BIAłORUŚ 1996-1998

ROZGRYWKA WEWNĄTRZ ROSYJSKA

Prezydenci Rosji i Białorusi, Borys Jelcyn i Aleksander Łukaszenka podpisali deklarację, która powinna doprowadzić latem 1999 roku do przekształcenia związku Białorusi i Rosji w jedno państwo związkowe. Już w marcu rosyjski rubel może się stać wspólną walutą. Już w maju 1997 roku Stowarzyszenie Białorusi i Rosji, powołane rok wcześniej w ramach WNP, przemianowano na związek, ale na skutek opozycji strony rosyjskiej nadano mu ograniczony statut. Teoretycznie, po przeprowadzeniu referendów w Rosji i na Białorusi, powinny zostać powołane władze ustawodawcze i wprowadzony jednolity system podatkowy i wspólny budżet. Rubel rosyjski miałby stać się wspólną walutą już w marcu.

Deklaracja, podpisana 25 grudnia prawnie jednak do niczego nie zobowiązuje. Borysowi Jelcynowi upiększa ostatnie miesiące panowania i pozwala zapomnieć, iż rozwiązywał Związek Sowiecki, by wyeliminować Michaiła Gorbaczowa z walki o władzę. Dla Łukaszenki unia z Rosją jest stałym zabiegiem socjotechnicznym, który dotychczas pozwalał mu przekonywać białoruskich kołchoźników, iż upragniony dobrobyt czeka tuż za rogiem. W rzeczywistości oficjalny związek z Białorusią jest Rosji do niczego nie potrzebny, gdyż oznaczałby konieczność wzięcia tej republiki na utrzymanie na co Moskwy po prostu nie stać. Mógłby też spowodować bunt w regionach, których status uległby automatycznie obniżeniu, gdyż w nowej strukturze republiki federalne okazałyby się mniej ważne od Białorusi. Rosja i tak w pełni zawsze kontrolowała i nadal kontroluje pod względem politycznym i militarnym Białoruś. Status zbliżony do dawnego PRL–u w zupełności do tego wystarcza, nie pociągając za sobą konieczności świadczenia nakładów finansowych.

Z punktu widzenia geopolitycznego Białoruś pozwala Moskwie czuwać nad sytuacją na Ukrainie czy w republikach bałtyckich. Dopiero wyrwanie Rosji owego klina stanowiłoby gwarancję bezpieczeństwa dla Ukrainy, Polski i Litwy. Dlatego wymienionym krajom powinno zależeć na popieraniu białoruskiego obozu niepodległościowego. Z tych samych powodów Rosja będzie broniła swoich pozycji na Białorusi o wiele energiczniej niż w republikach bałtyckich. Wszystko co działo się dotychczas na Białorusi było co najmniej uzgadniane z Moskwą. Kiedy komunistyczna Rada Najwyższa i jej przewodniczący Stanisław Szuszkiewicz, ogłaszali niezależność, decydowały o tym nie tyle dążenia niepodległościowe Białorusinów, ile postanowienie grupy Jelcyna o likwidacji ZSRR. Łukaszenka był potrzebny Moskwie dla skompromitowania na forum międzynarodowym idei niepodległości Białorusi. Dzięki działalności Łukaszenki Białoruś rzeczywiście spadła do poziomu egzotycznego państwa afrykańskiego. Rosji potrzebny jest teraz w Mińsku prezydent obliczalny i taki kandydat został już wybrany.

W listopadzie 1996 roku podał się do dymisji pierwszy premier Łukaszenki, Michaił Czyhir. Wraca on obecnie na scenę polityczną jako przedstawiciel zagranicznego koncernu i ponadpartyjny kandydat na prezydenta, lansowany jako czołowy przeciwnik Łukaszenki. Czyhir oświadczył, iż będzie kandydował w wyborach prezydenckich „za wszelką cenę”, zaznaczając, iż liczy przede wszystkim na poparcie „zdrowo myślących dyrektorów przedsiębiorstw”, czyli nomenklatury opowiadającej się za gospodarką rynkową i korzyściami płynącymi z niej dla aparatu. Formalne zlanie się z Rosją, z punktu widzenia białoruskiej nomenklatury, byłoby katastrofą, gdyż pozbawiłoby ją dochodów płynących z różnicy cen w obu państwach i przemytu, np. alkoholu. Dlatego wydaje się mocno wątpliwe, by do zapowiedzianego w deklaracji zjednoczenia w ogóle doszło. To jednak nie oznacza, że kontrola Rosji nad Białorusią ulegnie osłabieniu. Dlatego można się spodziewać, iż w ciągu najbliższych miesięcy dojdzie do zastąpienia Łukaszenki przez bardziej obliczalnego reprezentanta obozu prorosyjskiego.

Wśród przeciwników Łukaszenki są bowiem oprócz antykomunistów także byli zwolennicy Jelcyna i część komunistów, którzy z różnych przyczyn popadli w konflikt z prezydentem, jak Mieczysław Hryb, autor konstytucji obalonej przez Łukaszenkę, czy Siamion Szarecki, ostatni przewodniczący rozwiązanej Rady Najwyższej i szef Partii Agrarnej. Antykomuniści będą organizowali opór i masowe wystąpienia, ale nie oni rozdają karty w nadchodzącej grze. Choć Łukaszenkę, którego kadencja kończy się latem 1999 roku, do ustąpienia może zmusić ruch pracowniczy – niezależne związki grupują już 100 tys. członków – to nomenklatura zadecyduje o tym, kto będzie jego następcą.

Autor publikacji: 
INTERMARIUM: