UKRAIŃSKIE REFERENDA

W artykule „Ostatni dowód” (Dzerkalo Tyżnia 4-11. 10. 2003) Serhij Rahmanyn podaje definicję terminu referendum w warunkach ukraińskich: „Swoisty rodzaj politycznego oręża wykorzystywany wtedy, gdy zawiodły wszystkie inne argumenty używane w walce politycznej”.

Przy okazji zwraca uwagę na niuansy konstytucyjnych zapisów o referendum w Konstytucji. Otóż okazuje się, że są dwa rodzaje tego typu „demokracji bezpośredniej” – wtedy, gdy decyzja podjęta przez naród automatycznie staje się normą prawną oraz taka, gdy decyzja wymaga dodatkowego uchwalenia przez organy władzy państwowej. Jakie referenda czego wymagają – tak naprawdę nikt nie wie, ergo jest to pole do nadużyć. Rozróżnienie należy do Sądu Konstytucyjnego, do którego naród (który ma prawo inicjatywy w sprawie przeprowadzenie referendum), ale nie istnieją procedury prawne zezwalające mu zwrócić się doń o opinię. I kółeczko się zamyka.

Istnieje szereg sytuacji, w których referendum jest konieczne, wśród nich i sytuacja, gdy państwo ma wejść w skład różnego rodzaju federacyjnych lub konfederacyjnych struktur. I tak miałoby być w sprawie akcesji Ukrainy do JeEP, ale państwowi prawnicy nie uważają, że JeEP taką strukturą nie jest. Do konsultacji w Sądzie Konstytucyjnym mogliby ten projekt skierować prezydent lub rząd, lecz tego nie zrobili, a deputowani nie mają do tego prawa. Nie maja prawa nawet do skierowania tam projektu ratyfikacji tej umowy przez Werchowną Radę, czyli samych siebie. Mogą zgłosić tam jedynie przegłosowaną uchwałę. A więc istnieją trzy drogi działania dla oponentów JeEP:

- nie uchwalić ugody o stworzeniu JeEP

- jeśli się nie uda - od razu po ratyfikacji zebrać grupę 45 posłów, którzy skierują projekt do SK

- Skreślić z projektu te punkty, które stwarzają zagrożenie „odtworzenia ZSRR”

Istnieje również niebezpieczeństwo, że jeśli Rada Najwyższa nie ratyfikuje projektu, to zostanie on główną treścią referendum, do którego, wedle niektórych źródeł, władza się przygotowywuje. A jaką sławą cieszą się na Ukrainie referenda, wie nie tylko politolog.

opr. Tadeusz Iwański

Archiwum ABCNET 2002-2010