WYWIAD AMBASADORA USA NA BIAŁORUSI

Strona internetowa ambasady amerykańskiej na Białorusi, zapis wywiadu Wiktora Charkowa z Michaelem Kozakiem z dnia 21 grudnia 2000 roku. Wywiad udzielony na prośbę telewizji białoruskiej jej dziennikarzowi, na skutek decyzji BTV nie został emitowany. Przedmiotem rozmowy były wybory prezydenckie w USA i stosunki białorusko-amerykańskie.
(…)
[BTV] – Trwa formowanie administracji prezydenta [USA]. Nawiasem mówiąc, nowy Sekretarz Stanu oznajmił, że najważniejsze w prowadzonej przez niego polityce będzie dalsze doskonalenie systemu bezpieczeństwa narodowego. Jak Pan sądzi, czy nie przyczyni się to do nowego wyścigu zbrojeń?
-
Nie, wcale nie. Znam bardzo dobrze nowego Sekretarza Stanu. (…) Wiem z moich poprzednich kontaktów z nim, że jego koncepcja bezpieczeństwa narodowego jest bardzo szeroka (…). Więc kiedy mówi on o bezpieczeństwie narodowym, nie chodzi mu o budowanie wielkiej armii. (…) Najlepszym sposobem uzyskania bezpieczeństwa narodowego jest aktywna dyplomacja (…).

- Poruszmy teraz kwestię stosunków białorusko – amerykańskich. Czy fakt, że do tej pory nie przedstawił Pan prezydentowi Białorusi listów uwierzytelniających, wpływa jakoś na Pańskie poczynania? Czy nie przywiązuje Pan do tego znaczenia?

- Cóż, zgodnie z Konwencją Wiedeńska, jeśli przedstawi się kopię listów Ministrowi Spraw Zagranicznych, rozpoczyna się swoją działalność w państwie. Ale przedstawienie listów uwierzytelniających głowie państwa jest bardzo ważnym ceremonialnym aktem. (…) W naszym kraju również czasami się zdarza, że prezydent czeka dwa albo trzy miesiące od przybycia nowego ambasadora, zanim ten ma możliwość przedstawienia listów uwierzytelniających. (…) Ale w międzyczasie, to nie wpływa na moją zdolność do wykonywania mojej pracy. Moja praca polega na tym, by jeździć po Białorusi, obserwować, co się dzieje, rozmawiać z ludźmi z władz i spoza nich, i to staram się robić. (…)

- Nowy minister spraw zagranicznych Białorusi, Michaił Chwostow powiedział, że uważa normalizację stosunków z USA za jeden z najważniejszych priorytetów polityki zagranicznej państwa. Jak Pan ocenia to podejście?

- Jest oczywiste, że podzielamy ten cel, o którym mówi pan minister. Pragnęlibyśmy widzieć nasze stosunki z Białorusią poprawionymi i unormowanymi, i w istocie widzieć stosunki Białorusi z każdym krajem w Europie i na świecie poprawionymi w ten sam sposób. Jednak kluczową kwestią jest: jak przejść od jednego do drugiego?

(…) Dlaczego Białoruś nie ma normalnych, dobrych stosunków z wieloma innymi krajami, większością krajów europejskich?

I to jest trudny problem. Mamy do czynienia z faktem - i tu można długo spierać się, dyskutować z członkami rządu, którzy mogą nie podzielać ocen niektórych państw zachodnich, większości państw; ale muszę dalej powracać do faktu, to jest fakt: że w USA i Europie istnieje ocena, że proces, w którym został wyznaczony czy wybrany ostatnio parlament, nie odpowiada, w opinii innych państw, podstawowym standardom procedur demokratycznych, które stosowane są wobec wszystkich członków OBWE.

>(…) Ale naszą ideą nie jest patrzenie w przeszłość i kontynuowanie debaty, czy te standardy zostały spełnione, czy nie. Trzeba znaleźć sposób na przełamanie tej sytuacji. Uważamy, że nadchodzący rok z wyborami prezydenckimi będzie znakomitą okazją do tego. (…)

- Znów odwołam się do ministra Chwostowa, z którym nieco wcześniej rozmawiałem. On chciałby, by między naszymi krajami stworzyła się atmosfera zaufania, i by na tej podstawie kształtowały się obustronne stosunki. Czy jest Pan przeciwny takiemu podejściu?

- Jestem absolutnie za. Pan minister, jeszcze raz, ma na uwadze bardzo słuszne cele.(…) Jesteśmy bardzo otwarci na to, by na tej podstawie pracować. (…)

- Warunkiem dla rozwoju tych stosunków jest to, by przyjmować Białoruś taką, jaką ona jest, a nie taką, jaką ktoś chciałby ją widzieć. Taka jest zasada białoruskiego kierownictwa. Czy jest ona akceptowalna dla amerykańskiej strony?

- Jest ona absolutnie słuszna w tym sensie, że my przyjmujemy Białoruś taką, jaka ona jest –białoruski kraj, naród – taki, jaki on jest. To jest wybór tego narodu, uczynić kraj takim, jakim chce. My - i jak sądzę, reszta wspólnoty międzynarodowej - mówimy, że chcemy być pewni, że na Białorusi mamy rząd, który uzyskał władzę poprzez procedury, wobec których nie ma wątpliwości, że są wyrazem woli narodu. (…). Więc powracamy do fundamentalnej kwestii wiarygodności procedury wyborów. (…). Wszystkie nasze procedury wyborów są przedmiotem analizy, i ma to konsekwencje w stosunkach międzynarodowych. (…)

>- Przypuśćmy, że jutro przedstawiciel Białorusi wystąpiłby w amerykańskich mediach i powiedział, że uznajemy wybory prezydenta USA za nieważne i nieprawidłowo przeprowadzone. Jak zostałoby to odebrane w USA? - Cóż, oczywiście może tak zrobić. Myślę, że prawdopodobnie reakcja naszej strony byłaby taka, że wskazalibyśmy, że nasze wybory są otwarte dla analizowania przez te międzynarodowe organizacje, których zadaniem jest monitorowanie wyborów i ich obiektywna ocena.

(…) Jeśli uznały one nasze wybory za dobre czy akceptowalne w ramach standardów międzynarodowych, to byłoby naszą obroną wobec tych zarzutów, chociaż polityk białoruski będzie mógł takie uczynić. (…) Każdemu wolno podjąć taką debatę. (…) I prawdopodobnie jednym z najważniejszych dowodów, na jaki byśmy wskazali byłoby to, że kandydat, który przegrał wybory, wiceprezydent Gore, zaakceptował ich rezultat.

Białoruski dziennik „Chartyja’97” z 8 stycznia 2001 roku, Tatjana Kuczinskaja, Milczący dialog Łukaszenki z Kozakiem. „Chartyja ‘97” zamieszcza przedruk wywiadu, którego 15 października zeszłego roku udzielił gazecie „Narodnaja Wolja” ambasador USA na Białorusi, Michael Kozak. W komentarzach prasowych pojawiały się opinie, że właśnie ten wywiad jest powodem, dla którego prezydent Łukaszenka do tej pory nie spotkał się z amerykańskim dyplomatą, i nie przyjął od niego listów uwierzytelniających. Pierwotnie ceremonia ta miała odbyć się do końca listopada.

[„NW”] - Chciałabym zacząć wywiad od pytania, które nurtuje mnie, jako dziennikarkę. Dlaczego mimo faktu, że jak dotąd nie odbyło się wręczenie listów uwierzytelniających Łukaszence, zdecydował się Pan przerwać milczenie, i udzielić wywiadu naszej gazecie?
[
M.K] - Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że cieszę się, że mogę udzielić wywiadu właśnie waszej gazecie. (…) Jeśli chodzi o wręczenie listów uwierzytelniających, to mogę powiedzieć tak: według wszelkich kanonów dyplomatycznych skoro tylko kopia listów uwierzytelniających zostaje wręczona Ministerstwu Spraw Zagranicznych tego państwa, w którym znajduje się ambasador, może on oficjalnie przystąpić do pełnienia swoich obowiązków. Oczywiście, wręczenie listów uwierzytelniających głowie państwa jest także bardzo ważne, ale raczej ze względów ceremonialnych. (…) Eks-minister spraw zagranicznych, Urał Łatypow przyjął mnie wkrótce po moim przyjeździe, i zapewnił, że Łukaszenka będzie mógł mnie przyjąć do końca listopada. Ale tak się nie stało. (…)

- Wydaje mi się, że USA to nie jest państwo, ambasadora którego można by nie przyjąć, czy ignorować jakiś czas… - Myślę, że będzie Pani musiała zapytać Łukaszenkę o jego zamiary. Ja nie będę wyciągać żadnych własnych konkluzji. Niezależnie od tego przypadku, w trakcie całej mojej kariery obserwowałem, że kierownictwo państwa, które czyni najwięcej zapewnień o swojej gotowości do dialogu, w rzeczywistości jest najmniej do niego gotowe.(…)

- Jaki kierunek będzie priorytetowy w Pańskiej pracy?

- Myślę, że w ciągu najbliższych kilku miesięcy priorytetem będzie praca związana z zapewnieniem choćby jakiejkolwiek obecności procesu demokracji w waszym państwie. Będę nawoływać do tego białoruskie władze wszelkimi sposobami. Sytuacja Białorusi na arenie międzynarodowej jest taka, że my praktycznie nie możemy prowadzić żadnego dialogu, z powodu nieprawomocności białoruskich władz. A to jest decydująca kwestia. (…)

- Co Pana najbardziej martwi, niepokoi, w stosunkach między naszymi państwami?

- Moją główną troską, którą wyrażałem na spotkaniach z przedstawicielami rządu, jest to, że nasze obecne stosunki pozostawiają życzenie czegoś lepszego. To tłumaczy się tym, że dziś na Białorusi istnieje parlament, którego nie możemy uznać za organ władzy prawodawczej, reprezentujący interesy całej ludności Białorusi. Nie możemy także uznać prawomocności władzy wykonawczej – według prawa okres jej pełnomocnictw już upłynął. W przyszłym roku w waszym kraju odbędą się wybory prezydenckie, które dadzą możliwość albo polepszenia naszych stosunków, albo ich zmiany w kierunku radykalnego pogorszenia. Jeśli te wybory będą przeprowadzone z uwzględnieniem wszystkich podstawowych, fundamentalnych norm i zasad demokracji, jakie były wyrażone w dokumentach OBWE, to nasze stosunki znacznie się polepszą. Ale jeśli wybory prezydenckie będą przebiegać tak, jak parlamentarne – a te ostatnie nie odpowiadały wspomnianym zasadom i normom – w tym wypadku otrzymamy władzę wykonawczą i ustawodawczą, których praktycznie nikt nie będzie uznawać. Nie będą one miały upoważnienia, by mówić w imieniu narodu. Choć USA nie są waszym najbliższym sąsiadem, cała kwestia prawomocności władzy wykonawczej i ustawodawczej ma dla nas wielkie znaczenie, ponieważ nasze interesy w Europie są znaczne.

>(…) Naszą troskę wywołuje konieczność istnienia na Białorusi takich struktur władzy, z którymi wspólnota międzynarodowa będzie zdolna prowadzić interesy jako z upoważnionymi reprezentantami narodu. Dlatego właśnie skoncentrowaliśmy w takim stopniu uwagę na kwestiach demokracji. Tak, że rzeczywiście czeka nas decydujący rok.

>- Pana zdaniem, białoruska opozycja ma szansę uzyskać zwycięstwo?

- Kampanię wyborczą można porównać z grą w piłkę nożną. Nie można wygrać, nie ryzykując przegranej. Ale jeśli związać przeciwnikowi ręce i nogi, i on zacząłby grę w takim stanie, to czy można nazwać to zwycięstwem? Nikt nigdy nie nazwie rezultatu takiej gry zwycięstwem. W pierwszej kolejności dążymy do tego, by warunki gry, boisko, na którym będzie toczyć się gra, były jednakowe dla wszystkich. Jeśli kandydaci opozycji będą prześladowani w drodze sądowej na podstawie zarzutów, które będą wzięte z sufitu, które będą przeszkadzać ich udziałowi w wyborach; jeśli komisje wyborcze będą po stronie oficjalnych władz i będą eliminować kandydatów opozycji przed wyborami z czysto technicznych względów, jeśli ci nie będą mieć dostępu do mediów i wyborcy nie dowiedzą się, jaka jest ich program wyborczy, to można stwierdzić, że opozycja będzie pozbawiona nawet najmniejszych szans na zwycięstwo. (…)

- Jest Pan bardzo doświadczonym politykiem. Jaka jest Pańska opinia w kwestii przyszłej integracji Białorusi i Rosji?

- (…) Zdarzało mi się rozmawiać z przedstawicielami zarówno strony białoruskiej, jak i rosyjskiej. Odniosłem wrażenie, że nawet oni nie bardzo wiedzą, na czym polegać będzie korzyść tego związku. Trudno powiedzieć, czy integracja jest dobrą ideą, jeśli kwestią decydującą we wzajemnych stosunkach jest prawomocność rządów. Póki co, my po prostu czekamy, aż władze białoruskie uzyskają w pełni prawomocny status. Tylko wtedy gdy to nastąpi można będzie przejść do decyzji, z kim uzgadniać kwestie o tych celach i zadaniach, które oba kraje wiążą ze swoimi bliższymi i dalszymi sąsiadami. (…)

- Czy Pański poprzednik, Daniel Speckhardt, dawał Panu jakieś rady przed przyjazdem? O czym uprzedzał, co radził, zalecał?

- (…) Odpowiem tak: mam zamiar kontynuować jego linię na rzecz rozwoju i wzmocnienia demokracji na Białorusi. Nie dlatego, żebyśmy byli jakimiś szczególnymi ludźmi. Taka jest ogólna polityka USA i polityka OBWE, której członkiem jest nasz kraj.

- Pan Spekhardt angażował się w los więźniów politycznych, w miarę możności okazywał rodzinom tych ludzi i rodzinom zaginionych znanych osób, moralne wsparcie. Czy Pan ma zamiar kontynuować takie szlachetne postępowanie?

- Tak. Po pierwsze, to wpisuje się w zasady polityki naszego państwa. A po drugie – jest to sprawa osobistej skłonności do tego, żeby okazywać pomoc tym ludziom, których prawa zostały naruszone.

Archiwum ABCNET 2002-2010