TRUP NATO

Na łamach najnowszego numeru kwartalnika "Parameters" (zima 2003-2004, s.83-97), wydawanego przez renomowany US Army War College, ukazał się artykuł Stevena E. Meyera pt.: „Zwłoki martwej polityki: brak znaczenia NATO” (Carcass of Dead Policies: The Irrelevance of NATO), podważający sens dalszego istnienia NATO. Chociaż nie możemy się oczywiście zgodzić z twierdzeniem autora, iż krajom Europy Środkowej i Wschodniej nic już nie zagraża, gdyż nadal czyni to Rosja, ani że mogą one sobie same dać radę i stworzyć skuteczną regionalną politykę bezpieczeństwa, to jednak ważne jest, iż głosy o śmierci NATO pojawiają się w amerykańskich kołach wojskowych, ponieważ bez USA Sojusz nie może istnieć. Oznacza to też, że NATO choć pożyteczne, nie będzie mogło stanowić dla nas w dalszej przyszłości podstaw polityki bezpieczeństwa. Jeśli pogląd o konieczności budowy polityki bezpieczeństwa razem z Rosją według modelu roku 1815 lub 1945, którego zwolennikiem jest autor, zyska na popularności w USA i to zwłaszcza teraz, w okresie prób odbudowy imperium przez ekipę Putina, znajdziemy się w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Pomysł, iż Putin przestraszył się terroryzmu i wobec tego dąży do zasypania „sztucznego” (sic!) podziału Wschód-Zachód, oznacza, iż wojskowi amerykańscy nie rozumieją w ogóle sytuacji w Rosji, co jest jeszcze niebezpieczniejsze dla państw naszego regionu. A już pomysł, iż traktowanie Rosji jako równoprawnej wzmacnia w niej demokrację należy do szaleństw okresu jelcynowskiego. Takie poglądy zagrażają niepodległości Polski i krajów regionu. Kolejny pomysł, by stworzyć kolektywny system bezpieczeństwa jest realizacją polityki sowieckiej okresu Gorbaczowa. Być może "wspólny europejski dom" z Rosją będą chcieli zbudować Amerykanie, skoro Sowietom się to nie powiodło?

abcnet

W roku 1877 Lord Salisbury wypowiadając się na temat polityki Wielkiej Brytanii odnoszącej się wówczas do kwestii wschodniej [problem Turcji], zauważył, że "najpowszechniejszym błędem w polityce jest kurczowe trzymanie się zwłok martwej polityki." [1] Salisbury lamentował nad faktem, że wielu wpływowych członków brytyjskiej klasy rządzącej nie potrafiło dostrzec, że historia toczy się naprzód; że tkwią oni uczepieni polityk i instytucji, które są reliktami innej epoki. Salisbury stwierdził dalej, że koszt takiego sposobu myślenia był niezmierny, ponieważ zajmowanie się anachronizmami wyrządzało szkodę rzeczywistym interesom Wlk. Brytanii. Spostrzeżenia Salisburego nie są niczym nowym. Na przestrzeni całej historii Zachodu twórcy polityki przejawiali często tendencje do polegania w swych poczynaniach na minionych realiach, politykach (ideach, a nie ludziach) i instytucjach.

Postzimnowojenni amerykańscy twórcy polityki nie byli uodpornieni na tę pułapkę. Prawdziwie bezwolne podejście charakteryzowało nieugięte poparcie Waszyngtonu dla NATO i jego ekspansji, definiowało politykę zagraniczną i politykę bezpieczeństwa od czasu upadku Związku Sowieckiego i dwubiegunowego świata. Podczas zimnej wojny NATO stanowiło zasadniczy element amerykańskiej i zachodnioeuropejskiej polityki bezpieczeństwa i służyło jako użyteczny a nawet fundamentalny środek odstraszania sowieckiej potęgi militarnej i jej ekspansjonizmu. Jednak czas NATO już minął i dziś nie ma żadnych uzasadnionych powodów dla jego istnienia. Chociaż silne różnice jakie pojawiły się w Sojuszu w związku z wojną przeciwko Irakowi przyspieszyły spadek znaczenia NATO, to korzenie tego problemu sięgają znacznie głębiej. W rezultacie, zarówno dla Stanów Zjednoczonych jak i Europy, w najlepszym przypadku NATO stanowi mało znaczący element, zaś w najgorszym zatruwa ich aktualne potrzeby w sferze bezpieczeństwa.

Koniec zimnej wojny ukazał problem podobny do tego wobec jakiego stanęli przywódcy amerykańscy po drugiej wojnie światowej. Przemiany jakie nastąpiły wymagały innowacji, twórczego podejścia i rzeczywistego zrozumienia zmieniającego się świata. Dla niektórych ekspertów - zarówno w rządzie jak i w kręgach naukowych po obu stronach Atlantyku upadek Związku Sowieckiego i Układu Warszawskiego postawił pod znakiem zapytania potrzebę istnienia NATO i zachodnich struktur polityki bezpieczeństwa. Niestety, twórcy polityki w Waszyngtonie, którzy ustanawiali priorytety dla ery postzimnowojennej zareagowali zupełnie odmiennie niż ich poprzednicy. Mała, wpływowa koteria twórców polityki w administracjach starszego Busha a później Clintona zareagowały odruchowo i opornie, ucinając debatę, która mogłaby się okazać użyteczna w przyszłości. Co więcej, praktycznie wszyscy urzędnicy, którzy pomagali w definiowaniu polityki zagranicznej i polityki bezpieczeństwa w administracji Busha „41” pojawili się ponownie w obecnej ekipie rządowej. Ich zdaniem, istnienie i żywotność NATO nie miały być kwestionowane. Zasadniczo NATO miało pozostać tym samym udanym pomysłem amerykańskim i europejskim na przymierze w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa, jakim było od roku 1949. Jednak na postzimnowojennej arenie bezpieczeństwa dokonywała się fundamentalna zmiana. W roku 1949 prawdziwe, wymierne zagrożenie bezpieczeństwa uzasadniało potrzebę istnienia NATO dla wszystkich jego członków. Obecnie, po zakończeniu zimnej wojny martwe przywiązanie do NATO oznacza, że przymierze musiało szukać lub wymyślić powody usprawiedliwiające swe istnienie i znaczenie.

Amerykańscy biurokraci dostrzegli zagrożenia dla Sojuszu. NATO potrzebowało wsparcia. Jedną z metod była ekspansja na obszar Układu Warszawskiego. Nie tylko dostarczyła ona całkowicie nowego raison d’etre dla przymierza ale - co być może było ważniejsze - stworzyła zupełnie nową biurokrację i związane z nią pozorowane działanie, dzięki któremu mogła uzasadniać swoje istnienie. Jednocześnie zmieniła się teologiczna mantra; ponieważ nie było już wroga, NATO nie mogło być określane jako pakt obronny. Zostało więc zdefiniowane jako szeroko pojmowany polityczny i zbiorowy układ bezpieczeństwa. Istniały tylko dwie drogi, które kraje Europy Środkowej i Wschodniej mogły wybrać, jeśli chciały przyłączyć się do Zachodu: NATO ze względów bezpieczeństwa i Unia Europejska ze względów ekonomicznych.

W rezultacie, w roku 1999 Polska, Węgry i Czechy przystąpiły do NATO, a w listopadzie 2002 roku kraje bałtyckie, natomiast Słowacja, Słowenia, Bułgaria i Rumunia zaakceptowały zaproszenie do Sojuszu.

Oprócz ekspansji z pomocą NATO przyszedł również kryzys na Bałkanach. Dla administracji Clintona była Jugosławia na prawdę nigdy nie stanowiła najważniejszego zagadnienia. Ważna była wiarygodność Sojuszu. Różnica ta jest zasadnicza, gdyż polityka, którą opracowano by uzasadnić dalsze istnienie NATO nie była tożsama z tą, która miałaby radzić sobie skutecznie z problemami byłej Jugosławii. Rzecznicy administracji Clintona często podkreślali, że naszym żywotnym interesem było zachowanie przymierza i uzasadnienie działań przywództwa.

Przykładowo, w lutym 1996 roku „Congressional Digest” zauważył, że administracja Clintona zaangażowała się w byłej Jugosławii głównie dlatego, że stanowiło to „test zdolności NATO do radzenia sobie z postzimnowojennymi zagrożeniami bezpieczeństwa”. Trzy lata później, w kwietniu 1999 roku, sekretarz stanu Madeleine Albright stwierdziła, że „akcje Belgradu [w Kosowie] stanowiły krytyczny test dla NATO” i że „odpowiadaliśmy na postzimnowojenne zagrożenia dla interesów i wartości Sojuszu". [2] Inny były urzędnik administracji Clintona podsumował to stwierdzając, że podstawowym „czynnikiem, który przyczynił się do podjęcia przez USA decyzji zaangażowania się w Bośni była potrzeba obrony wiarygodności NATO”. [3] Bałkany stały się niezbędnym narzędziem odpowiedzi na postrzegane wyzwania dla wiarygodności i żywotności NATO. Dla Waszyngtonu korzystanie z istnienia i bliskości NATO w dostarczaniu uzasadnienia dla interwencji na Bałkanach było mniej ważne niż korzystanie z istnienia i bliskości Bałkanów dla uzasadnienia istnienia NATO.

Pomimo że uwaga obecnego rządu Busha skupiona jest na powojennej walce przeciwko terroryzmowi i Irakowi, pozostaje on zagorzałym zwolennikiem NATO i jego rozszerzania. Podejście administracji do szczytu NATO w Pradze w listopadzie 2002 roku cechowało ignorowanie poważnych problemów Sojuszu, pomniejszanie ich lub zacieranie. Dla przykładu, podczas kongresowych przesłuchań w lutym 2002 roku wysoki rangą urzędnik administracji powiedział, że ekspansja NATO była wyrazem tego „jak daleko możemy posunąć się w sprawie wolności” i że musimy wzmocnić zdolności wojskowe NATO i polityczną solidarność. [4] W październiku 2002 roku zwracając się do Parlamentarnego Zgromadzenia NATO inny urzędnik administracji zauważył, że Sojusz „pozostaje zasadniczym ogniwem pomiędzy Europą i Ameryką Północną - miejscem gdzie wolne narody mogą zabezpieczyć pokój, bezpieczeństwo i swobodę.” Nikt jednak nie wyjaśnia co to wszystko oznacza - czyja wolność, pokój, bezpieczeństwo i swoboda są zagrożone? Kim w końcu jest wróg? Jak możliwe jest argumentowanie, że istnieje jakiekolwiek poczucie politycznej solidarności w świetle głębokiego rozłamu w sprawie Iraku? Entuzjaści NATO klepią swą mantrę na pamięć, ale nic z tego nie usprawiedliwia podpierania chylącego się Sojuszu.

Nieunikniony upadek

Istnieje pięć współzależnych powodów, dla których postzimnowojenna retoryka i martwy symbolizm nie odpowiadają już rzeczywistości.

Po pierwsze, odeszło uzasadnione zagrożenie, które usprawiedliwiało istnienie NATO.

Wszystkie trzy administracje od 1991 roku przyznawały wprawdzie, że Związek Sowiecki upadł ale ich czyny rozmijały się ze słowami. Przez ponad dekadę bezpieczeństwo USA przemawiało za współpracą z Rosją, ale strukturalna i funkcjonalna rzeczywistość jest zupełnie inna. Zasadniczo stosujemy zmodyfikowaną wersję modelu z okresu po I wojnie światowej, który wykluczał pokonane Niemcy z organizacji europejskich i zachodnich, niż pozytywniejsze wzorce roku 1815 i 1945 włączania byłych wrogów w nowy system bezpieczeństwa najszybciej i najpełniej jak tylko to było możliwe. W rezultacie fundament, na którym zbudowane są stosunki między NATO i Rosją, tj. dawna Stała Rada i nowa Rada NATO-Rosja, świadczą bardziej o rozdziale i izolacji niż o współpracy i włączeniu. Umacniają one linie podziału w Europie, rozgraniczające niepotrzebnie kontynent na kraje wykluczane i włączane do wspólnoty, z Rosją nadal wyraźnie trzymaną poza nią. [6]

Zasadniczym problemem jest niezdolność postzimnowojennego amerykańskiego i europejskiego przywództwa do wyjścia poza stare organizacje, polityki, filozofie i stworzenia organizacji, polityk i filozofii, które bardziej odpowiadają dzisiejszym czasom. Przez cały okres od zakończenia zimnej wojny i uzyskania przez Stany Zjednoczone pozycji jedynej superpotęgi światowej, amerykańska polityka zagraniczna jest formułowana i kontrolowana przez bardzo małą koterię elit zarówno z partii demokratycznej jak i republikańskiej, które posiadają zbliżone interesy, wartości i poglądy, różniące się między sobą jedynie marginalnie.

Po drugie, cała natura współczesnej polityki europejskiej zmieniła się tak bardzo, że przerosła ona przymierze typu NATO.

Po raz pierwszy od około 1.800 lat nie ma zagrożenia dla Europy na światową skalę, ani ze strony jakiegokolwiek kraju europejskiego, ani układu państw europejskich, który wymaga tak szerokiego i rozbudowanego przymierza jak NATO. [7] W większości wypadków granice są ustalone, nie kwestionowane i pokojowe. Agresywny nacjonalizm (choć nie nacjonalizm jako taki) i pogoń za uzbrojeniem i tworzeniem imperiów, które tak dominowały nad polityką każdej ważniejszej potęgi od XVI po XX stulecie, odeszły.

W Europie Zachodniej polityczne walki i zawiły system regionów, państw i ponadpaństwowych organizacji usunęły wiele z cech suwerenności westfalskiej. Rozpoczęta w marcu 2002 roku konferencja konstytucyjna może rozstrzygnąć ostatecznie co stanie się z pozostałościami tradycyjnej suwerenności w Europie Zachodniej. Sytuacja jest inna w Europie Środkowej, gdzie państwa próbują na nowo ustanowić demokrację i społeczeństwo obywatelskie po latach nazistowskiej i komunistycznej tyrani, a jednocześnie zmagają się ze sprostaniem wymaganiom koniecznym dla przystąpienia do Unii Europejskiej. Upadek systemu stalinowskiego rozwiązał „kwestię sowiecką”, która zdominowała większość drugiej połowy XX wieku. Chociaż nie możemy przewidzieć dokładnie przyszłości Rosji, jest wysoce nieprawdopodobne, że stalinowski system zostanie odtworzony i przez traktowanie Rosji jako równej, wzbogacamy wielce jej perspektywy ustanowienia stabilnego porządku i bardziej tradycyjnych, nieantagonistycznych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi i resztą Zachodu.

Współczesne poczucie bezpieczeństwa w Europie jest nie tylko szersze niż to, dla którego tworzona jest nowa forma NATO, ale też innego rodzaju i najlepiej zostało ujęte w traktacie z Maastricht (1990-1992) i następującym po nim traktacie Amsterdamskim. Traktaty te wypowiadają się o pojęciu bezpieczeństwa, które obejmuje zagadnienia sprawiedliwości, środowiska naturalnego, etniczności, rozwoju ekonomicznego, przestępczości i terroryzmu w uzupełnieniu do węższej, wojskowej definicji bezpieczeństwa. W sekcjach traktatów z Maastricht i Amsterdamu, które odnoszą się do „wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa,” nie wspomina się o NATO, ale jest kilka nawiązań do Unii Zachodnioeuropejskiej. Żaden z traktatów nie przewiduje obrazu NATO jako integralnej części przyszłego bezpieczeństwa Europy, a głównym powodem, dla którego jest tak trudno wprowadzić do tych traktatów zapisy o „wspólnej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa” jest fakt, że NATO oznacza zarówno przeszkodę jak i opóźnienie w tworzeniu przyszłości Europy.

Stany Zjednoczone i wyłaniająca się Europa mają oczywiście wspólne interesy, ale bez tego ogólnego zagrożenia, wobec którego staliśmy w przeszłości, dotyczą one jednak specyficznych zagadnień. Na przykład powiązania ekonomiczne czynią stosunki z Europą niezmiernie ważnymi i to zarówno w kategorii partnerstwa jak i konkurencyjności. Robimy jednak znacznie mniej niż powinniśmy czynić by przygotować się do przyszłości tych stosunków. Dzieje się tak częściowo ze względu na anachroniczne powiązania w kwestiach bezpieczeństwa. Mamy też wspólne interesy w dziedzinach takich jak środowisko naturalne, terroryzm i inne. Żadne z nich nie nadaje się zbyt dobrze do rozwiązania przez NATO czy inny sojusz tego typu. Czasami Stany Zjednoczone i specyficzne kraje europejskie lub grupy krajów mogą potrzebować zaangażowania się we wspólne działania militarne - wojna w Zatoce Perskiej we wczesnych latach 1990-tych czy niedawna wojna w Afganistanie są tego znakomitymi przykładami. W obu przypadkach stworzono koalicje celem uporania się ze specyficznymi problemami i w obu sytuacjach NATO było czymś niewiele więcej niż przystankiem. Niemożliwe było odtworzenie koalicji z czasów wojny w Zatoce Perskiej by zaatakować Irak w roku 2003 i w przeciągu roku lub dwu będziemy mówić to samo o wielostronnej współpracy w Afganistanie. Równocześnie istnieją silne różnice pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i znaczną częścią Europy Zachodniej na temat rosnącej liczby zagadnień - np. jak postępować z Irakiem, izraelsko-palestyńskim horrorem, wypowiedzeniem traktatu ABM, niezgodą w sprawie traktatu z Kioto i zarzutami w prasie europejskiej i ze strony urzędników europejskich na temat „hegemonii amerykańskiej” lub „amerykańskiej superpotęgi.”

Jak twierdzi Robert Kagan, różnice między Stanami Zjednoczonymi i Europą sięgają znacznie głębszych poziomów filozoficznych i antropologicznych. [8] W czasie gdy amerykański pogląd na zaangażowanie w świecie ulega coraz większej ideologizacji, europejski staje się coraz bardziej pragmatyczny. Obie strony demonstrują poczucie wyższości i arogancję w traktowaniu trzeciego świata. W przypadku Europejczyków ma to jednak podłoże bardziej kulturowe, podczas gdy dla Stanów Zjednoczonych jest to boska misja. Tak więc Stany Zjednoczone traktują znacznie poważniej to co Anthony Padgen określa jako „pogląd o domniemanym prawie do panowania nad całym światem”, który jak na ironię był cechą europejskiego imperium w Ameryce. [9]

W atmosferze przemieszczających się interesów i filozofii między Europą i Stanami Zjednoczonymi, Amerykanie i Europejczycy podzielają - przynajmniej w teorii - szacunek dla wartości demokratycznych. Ale to nie wystarcza by utrzymać NATO razem. Istnieje również pogłębiający się rozłam transatlantycki w zakresie podstawowych zagadnień: wielkości, zaawansowania i użycia siły wojskowej; ochrony środowiska naturalnego, priorytetów budżetowych, włączając w to wydatki na cele społeczne; roli suwerenności państwowej, w tym zwłaszcza ewolucji Unii Europejskiej i wiele innych. [10]

Po trzecie, podczas gdy znaczenie NATO jako organizacji bezpieczeństwa na Zachodzie maleje, staje się ono również mniej ważne z punktu widzenia interesów bezpieczeństwa Rosji.

Po zimnej wojnie, przez pewien czas rozszerzanie NATO stanowiło główną obawę rosyjskiej polityki zagranicznej i przywódcy Rosji nieomal jednomyślnie sprzeciwiali się jego powiększaniu uważając to za bezpośrednie zagrożenie dla żywotnych interesów swego kraju.

Jednak w czasie gdy opozycja wobec NATO pozostaje bardzo silna w rosyjskich siłach zbrojnych, dla prezydenta Putina i jego bezpośredniego kręgu przywódców szczególne znaczenie NATO dla interesów bezpieczeństwa Rosji obniżyło się dramatycznie od czasu ataków terrorystycznych 11 września. Na przykład sprzeciw Putina i innych rosyjskich dygnitarzy wobec włączenia państw bałtyckich do NATO - co wywołało kryzys w stosunkach rosyjsko - zachodnich kilka lat temu - praktycznie przestał stanowić problem. Rząd Putina poparł ustanowienie baz USA w Azji Środkowej po 11 września, w obszarze uważanym nadal za część rosyjskiej „bliskiej zagranicy,” co było nie do pomyślenia przed atakami terrorystycznymi. Ponadto, sprzeciw wobec decyzji administracji Busha wycofania się z układu ABM z 1972 roku był bardzo umiarkowany. Wreszcie poważne spory pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i ich partnerami NATO w "Starej Europie" w sprawie Iraku najwyraźniej przekonały Putina, że największą korzyścią dla interesów bezpieczeństwa Rosji będzie trzymanie przymierza „na dystans”.

Nowe, umiarkowane nastawienie Putina do NATO nie oznacza, że staje się on „prozachodni”. Pozostaje on jak zawsze prorosyjski, ale interesy Rosji i jej formy zaangażowania w polityce międzynarodowej zmieniły się zasadniczo. Dziś, pod rządami Putina Rosja ma cztery główne interesy w dziedzinie bezpieczeństwa:

(1) odwrócenie odśrodkowych tendencji w państwie rosyjskim;

(2) rozwój ekonomiczny, osiągalny szczególnie dzięki związkom z Zachodem i bezpieczna pozycja na rynku ropy;

(3) zwalczanie terroryzmu;

(4) Chiny.

Chociaż przebudowa państwa rosyjskiego i rozwój ekonomiczny są najważniejszymi długoterminowymi celami, to bitwa przeciwko terroryzmowi jest najważniejszym współczesnym problemem bezpieczeństwa stojącym za zabiegami Moskwy wobec Zachodu. Zwłaszcza po 11 września Moskwa dostrzegła zbieżność interesów między walką USA z al Qaedą i rosyjskimi zmaganiami z muzułmańskimi separatystami w regionie kaukaskim, oskarżając „Osama bin Laden i al Qaedę, iż znajdują się za jej problemami w Czeczenii.” [11] Ostrożne publiczne uznanie przez Waszyngton, że Moskwa stoi w obliczu zagadnienia „terroryzmu” w Czeczenii zostało przyjęte z zadowoleniem przez Putina, chociaż oczekuje on większego poparcia.

Dla większości rosyjskich przywódców - bardziej niż dla ich amerykańskich odpowiedników - wydarzenia 11 września 2001 doprowadziły ostatecznie do końca zimnej wojny. Obawy związane z terroryzmem skłoniły Putina do szukania nowych strategicznych stosunków z Zachodem, które jak chciałby zastąpiłyby NATO i zakończyłyby sztuczny podział na Wschód i Zachód. Wkrótce po 11 września Putin zauważył, że „wszystkie państwa ponoszą odpowiedzialność za terrorystyczne ataki na Stany Zjednoczone, gdyż pokładały one wiarę w przestarzałe systemy bezpieczeństwa ..... zawiedliśmy nie dostrzegając zmian jakie zaszły w ostatnich 10 latach.” [12]

Putin wie, iż rozmontowanie NATO i zbudowanie nowego porządku bezpieczeństwa nie jest jeszcze na czasie. Wobec tego gotów jest przystać na nowe stosunki między Sojuszem i Rosją, które skoncentrują się na terroryzmie. [13] W zamian Rosja „przemyśli sprzeciw wobec rozszerzenia NATO” i ustanowi regularne, konkretne spotkania między Sojuszem i Rosją, które skoncentrują się na terroryzmie. [13] Zamierzeniem tego jest wzajemne zbliżenie Moskwy i NATO. Jednak jest to zwycięstwo bez większego znaczenia. Nowa Rada NATO - Rosja będzie „ściśle ograniczona i 19 członków Sojuszu zastrzegło sobie prawo podejmowania dowolnego tematu uważanego za wyłączny problem Sojuszu”. [13] Rosja jest znów przy stole, ale jako gość, nie jako członek rodziny, zaś napięcie trwa nadal między interesami bezpieczeństwa świata realnego i istniejącego jedynie w umysłach garści kierowanych inercją twórców polityki. Putin wyraźnie rozumie tę różnicę.

Po czwarte, faktycznie rozszerzenie na Wschód szkodzi słusznym interesom nowych członków NATO.

Członkostwo w NATO nie chroni państw Europy Środkowej i Wschodniej przed jakimikolwiek rozpoznawalnymi zagrożeniami bezpieczeństwa. Utartym argumentem wysuwanym przez entuzjastów NATO jest twierdzenie, że nowi członkowie staną się raczej konsumentami ochrony niż jej dostarczycielami. Tylko że raz jeszcze - ochrona przeciwko czemu czy komu? Jakie jest dla przykładu zagrożenie bezpieczeństwa Węgier, Słowacji, Czech czy nawet Polski, które wymaga członkostwa w NATO? Nie ma takiego tradycyjnego zagrożenia bezpieczeństwa dla tych krajów, z którym Europejczycy nie mogliby poradzić sobie sami - gdyby tylko mieli ku temu wolę polityczną.

Argumentem towarzyszącym zwolennikom rozszerzenia NATO jest przekonanie, że Sojusz będzie rozwijać demokrację a nawet społeczeństwo obywatelskie. Opracowane w roku 1995 „Studium na temat rozszerzenia NATO” argumentowało, iż głównym racjonalnym uzasadnieniem dla ekspansji jest „chronienie dalszego demokratycznego rozwoju jego nowych członków”. [14] Słuszne jest twierdzenie, że NATO uchroniło demokrację Europy Zachodniej przed zagrożeniem ze strony Związku Sowieckiego i Układu Warszawskiego, ale Sojusz nie przyniósł demokracji ani społeczeństwa obywatelskiego do Europy Zachodniej gdy został ustanowiony w roku 1949, ponieważ Europa Zachodnia miała już za sobą długą tradycję demokratyczną. Podobnie, NATO nie przyniosło, ani nie przyniesie demokracji i społeczeństwa obywatelskiego na Wschód. Jak stwierdził Dan Reither w podsumowaniu studium o demokracji w Europie Środkowej „członkostwo w NATO nie było konieczne dla demokratyzacji, ponieważ każdy nowy kraj NATO był już zaangażowany w demokrację na skalę narodową”. [17] Jest też teoretyczny i praktyczny problem związany z tym rozumowaniem. NATO wymaga by kraje kandydackie miały już funkcjonujący system demokratyczny zanim zostaną zaakceptowane jako członkowie. W myśl samych założeń, NATO nie może przynieść demokracji krajom, które już ją ustanowiły jako warunek wstępny członkostwa.

Rozszerzenie NATO stawia członków z Europy Środkowej i Wschodniej w niepotrzebnie i gwałtownie osłabionej pozycji politycznej i finansowej. W szczególności kraje Europy Środkowej i Wschodniej stają się coraz silniej uwikłane w konflikt lojalności pomiędzy NATO i Unią Europejską. Pomimo propagandy, że NATO i UE są dwoma słusznie dopełniającymi się nawzajem drogami rozwoju, w rzeczywistości stają się one coraz bardziej konkurencyjne w zabiegach o uwagę, lojalność i zasoby. Chociaż problem ten nabiera rozmachu w Europie Zachodniej, w Europie Środkowej i Wschodniej staje się on szczególnie dotkliwy, gdyż baza zasobów jest tam wyraźnie mniejsza a polityczne powiązania bardziej kruche.

W rezultacie „od chwili przystąpienia do NATO 12 marca 1999 roku Polska, Węgry i Czechy doświadczyły trudności integracyjnych”, [18] ponieważ realne wymagania gospodarcze i społeczne doprowadziły do „zahamowań ekonomicznych” i „braku woli politycznej”. [19] Nadal NATO i władze UE kontynuują presję na te siermiężne gospodarki by wywiązywały się z trudnych, a czasem będących z sobą w sprzeczności zobowiązań, które podminowują naglące programy ekonomiczne i społeczne. Dobrym przykładem dla Polaków, Czechów i Węgrów jest wielomiliardowej wartości współzawodnictwo o sprzedaż myśliwców F-16 produkowanych przez Lockheeda Martina [20] i Grippena JAS-39, wytwarzanych przez Saab i BAE Systems. Te trzy kraje nie mogą sobie pozwolić na zakup ani F-16, ani Grippenów, co wynikaj z faktu, że koszt naprawy szkód wywołanych przez powodzie w Czechach podczas wiosny 2002 roku stał się przeszkodą dla rządu czeskiego w nabyciu Grippenów. [21] Węgry stoją w obliczu podobnych ograniczeń, a nawet większej Polsce tak bardzo brakuje pieniędzy, że na początku 2003 roku zgodziła się kupić 48 samolotów Lockheed Martin Block 52 F-16 C/D za 3.5 do 4 miliardów dolarów, ale tylko pod warunkiem, że Warszawa otrzyma 100% offset. [22] Ironią jest, że jeśli cokolwiek podminuje kiełkujące demokracje Europy Środkowej i Wschodniej, będzie tym ich niezdolność do finansowania krytycznych programów ekonomicznych i socjalnych ze względu na wymagania NATO. Rumunia dostarcza pierwszego przykładu tego co może się stać powszechnym zachowaniem w chwili gdy nowozaproszone kraje Europy Środkowej przygotowują się do formalnego przyłączenia się do Sojuszu, prawdopodobnie w roku 2004. Zaledwie rok temu, szanse Rumunii na otrzymanie zaproszenia wydawały się mgliste, ponieważ nie spełnia ona wielu kryteriów określonych przez Plan Działań na rzecz Członkostwa (MAP). Ale wówczas, z zamiarem poprawienia swych szans, Bukareszt aktywnie umizgiwał się do Waszyngtonu popierając większość posunięć z antyterrorystycznej strategii administracji Busha i podpisując bilateralną umowę o „nie przekazywaniu amerykańskich żołnierzy nowemu Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu.”[23] Chociaż ten gambit udał się, poirytował on europejskich przywódców i jak się mówi „zaszkodzi szansom Rumunii na uzyskanie miejsca wewnątrz UE.” [24] W podobnym tonie przewodniczący Komitetu do spraw zagranicznych Parlamentu Europejskiego zauważył, że poparcie niektórych krajów środkowo- i wschodnio-europejskich dla polityki USA w Iraku „może ostatecznie zagrozić przyjęciu tych kandydatów do UE”. Były francuski prezydent Valery Giscard d’Estaing, obecny przewodniczący Konwentu d/s przyszłości Europy, poszedł w jego ślady ostrzegając kandydujące kraje, że traktat z Maastricht wymaga od wszystkich członków popierania „bez zastrzeżeń stanowiska polityki zagranicznej UE.” [25]

Ponadto członkostwo w NATO - włączając w to podatność na wpływy zachodnich sprzedawców broni - szkodzi zdolności tych krajów do radzenia sobie z pojawiającymi się autentycznymi problemami bezpieczeństwa. Zagadnienia społeczne i sprawiedliwość ekonomiczna, przestępczość i korupcja, degradacja środowiska i pojednanie etniczne wpływają bardziej bezpośrednio na bezpieczną przyszłość tych krajów, niż ich zmaganie o usatysfakcjonowanie trudnych do pojęcia wymagań członkostwa. Zatem zamiast naciskać na te kraje by wydawały swoje ograniczone środki na NATO, Waszyngton powinien zachęcać je do skoncentrowania się wyłącznie na organizacjach europejskich i regionalnych, które są lepiej przygotowane do niesienia pomocy w rozwiązywaniu rzeczywistych pilnych spraw krajów Europy Środkowej i Wschodniej. [26]

Po piąte, od czasu zakończenia zimnej wojny programy NATO i jego instrumenty działania rozrosły się jak widać znacznie a racjonalne uzasadnienie jego organizacji zmieniło się.

Praktycznie każdy szczyt - szczególnie od upadku komunizmu - zajmował się próbą ponownego zdefiniowania czy też „wymyślenia na nowo” NATO siląc się na ignorowanie historii i czynienie Sojuszu liczącym się w nowej rzeczywistości. Poniższe postzimnowojenne programy i rozumowanie stanowią tego ilustrację.

Połaczone Siły Specjalnego Zastosowania (CJTF)

Program CJTF ustanowiony został w latach 1993-1994 by zapewnić „elastyczność potrzebną do wysyłania w trybie pilnym sił „skrojonych” dokładnie z myślą o specyficznej sytuacji. CJTF może być również dostępny dla operacji Unii Zachodnioeuropejskiej podejmowanych przez sojuszników europejskich.” [27] Krótko mówiąc, program CJTF pozwala na to by zasoby NATO użyte zostały w zazwyczaj krótkoterminowej operacji interesującej jednego lub paru członków NATO (faktycznie, CJTF używany był w większości przez Stany Zjednoczone i Zjednoczone Królestwo). Chociaż CJTF niewątpliwie wzmacnia elastyczność pod względem użycia ludzi i środków, jest to elastyczność napędzana odśrodkową rzeczywistością rozdrobnionego przymierza, co z kolei odzwierciedla rosnącą rozbieżność interesów i wartości. Zatem nieomal każde wysłanie sił może być określone jako użycie CJTF. Ironią jest, że CJTF, który był ustanowiony jako mechanizm zachowania jedności NATO i jego celu stał się czymś zupełnie innym od pierwotnych zamierzeń.

Plan Działań na rzecz Członkostwa w NATO (MAP)

MAP ustanowiony został w roku 1999, podczas waszyngtońskiego szczytu NATO, by dać „kandydatom ścisły program, skonstruowany z myślą o pomnożeniu im w nakreśleniu „mapy drogowej” wiodącej do przyszłego członkostwa.” [28] MAP przedstawiał pięć szerokich zagadnień, które zaplanowano z myślą o udzieleniu szczegółowych wytycznych ewentualnym przyszłym członkom, mającym przyłączyć się do NATO na podstawie Artykułu 10 Traktatu Waszyngtońskiego. [29] Jednak MAP był w zasadzie fikcją.

Po pierwsze, przed 11 września kwatera główna NATO zapowiadała, że procedura MAP wymagałaby od państw-kandydatów zastosowania się do bardzo wysokich standardów, jeśli chcą one stać się członkami NATO, ale po 11 września uległo to zmianie. Praktycznie żaden z krajów poproszonych o przyłączenie się do przymierza podczas Szczytu w Pradze w listopadzie 2002 roku nie spełniał rygorystycznych wymagań MAP. Testem członkostwa stała się teraz odpowiedź na pytanie jak chętnie i jak szybko kandydujący kraj gotów będzie przyłączyć się do prowadzonej przez USA „wojny z terroryzmem.”

Po drugie, MAP stał się niepotrzebnie kopią istniejącego już dokumentu. Praktycznie każda część jego pięciu rozdziałów, szczególnie zaś sekcje polityczne i ekonomiczne, zawarte już są w „Acquis Communautaire”, który nakreśla wymagania członkostwa Unii Europejskiej - a członkostwo UE ma zapewne o wiele większe znaczenie dla przyszłości Europy Środkowej i Wschodniej niż członkostwo w NATO.

Po trzecie, z chwilą gdy nowi członkowie zgodzą się na wojskowe, obronne i dotyczące zasobów materialnych i ludzkich wymagania przymierza, będą oni naciskani by podjąć zobowiązania odnośnie programów, instrumentów działania i sprzętu, na który ich nie stać i którego nie potrzebują. Widzimy już obecnie szkodliwe efekty tych nacisków w Polsce, na Węgrzech i w Czechach i będą one wywierały nawet bardziej negatywny skutek na nowych rekrutów stosunkowo biedniejszych.

Inicjatywa Zdolności Obronnych (DCI)

Zamierzeniem zapoczątkowanej również podczas waszyngtońskiego szczytu NATO w roku 1999 DCI było przygotowanie przymierza na „wyzwania dla bezpieczeństwa w XXI stuleciu” poprzez zmodernizowanie zdolności militarnych w pięciu zachodzących na siebie dziedzinach (58 specyficznych dziedzin niedociągnięć): zdolności do dokonania manewru, do wysyłania i rozmieszczenia sił, do przetrwania, do skutecznego zaangażowanie się w walce, do wymiany informacji. [30] Było to pomyślane jako dalekosiężny, ambitny plan dotyczący nie tylko wyzwań dla bezpieczeństwa w obrębie Europy, ale zwłaszcza jako środek umożliwiający NATO „wysłanie sił do miejsc odległych kryzysów”.

DCI była chyba najważniejszym programem uzgodnionym przez szczyt w 1999 roku, ponieważ miała ona na celu odwrócenie poszerzającej się luki technologicznej i materiałowej między Stanami Zjednoczonymi i Europą. Inicjatywa miała prowadzić do ściślejszego, równiejszego i bardziej operacyjnego przymierza wojskowego, które mogłoby wysłać znaczne siły w jakiekolwiek miejsce na świecie na długie okresy czasu. Pomimo optymistycznych nadziei Grupy Sterującej Wysokiej Rangi wyznaczonej do nadzorowania DCI, program ten okazał się nieomal zupełnym fiaskiem. Wobec europejskich budżetów obronnych pozostających na tym samym poziomie lub obniżających się i przy budżecie obronnym USA mającym jak się proponuje przekroczyć w 2009 roku 500 miliardów dolarów, luka ta powiększy się jeszcze bardziej. [31] Jednak znacznie ważniejsza od rozbieżności w zwykłych zdolnościach militarnych, jest luka odzwierciedlająca rozbieżności w wartościach i interesach. Europejczycy, gdyby tylko tego zechcieli, posiadają zadowalające możliwości technologiczne, ekonomiczne i talent by zmniejszyć znacząco „lukę w zdolnościach”. Brakuje im tylko pragnienia lub dostrzeżenia potrzeby bezpieczeństwa, która wymaga by tego dokonali.

Szczyt Przekształceniowy

Nowy Praski Komitet Możliwości (PCC) utworzony podczas Szczytu Praskiego miał skoncentrować się na 12 szerszych zagadnieniach (w czterech głównych „koszykach”) wymagających udoskonalenia. Było to usiłowanie przywrócenia do życia nie udanego DCI. Tym razem jednak nowa Inicjatywa NATO Przekształceń Obronnych (NDTI) „zawęziła uwagę na nowych misjach i ..... małych ale starannie dobranych siłach potrzebnych do ich realizacji.” [32] Zakładano, że każdy kraj z góry zobowiąże się do wypełniania pewnych potencjalnych funkcji, jako jedno lub więcej ze swych zadań, wiodących do tzw. niszowych odpowiedzialności najmniejszego nawet członka, zależnie od jego postrzegalnych „względnych zalet”. [33] Niestety, jest wysoce prawdopodobne, że PCC okaże się równie nieudanym jak jego poprzednik. Nic ważnego nie zmieniło się od roku 1999 by uczynić sukces tym razem bardziej możliwym do osiągnięcia. Podobnie jak w przeszłości, zarówno nowi jak i dawni członkowie nie będą mieć przekonujących powodów dla kontynuowania tego programu. Stwierdzą, że jest on zbyt kosztowny lub powodowani bardziej pilnymi sprawami po prostu zignorują go. Tak samo jak DCI, nowy PCC/NDTI spełźnie na niczym i umrze w wyniku apatii.

Uczestnicy Szczytu Praskiego zatwierdzili również wspólną Siłę Przeciwdziałania NATO (NRF) podległą dowództwu CJTF i mającą składać się z „technologicznie zaawansowanych, elastycznych, gotowych do wysłania, współdziałania pomiędzy sobą i zdolnych do przetrwania sił włączając w to morskie i powietrzne elementy gotowe wyruszyć szybko gdziekolwiek byłyby one potrzebne. [34] Zamierzeniem NRF jest też popieranie i ulepszanie „zdolności militarnych przymierza”. Innymi słowy, NRF jest pomyślana tak by stać się narzędziem NDTI, a nie DCI. Szczyt zatwierdził również bardziej „okrojoną”, sprawniejszą i efektywną strukturę dowodzenia i postulował „wzmocnienie” programu CJTF. Tylko dlaczego którakolwiek z tych inicjatyw ma być bardziej skuteczna niż te, które wyszły ze Szczytu Waszyngtońskiego? Te same problemy istnieją, a nawet zaostrzyły się, szczególnie w rezultacie niezgody pomiędzy Waszyngtonem i kilkoma europejskimi krajami NATO w sprawie Iraku. Znaczna poprawa i wzajemne współdziałanie w dziedzinie technicznej ustąpi miejsca rozbieżnym interesom i wartościom, mniejsi zaś członkowie załamią się pod presją finansową oraz sprzecznymi i wzajemnie się wykluczającymi wymogami bezpieczeństwa. NRF, która w tej chwili jest zaledwie koncepcją, również jest zagrożona przez te same naciski - częściowo dlatego, że utrzymywanie takiej jednostki o wysokim stopniu gotowości do wysłania jest niezmiernie kosztowne, jednak co ważniejsze, jej rozbudowa spotykać się będzie z rozmaitymi naciskami i presjami politycznymi.

Podsumowując, CJTF ma szansę zostać najbardziej udaną z inicjatyw NATO. CJTF - stare czy nowe - istnieją i są używane tylko dlatego, że spójność i cele NATO są tak niespójne i słabe. Gdyby NATO było rodzajem organizacji bezpieczeństwa, takiej jaką widzieli jej protagoniści, CJTF byłyby nie tylko zbędne ale stałyby się dla niej anatemą.

Układ bezpieczeństwa zbiorowego a nie układ bezpieczeństwa

Gdy zimna wojna odeszła do historii, entuzjaści NATO zaczęli argumentować, że sama istota przymierza musi się zmienić, jeśli ma ono nadal istnieć. Zatem jak Henry Kissinger zauważył, NATO „stało się bardziej zbliżone do organizacji zbiorowego bezpieczeństwa jak np. Organizacja Narodów Zjednoczonych, niż do tradycyjnego przymierza.” [35] Jeśli Sojusz ma przetrwać, musi znaleźć racjonalne uzasadnienie dla swego istnienia, które nie opiera się na istnieniu wyraźnie określonego wroga czy nawet potencjalnego wroga. Luźno skonstruowana „organizacja zbiorowego bezpieczeństwa” stała się odpowiedzią na to pytanie.

W rzeczywistości te dwa typy przymierza tak samo wyrażają odmienność. Nawet w zbiorowym „układzie bezpieczeństwa” istnieć musi przynajmniej jakaś nadrzędna wspólna więź bezpieczeństwa, która utrzymuje razem uczestników. Jak zauważono wcześniej, coś zupełnie przeciwnego ma miejsce - nie tylko w zagadnieniach bezpieczeństwa ale też i w dziedzinie polityki. Po zakończeniu zimnej wojny okazało się, że NATO nie zaspokaja nawet najbardziej elementarnych wymogów tego czym powinno być przymierze. Na przykład nie zadowala ono ani „pięciu ..... cech międzynarodowego przymierza” Stephena Walta, ani też teorii tworzenia i kierowania przymierzem Glenna Snydera. [36] Im bardziej oddalamy się od zimnej wojny, tym bardziej poważnymi tarciami będą stawać się te spory, gdyż zespół wzajemnych wartości i interesów Stanów Zjednoczonych i Europy rozchodzi się coraz bardziej. Dwa niedawne przykłady ilustrują ten argument.

Po pierwsze, po 11 września europejscy członkowie NATO zadeklarowali w oparciu o „Artykuł 5” generalne poparcie dla Stanów Zjednoczonych w ich wojnie przeciwko terroryzmowi i akcji wojskowej w Afganistanie. To był pierwszy przypadek w historii NATO formalnego powołania się na Artykuł 5 i jest to też chyba ostatni raz, pomimo argumentu, że „współczesny terroryzm i rozprzestrzenianie się Broni Masowego Zniszczenia (WMD) są zagrożeniami objętymi Artykułem 5.” [37] Stany Zjednoczone wzgardziły europejską akcją i czyniąc tak, Waszyngton zasygnalizował, że nie potrzebował NATO, a europejscy sojusznicy niewiele liczyli się z punktu widzenia największego zagrożenia, być może od ataku na Pearl Harbor, żywotnych interesów USA.

Po drugie, różnice w sprawie Iraku ilustrują poszerzającą się rozbieżność w interesach i wartościach pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i kilkoma ważnymi krajami europejskimi, szczególnie Francją i Niemcami. Różnice te nie są powierzchowne. Są one zakorzenione w zasadniczych filozoficznych rozbieżnościach, które nie mogą być zbagatelizowane przez stwierdzenie, że „zawsze istniały różnice między państwami NATO.” Tym razem polityczne utrzymanie się niemieckiego i być może francuskiego rządu opiera się na ich polityce w kwestii irackiej. W obu przypadkach sukces polityczny polega coraz bardziej na nie zgadzaniu się z Waszyngtonem w wielu najistotniejszych zagadnieniach międzynarodowych. Jednocześnie polityka USA - albo rozmyślnie, albo przez przypadek - dokonuje podziału Europy i tym samym szkodzi europejskim wysiłkom znalezienia wspólnych podstaw dla przyszłości Europy i podkreśla nie liczenie się z nią gdy idzie o interesy bezpieczeństwa USA.

Pozostawiając przeszłość za sobą

Europejczycy będą musieli podjąć inicjatywę by wyjść poza anachronizmy bezpieczeństwa takie jak NATO, bo nie stanie się tak w rezultacie przywództwa USA. Waszyngton będzie trzymał się kurczowo NATO a nawet rozpaczliwie i będzie kontynuował fabrykowanie skomplikowanych, nieskutecznych, czy wręcz szkodliwych mechanizmów, by „udowodnić” wagę i żywotność Sojuszu. Dla Waszyngtonu NATO jest instytucją bezpieczeństwa najlepiej odzwierciedlającą statyczny obraz świata, który USA lubią najbardziej - nie robi żadnej różnicy, że przymierze nie spełnia już jakiejkolwiek użytecznej funkcji bezpieczeństwa. Amerykańska klasa polityczna nie otrząśnie się dobrowolnie z tej wizji bez względu na to jak bardzo świat się zmieni.

Z drugiej strony, Europejczycy są bardziej gotowi dostrzec i zaadoptować zmiany jakie następują w strukturze międzynarodowego systemu. Zmagają się z przemianą i są głębiej zaangażowani w transformację niż Stany Zjednoczone. Europejczycy osiągnęli krytyczny moment w tworzeniu „przestrzeni europejskiej”. Niewątpliwie kwestie poszerzenia wobec pogłębienia UE, problemy Europy o różnych prędkościach, stabilność silnej pozycji euro, słuszność Wspólnej Polityki Rolnej (CAP), a nawet zagadnienie consensusu lub rządów większości w UE są bardzo ważne i będą z czasem rozwiązane w ten czy inny sposób. Jednak krytycznym zagadnieniem, które w sposób ostateczny określi naturę i charakter kooperacji europejskiej jest cała sfera polityki zagranicznej i bezpieczeństwa - jest to kwestia, z którą Europejczycy nie radzą sobie obecnie zbyt dobrze.

O ile Stany Zjednoczone zaślepione są swym własnym przekonaniem o słuszności, to Europejczycy są emocjonalnie sparaliżowani swą nieśmiałością. Z różnych przyczyn zatem obie strony niezdolne są wyrwać się z zimnowojennych kleszczy NATO, pomimo większego potencjału Europejczyków do wyzwolenia się z tego obezwładnienia. By tego dokonać, będą musieli uznać, że prowadzenie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa jest najbardziej fundamentalną dziedziną, którą określa jakiekolwiek państwo. Europejczycy, niezdolni w pełni do zadbania o swe własne stosunki z innymi państwami i organizacjami politycznymi na scenie międzynarodowej, są obecnie „de facto wojskowym protektoratem Stanów Zjednoczonych,” [38] . Szczytem zniewolenia jest posiadanie własnej polityki zagranicznej i obronnej ustalanej przez kogoś innego.

Europejczycy zrobili niezdecydowany pierwszy krok próbując stworzyć Wspólną Politykę Zagraniczną i Bezpieczeństwa (CFSP) i Europejską Politykę Bezpieczeństwa i Obrony (ESDP). Wysiłki w obu dziedzinach mają długą historię, sięgającą roku 1960 i 1970, kiedy to „państwa członkowskie Wspólnoty Europejskiej współpracowały i starały się konsultować między sobą na temat głównych problemów międzynarodowych.” [39] Wysiłki prowadzone w ramach Single European Act z 1986 zostały wzmocnione poważnie przez traktat z Maastricht z 1993 roku i układ Amsterdamski z roku 1999 oraz układ Nicejski z 2001 roku, a w sprawach bezpieczeństwa zwłaszcza w czasie spotkania Rady Kolońskiej w roku 1999 oraz przez Podstawowe Cele Helsinek (HHG), które mają być osiągnięte w 2003 roku. [40]

Jednak wysiłki te ugrzęzły i pozostaną w martwym punkcie tak długo dopóki Europejczyków będzie krępował mit, iż NATO i jego tradycja stanowią klucz do sukcesu w przyszłości. Chociaż dyskusja w ramach obecnej Europejskiej Konwencji Konstytucyjnej nie przewiduje większej roli dla polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, nie ma jednak powodów, dla których może jej poszerzyć o te zagadnienia. [41]

Platforma i precedens istnieją, brakuje tylko woli politycznej. Europejczycy powinni zacząć kreślić swą własną drogę, wykorzystując ku temu opcje Artykułu 13 Traktatu NATO i ogłosić intencję wycofania się z przymierza. Ironią jest fakt, że ostry transatlantycki spór w sprawie Iraku być może zapoczątkował już ten proces.

Słowniczek skrótów:

ABM - Anti Ballistic Missiles Treaty - Traktat o Nie Rozprzestrzenianiu Rakiet Balistycznych z 1972 roku;

MAP - Membership Action Plan - Plan Działań na rzecz Członkostwa [w NATO];

CJTF - Combined Joint Task Forces - Połączone Siły Specjalnego Zastosowania;

DCI - The Defense Capabilities Initiative - Inicjatywa Zdolności Obronnych;

PCC - Prague Capabilities Committee - Praski Komitet Możliwości;

NDTI - NATO Defense Transformation Initiative - Inicjatywa NATO Przekształceń Obronnych;

NRF - NATO Reaction Force - Siła Przeciwdziałania NATO;

CAP - Common Agricultural Policy - Wspólna Polityka Rolna;

WMD - Weapons of Mass Destruction - Bronie Masowego Zniszczenia;

CFSP - Common Foreign and Security Policy - Wspólna Polityka Zagraniczna i Bezpieczeństwa;

ESDP - European Security and Defense Policy - Europejska Polityka Bezpieczeństwa i Obrony;

HHG - Helsinki Headline Goals - Podstawowe Cele Helsinek.

Przypisy:

1. David Steele, Lord Salisbury - A Political Biography, Routledge, New York 1999, s. 121.

2. Congressional Digest 75 (February 1996), 33; “Summary of U.S. Government Policy on Bosnia,” released by the Bureau of European and Canadian Affairs, US Department of State, 16 July 1998; press briefing on the NATO Summit and Kosovo, the White House, Washington, D.C., 20 April 1999; statement by Secretary of State Albright before the Senate Foreign Relations Committee, Washington, D.C., 20 April 1999.

3. Ivo Daalder, Getting to Dayton. The Making of America’s Bosnia Policy, Brookings Institution, Washington 2000, s. 164.

4. Comments by Undersecretary of Defense for Policy, Douglas Feith, the Armed Forces Press Service, 28 February 2002.

5. Statement by Undersecretary of State for Political Affairs, Marc Grossman, Department of State Bulletin, 9 October 2001.

6. The Financial Times, 15 May 2002.

7. Terroryzm nie pasuje do ustawy, ponieważ w Europie jest rozproszony, sporadyczny i o wiele mniej ostry niż w Stanach Zjednoczonych. Wszystko to wymaga innego rodzaju odpowiedzi niż ta, której zdolne jest udzielić NATO. W skrócie, Sojusz nie posiada narzędzi zwalczania terroryzmu.

8. Robert Kagan, Power and Weakness, Policy Review No. 113, June & July 2002.

9. Anthony Padgen, Lords of All the World - Ideologies of Empire in Spain, Britain and France (1500-1800), Conn.: Yale Univ. Press, New Haven 1995, ss. 5, 8.

10. Jak jasno pokazuje brak zgody między krajami europejskimi wobec polityki Waszyngtonu w stosunku do Iraku, Clearly, państwa europejskie nie są zawsze jednomyślne we wszystkich kwestiach transatlantyckich. Podziały wewnątrzeuropejskie nie podminowują zasadniczego punktu i kiedy obecny kryzys w sprawie Iraku wygaśnie, zjawiska odśrodkowe oddzielające Stany Zjednoczone od Europejczyków ulegną przyspieszeniu.

11. New Dawn for Russia, European Defence, bez daty, http://www.European-defence.co.uk/article14.html

12. BBC World News Report, 25 September 2001.

13. Der Spiegel, 3 October 2001.

14. Russia Ready to Rethink Stand on NATO: Putin, Dawn, 4 October 2001, http://www.dawn.com/2001/10/04/int5.htm

15. http://64.69.109.103/mic/eaabstract.cfm

16. NATO Basic Texts, Study on NATO Enlargement, rozdział 1, Purposes and Principles of Enlargement, http://www.nato.int/docu/basictxt/enl-9502.htm

17. Dan Reiter, Why NATO Enlargement Does Not Spread Democracy, International Security 25 (Spring 2001), s. 60.

18. Jeffrey Simon, NATO’s Membership Action Plan and Defense Planning, Problems of Post-Communism 48 (May-June 2001), s. 28.

19. Ibid., s. 30.

20. Dipankar De Sarkar, EUROPE: Arms Trade Launches All-Out Sales Blitz on New NATO Members, World News, 18 July 2001: http://www.oneworld.org/ips2/jul/nato.html

21. Aerospace Daily, 28 August 2002.

22. Fort Worth Business News, 13 February 2003.

23. Institute for War and Peace Reporting, Romania: Courting NATO Harms EU Hopes, 21 August 2002.

24. Ibid.

25. Radio Free Europe/Radio Liberty news line, 10 February 2003.

26. Chociaż UE jest organizacją najwazniejszą dla przyszłości Europy Środkowo-Wschodniej, inne organizacje, takie jak Europejska Brygada Południowowschodnia (SEEBRIG) i Europejska Południowowschodnia Rządowa Procedura Obronna (SEEDM) są potencjalnie ważniejsze z punktu widzenia specyficznych kwestii bezpieczeństwa tych krajów niż NATO.

27. Anthony Cragg, The Combined Joint Task Force Concept: A Key Component of the Alliance’s Adaptation, NATO Review 44 (July 1996), http://www.nato.int/docu/review/1996/9604-2.htm Zobacz także: NATO Fact Sheets, The Combined Joint Task Forces Concept, http://www.natoint/docu/facts/2000/cjtf-con.htm

28. NATO Fact Sheets, NATO’s Membership Action Plan, http://www.natoint/docu/facts/2000/nato-map.htm Zobacz także: Membership Action Plan, Press Release NAC-S(99)66, 24 April 1999, http://www.nato.int/docu/pr/1999/p99-066e.htm

29. Pięć rozdziałów programu MAP: (1) zagadnienia polityczne i ekonomiczne, (2) kwestie obronne i wojskowe, (3) problemy zasobów, (4) zagadnienia bezpieczeństwa, (5) kwestie prawne.

30. NATO Fact Sheets, NATO’s Defence Capabilities Initiative, http://www.natoint/docu/facts/2000/nato-dci.htm

31. The Washington Post, 31 January 2003.

32. Jeffrey Simon, NATO at a Crossroads: Can it Cope with Post-September 11th and Enlargement Challenges?, nieopublikowany artykuł, Institute For Security Studies, National Defense University, s. 3.

33. Testimony by Thomas Szayna (RAND Corporation) before the Committee on NATO Enlargement of the US House of Representatives, Committee on International Relations, Sub-Committee on Europe, 17 April 2002.

34. Prague Summit Declaration, issued 21 November 2002.

35. A Dangerous Divergence, The Washington Post, 10 December 2002, op-ed.

36. Stephen M. Walt, The Origins of Alliances, Cornell Univ. Press, Ithaca, N.Y. 1987, rozdział 2; Glenn H. Snyder, Alliance Politics, Cornell Univ. Press, Ithaca, N.Y. 1997, rozdział 2 i 6.

37. Richard L. Kugler, Preparing NATO to Meet New Threats: Challenge and Opportunity, US Department of State, International Information Programs, 27 March 2002: http://usinfo.state.gov/topical/pol/nato/02032800.htm

38. Zbigniew Brzeziński et al., Living With the New Europe, The National Interest No. 60 (Summer 2000).

39. Council of the European Union, Common Foreign and Security Policy/European Security and Defense Policy: http://ue.eu.int/pesc/pres.asp?lang=en.

40. Niektórzy specjaliści uważają, iż wysiłki czynione przez Europejczyków by znaleźć wspólny fundament pod politykę zagraniczna i bezpieczeństwa sięgają wstecz do idei Europejskiej Wspólnoty Obronnej (Plan Plevena) z lat 1966-1967.

41. Ustęp III, artykuł 13 projektu wstępnego Układu Konstytucyjnego dostarcza ample usprawiedliwienia dla śmiałych posunięć w sferze polityki zagranicznej i bezpieczeństwa.

Dr. Steven E. Meyer jest profesorem nauk politycznych na Industrial College of the Armed Forces, National Defense University w Waszyngtonie D.C. Jest absolwentem Uniwersytetu Wisconsin i posiada stopień magistra nauk politycznych uzyskany na Uniwersytecie Fordhama oraz doktorat obroniony na Uniwersytecie Georgetown. Ostatnio napisał pracę pt.: “Polityka USA wobec byłej Jugosławii” („U.S. Policy Toward the Former Yugoslavia”) wydaną przez Woodrow Wilson Center.
Tłum. Alex L.

Archiwum ABCNET 2002-2010