KŁOPOTY Z ARCHIWAMI SECURITATE

Rumuński dziennik „Jurnalul Naţional” 30 maja 2005 roku zamieścił artykuł Doru Cobuza na temat kłopotów z przepływem archiwów byłej Securitate z SRI [Serviciul Român de Informaţii – Rumuńska Służba Informacyjna, odpowiednik polskiego ABW] do CNSAS [Consiliul Naţional de Studierea Arhivelor Securităţii – Narodowa Rada ds. Badania Archiwów Securitate, odpowiednik polskiego IPN-u]. Według autora, jeżeli zostanie zachowane dotychczasowe tempo przekazywania akt, całość zbioru może zostać przejęta dopiero po 12 latach.

Magazyn CNSAS znajduje się w Popeşti-Leordeni, na obrzeżach Bukaresztu, między halami, gdzie trzymane są państwowe rezerwy żywności. Wyboista i dziurawa droga, która tam prowadzi, jest podobna do równie wyboistej i dziurawej drogi, którą muszą przebyć dokumenty byłej DSS [Departamentul Securităţii Statului – Wydział Bezpieczeństwa Państwowego, oficjalna nazwa Securitate], aby wreszcie wyjść na światło dzienne.

Brama do budynku, w którym mieszczą się archiwa, jest bardzo dobrze strzeżona, zaś wejść tam można jedynie w asyście jednego z członków Kolegium CNSAS. Miejsce to stało się sławne dzięki komunikatom prasowym SRI, w których instytucja ta, dotychczas trzymająca dokumenty u siebie, chwaliła się, że dobrze wypełnia decyzję prezydenta Traiana Băsescu o przekazaniu 12 kilometrów akt do CNSAS.

Według SRI do magazynu w Popeşti-Leordeni zostało przekazane już ponad 4,7 kilometra akt. To prawda! Ale, czego nie mówi SRI, metodologia przekazywania tych dokumentów powoduje, że każdy w miarę rozsądny termin zakończenia tej operacji wydaje się nierealny.

W rzeczywistości ciężarówki przewożą paczki z aktami z SRI i składują je w miejscu znajdującym się na terenie magazynu CNSAS i będącym pod jurysdykcją tej instytucji. Z tej „strefy buforowej” akta przejmowane są przez pracowników CNSAS sztuka po sztuce. Dziennie jeden pracownik Rady jest w stanie skatalogować mniej więcej 2000 pojedynczych dokumentów. W ten sposób w ciągu dwóch miesięcy od czasu rozpoczęcia tej operacji udało się przejąć jedynie 160 metrów akt.

Z tego powodu Claudiu Secaşiu [będzie on obecny w tym tygodniu w Warszawie na konferencji IPN – JL], członek Kolegium CNSAS, krytykuje sposób przejmowania dokumentów sztuka po sztuce i proponuje przejęcie ich jednorazowo, razem z kartoteką, ewidencją komputerową i mikrofilmami. To rozwiązanie zastosowano w innych krajach postkomunistycznych. Na razie bowiem „strefa buforowa” powoduje zablokowanie prac CNSAS, instytucji opłacanej z pieniędzy publicznych w celu ujawnienia komunistycznej przeszłości Rumunii.

Claudiu Secaşiu, podsumowuje: jeżeli nie zostanie usprawniona procedura przekazywania akt, te 12 kilometrów dokumentów będzie można przejąć w ciągu 12 lat. W okresie 14 marca – 13 maja 2005, czyli w 40 dni roboczych, CNSAS przejęła ze „strefy buforowej” jedynie 160 metrów akt, co daje 4 metry dziennie, zatem przejęcie 12 kilometrów będzie trwało 3000 dni roboczych. Skoro rok liczy 250 dni roboczych, rachunek jest prosty – operacja musi trwać 12 lat.

Wyjaśnieniem tej sytuacji jest metoda przejmowania akt wynegocjowana przez CNSAS i SRI: każdy dokument musi zostać skatalogowany i ostemplowany. Sens tej metody jest trudny do zrozumienia, SRI przyrzekło bowiem przekazać podstawowe instrumenty archiwalne – kartotekę, mikrofilmy i katalog komputerowy – dopiero na koniec całej operacji, czyli kiedy pracownicy CNSAS utworzą już własny katalog.

Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że w przekazywanych zbiorach niektóre teczki są niekompletne, czasami brakuje nawet całych teczek, w czym pracownicy CNSAS zorientowali się dzięki różnym numeracjom już istniejącym na dokumentach. Jako wytłumaczenie podaje się, że niektóre dokumenty zaginęły lub stanowią część zbioru zastrzeżonego, którego ujawnienie zagrażałoby „bezpieczeństwu narodowemu”. Dostęp do nich można uzyskać jedynie bezpośrednio przez CNSAS. W praktyce oznacza to, że najważniejsze dokumenty nie zostały ujawnione i nie zmienią tego zapewnienia SRI o przewiezieniu do „strefy buforowej” kolejnych kilometrów akt.

Katalogowanie akt odbywa się w dość nieprzyjemnej atmosferze, pracownicy CNSAS są niedoinwestowani i pracują praktycznie ręcznie, bez pomocy komputerów. Kurz i drobnoustroje, które są nieodłączną częścią tego typu archiwów, szkodzą zdrowiu zatrudnionych. W Departamencie Badawczym CNSAS, który zajmuje się przejmowaniem akt, pracuje 12 osób. Narzekają oni, że zostali zostawieni samym sobie z ogromną liczbą akt, chociaż przewodniczący Rady, Gheorghe Onişoru, stwierdził, iż przejęcie dokumentów jest priorytetem numer jeden dla CNSAS. Pracownicy, którzy zajmują się przejmowaniem akt, pod nosem ostro krytykują sposób przeprowadzenia tej operacji, jednak boją się mówić o tym publicznie, gdyż czują się zastraszeni groźbą zwolnienia z pracy. Jedyną stroną zadowoloną z przebiegu akcji jest SRI, które może się pochwalić prezydentowi wykonaniem, a nawet przekroczeniem planów przekazywania akt.

Komentarz: Jak widać w Rumunii lustracja utknęła na etapie przekazywania akt. Nie jest wykluczone, że interesujący pomysł „strefy buforowej”, a zwłaszcza obietnica przekazania katalogów na samym końcu (czyli, jeżeli nic się nie zmieni, w 2017 roku), narodziły się w związku z polską „listą Wildsteina”. Jeżeli w jakiś sposób uda się ominąć „strefę buforową”, rumuńscy bezpieczniacy zawsze mogą skorzystać z doświadczeń swoich polskich kolegów i zafundować społeczeństwu np. ustawę zakazującą ujawniania danych po 1983 roku lub prezesa lustrującego wyrywkowo i na zamówienie poszczególnych grup.

opr. JL

Archiwum ABCNET 2002-2010