BIZNES NOMENKLATUROWY

Brytyjski dziennik “Financial Times” z 12 lipca 2000 r., Stefan Wagstyl; Biznes w bloku wschodnim. Dziennikarz gazety pisze, że w krajach Europy środkowej większość byłych komunistycznych instrumentów władzy przetrwała liberalizację.

Kiedy MOL, węgierski koncern naftowy, zapowiedział, że zamierza w tym roku przejąć kontrolę nad SLOVNAFT-em, swym słowackim odpowiednikiem, to chodził w glorii sprawcy największej w Europie środkowej transakcji przekraczającej granice kraju. János Csak, dynamiczny prezes firmy węgierskiej, chełpił się budowaniem pierwszej w regionie spółki multinarodowej.

Trzy miesiące później pana Csaka już nie było, akcje MOL-u spadły prawie o 30 procent i chaos zapanował w spółce. Jej wielkie plany wzięły w łeb wskutek ostrego sporu z rządem węgierskim o krajowe ceny energii. Stosunki wzajemne tak się pogorszyły, że ministrowie grozili nawet ponowną nacjonalizacją części sprywatyzowanego koncernu.

Wydarzenia wokół MOL-a rzucają światło na napięcia między rządem a biznesem, jakie panują we wszystkich byłych krajach komunistycznych. W ciągu dziesięciu lat po upadku muru berlińskiego połączenie prywatyzacji, liberalizacji i przedsiębiorczości stworzyło kilka spółek zaliczających się do najbardziej żywotnych na świecie. Działają one jednak w regionie, gdzie państwa postkomunistyczne zachowały dużo ze swej potęgi.

Przypadek MOL-a nie jest jedyny. W tym roku rząd polski wstrzymał planowane połączenie Banku Handlowego, czołowego banku korporacyjnego, z Bankiem Rozwoju Eksportu, szybko rozwijającym się bankiem kontrolowanym przez niemiecki Commerzbank. Mimo, że udziały państwa i akcjonariuszy z nim sprzymierzonych wynoszą w BH tylko około 30 procent, ministrowie zdołali skłonić udziałowców do odrzucenia umowy z BRE i przyjęcia transakcji z amerykańską CITICORP.

W Republice Czeskiej rząd odrzucił żądanie udziałowców mniejszościowych do posiadania swego przedstawiciela w zarządzie przedsiębiorstwa elektrycznego CEZ, mimo że państwo jest jego właścicielem tylko w 68 procentach.

Takie konflikty istnieją wszędzie, także w Europie Zachodniej, ale są szczególnie ostre w byłym bloku komunistycznym, gdzie nadal trzeba walczyć o pewne praktyki handlowe. Alarich Fenyves, wiceprezes austriackiego banku inwestycyjnego Bank Austria Credit Anstalt International, tak to ujmuje: “W tym regionie przedsiębiorcy są agresywniejsi i czasem bezwzględniejsi od przedsiębiorców w Europie zachodniej. Ale nadal jest tu pełno starej biurokracji. I dochodzi do otwartych rozbieżności”.

W miarę dalszej prywatyzacji i ograniczania ingerencji państwa w sprawy gospodarcze wpływ sektora prywatnego będzie prawdopodobnie wzrastał w Europie środkowej, zwłaszcza w Czechach, na Węgrzech, w Polsce, Słowacji i Słowenii. Inwestycje krajowe, fuzje transgraniczne i rozpowszechnianie się handlu przez Internet powinny ten proces przyspieszyć. Także przyjęcie do Unii Europejskiej.

Warunki zawierania transakcji stają się bardziej przejrzyste również dzięki międzynarodowym standardom księgowania, wścibskiej prasie i wzrastającej aktywności akcjonariuszy. “Stajemy się normalni” - mówi Wojciech Kostrzewa, prezes BRE.

W tej “normalizacji” rządy zachowują się dość elastycznie, popierają biznes prowadząc prywatyzację, ograniczając swoje interwencje w gospodarkę i zachęcając do inwestowania, ale muszą brać pod uwagę także inne interesy, szczególnie robotników, związków zawodowych i bezrobotnych. Dla biznesu oznacza to surowsze przepisy prawa pracy, wymuszone konsultacje ze związkami zawodowymi i wysokie podatki od wynagrodzeń.

Takie ograniczające przepisy często wydają się uciążliwe dla amerykańskich czy brytyjskich dyrektorów, ale są już znane ich francuskim i niemieckim odpowiednikom. Sándor Csanyi, dyrektor największego węgierskiego banku OTP, mówi, że “znamy lepiej model kontynentalny niż anglosaski”.

Największą jednak słabością tego modelu, czy nazwiemy go kontynentalnym czy inaczej, jest brak silnego sądownictwa. Równość w obliczu prawa jest nadal odległym marzeniem, nawet w najbardziej rozwiniętych państwach postkomunistycznych. Prawa mniejszościowych akcjonariuszy są często ignorowane i nadużywanie władzy jest powszechne.

Obraz różni się znacznie w zależności od kraju. Węgry wcześnie sprywatyzowały większość swojej gospodarki, łącznie z delikatnymi politycznie dziedzinami, jak bankowość i energetyka. Ale [premier] Orban pokazał niedawno, co można zrobić w imię populizmu. Po miesiącach negocjacji rząd pod jego kierownictwem ograniczył do 12 procent proponowaną podwyżkę cen gazu dla gospodarstw domowych, po raz pierwszy od trzech lat, mimo że MOL, jak się szacuje, straci na tym 100 tys. miliardów forintów (241 milionów funtów bryt.) w tym roku. Dalsze spory wywołała rządowa oferta odkupienia części firmy.

Polska zliberalizowała rynek dawno temu i, pozwalając na powstanie 3 milionów firm, doprowadziła przypuszczalnie do największego rozkwitu prywatnej przedsiębiorczości w ostatniej dekadzie w Europie. Jednak prywatyzacja postępuje tu wolniej niż gdzie indziej, szczególnie w telekomunikacji, energetyce i przemyśle ciężkim. Ministrowie mają nadal dużą swobodę w przyznawaniu, na przykład, licencji na usługi telekomunikacyjne.

Powszechnie panuje korupcja, co potwierdził ostatnio raport Banku Światowego. Koncerny multinarodowe mogą się oprzeć presji korupcyjnej, ale firmy mniejsze - już nie. Małżeństwo, które chciało otworzyć restaurację francuską w Warszawie, musiało zrezygnować ze swoich planów, kiedy pewien urzędnik miejski obejrzał proponowaną lokalizację, oszacował obrót i zażądał “dziesiątków tysięcy złotych”.

W Republice Czeskiej, kraju o najmniej przejrzystej gospodarce z trzech największych krajów w Europie środkowej, główne problemy leżą w sieci powiązań między akcjonariuszami mającymi pakiety kontrolne, menedżerami i bankami, powstałej w wyniku skazanej na niepowodzenie masowej prywatyzacji w latach dziewięćdziesiątych. Rząd usiłuje teraz zaprowadzić porządek. Ważnym sprawdzianem bieżącego zaangażowania socjaldemokratycznego rządu w zaprowadzenie przejrzystości będzie to, co zrobi z wynikami kontroli przeprowadzonej przez japoński koncern Nomura Securities w Investični i Postovni Banka. Przygnieciony złymi pożyczkami IPB został przez rząd uratowany i sprzedany innemu bankowi - CSOB. Wielu Czechów pragnie badań opinii publicznej na ten temat, gdyż potrzeba będzie dużo publicznych pieniędzy na dofinansowanie IPB. Niektórzy politycy jednak niechętnie widzieliby wyjawienie politycznych powiązań banku.

Siły związane z przystąpieniem do Unii Europejskiej, globalizacją i techniką informatyczną stopniowo promują wolne rynki kosztem wpływów politycznych. Jednakże większa przejrzystość w gospodarce nie jest czymś, co musi nastąpić. Nawet jeszcze przed przystąpieniem do UE rządy państw Europy środkowej uczą się, że istnieje wiele sposobów prowadzenia gry z Unią. Ministrowie często odpowiadają na pytania o ingerencje polityczne na przykładach pochodzących z zachodniej Europy.

Istnieje również małe, chociaż znaczące ryzyko reakcji nacjonalistycznych, zwłaszcza gdy rozszerzenie UE będzie się opóźniać. Doprowadziłoby to do mniej przejrzystych sposobów podejmowania decyzji, gdyby motywy czysto ekonomiczne zostały zastąpione politycznymi. Polska, prowadząc dotąd politykę ekstensywnego inwestowania przez podmioty zagraniczne w sektorze bankowym, już dała znać, że inwestorzy zagraniczni mogą odegrać bardziej ograniczoną rolę w prywatyzacji dwóch ostatnich wielkich państwowych banków - PKO BP i BGŻ.

Wreszcie, dominujące w tym regionie firmy mogą same stać zagrożeniem dla dalszej liberalizacji przez nadużywanie swej silnej pozycji na rynku. Jest to szczególnie prawdziwe w odniesieniu do kontrolowanych przez państwo dziedzin, takich jak telekomunikacja i energetyka, w których politycy zachowali nadal kluczowe role.

Dziś pozostałe firmy są za liberalizacją i odpolitycznieniem gospodarki. Ale jak pokazuje przykład MOL-a, rządy i biznes stoczą jeszcze wiele bitew.

Archiwum ABCNET 2002-2010