CZY CZEKA NAS TOTALITARYZM

W JAKIM STOPNIU CHCEMY PRZESTRZEGAĆ PRAWA? - zadaje pytanie Fred Reed i odpowiada na nie w artykule "Nigdzie się nie ukryjesz" zamieszczonym na jego własnej stronie internetowej (http://www.fredoneverything.net) pod nr 234.

W przeszłości pytanie to nie miało większego znaczenia, ponieważ często nie było sposobu, aby wymusić egzekwowanie danego przepisu. Można było z prawie stuprocentową skutecznością wyegzekwować przestrzeganie ograniczenia prędkości przed szkołą i od czasu do czasu łapać ludzi przekraczających prędkość poza miastem, jednak przestrzeganie tych ograniczeń było w dużym stopniu dobrowolne.

Brak skutecznego monitorowania oznaczał, że na międzystanowej autostradzie o 3.00 nad ranem można było wcisnąć pedał do 140 km/h i nikt się nie przyczepił. Podporządkowanie się nie było całkowicie dobrowolne, ale kiedy nie miało ono większego znaczenia, można było się nie podporządkowywać.

Gwałtowny wzrost technik monitorowania wszystkich i wszystkiego sprawił - a przynajmniej tak mi się wydaje - że sprawy przybrały nowy, niezdrowy obrót. Zdążamy w kierunku świata, w którym wiele praw może być bezpardonowo wyegzekwowanych zawsze i wszędzie.

Wróćmy do przykładu z przekraczaniem prędkości; mamy dziś do dyspozycji technologię, która pozwala złapać każdego kierowcę przekraczającego dopuszczalny limit na dowolnej drodze. Można to zrobić na kilka sposobów. Istnieją niewielkie transpondery nazywane urządzeniami identyfikacji radiowej (RFID), które poruszając się w pobliżu czytnika transmitują numer identyfikacyjny. Mają rozmiary ziarnka ryżu, kosztują kilka centów i nie wymagają zasilania. Wystarczy wprowadzić wymóg instalowania ich w samochodach (przecież niczym się to nie różni od tablicy rejestracyjnej - ktoś powie) aby przy pomocy przydrożnych bramek móc w każdej chwili ustalić prędkość danego samochodu. Proste.

Nie zamierzam pisać o technologii, jako takiej, więc przyjmijmy, że kombinacja baz danych, sieci komputerowych, kamer itp. może, czy też mogłaby - jeśli system taki wprowadzić w życie - uniemożliwić bezkarne łamanie wielu przepisów prawa. Nie zmyślam. Śledzę uważnie najnowsze technologii z racji regularnego pisania na ten temat do "Washington Times". Poziom monitorowania, o którym mówię, jest dziś absolutnie osiągalny, i po kawałku wprowadzany w życie.

Jakie są korzyści i przeciwwskazania?

Całkowicie można będzie wyeliminować pewne rodzaje poważnych przestępstw. Kradzież samochodów stanie się bardzo trudna, gdy czytniki zainstalowane na każdym rogu, a być może wbudowane w sygnalizację świetlną, będą porównywały identyfikator każdego przejeżdżającego samochodu z listą skradzionych aut. Pomysł to bardzo kuszący, bo któż z nas chciałby, aby mu ukradli samochód.

Problem tkwi w szczegółach. Dziś mamy na skrzyżowaniach kamery, które fotografują tablice rejestracyjne samochodów przejeżdżających na czerwonym świetle. Wydaje się, że oprócz władz, które mają dochody z mandatów, nikomu to się nie podoba. Ta sama technologia pozwala na wyłapywanie kierowców, którzy nie zatrzymują się na znakach "stop". Przekraczanie dopuszczalnej prędkości, deptanie trawników, oddawanie moczu pod murem na podwórku - wszystko to może zostać "automatycznie" wyeliminowane. Czy jednak chcemy żyć w świecie, w którym zawsze będziemy zmuszeni do przestrzegania wszystkich przepisów?

Problem, który stwarza rygorystyczne egzekwowanie przepisów przy pomocy nieograniczonego monitorowania jest taki, że system ten z całą pewnością będzie nadużywany. Brytyjczycy mają na przykład kamery, które automatycznie "czytają" rejestracje wszystkich pojazdów jadących po autostradzie. (Nie jest to jakaś straszliwie zaawansowana technologia). Początkowo zapewniano, że celem tego systemu jest zapobieganie poważnym przestępstwom, w rodzaju kradzieży aut, wkrótce jednak pojawiły się inne cele - identyfikowanie kierowców, którzy nie opłacili składek ubezpieczenia, nie płacących mandatów, albo zalegających z alimentami. To, co zaczęło się w szczytnych celach, wkrótce przekształciło się w środek do powszechnego pilnowania ludzi.

Automatyczny monitoring wykracza daleko poza to, co większość z nas uważa za monitorowanie. Niedawno, pewien człowiek w Wielkiej Brytanii opracował oprogramowanie ChatNannies, w jakże zbożnym celu, identyfikacji pedofilów. Program jest rzeczywiście "inteligentny". Automatycznie loguje się do znacznej liczby kanałów czatowych w Internecie i prowadzi rozmowy udając prawdziwe dziecko. ("Cześć, widziałeś „Władcę Pierścieni"?). Program posiada wiedzę o subkulturze młodych ludzi i przekonywająco udaje dziecko. Gdy któryś z rozmówców zaczyna reagować, program analizuje odpowiedzi, starając się określić, czy dany respondent jest pedofilem usiłującym zwabić małolata.

Czyżbym był osamotniony w twierdzeniu, że jest to idea niepokojąca i porażająca? Dzieci na tysiącach list dyskusyjnych będą musiały uważać, czy właśnie mówią z rówieśnikiem czy może dyskutują z organami ścigania...

Co oczywiste, bardzo szybko technologia ta zyska inne bardziej kontrowersyjne zastosowania. Przychodzi od razu na myśl, p. Bush i jego wojna z terroryzmem. Wprowadzanie w błąd osób dorosłych nie jest tak łatwe, jak oszukiwanie dziecka, ale telegraficzny charakter rozmów prowadzonych w forach dyskusyjnych sprawia, że nie jest to trudne.

Rozmawiamy - dajmy na to o chemicznym składzie gazu paraliżującego z kimś, kogo uważamy za prawdziwą osobę (a dlaczegóż by nie, temat jest interesujący i rozpoznany) - i w tej właśnie chwili jakiś komputer odfajkowuje nas jako potencjalnego terrorystę. Nie mamy o tym żadnego pojęcia, podobnie, jak nie wiemy, czy rząd nie czyta nam poczty elektronicznej. Możliwości automatycznej kontroli zachowania są bardzo szerokie. Toyota pokazała niedawno samochód, który przed uruchomieniem wymaga włożenia do czytnika prawa jazdy. Auto sprawdza następnie kartotekę kierowcy i jeśli jest w niej sporo mandatów za przekroczenie prędkości, ogranicza moc silnika. (Toyota zapewnia, że nie zamierza produkować takiego monstrum, ale skoro tak, to po co buduje prototypy?).

Przyznam, że wolałbym żyć w świecie, gdzie jest mniej wymuszonego przestrzegania przepisów, a więcej wolnego wyboru.

Kiedyś tak było. W społeczeństwie, w którym rozsądna odpowiedzialność była narzucana kulturowo, ludzie traktowali przepisy prawa, jako wytyczne. Przede wszystkim zaś było o wiele mniej przepisów.

Dziś Stany Zjednoczone są państwem, w którym odpowiedzialność osobista jest krytykowana jako elitaryzm, zaś elektroniczna kontrola zachowania wydaje się być uważana, za jej substytut.

Wszędobylskie Państwo, nie stało się jeszcze faktem, ale powstaje. Istnieją już wszystkie potrzebne elementy. Wkrótce może się okazać, że prawa, które miały sens, kiedy nie były dokładnie egzekwowane, przekształciły się w dławiący kaftan, gdy stanął za nimi bezrozumny program wyposażony w uprawnienia policyjne. Podejrzewam, że społeczeństwo nie dopuszczające luzu w trybach prawa przekształci się w społeczeństwo robotów.

Tłum. A. Kumor

Archiwum ABCNET 2002-2010