CZAS NA JEDNOŚĆ

Amerykański dziennik „The American Conservative” z 7 kwietnia 2003 roku zamieszcza artykuł Pata Buchanana na temat wojny w Iraku. Autor, który wcześniej był zdecydowanie przeciwny interwencji zbrojnej, gorąco popiera jak najszybsze zwycięstwo Amerykanów. Po obaleniu Saddama przyjdzie jednak czas na debatę na temat miejsca Stanów Zjednoczonych w świecie.

Po wybuchu na pancerniku USS Maine i jego zatonięciu w porcie Hawany w 1898 roku, prezydent McKinley ogłosił apel o 25.000 ochotników do wyzwolenia Kuby spod władzy Hiszpanii. Zgłosiło się milion mężczyzn. Kiedy Japonia zbombardowała Pearl Harbour, kolejki do biur werbunkowych były kilometrowe.

Ta wojna jest inna. To wojna, której jak powiedzieli Prezydent i Sekretarz Stanu, nie chcą toczyć, jednak muszą, jeśli Irak nie rozbroi się sam. W przeddzień wojny nastrój wyglądał zatem nie jak „entuzjazm” ale raczej pogodzenie się z nieubłagalną koniecznością rozwiązania problemu.

Debata wojenna była długa i zawzięta. Dziś już się skończyła i patriotyzm nakazuje, że gdy amerykańscy żołnierze stoją w obliczu śmierci, Ameryka powinna być z nimi.

Jednak nim będzie oddany pierwszy strzał, jest jasne, że świat – taki, jakim go znaliśmy - zmienił się na zawsze. Dawne układy i stare przymierza zostały wstrząśnięte. Niektóre z nich nie będą odbudowane w czasie naszego życia.

Jak strasznie odległy wydaje się dzisiaj 11 września… Po tym horrorze Le Monde napisał w nagłówku: "Dziś wszyscy jesteśmy Amerykanami".

A jednak w 18 miesięcy po tym, prezydent Bush, spotkał się ze swymi brytyjskimi i hiszpańskimi sojusznikami na samotnej skale (wyspie) na Atlantyku. Gdyby pojechał do Madrytu lub Londynu, olbrzymie demonstracje zakłóciłyby jego „szczyt.

NATO jest rozbite. Francja i Niemcy, choć niechętnie, wyraziły jednak sprzeciw. Prezydent Chirac pracował nieustannie na rzecz sabotowania polityki USA i pozbawienia jej legitymacji prawnej. Ani jego, ani Gerharda Schroedera stosunki z prezydentem Bushem nigdy już nie będą takie, jak dawniej. Brytyjczycy są tak samo rozgoryczeni Chirac’iem jak Amerykanie. Unia Europejska jest podzielona.

W chwili gdy to piszę, Turcja wydaje się być skłonna do zmiany decyzji parlamentu sprzeciwiającego się użyciu swego terytorium przez wojska USA do otworzenia drugiego frontu, jednak bolesna odmowa naszego 50-letniego sojusznika nie będzie zapomniana.

Jeśli już chodzi o ONZ - korzyści mitu wpajanego dwóm generacjom amerykańskich dzieci w szkołach, że ONZ jest największą nadzieją ludzkości, są stracone. Jeśli straty ludzkie wśród Amerykanów będą wysokie, to pogarda dla ONZ będzie na miarę epidemii.

W arabskim świecie uraza do Stanów Zjednoczonych i ich polityki nigdy nie były większe. Jeśli wojna przynosić będzie codzienne zdjęcia zabitych i rannych Irakijczyków, cywilnej ludności uciekającej przed terrorem amerykańskich bombardowań - werbownicy al-Qaidy zbiorą obfite żniwo.

W Europie 80 do 90 procent ludzi sprzeciwia się tej wojnie. Dziesiątki milionów pogardzają naszym prezydentem - nawet w Brytanii, Hiszpanii i Włoszech. Rządy Europy Wschodniej są z nami, ale ludność nie...

Rodzi się pytanie: dlaczego my i Brytyjczycy jesteśmy tak izolowani dyplomatycznie i militarnie w chwili, gdy rozpoczynamy wojnę o uwolnienie świata od tej „Bestii z Bagdadu”?

Ameryka wiodła świat do zwycięstwa w zimnej wojnie. Pozostajemy jedynym supermocarstwem, dominującym świat w sposób, w jaki Imperium Brytyjskie nigdy nie potrafiło. Jednak gdy wojna zarysowuje się przed nami, nie przewodzimy już światu, bo świat odmawia podążania za nami. W Azji, Europie i Ameryce Łacińskiej dziesiątki milionów ludzi widza nas jako bandyckie supermocarstwo. Dlaczego?

Nowy Światowy Porządek - w wizji George’a Busha seniora - w którym Stany Zjednoczone, działające poprzez ONZ jako światowy żandarm, podczas gdy wolny handel rozprzestrzenia się, a demokracja pogłębia się, nigdy nie będą zrealizowane przez jego syna. Wizja Clintona, wg której Ameryka kształtowałaby instytucje rządu światowego rosnącego w siłę zdolną do ograniczenia suwerenności narodów, dla stworzenia pokoju światowego, też jest martwa.

Jaka jest dzisiejsza wizja Ameryki? Jaka jest prezydencka wizja naszego miejsca i roli w świecie?

Wygląda na to, ze interwencjonizm sam wyhodował izolację, której interwencjoniści obawiali się najbardziej…. Tak wiec, skoro już Saddam będzie martwy, lub na uchodźctwie, a Irak rozbrojony, "Doktryna Busha" -"We will not let the world's worst dictators threaten us the world's worst weapons"- "Nie pozwolimy najstraszniejszym dyktatorom świata grozić nam najstraszniejszymi broniami świata" - wydaje się wymagać nowego ultimatum wobec Iranu i Korei Północnej.

Kto będzie z nami w tych wojnach? Czy Tony Blair po jego niedawnych doświadczeniach "na krawędzi śmierci" będzie walczył w kolejnej wojnie? Dokąd to ostatnie supermocarstwo pójdzie po Bagdadzie? Na te pytania musi odpowiedzieć naród i jego prezydent.

Lecz nakazem dnia dzisiejszego jest, że Stany Zjednoczone muszą wygrać tę wojnę za cenę krwi najniższa potrzebna do szybkiego i decydującego zwycięstwa i wypełnienia naszego zobowiązania wyzwolenia Irakijczyków. Czas na spory jeszcze przyjdzie. Dziś pomódlmy się za naszych dzielnych żołnierzy i ich Naczelnego Dowódcę.

Niech Bóg błogosławi i ma w swej opiece Amerykę.

opr. Alex L.

Archiwum ABCNET 2002-2010