że ustawy zasadnicze dla naprawy krzywd wyrządzonych przez komunistów i oczyszczenia moralnego społeczeństwa nie są nawet dopuszczane do głosowania. Korupcja stała się przy tym powszechna. Za tę sytuację odpowiedzialni są byli aktywiści partyjni i securisti (oficerowie Securitate) wraz ze swymi wspólnikami. Parlament jest niezdolny do działania. Również rząd uległ infiltracji i dlatego kolejna zapowiedź przyspieszenia reform, obiecana przez prezydenta i premiera nic nie da i nic nie zmieni.
Sojusz Obywatelski, który zawiesił swe członkostwo w Konwencji Demokratycznej, przypomniał, że nie ukarano oficerów odpowiedzialnych za strzelanie do demonstrantów w grudniu 1989 roku, lecz pozostawiono ich na wysokich funkcjach w wojsku. Ustawa o własności publicznej zalegitymizowała nadużycia, zaś Konwencja, uwikłana w walki z partnerem koalicyjnymi, tj. z Partią Demokratyczną oraz z opozycją, stała się niezdolna do działania. Tymczasem w sąsiedniej Bułgarii zakończył się proces zwrotu mienia skonfiskowanego przez komunistów, uchwalono ustawę o dostępie do akt własnych i ustawę dekomunizacyjną. Nic dziwnego, że kraj ten wyprzedził Rumunię na drodze do Unii.
Znów zmiany w rządzie
Gabinet Radu Vasile zastąpił wiosną 1998 roku rząd Victora Ciorbea. Partia Demokratyczna wycofała poparcie dla tego ostatniego, motywując swój krok brakiem radykalnych reform, choć w rzeczywistości to ona głównie je hamowała. W listopadzie Petre Roman ponownie zapowiedział, iż wiosną przyszłego roku może wycofać się z koalicji, co spowodowałoby upadek obecnego rządu. Partia Demokratyczna posiada 16 proc. mandatów w parlamencie i sześć ministerstw: spraw zagranicznych, obrony narodowej, transportu, przemysłu i handlu, turystyki i stosunków z parlamentem. Bez jej poparcia Konwencja nie może sprawować władzy.
Na razie Radu Vasile zapowiedział zmiany w ministerstwie finansów i w Funduszu Własności Państwowej oraz rozważa redukcję liczby ministerstw z 26 do 18.
Rząd nie ma się czym pochwalić, gdyż wszystkie wskaźniki ekonomiczne uległy pogorszeniu. Deficyt zwiększył się z 3,6 proc. w roku ubiegłym do 4,9 proc. w roku bieżącym. W 1997 roku do państwa nadal należało 60 proc. przemysłu (w 1996 - 65 proc).
Nic zatem dziwnego, że raport Komisji Europejskiej jest dla Rumuni negatywny. Bruksela domaga się zmian w sądownictwie, integracji Cyganów i podjęcia zdecydowanej walki z korupcją. Brak jest ustaw pozwalających na funkcjonowanie rynku kapitałowego i obrotu ziemią (ustawa o zwrocie ziemi byłym właścicielom z winy PD nie została wprowadzona w życie), brak ustawy regulującej funkcjonowanie środków masowego przekazu, brak postępu we wdrażaniu reform strukturalnych oraz ustaw umożliwiających rozwój małych i średnich przedsiębiorstw. Ustawodawstwo umożliwia natomiast rozszerzenie się szarej strefy.
Konwencja mogła zanotować ostatnio jedynie względny sukces w stolicy. W wyborze burmistrza Bukaresztu 2/3 wyborców wprawdzie nie wzięło udziału, ale 8 listopada w II turze zwyciężył kandydat Konwencji Demokratycznej, Viorel Lis (w I turze 41,6 proc. głosów). Poparła go wówczas również Partia Demokratyczna (w I turze jej kandydat uzyskał 3 proc. głosów), która w parlamencie ostatnio głosuje z postkomunistami Iliescu.
Pewną nadzieję dla Rumunii stwarza też uchwała Kongresu USA w sprawie bezpieczeństwa europejskiego. Mówiąc o państwach bałtyckich, Rumunii i Bułgarii kongresmeni stwierdzają, że powinny one zostać członkami NATO tak szybko, jak zaczną spełniać niezbędne kryteria. Jeśli jednak paraliż władzy będzie trwał nadal, Rumunia straci szansę wejścia do struktur europejskich. A gdy w wyborach w 2000 roku zwyciężą postkomuniści – etatyści Iliescu, kraj na wiele lat pogrąży się w zamęcie i stagnacji.