REZERWOWA AGENTURA

Minister spraw zagranicznych, szef służby bezpieczeństwa, wicemarszałek Sejmu – oficerami rezerwy KGB. Ta informacja wstrząsnęła Litwą, choć, jak się okazuje, nie był to od dawna fakt nieznany głównym aktorom sceny politycznej. Szef dyplomacji Antanas Valionis miał być wcielony do rezerwy KGB w 1981 roku, a szef VSD Arvydas Počius w roku 1989. Na liście znajduje się też wiceszef parlamentu Alfredas Pekeliunas. Wyszło także na jaw, że tajnym współpracownikiem KGB był obecny szef archiwów państwowych Vytautas Grigoraitis – człowiek, który sprawuje nadzór nad aktami pozostałymi po sowieckiej bezpiece! Zlustruje speckomisja 18 stycznia litewski Sejm podjął decyzję o utworzeniu komisji, która zbada powiązania wysokich urzędników znajdujących się na liście z KGB. Oprócz wymienionej trójki, są tam tez nazwiska urzędników średniego szczebla, radnych, sędziów i posła Vladimirasa Orechovasa z Partii Pracy (ugrupowanie Rosjanina Viktora Uspaskicha). Byli rezerwiści KGB zajmowali lub nadal zajmują eksponowane stanowiska - są wśród nich np. byli i obecni kierownicy powiatów z rządzącej postkomunistycznej lewicy. Nazwiska byłych oficerów rezerwy KGB, którzy zajmują wysokie stanowiska państwowe, zostaną podane do wiadomości publicznej. Zadaniem komisji będzie ustalenie, czy byli rezerwiści mogą zajmować wysokie stanowiska państwowe, czy nie zagraża to bezpieczeństwu narodowemu i czy wśród polityków, prawników i innych wysokich urzędników państwowych nie ma więcej osób, które były oficerami rezerwy KGB. Zgodnie z litewskim ustawodawstwem, Valionis i Počius nie złamali prawa, gdyż obecność na liście oficerów rezerwy KGB nie jest traktowana jako tajna i świadoma współpraca z sowieckimi strukturami bezpieczeństwa. W odróżnieniu od czynnych współpracowników bezpieki rezerwiści nie wykonywali działań operacyjnych, nie śledzili mieszkańców, nie mieli swych agentów i nie dostarczali informacji. - Obecność na liście oficerów rezerwy KGB jest tym samym, co świadoma współpraca z tą radziecką strukturą bezpieczeństwa - uważa jednak litewski historyk, badacz archiwów KGB Arvydas Anušauskas. Osoby nie mogły znaleźć się na liście rezerwy KGB bez ich wiedzy. Jego zdaniem propozycje odrzucał co dziesiąty. Eksperci uważają, że na listę wpisywano wyłącznie osoby najbardziej sprawdzone i oddane władzy sowieckiej. Była to swoista elita - historycy twierdzą, że w 1990 roku na tej liście było 420 mieszkańców Litwy, jednak nie wszystkie dokumenty się zachowały. W archiwum jest 415 teczek rezerwistów KGB. Jeżeli komisja, badająca powiązania urzędników z KGB, ustali, że zgoda na wciągnięcie na listę rezerwistów dorównuje świadomej współpracy z sowiecką służbą bezpieczeństwa, może to mieć poważne następstwa. Posłowie którzy byli na liście rezerwistów, mogą być pozbawieni mandatów. Jednakże fakt świadomej współpracy musiałaby jeszcze potwierdzić Komisja Lustracyjna lub sąd. Walka na teczki Ciekawe jest tło polityczne całego skandalu. Prezydent Valdas Adamkus broni polityków. Twierdzi, że wiedział, iż Valionis należał do rezerwy KGB. Jego zdaniem nie doszło tutaj do złamania prawa. Według samego Valionisa ponowne wyciąganie sprawy na światło dzienne ma osłabić pozycję Litwy w negocjacjach z Rosją w sprawie tranzytu do Kaliningradu. Znamienne, że swojego ministra nie broni premier Algirdas Brazauskas i pozostali koalicjanci rządowi: prorosyjscy populiści Uspaskicha i Prunskiene (oskarżana o współpracę z KGB, sprawa jeszcze się ostatecznie nie zakończyła). Zaatakowano wyłącznie polityków związanych z Arturasem Paulauskasem – marszałkiem Sejmu. Był on rok temu największym zwolennikiem usunięcia Rolandasa Paksasa ze stanowiska prezydenta. Teraz to właśnie media związane ze zwolennikami tego ostatniego rozdmuchują całą sprawę, a partia Paksasa najgłośniej domaga się w Sejmie dymisji obu oskarżanych urzędników. Cała sprawa pokazuje, że obowiązująca ustawa lustracyjna – choć jedna z najsurowszych w byłym bloku komunistycznym – ma wiele braków. Okazuje się, że lista oficerów rezerwy KGB jest jawna i wykorzystuje się ją do bieżącej walki politycznej, a teczki donosicieli, którzy przyznali się przed specjalną komisją lustracyjną do współpracy z sowiecką bezpieką, są utajnione. Większość polityków, zarówno koalicji, jak i opozycji, mówi już głośno o potrzebie jak najszybszej nowelizacji ustawy. Opozycyjna prawicowa frakcja konserwatystów proponuje ujawnić dla społeczeństwa tzw. Archiwum Nadzwyczajne, w którym przechowywane są akta dotyczące sowieckich służb specjalnych oraz rozszerzyć listę lustrowanych osób. WNIOSKI 1. brak pełnej lustracji i dekomunizacji powoduje, że „teczki” stają się elementem gry politycznej i narzędziem kompromitowania całej klasy politycznej, a co za tym idzie i struktur państwa; 2. brak odwagi, asekuranctwo i świadome działanie przeciwko lustracji w poprzednich latach przyniosły w efekcie wybrakowane prawo lustracyjne; 3. hermetyczność i poczucie wyższości w sferach władzy, uznającej, że motłoch, czyli społeczeństwo, nie musi znać wszystkich faktów z przeszłości wysokich funkcjonariuszy państwa, kompromituje państwo w oczach społeczeństwa i wspomaga populistów.

Archiwum ABCNET 2002-2010
INTERMARIUM