DOKTRYNA BUSHA - NOWE WCIELENIE DOKTRYNY BREŻNIEWA

Przedstawiamy punkt widzenia czołowego konserwatysty amerykańskiego, który zacięcie zwalcza neokonserwatystów popierających prezydenta Busha. Autor stawia znak równości między dążeniem do narzucenia demokracji a zmuszaniem do niewolnictwa. Jednak z faktu, że większość narodów nie chce i nie potrafi żyć w demokracji jeszcze nie wynika, że oba dążenia są równie godne potępienia. Tym bardziej, że państwa despotyczne zagrażają demokratycznym nie tyle potencjalną agresją co najazdem emigrantów nie przystosowanych do życia w ustroju zachodnim.

Jakie można podać główne elementy Doktryny Busha, zawarte w przemówieniach i oświadczeniach prezydenta wygłoszonych w dwóch latach po 9/11?

Wojna z terroryzmem to wojna dobra ze złem, która nie zakończy się aż do momentu, kiedy zlikwidujemy wszystkie siatki terrorystyczne o globalnym zasięgu. Każde państwo musi podjąć decyzję: albo jesteś z nami, albo jesteś z terrorystami. Każde państwo, które zaopatruje lub finansuje organizacje, które my uznamy za terrorystyczne, zostanie uznane za państwo terrorystyczne i może się stać obiektem naszego ataku.

Nie dopuścimy, aby żadne państwo "zbójeckie", a zwłaszcza Iran, Irak czy Korea Północna, weszło w posiadanie broni masowego rażenia. Stany Zjednoczone rezerwują sobie prawo do wyprzedzającego uderzenia oraz wojen prewencyjnych przeciwko jakiemukolwiek państwu "zbójeckiemu", które starać się będzie o pozyskanie takich broni.

Za sprawę wojny w Afganistanie i najazdu na Irak rozpoczęliśmy światową rewolucję demokratyczną, która będzie kontynuowana do czasu, aż wszystkie bliskowschodnie despotyzmy zostaną obalone i zastąpione przez demokracje. Ta rewolucja nie skończy się dopóty, dopóki świat nie stanie się demokratyczny. Podjęliśmy się tego zadania w ramach służby wobec ludzkości, ponieważ po naszej stronie jest dobro, a nasi wrogowie uosabiają zło. Stanowi jedyny modelowy przykład ludzkiego postępu i jedynie wówczas, gdy świata stanie się w pełni demokratyczny, Ameryka będzie mogła poczuć się prawdziwie bezpiecznie.

Nigdy już nie pozwolimy, aby jakikolwiek kraj uzyskał siłę, która pozwoli mu na globalną czy regionalną konkurencję ze Stanami Zjednoczonymi.

Powiedzmy sobie szczerze - to jest UTOPIA. Są to zasady demokratycznego IMPERIALIZMU. To wykrwawi, zbankrutuje i wyizoluje Stany Zjednoczone. Stanowi to zerwanie z mądrością Ojców Założycieli na temat tego, czym powinna być Ameryka. To jest amerykańska wersja doktryny BREŻNIEWA, kiedy to Moskwa rezerwowała sobie prawo do interwencji w celu ratowania komunizmu w każdym kraju, w którym został on już zainstalowany. Z tą tylko różnicą, że obecnie my, Amerykanie, rezerwujemy sobie prawo do interweniowania gdziekolwiek w celu narzucenia demokracji. Jest to prezydenckie ujęcie pokusy demokratyzacyjnej, przeciwko czemu piszący te słowa ostrzegał pierwszego prezydenta Busha 15 lat temu w "National Interest".

"To, w jaki sposób rządzą się inne społeczeństwa, to ich własna sprawa. Twierdzić, że jest to żywotny interes Stanów Zjednoczonych, to zaprzeczyć zdrowemu rozsądkowi i naukom płynącym z historii, zaś dla naszego kraju postulat, aby starać się dyktować 160 państwom, jaki rodzaj władzy mieć powinny, to recepta na niekończący się konflikt i podręcznikowy przykład «mesjanistycznego globalizmu», przeciwko któremu ostrzegał Dean Acheson (...)".

Dlaczego tak nas nienawidzą?

Kiedy 9-11 terroryści wpakowali samoloty w bliźniacze wieżowce World Trade Center i Pentagon, Amerykanów zaszokowało, jak wiele osób ze świata islamskiego stwierdziło, że "zasłużyliśmy sobie na to".

Cóż takiego uczyniliśmy, aby kogokolwiek sprowokować do uczucia satysfakcji z masakry 3000 naszych obywateli? Dlaczego w demonstracjach organizowanych od Pakistanu do Palestyny popierano Taliban? Dlaczego miliony ludzi w tej części świata podziwiają Osamę? Dlaczego islamscy radykałowie nienawidzą nas do tego stopnia, że gotowi są popełnić samobójstwo, aby tylko zabrać kilku z nas ze sobą? Przecież nie są w stanie pokonać czy zniszczyć Stanów Zjednoczonych. Czyżby byli szaleni? "Dlaczego nas nienawidzą" - pytali Amerykanie po 9-11.

Prezydent Bush przyznał, że jest zaszokowany nawet przez samo postawienie takiego pytania. "Jestem zdumiony - mówił - że panuje takie niezrozumienie, tego czym w istocie jest nasz kraj, że są ludzie, którzy nas nienawidzą. Jak większość Amerykanów nie mogę w to uwierzyć, ponieważ wiem, jacy jesteśmy dobrzy!".

Kiedy inni żądali głębszych odpowiedzi, oskarżono ich o papuzie naśladowanie wrogiej propagandy i próbę obwiniania naszego własnego kraju o to, co nam uczynili mordercy. "Zostaliśmy zaatakowani" - głosił na swej okładce "National Review" - ponieważ jesteśmy silni, bogaci i dobrzy". Nasi wrogowie "nienawidzą naszej demokracji, wolnego rynku, naszego dostatku i gospodarczych szans, i w to właśnie wymierzone były zamachy terrorystyczne" - deklarował Jack Kemp.

"Nienawidzą, tego co widzimy tutaj, w tej izbie - demokratycznie wybranych rządów" - prezydent Bush oświadczył na forum Kongresu. Nienawidzą naszych wolności: wolności religii, wolności słowa, wolności głosowania, zrzeszania się i różnienia się poglądami."

(...)

Oddając cały szacunek, powiem, że odpowiedzi te obrażają inteligencję dziecka z drugiej klasy. Czy Japonia zaatakowała nas w Pearl Harbor, ponieważ byliśmy wolni, bogaci, dobrzy, a ponadto mieliśmy niskie podatki? Cóż takiego dzieje się z nami, Amerykanami, że tak często brak nam tego, o czym poeta Burns mówił, że jest największym darem, jaki mogą nam dać bogowie - zdolności postrzegania siebie tak, jak inni nas widzą.

Nie jesteśmy znienawidzeni za to, kim jesteśmy, jesteśmy znienawidzeni za to, co robimy. To nie nasze pryncypia rozsiały po świecie islamskim pandemiczną nienawiść do Ameryki, uczyniła to nasza polityka.

Nic nie jest w stanie usprawiedliwić masowego mordu dokonanego 11 września. Nic. Jak również nie powinniśmy wysłuchiwać żalów tych, którzy zamordowali naszych rodaków. Ludzie ci zasługują na surową sprawiedliwość. Ale teraz, kiedy nie ma już Talibanu, bin Laden ukrywa się, a Irak znalazł się pod okupacją, powinniśmy zastanowić się, dlaczego narody islamu wzgardzają nami do tego stopnia, że pragną naszej śmierci lub upadku? Jeśli chcemy uniknąć wojny cywilizacji, z którego to konfliktu nic nam nie przyjdzie, powinniśmy słuchać tego, co oni mówią o Ameryce, a nie tego co my sami mówimy.

Czy islam jest naszym wrogiem?

Aby pokonać wiarę, potrzebna jest wiara. Podczas gdy islamscy bojownicy wydają się skorzy do poświęcenia życia, aby tylko wypędzić niewiernych ze świata islamu, obywatele Zachodu zdają się być obojętni na prześladowania chrześcijan w krajach muzułmańskich. Kiedy muzułmanie pełni są pretensji i roszczeń, mieszkańcy Zachodu przepełnieni są uczuciem winy. My głosimy równość wszystkich religii, ale tam, gdzie dominuje islam, odrzuca on równość i głosi prawdziwość jednej wiary. Islam jest pewny siebie, podczas gdy Zachód przeprasza - za krzyżowców, zdobywców i imperia.

"Więcej chrześcijan ginie dziś śmiercią męczeńską niż w czasie rozkwitu Imperium Rzymskiego i większość umiera z rąk muzułmanów" - pisze strateg i naukowiec William Lind. Podobnie jak w czasach historycznych, ekspansja islamu nie jest pokojowa.

Ale groźba, jaką stanowią fundamentaliści islamscy, nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla Ameryki, ani też dywizje amerykańskiej armii nie są przeznaczone do zwalczania wojującej religii. Jeśli islam rośnie w siłę i jego synowie gotowi są odwołać się do terroru, aby tylko powiększyć Dar al-Islam, wykorzystując terror, aby usunąć nas z tej części świata, czy możemy go pokonać? Żadne zachodnie mocarstwo nie zdołało tego uczynić.

Jeśli dojdzie do starcia cywilizacji, Zachód jest nie do pokonania, gdy chodzi o bogactwo i broń. Jednak bogactwo nie zapobiegło upadkowi europejskich mocarstw, ani też potężny arsenał broni nie zapobiegł upadkowi Imperium Sowieckiego. Rzym był potężny, chrześcijaństwo było słabe, a mimo to chrześcijaństwo przetrwało. Wrogiem Ameryki w świecie islamskim nie jest państwo, które możemy zmiażdżyć sankcjami, czy też wróg, którego możemy pokonać potęgą naszej broni. Tym wrogiem jest ruch, idea, sprawa. (...)

Pokonać terrorystów

Sprawą kluczową dla pokonania ruchu terrorystycznego jest to, w jaki sposób reaguje rząd. Ponieważ prawdziwa walka toczy się o serca i umysły, nadgorliwa reakcja może mieć fatalne następstwa. Brytyjska odpowiedź na Powstanie Wielkanocne - powieszenie przywódców rebelii, oraz reakcja Francji na terror FLN - aresztowania, represje, tortury, dodały siły rewolucji. Zwycięstwo Massu w bitwie o Algierię jest podręcznikowym przykładem przypadku, kiedy imperium wygrywa bitwę, ale przegrywa wojnę.

Terroryści to matadorzy i pikadorzy, którzy dźgają byka do momentu, aż krwawiącego zaślepi szał, wówczas rzucają mu czerwoną płachtę terroru przed oczy. Byk atakuje raz za razem, aż wyczerpany, nie jest w stanie się ruszyć, wówczas matador, choć mniejszy i słabszy, wbija szpadę w miękkie miejsce między łopatkami. Byk przegrał, bo nie zrozumiał, że płachta którą mu wymachiwano, była prowokacją, mającą skłonić go do szarżowania i wyczerpać przed zadaniem ostatecznego ciosu.

Jest to otrzeźwiająca wiadomość dla Amerykańskiego Imperium. Bo choć Stany Zjednoczone są demokracją, rządy, które popieramy na Bliskim Wschodzie i w Azji Środkowej, z pewnością lepiej można opisać słowem "autokracja". Nasze panowanie w regionie oraz odruchowe poparcie dla Izraela są powszechnie potępiane. Dla religijnych muzułmanów, podobnie jak dla religijnych chrześcijan, nasza kultura masowa jest dekadencka i trująca. Muzułmanie postrzegają nasz eksport kulturalny podobnie jak patrioci chińscy patrzyli na narzucony ich ludowi brytyjski handel opium.

Naszym problemem jest to, że dziesiątki milionów Arabów i społeczeństw islamskich zamieszkujących wielkie obszary, doszło obecnie do wniosku, że chcą się nas pozbyć oraz obalić prozachodnie, autokratyczne rządy swych krajów. Poparcie dla Osamy jest szerokie - dla palestyńskiej Intifady - powszechne. Islamiści, którzy walczą z nami w imię tych celów, płyną wraz z potężnym nurtem.

Globalizacja i wolny handel

"Konserwatyści - powiedział Ronald Reagan - wierzą w wartości pracy, rodziny, wiary, społeczności i kraju".

Ale wolny handel stawia korzyść konsumenta przed obowiązki obywateli, nieograniczoną wolność jednostki na rynku, przed wszystkimi wartościami rodziny, społeczności czy kraju. Wolny handel mówi: "co jest dobre dzisiaj dla mnie, po najniższej cenie, to jest również najlepsze dla Ameryki".

To nie jest konserwatyzm.

Wolny handel czyni z narodem to, co alkohol z człowiekiem, początkowo pozbawia go sił witalnych i energii, potem niezależności, a na końcu odbiera mu życie. Ameryka dziś objawia symptomy społeczeństwa, które wiek dojrzały ma już za sobą. Wydajemy więcej niż zarabiamy, konsumujemy więcej niż produkujemy. Apologeci wolnego handlu i ewangelicy globalizmu, którzy kiedyś obiecywali, że nasz deficyt sam zniknie, dziś zapewniają nas, że deficyt handlowy nie ma żadnego znaczenia.

Tymczasem prawda jest taka, że wolny handel to seryjny morderca amerykańskiej produkcji i koń trojański globalnego światowego rządu. Jest to ścieżka prowadząca do utraty gospodarczej niezależności i narodowej suwerenności. Wolny handel jest błyszczącym, pozłacanym kłamstwem.

źródło: Where the Right Went Wrong By Patrick J. Buchanan, The American Conservative z 27 września 2004 roku.

tłum. A. Kumor

Archiwum ABCNET 2002-2010