ZAPOMNIANI SOJUSZNICY USA

Na łamach “New York Post” z 22 grudnia 2003 r. ukazał się artykuł Ralpha Petersa pt,: „Nasi zapomniani sojusznicy” (http://www.nypost.com/postopinion/opedcolumnists/14094.htm), w którym autor krytykuje stosunek USA do Polski, przedstawionej jako najwierniejszego sojusznika Ameryki.

Decydujący punkt zwrotny w długich zmaganiach Zachodu przeciwko islamskim zdobywcom nastąpił 12 września 1683 roku po południu podczas tureckiego oblężenia Wiednia. Polscy husarze - najwspanialsza kawaleria jaką Europa kiedykolwiek stworzyła - runeli na liczebnie przeważające siły otomańskie z pochylonymi kopiami i dzikim bojowym okrzykiem.

Dowodzeni przez mężnego króla Jana Sobieskiego, Polacy ruszyli na ratunek Wiednia, podczas gdy inni Europejczycy odwracali oczy w drugą stronę. Francuzi - niespodzianka! - ubili interes z sułtanem.

Perspektywy były ponure. Wielu z dostojników króla Jana obawiało się katastrofy, jednak Sobieski zaryzykował swym królestwem, powiedziałbym chaotyczną demokracją w zalążku, by ratować kontynent.

W czasie tego rozstrzygającego popołudnia polska kawaleria natarła na tureckie linie z taką siłą, że 2000 kopii skruszyło się. Ten atak poraził, oszołomił armię otomańską. Sto tysięcy Turków uciekło za Dunaj. Żadna armia islamskiego świata nie stworzyła już nigdy takiego zagrożenia dla Zachodu.

Co Polska dostała w podzięce za swe męstwo? W następnym stuleciu, kraj został pokrojony jak tort przez niewdzięcznych Habsburgów, wraz z rosyjskimi Romanowami i pruskimi Hohenzollernami. To był najbardziej cyniczny akt w historii Europy aż do Paktu Mołotow-Ribbentrop, który ponownie podzielił Polskę w 1939 roku.

Jednak Polacy nigdy nie wyrzekli się wiary w swój kraj, ani wiary w wolność. Podczas naszej własnej rewolucji, naszymi pierwszymi sojusznikami byli polscy bojownicy o wolność - Kazimierz Pułaski i Tadeusz Kościuszko. (Paryż przyłączył się do walki dopiero wtedy, gdy wyglądało na to, że możemy wygrać. Do tego Francja interweniowała z niechęci żywionej wobec Anglii, a nie żeby nam pomóc.)

Przez całe dziewiętnaste stulecie Polacy walczyli o wolność wszędzie tam, gdzie tylko toczyły się zmagania o nią - w Ameryce Łacińskiej, Grecji, we Włoszech i po stronie Unii w naszej wojnie secesyjnej. Chociaż ich kraj został zgnieciony przez wielkie potęgi Europy, Polacy nie wyrzekli się swych idei.

Raz po razie Polacy zrywali się przeciwko okupantom po to tylko by ich wysiłki zostały bestialsko zdławione, a ich najwspanialsi młodzi ludzie wymordowani lub pognani do syberyjskich więzień. A później, pod koniec pierwszej wojny światowej, Polska nagle znowu ukazała się na mapach.

I co Polacy zrobili? Natychmiast po tym raz jeszcze ocalili zachodnią cywilizację. W czasie zapomnianego dziś już "Cudu nad Wisłą" złatana do kupy z różnych jednostek armia polska odparła czerwone hordy idące na Berlin. Ta jedna z najbardziej olśniewających kampanii uratowała pokonane Niemcy od zagarnięcia przez komunistów.

A podziękowanie dla Polski? Rzeź w drugiej wojnie światowej, a potem sowiecka okupacja.

Ale Polacy nigdy nie rezygnują. Ich język, wiara i ich bojowe tradycje podtrzymywane były z rygorem i dumą. Wśród krajów które odzyskały wolność po upadku Związku Sowieckiego żaden nie zmagał się o swobodę tak niezmordowanie jak Polska.

Teraz Polacy znów bronią wolności - w Iraku. Podczas gdy establiszment mediów przeżywa męki związane ze zmiennością nastrojów Paryża i Berlina, niewiele mówi się w prasie o znakomitym wkładzie dokonanym przez naszych polskich sojuszników - przy wielkich kosztach ponoszonych przez ich własny kraj.

Według słów amerykańskiego oficera, który blisko współpracuje z nimi: "Polska podjęła się tej Irackiej misji z idealistycznych i pryncypialnych powodów: Jej przywództwo i siły zbrojne szczerze wierzą, że wolność i sprawiedliwość są uniwersalnymi wartościami wartymi tego by o nie walczyć."

Wobec jak wielu innych krajów słowa te można by zastosować?

Polska wysłała do Iraku 2500 ze swych najlepszych zolnierzy. Wysłała swój najnowszy sprzęt warty 64 miliony dolarów, który operacje w Iraku doprowadzą do ruiny. Warszawa wybrała swych najświetniejszych oficerów by dowodzić i obsadzić Wielonarodową Dywizję Środkowego Południa. Polski generał dowodzi 12.000 żołnierzy pochodzących z 22 krajów odpowiedzialnych za sektor kontrolowany poprzednio przez dwa razy tyle amerykańskich marines. Dzialalność Polaków jest bezblędna.

Jaką zapłatę uzyskali za to? Ameryka z pewnością dostrzega tak wielki wkład borykającego się z trudnościami ekonomicznymi sojusznika - w czasie gdy polskie oddziały wspierają też pokojowe misje w Afganistanie i na Bałkanach, prawda?

Sorry... Turcja, która w przededniu operacji irackiej dźgnęła nas w plecy tak głęboko jak tylko potrafiła, otrzyma od Waszyngtonu co najmniej 2 miliardy dolarów, a te same elementy "kabały" Rumsfelda, które zawaliły plan okupacji Iraku mają nadzieję, że zwiększą naszą pomoc dla Ankary do 5 miliardów dolarów.

Pakistan, który uchyla się od walki przeciwko al Qaedzie, dostanie miliardy od Waszyngtonu. Represyjny reżym egipski otrzyma też kilka miliardów, tak samo jak każdego roku. Nawet Jemen dostanie zasiłek społeczny od wuja Sama.

A Polska? Podobnie jak Republika Czeska, która wysłała paru sanitariuszy do Zatoki Perskiej, a później wycofała ich w panice, Polska dostanie standartowy pakiet 12 milionów dolarów na programy związane z NATO, inne niż trochę logistycznego wsparcia w Iraku. To wszystko!! Strategiczne ochłapy dla naszego najbardziej entuzjastycznego sojusznika na kontynencie europejskim.

Polska faktycznie miała jedną skromną prośbę. Warszawa poprosiła o 47 milionów dolarów na modernizację sześciu używanych, skonstruowanych w Ameryce samolotów transportowych C-130 i zakup budowanych w Ameryce pojazdów terenowych HMMWV (Pojazd Kołowy Wielocelowy o Wysokiej Mobilności), by elitarne polskie jednostki mogły lepiej zintegrować się operacyjnie z siłami amerykańskimi. Sporo tych pieniędzy poszłoby z powrotem prosto do fabryk i robotników w USA.
Nasza reakcja? Potraktowaliśmy ich ozięble.
Nagle Pentagon i Departament Stanu zgodziły się: Nie, nie da się, nie jest możliwe, nasze kieszenie są puste. Musieliśmy wysłać Federalnym Expressem każdy grosik naszym ulubionym dyktatorom.

Błędem jest nadmierne idealizowanie jakiegokolwiek narodu. Lecz jeśli istnieje kraj bohaterów - gdzieś między kanałem La Manche i wybrzeżem Kalifornii, to jest nim Polska. Nasi polscy sojusznicy zajęli odważne, kosztowne, oparte na moralnych zasadach stanowisko w sprawie wolności i demokracji w Iraku. Desperacko chcą być widziani przez Waszyngton jako godni zaufania przyjaciele w tym perfidnym świecie.

Powinniśmy przynajmniej traktować ich z szacunkiem.

Ralph Peters jest emerytowanym oficerem Armii USA i autorem książki „Beyond Baghdad".
Tłum. Alex

Archiwum ABCNET 2002-2010