BIAŁORUŚ W STREFIE RUBLA

Białoruski tygodnik „Biełorusskij Rynok” z 30 października - 5 listopada, tekst autorstwa analitycznej grupy „BR”; Porozumienie o przyłączeniu do rosyjskiego rubla: wszystko, co zostało, to nic. Autorzy artykułu analizują dokument, który prawdopodobnie podpisany zostanie pod koniec listopada – porozumienie między Rosją a Białorusią o przyłączeniu Białorusi do strefy walutowej rosyjskiego rubla. Przypominają historię zabiegów o unifikację systemów monetarnych Białorusi i Rosji, i zastanawiają się nad efektami, jakie będzie miało wejście w życie porozumienia w obecnym kształcie.

W procesie unifikacji systemów monetarnych Białorusi i Rosji rysuje się zakończenie drugiego cyklu „wzajemnego pełnego zadowolenia”. Na koniec listopada wyznaczono podpisanie bazowego porozumienia o zasadach przyłączenia, czy ściślej mówiąc – wchłonięcia białoruskiego systemu monetarnego przez rosyjski.

Przypomnijmy – pierwsza próba była przedsięwzięta w latach 1993-1994, gdy pierwotnie podpisano sześcioletnie porozumienie o strefie rublowej nowego typu (wrzesień 1993 r.), które jednak, jak się potem wyjaśniło, okazało się całkowicie poronione. Następnie, w kwietniu 1994 roku rząd Wiaczesława Kiebicza gotów był zrezygnować z suwerenności w sferze monetarnej, i „oddać się” rosyjskiemu rublowi. Wówczas ta próba okazała się bezowocna, ponieważ Rosjanie nie zdecydowali się na otwarte poparcie cudzej konstytucji, a na „przemycenie” zmian w niej rządząca wówczas białoruska elita nie miała już czasu. Druga próba zaznaczyła się po rozpoczęciu przez nowe białoruskie władze starań w kierunku integracji, pod koniec 1996 roku. W tym czasie efekt gospodarczy wcześniejszego skreślenia długów Białorusi wobec Rosji już się wyczerpał, i okazało się, że płacić według nowych rachunków nie ma czym. Stopniowo, wraz z tym, jak ujemne saldo bilansu handlowego z Rosją powiększało się, a stopień „wiarygodności” białoruskiego rubla spadał do poziomu „poniżej kolan”, idea, by w związku dwóch państw przejść do jednej waluty, zaczęła dominować. Taka ewolucja w pełni da się wytłumaczyć – unifikacja prawodawstwa podatkowego, celnego i budżetowego, realizowanie zbliżonej polityki w sferze prywatyzacji i kształtowania cen, wymagają kardynalnej zmiany polityki gospodarczej.

(…) Stopniowe uświadamianie sobie przez obecne białoruskie władze możliwości kontynuowania swojej polityki gospodarczej przy jej lekkim kosmetycznym reformowaniu w ramach jednej przestrzeni rublowej, jak i zrozumienie tego, że bez „podpórki” finansowej z zewnątrz szybko trzeba będzie pomyśleć o poważnych reformach – skłoniło władze do jeszcze większej śmiałości w projektach rezygnacji z własnej jednostki monetarnej. Na razie, polityka ekonomiczna Putina nie jest jeszcze dość wyraźnie zarysowana, i daje to podstawy do nadziei na restaurację pewnych elementów socjalizmu w Rosji. Co za tym idzie – także na osłabienie pretensji rynkowych wobec Białorusi ze strony „emitenta” jednej monety. Jak widać, oczekiwania te są na tyle wielkie, że sporna kwestia o prawie strony białoruskiej do emitowania części pieniędzy w ramach wspólnego systemu monetarnego odeszła, jakby sama z siebie, na drugi plan.

Jeśli chodzi o treść, to ostatni wariant projektu porozumienia o wspólnej jednostce monetarnej uległ niewielkim zmianom w porównaniu z pierwotnym tekstem. Oprócz wspomnianego już „zniknięcia” punktu mówiącego o dwóch ośrodkach emisji pieniądza, w tekście są niemal nieobecne jakiekolwiek konkretne daty i cyfry. Z wyjątkiem trzech: po pierwsze - data pełnego przejścia republiki Białoruś na posługiwanie się rosyjskim rublem jako narodową walutą -1 stycznia 2005 r.; po drugie – wysokość pomocy finansowej ze strony rosyjskiego rządu „na podtrzymanie bilansu płatniczego” Białorusi - 200 mln USD w 2001 r., oraz wysokość udziału Banku Rosji w tworzeniu rezerwy walutowej w Narodowym Banku Białorusi, w okresie przygotowującym do pełnego przejścia (4.500 mln rosyjskich rubli).

Uwzględniając bezpośredni udział obu rządów, białoruskiego i rosyjskiego w projekcie, pierwotny wariant z podpisami szefów banków centralnych zostaje uzupełniony o autografy premierów, naturalnie na pierwszym miejscu, co nadaje dokumentowi pozór pełnowartościowego międzypaństwowego porozumienia. Jeśli chodzi o wymogi reformowania białoruskiej gospodarki, to przedstawione są one bardzo schematycznie. W szczególności, wspomina się o konieczności realizacji jednolitej polityki taryfowo-celnej, unifikacji reguł regulowania waluty, dostosowania poziomu inflacji, zakazu bezpośredniego kredytowania deficytu budżetowego, a także o szeregu całkowicie ubocznych parametrów. Na przykład - o obowiązku tworzenia obowiązkowych rezerw instytucji kredytowo-finansowych tylko w walucie narodowej. Ściśle mówiąc, żaden z tych wymogów nie jest dla białoruskich władz uciążliwy. Jednolitą politykę taryfową i celną zawsze można poprawić na poczet innych instrumentów w rodzaju akcyz, lokalnych podatków i opłat, wprowadzenia rozmaitych opłat za drogi itp. Jeszcze mniej problemów będzie z ujednoliconym prawodawstwem walutowym, które można w razie konieczności podregulować odpowiednimi kwotami i licencjami. W istocie, nie tak trudno wyobrazić sobie możliwość jakichkolwiek sankcji w wypadku odchylenia faktycznego poziomu inflacji od uzgodnionego.

(…) Za to, z drugiej strony, strona białoruska otrzymuje pożądane 200 mln USD, które będzie można wykorzystać na „podtrzymanie bilansu płatniczego”, czy też mówiąc prościej, na ich sprzedaż za białoruskie ruble dla spłacenia zadłużenia wobec tejże Rosji. W pierwszej kolejności – za nośniki energii. Według danych na 1 września, ujemne saldo w handlu z Rosją tylko za okres 8 miesięcy wynosiło około 1,2 mld USD, a z około 520 mln długu przedsiębiorstw białoruskich wobec rosyjskich, co najmniej 230 mln USD przypadało na gaz naturalny. Dla Białorusi rozliczenie się choćby z części długów oznacza możliwość - przez jeszcze jakiś czas - zaciągania nowych długów. Czyli – zapewnienia swojej obumierającej gospodarce surowców i nośników energii jeszcze na okres roku-dwóch lat. Dla Rosji – to uzyskanie pomocy dla niektórych jej eksporterów, właśnie dla „Gazpromu”, i spłata tymi pieniędzmi podatków do budżetu, a także pensji pracowników. A w końcowym efekcie – stymulowanie swojego wewnętrznego popytu. Faktycznie będzie to kredytowanie własnej gospodarki z przeniesieniem sumy kredytu i procentów na rachunek państwa białoruskiego. Mniej jasna jest w perspektywie podpisania porozumienia, perspektywa pieniędzy Banku Rosji, ponieważ warunki ich udzielenia nie są omówione. Ale wiadomo, że stanowisko Banku Rosji pozostaje niezmienne: kredyt jest udzielany w rosyjskich rublach i lokowany jest w papiery wartościowe rządu rosyjskiego, bez prawa strony białoruskiej korzystania z nich bez zgody kredytodawcy. Jest to czysto formalne zwiększenie bilansu walutowego Narodowego Banku Republiki Białoruś, jako gwaranta stabilności białoruskiego rubla na okres przejściowy przed jego pełną wymianą.

Jest jeszcze jedna okoliczność, która, jak się wydaje, jest całkowicie ignorowana czy też wręcz przeciwnie, przemilczana przez obie strony. Dla Białorusi proponowany wariant przejścia na wspólną jednostkę monetarną obiecuje pewne wygody, przede wszystkim w krótkookresowej perspektywie, zostawiając poza nawiasem jego następstwa przez 2-3 lata. Dla Rosji wręcz przeciwnie, nie obiecuje on żadnych dywidend w ciągu najbliższych lat, ale będzie nadzwyczaj obiecujący około roku 2005.

Otrzymawszy pomoc finansową na 200 mln USD w 2000 roku, białoruski rząd będzie w stanie podtrzymać przez rok-półtora stosunkowo stabilny kurs wymienny waluty, finansując jednocześnie w dalszym ciągu kompleks rolniczo-przemysłowy i inne mało produktywne przedsiębiorstwa z emisji kredytowej. Zachowany będzie także obecny poziom zapożyczenia i nawet wzrosną nieco realne dochody ludności. Jednocześnie wraz z ożywieniem rosyjskiego przemysłu, białoruskie przedsiębiorstwa będą tracić swoje rynki na wschodzie, nie otrzymując niczego w zamian na zachodzie. Adekwatnie, uwzględniając obecną dynamikę wzrostu eksportu (wzrost o 17,5%) i importu (wzrost o 57,5%) w handlu z Rosją, można nie mieć wątpliwości, że możliwości białoruskich przedsiębiorstw inwestowania w technologiczną modernizację wypadną „na minusie”. Z kolei, nawet względna stabilizacja białoruskiego rubla jeszcze bardziej obniży wewnętrzną rentowność (12, 1% w okresie od stycznia do sierpnia tego roku wobec 15,5% rok wcześniej). Aby ekonomiczny krach nie nastąpił już w 2002 r., potrzebne są nowe finansowe subwencje. Udzielić ich może tylko Rosja, jako że po podpisaniu porozumienia obecne słabiutkie kontakty z Zachodem (MFW, BŚ, MKF, EBOiR) zostaną całkowicie wstrzymane. Kredytodawcy z tych międzynarodowych instytucji finansowych zazwyczaj wolą, niestety, mieć do czynienia z suwerennymi rządami, mającymi jasne perspektywy rozwoju gospodarczego. Do liczenia na to, że Rosja będzie pomagać ze względów czysto humanitarnych, jakoś nie ma podstaw. Już wymaga ona pewnych gwarancji pod obiecany kredyt. Najchętniej – w formie konkretnej własności białoruskiego państwa. Im dalej, tym więcej – ograniczone terminy, minimalne ceny. Komu je później sprzedać – z tym, zdaje się, na moskiewskim Starym Placu, problemów nie będzie. I dlatego kwestia dwóch ośrodków emisyjnych odpada sama z siebie.

Czy białoruski rząd jest tego świadom? Najprawdopodobniej tak. Ale kto z jego członków, to jest ministrów, może zaproponować alternatywę? I komu? I gdzie później się znajdą? Dlatego nie ma co wątpić, że białoruskie władze wolą krótkoterminowy efekt od długoterminowych negatywnych perspektyw. Sprawa z Rosją jest bardziej skomplikowana. Kreml świetnie rozumie różnicę między bezwarunkową władzą wewnątrz Białorusi a jej międzynarodową legitymizacją. „Kupowanie” kraju przez tego, kto nie ma nań prawa własności – to ryzyko. Można i stracić pieniądze, i niczego nie zyskać. Tym bardziej, że w sferze ekonomicznej jak i wojskowej dzisiejsza Rosja, w odróżnieniu od b. ZSRR, to karzełek w porównaniu z wieloma rozwiniętymi państwami.

Archiwum ABCNET 2002-2010