GAZPROMEM W EUROPĘ

Trudno uwierzyć, ale dominująca pozycja Rosji jako dostawcy surowców energetycznych do Europy nie niepokoi szczególnie władz głównych państw rozgrywających w Unii Europejskiej. Także w Polsce, mimo afery Orlenu, kwestia ta poruszana jest raczej półgębkiem. O przyczynach i skutkach, a także zarysowujących się na horyzoncie szansach wynikających z tego stanu rzeczy traktuje raport Romana Kupczyńskiego „Shaky Gazprom Empire” opublikowany na stronach Radio Free Europe/Radio Liberty 9 grudnia, którego omówienie prezentujemy.

Na początku lat 70. ubiegłego stulecia Europa debatowała nad zagrożeniami płynącymi z nadmiernego uzależnienia od dostaw gazu ziemnego z Rosji. W 1968 roku popłynął gaz z ZSRR do Austrii, w 1973 do Niemiec, w 1974 do Francji i Włoch. Obawy o ewentualny „szantaż energetyczny” okazały się wówczas płonne. Politbiuro nigdy publicznie nie podnosiło tej kwestii, wreszcie ZSRR upadł, nie próbując wykorzystywać dostaw surowców do utrzymania mocarstwowej pozycji.

Sytuacja A.D. 2004 wygląda zgoła inaczej. Rosja rządzona przez „demokratycznie wybranego” Władimira Putina nie kryje nawet, że gazociągi to główny środek nacisku wywierany przez rosyjskie władze na kraje zachodniej Europy. W październiku 2003 roku Putin powiedział Gerhardowi Schroederowi otwarcie: „Gazociągi są naszym spadkiem po Związku Radzieckim. Zamierzamy zachować kontrolę państwa nad systemem transportu gazu. Nie podzielimy Gazpromu. Niech Komisja Europejska lepiej zapomni o swoich złudzeniach. Dopóki martwią się o gaz, dopóty muszą liczyć się z rosyjskim państwem”.

W roku 1968 Niemcy, Włochy i Francja były o wiele mniej zależne od dostaw rosyjskiego gazu niż obecnie. Rosja pokrywa dziś 36% niemieckiego, 27% włoskiego i 25% francuskiego zapotrzebowania na gaz. Ma też ogromny wpływ (sięgający nieraz i 50%) na branżowe przedsiębiorstwa w wielu europejskich krajach. Na celowniku Gazpromu, największej na świecie firmy zajmującej się przesyłem gazu, której głównym udziałowcem stanie się wkrótce najprawdopodobniej Kreml (choć już dziś Gazprom uważany jest za wykonawcę politycznej woli Moskwy), są głównie Niemcy. Według danych z 2001 roku w posiadaniu Gazpromu znajduje się 35% Wingasu, 50% Wintershall Erdgasu, 49% Ditgasu, 100% firmy Zarubezgas Erdgazhandel i ponad 5% Verbundnetz Gasu.

Uzależnienie od dostaw energetycznych z Rosji ma, wbrew temu, co twierdzą niektórzy, znaczenie przede wszystkim polityczne, nie zaś gospodarcze. Jak napisała 23 listopada gazeta „Moscow Times” Francja, Włochy i Niemcy – a więc kraje najbardziej zależne od rosyjskiego gazu - były tymi jedynymi państwami Unii Europejskiej, które całkowicie przymknęły oczy na tzw. sprawę Chodorkowskiego i twierdziły, że są to „wewnętrzne sprawy Rosji”.

Na nieekonomiczny aspekt działalności Gazpromu wskazał też analityk Hermitage Capital Vadim Kleiner, wskazując na niskie stopy zwrotu z inwestycji, co nie jest wynikiem błędnych kalkulacji. Przyczyna tego stanu rzeczy leży w strategii działania Gazpromu. Zdaniem Emannuela Bergasse’a, administratora departamentu Europy Środkowej i Wschodniej w Międzynarodowej Agencji Energetyki strategicznym celem Gazpromu jest wzmacnianie dominującej pozycji w branży, z oczywistymi skutkami dla dywersyfikacji gazu w Europie.

Gazprom włada też całą infrastrukturą gazociągów w Rosji, i choć teoretycznie działalność innych podmiotów na wewnętrznym rynku jest dopuszczalna, Gazprom pozostaje w praktyce monopolistą. Niezależne firmy przesyłające gaz nie mają w Rosji racji bytu. Dotyczy to tez przesyłu gazu za granicę, do innych krajów WNP i dalej. Polityka Gazpromu równa się tu polityce Kremla.

Istnieją jednak podstawy, by sądzić, że ten gazowy imperializm Rosji nie ma przed sobą dużej przyszłości. Choć ze swoim największymi w świecie zasobami Rosja może zaspokoić potrzeby Europejczyków do roku 2020, to później może się to okazać trudne, jeśli nie niemożliwe. Rosnące potrzeby Europy a także potrzeby rosyjskiego rynku wewnętrznego sprawią, że gaz nie będzie główną karta przetargową w imperialnej grze Kremla. Pozostaje otwarta kwestia wykorzystania tego faktu w polityce europejskiej. Czy Unia, czy Zachód w ogóle wykorzysta możliwość wywierania wpływu na Rosję powstałą w wyniku osłabienia pozycji Kremla jako dostawcy surowców niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania społeczeństw? Okazać się może, że Rosję można pokonać jej własną bronią. Na pytanie powyższe odpowiedzi jednak dzisiaj nie ma.

Archiwum ABCNET 2002-2010