PRZEPAŚĆ EKONOMICZNA WSZCHÓD-ZACHÓD

Niemiecki dziennik “Der Tagesspiegel” z 9 września 2000, Martina Ohm; Przepaść między Wschodem a Zachodem powiększa się. Autorka opisuje rzutujące na rozszerzenie Unii konsekwencje, wynikające z niskiego poziomu rozwoju gospodarczego krajów kandydackich.

“Rozszerzenie na wschód nadal pozostaje priorytetem państw członkowskich Unii. Komisarz ds. rozszerzenia Unii Guenter Verheugen wielokrotnie podkreślał, iż do 2002 roku Unia przeprowadzi własne reformy i będzie przygotowana na rozszerzenie. Ale pierwsze przyjęcie może nastąpić najwcześniej między 2004 a 2005 rokiem. - Ponieważ na samą ratyfikację nowych [akcesyjnych] traktatów unijnych trzeba przeznaczyć dwa lata. (...) Kiedy rzeczywiście nastąpi rozszerzenie – to już inna kwestia. (...) Różnice między członkami Unii oraz kandydatami do niej, są bez porównania większe niż we wcześniejszych przypadkach rozszerzania, a wymagania dostosowawcze są stosunkowo wysokie. Wobec tego unijne środki zaplanowane na wsparcie rozszerzenia w wysokości blisko 80 mld euro do 2006 roku w finansowych ramach rzędu 686 mld euro [które rozdysponowała Unia] są relatywnie skromne.

W porównaniu do nowej rundy rozszerzenia wszystkie wcześniejsze były błahostką. Gdy na początku lat 80-ych przyjęto do Wspólnoty [Europejskiej] południowoeuropejskie kraje – Portugalię, Hiszpanię i Grecję – ich potencjał gospodarczy wynosił ponad 60 procent przeciętnego poziomu unijnego. Natomiast kandydaci środkowo- i wschodnioeuropejscy wykazują daleko mniejszy [potencjał]. Dochód narodowy w przeliczeniu na jednego mieszkańca w Bułgarii wynosi 22 procent poziomu unijnego, w Estonii 36 procent. Jednakże na Węgrzech 51 procent. W sumie 13 krajów kandydackich wytwarza jedną trzecią produktu krajowego brutto piętnastki [tj. Unii Europejskiej]. Zdaniem ekspertów wyrównanie standardu życia potrwa 30 do 40 lat.

Dziesięć lat po upadku muru [berlińskiego] nadal istnieje potrzeba reform w krajach środkowo- i wschodnioeuropejskich. Jednakże nie wszędzie istnieje polityczna siła, która je przeprowadza. Wśród [tamtejszej] ludności zanika poparcie dla szybkiego wstąpienia [do Unii]. Coraz więcej ludzi na wschodzie zauważa, że przystąpienie wiąże się też z kosztami. Restrukturyzacja na przykład w przemyśle ciężkim, będzie kosztować wiele miejsc pracy. Jednocześnie tempo wzrostu [gospodarczego] traci na sile. (...) Ma to bezpośrednie przełożenie na migracje. – Im wolniej rozwijają się krajowe gospodarki, tym więcej pracowników szuka szczęścia w bogatszych, sąsiedzkich krajach.

Zgodnie z badaniami Komisji Europejskiej, rokrocznie w wyniku rozszerzenia dodatkowe 350 tysięcy pracowników będzie parło na rynek dawnej piętnastki, przede wszystkim na rynek niemiecki i austriacki. Zgodnie z prognozami w samych tylko Niemczech w ciągu 30 lat wschodni Europejczycy stanowić będą 3,5 procenta ludności. Specjaliści nie wykluczają >>niepożądanych następstw regionalnych.

Niezależnie od tego, że to przede wszystkim Niemcy skorzystają na oczekiwanym - w wyniku rozszerzenia na wschód - impulsie gospodarczego wzrostu, rośnie w nich strach przed niepożądaną, tanią konkurencją. Sceptycyzm okazywany jest często. Nie bez powodu Bruksela rozważa, czy pełną swobodę przesiedlania się wprowadzić dopiero po paroletnim okresie przejściowym. Jednakże odmówienie kandydatom na dłuższy czas prawa do korzystania z podstawowych wolności wewnętrznego rynku [Unii], doprowadzi do tego, iż nowoprzyłączone kraje środkowej i wschodniej Europy będą członkami drugiej kategorii.

(...) Drugim drażliwym tematem związanym z rozszerzeniem na wschód jest rolnictwo. By gospodarstwa rolne przybliżyć tylko do zachodniego standardu, trzeba - według szacunków Fundacji Konrada Adenauera z Warszawy - jedynie w przypadku Polski wyłożyć 12 mld. euro. Tylko jedna piąta polskich gospodarstw rolnych uchodzi za konkurencyjne. 20 procent ludności pracuje w rolnictwie i uczestniczy w wytworzeniu jedynie 5 procent produktu krajowego brutto. W Unii produktywność jest bez porównania większa (...).

Nie tylko w Polsce rolnicy liczą na możliwie szybkie skorzystanie z bezpośrednich subwencji, które na Zachodzie są zapewnione od momentu reformy agrarnej w 1992. Jeśli [do Unii] włączeni będą tylko kandydaci pierwszej rundy rozszerzenia, a wiec Polska, Węgry, Czechy, Estonia, Słowenia i Cypr, organizacja ta będzie musiała każdego roku płacić 12 mld. euro. Jednakże pieniądze te nie są zaplanowane. By móc wypełnić wąskie ramy finansowe Agendy 2000, konsekwentnie nie przewidziano dodatkowych subwencji bezpośrednich dla rolników ze Wschodu. Konflikt był więc niejako zaprogramowany. - Przeciąganie liny w sprawach finansowych blokuje obecnie negocjacje akcesyjne.

Do strachu przed wysoką ceną rozszerzenia oraz przed utratą miejsc pracy na Zachodzie dochodzi zanik zainteresowania szybkim przystąpieniem [do Unii] na Wschodzie. (...) Obecnie w Polsce wstąpienie do Unii popiera tylko nieznaczna większość.

Szersze czasowe planowanie rozszerzenia - według poglądu Wolfganga Quaissera z monachijskiego Instytutu Europy Wschodniej – dałoby starym jak i nowym członkom Unii Europejskiej dodatkową przestrzeń działania. W badaniach rozszerzenia na wschód dla Fundacji Friedricha Eberta specjalista wyjaśnia: kraje kandydackie miałyby więcej czasu na dostosowanie, a członkowie Unii mogliby zaoszczędzić swój budżet. Jeżeli pierwsza fala rozszerzenia nie nastąpiłaby w 2002 roku – jak to hipotetycznie zakładają średnioterminowe finansowe plany Brukseli – a dopiero w 2005, to da się zaoszczędzić 8 mld. euro. - Nawet gdyby wówczas przyjętych zostało nie pięciu – jak to obecnie się zakłada - a ośmiu kandydatów. (...) Dzięki tym pieniądzom mogłaby zostać rozbudowana pomoc przygotowująca [kraje kandydackie] oraz wzmocniona techniczna jak i instytucjonalna współpraca. Akceptacja projektu rozszerzenia na wschód mogłaby temu wyjść naprzeciw. Teoretycznie można by jeszcze więcej osiągnąć gdyby uprzedzono nową debatę na temat rozdziału [środków finansowych] i przebito się z nowymi ustawami oszczędnościowymi na korzyść rozszerzenia”.

Archiwum ABCNET 2002-2010