DLACZEGO FRANCUZI TAK SIĘ ZACHOWUJĄ

„The American Cause” z 5 marca 2003 zamieszcza artykuł Patricka J. Buchanana na temat stosunków francusko – amerykańskich. Autor przywołuje sytuację z XVI wieku i porównuje Chiraca do Franciszka I, a Busha do Karola I.

Po ocaleniu Francji w dwóch wojnach światowych Amerykanie łamią sobie głowy. Dlaczego oni organizują Rade Bezpieczeństwa przeciwko nam? Dlaczego sabotują plan prezydenta Busha wprowadzenia demokracji w Iraku, tak jak my przywróciliśmy demokrację we Francji? Dlaczego oni nam to robią?

To, co zamierzają Francuzi, nie jest jednak niedorzeczne, jeśli patrzy się na świat z perspektywy Paryża. Aby zrozumieć, o co Francji chodzi i być może zacząć traktować nasz francuski problem bardziej dojrzale, niż wylewając szampan w kanał, cofnijmy się wstecz o pięć stuleci.

W 1500 roku w Ghent urodził się przyszły król, który później zdominował świat, tak jak my to robimy obecnie. W wieku sześciu lat, śmierć jego ojca - Filipa Habsburskiego - dala Karolowi koronę Niderlandów. Gdy miał szesnaście lat, śmierć jego dziadka - Ferdynanda - uczyniła go Karolem I w Hiszpanii i władcą wszystkich podległych jej terytoriów we Włoszech i Ameryce. Trzy lata później śmierć jego dziadka Maksymiliana przyniosła Karolowi wszystkie dziedziczne ziemie Habsburgów i nadzieje na zostanie Cesarzem Świętego Imperium Rzymskiego.

W 1519 roku tytuł ten był w rodzinie Habsburgów od czterech generacji. Pozostawał jednak urzędem z wyboru i dwóch młodych, ambitnych władców rzuciło Karolowi wyzwanie: Henryk VIII z Anglii i Franciszek I z Francji. Franciszek był znacznie groźniejszy. Zaczął przekupywać elektorów, ale Karol miał dostęp do Medyceuszy do braci Fuggerów - najsilniejszych w Europie. Karol kupił większą liczbę elektorów i został wybrany Karolem V, Cesarzem Świętego Imperium Rzymskiego.

Francja była okrążona. Karol rządził nieomal całą dzisiejszą Hiszpanią, Holandią, Belgią, Austrią, Niemcami, Węgrami i Włochami, z wyjątkiem państw papieskich. Co zrobił Franciszek kipiący z urazy? Dokładnie to, co balansujące siły polityki nakazywały. Zaczął zawierać przymierza z narodami poza kontrolą Karola i poszedł na wojnę.

W 1525 pod Pawią Karol rozbił armię francuska i schwytał króla Francji. "Nic mi już nie zostało" Franciszek pisał do swej matki, "z wyjątkiem honoru i życia”. Zgadzając się na poniżające warunki pokoju, Franciszek wybrał wolność i powrócił do Francji. Natychmiast rozpoczął przygotowania do nowej wojny, uzyskując poparcie papieża i państw włoskich zaczynających czuć urazę do hegemonistycznego Karola.

Pokonany ponownie, Franciszek zawarł przymierza ze Szkocją, Szwecją i Danią, ze zbuntowanymi niemieckimi książętami – a nawet z niewiernymi Turkami – bezprecedensowy akt jak na chrześcijańskiego króla. Franciszek walczył z Karolem aż do swej śmierci w 1547 roku. Wskazówka w tej historii: zamiast Franciszka I - wstaw Jacques’a Chiraca, zamiast Karola V – George’a W. Busha.

Ponownie, spójrzmy na świat z punktu widzenia Paryża. Francuski był niegdyś językiem każdego dworu w Europie. "Po niemiecku mówię tylko do swoich koni", powiedział Fryderyk Wielki. Jednak teraz, ponieważ Amerykanie mówią po angielsku, angielski jest językiem dyplomacji, internetu i globalnej ekonomii.

Niegdyś francuska kultura była dominująca. Dziś nie jest nawet konkurencyjna. To właśnie amerykańską telewizję i amerykańskie kino oglądają Europejczycy, to amerykańskie książki i gazety czytają. Nagrody festiwalu filmowego w Cannes nie może konkurować z Oskarami.

Zazdrosna o utraconą czołową pozycję, urażona faktem dwukrotnego uratowania przez Amerykanów, Francja podąża za nakazami polityki balansowania potęg, próbując stworzyć i przewodzić koalicji tych, którzy w równym stopniu sprzeciwiają się militarnej, ekonomicznej i kulturalnej hegemonii Ameryki.

Kiedy Amerykanie zaczęli chełpić się byciem "ostatnim supermocarstwem" i "niezastąpionym narodem" i wywierać swą presję na całym świecie, było do przewidzenia, że tak się stanie.

Dziś Francuzi próbują objąć przywództwo antyamerykanow, a są w świecie setki milionów, które z rozkoszą widziałyby sprowadzenie pysznych Amerykanów na ziemie. Teraz, gdy Armia Czerwona jest z powrotem w Rosji, Francja nie potrzebuje już nas dla swej obrony, nie potrzebuje tez NATO, jako ciągłego przypomnienia swej minionej zależności.

Sprowadziliśmy to na siebie sami. Gdybyśmy spakowali się i wrócili do domu po zimnej wojnie, rozwiązali NATO i inne przestarzałe sojusze, o względy Ameryki zabiegaliby dzisiaj prawie wszyscy na świecie. Zamiast dawania łapówek narodom by móc toczyć "ich wojny", to one błagałyby nas o obronę. Zamiast trwonienia skarbu narodowego na bazy w całym świecie, inne kraje kupowałyby naszą broń, by bronić się same. Zamiast wołać "Yankee, go home", prosiliby "Yankee, come back."

Jak już wcześniej powiedzano, my Amerykanie jesteśmy marnymi imperialistami. Jedyną pociechą naszej źle prowadzonej dyplomacji jest, że to właśnie nieszkodliwi Francuzi są tymi, którzy podnieśli antyamerykański sztandar, a nie groźniejsi rywale - Rosjanie lub Chińczycy.

opr. Alex L.

Archiwum ABCNET 2002-2010