Dwa BNFy na Białorusi (1999)

Białoruskiemu Frontowi Ludowemu, który stał się prawicową i narodową partią niepodległościową, zagrażał rozpad już od momentu gdy jego szef, Zianon Paźniak został zmuszony do wyjazdu z Białorusi. BNF nie mógł funkcjonować sprawnie w kraju, podczas gdy jego przywódca starał się wszystkim kierować z sąsiedniej Polski.

W roku 1999 sytuacja stała się krytyczna i na wrześniowym zjezdzie ubiegłego roku doszło do podziału BNFu; większość wybrała nowego przewodniczącego, Wincuka Wiaczorkę, natomiast wierna Paźniakowi mniejszość wyszła z BNF-u i założyła nowe ugrupowanie - Konserwatywno Chrześciajńską Partię BNF, na czele którego stanął Siarhiej Popkow. Władze Łukaszenki chcąc pogłębić rozłam popierały KChP BNF, ułatwiając jej rejestrację i przekazując majątek BNFu. Do rozłamu Front stawiał na akcje uliczne, teraz KChP sama z nich zrezygnowała. Przy BNFie pozostał bowiem "Młody front", stanowiący główną siłę akcji ulicznych, co powoliło na przejęcie przez BNF Wiaczorki haseł radykalnego oporu przeciwko integracji z Rosją. KChP BNF nie daje wielu oznak życia, rozpowszechniając głównie spóźnione oświadczenia Paźniaka na już nieaktualne tematy. Przedstawiciele KChP BNF nie weszli w skład Rady koordynacyjnej sił demokratycznych, gdyż na jej czele stoi BNF, a właśnie Rada ma organizować protesty "Gorącej wiosny 2000". Na razie na Białorusi działają dwa parlament; stary pochodzący z demokratycznych wyborów i nowy, dwuizbowy i mianowany przez Łukaszenkę.

Na posiedzenia Rady Europy przybywają dwie delegacje. Rada konsultacyjna partii opozycyjnych przy popaciu OBWE żąda zmian w ordynacji wyborczej, m.in wprowadzenia systemu mieszanego, tj. częściowego głosowania w okręgach większościowych a częściowego na listy partyjne. Opozycjoniści argumentują, że przy autorytarnym sprawowaniu władzy nie mają żadnych szans zdobycia mandatów w okręgach większościowych. Ich postulat ujawnia jednak smutny fakt, iż Łukaszenko nadal cieszy się poparciem znacznej części społeczeństwa. 24 stycznia izba niższa a 31 izba wyższa nie uznawanego przez Europę parlamentu Łukaszenki jednogłośnie przegłosowały przyjęcie nowego kodeksu wyborczego, który wprowadził system wyborów większościowych i szereg antydemokratycznych ograniczeń niezgodnych nawet z konstytucją Łukaszenki. Organizacjom społecznym odebrano prawo zgłaszania kandydatów w wyborach. Centralną komisję wyborczą podporządkowano Łukaszence, a komisje lokalne władzom miejscowym. Dziennikarze i partie nie otrzymały swobodnego dostępu do komisji i nie mogą śledzić ich prac. Najważniejsze jednak, że osoby skazane, nawet na kary z zawieszeniem lub znajdujące się pod śledztwem, zostały pozbawione prawa do kandydowania w wyborach parlamentarnych i prezydenckich.

Na Białorusi nie trudno zostać politykiem skazanym za dowolne przestępstwo lub znaleźć się pod śledztwem. Pod ten paragraf podpada np. Michaił Czihir, były premier Łukaszenki, który postanowił przeciwstawić się swemu dawnemu pryncypałowi jako kontrkandydat w wyborach prezydenckich, ale postawił na, jak się później okazało, niewłaściwą frakcję w Moskwie, bo aktualnie już byłego premiera Primakowa i dlatego znalazł się w więzieniu, gdzie przebywa nadal. Primakow bowiem zerwał z klanem Jelcyna, a więc jego sojusznicy okazali się w obozie wrogim Borysowi, co uratowało Łukaszenkę i pozwoliło mu na rozprawienie się z Czihirem. Konsultacje, które opozycja białoruska prowadziła z Łukaszenką pod naciskiem Europy w sprawie wyborów parlamentarnych spełzły na niczym i zostały zerwane. Na razie parlamentarzyści białoruscy zebrali się w Wilnie (11-13.02) razem z delegacjami poselskimi państw bałtyckich i Polski by radzić nad sytuacją w kraju. Wszystko jednak wskazuje, że bez akcji ulicznych nie będzie wyjścia z obecnego pata.

Autor publikacji: 
INTERMARIUM: