CHINY SĄ KRAJEM FASZYSTOWSKIM

W „The Spectator” z 23 listopada 2002 r. ukazał się pod tym intrygującym tytułem artykuł, w którym Jasper Becker, specjalista od spraw chińskich, przedstawia sylwetkę Jiang Zemina i pokazuje pewne podobieństwa między prowadzoną przez niego polityką a polityką Benita Mussoliniego. Wprawdzie zawarta w artykule analiza problemu nie do końca uzasadnia tryb orzekający użyty w tytule, niemniej niektóre spostrzeżenia Beckera są warte zastanowienia, zwłaszcza że wiele wskazuje na to, iż Jiang zachował sobie możliwości kontrolowania nowo wybranych przywódców KPCh i nadal będzie pociągał za sznurki.

Denerwujące jest oczywiście, że w bądź co bądź poważnym konserwatywnym czasopiśmie znajdujemy fałszywą tezę, iż faszyzm jest doktryną prawicową. Ogromna jest, okazuje się, moc stereotypów narzuconych przez Sowiety w okresie montowania jednolitego frontu sił pokoju i postępu. Tymczasem zarówno faszyzm, jak i hitleryzm miały swe korzenie w socjalizmie, co nawet zwiększa prawdopodobieństwo, że transformacja komunistycznych Chin może zmierzać w takim, jak sugeruje autor, kierunku.

Gdy w 1989 r. Jiang Zemin obejmował przywództwo chińskiej partii komunistycznej, nikt nie miał najmniejszego pojęcia, że w ciągu 13 lat dokona jej całkowitej transformacji. Zewnętrzne oznaki mogą wprawdzie świadczyć o jej ciągle jeszcze stalinowskim charakterze, niemniej po zakończeniu XVI zjazdu KPCh staje się coraz bardziej widoczne, że Jiang przekształcił ją w partię prawicową.

Takiej śmiałości nikt się nie spodziewał po korpulentnym byłym inżynierze elektryku w okularach krótkowidza. W 1992 r. Deng Xiaoping nieomal go wyrzucił za to, że zbyt się ociągał z porzuceniem lewicowej polityki. Od tego czasu Jiang przeprowadził całą gamę reform wolnorynkowych, takich jak: deregulacja i rozbicie monopoli państwowych, prywatyzacja państwowych przedsiębiorstw przemysłowych, masowe redukcje w starych centrach przemysłu i dopuszczenie do napływu inwestycji zagranicznych. Zainspirował też kult przedsiębiorczości i wprowadził pożyczki dla studentów.

Przyniosło to sukces gospodarczy o ogromnej skali. Chiny przyciągnęły inwestycje zagraniczne warte ponad 360 miliardów dolarów i z kraju, w którym występowały powszechne niedobory, przekształciły się w kraj mający takie nadwyżki podaży, że jest oskarżany o spowodowanie fali inflacji na świecie.

Jiang wymyka się konwencjonalnym etykietkom politycznym. Na ostatnim zjeździe zmienił statut KPCh, pozbawiając ją coraz bardziej poprzedniej roli lidera rewolucji maoistowskiej w skali światowej. Partia „komunistyczna” porzuciła wszelkie pretensje, by być grupą wojujących rewolucjonistów wiodących klasę robotniczą w kierunku utopii, i podaje się teraz za reprezentanta wszystkich klas i wszystkich interesów.

Sam Jiang uosabia nieodłączne sprzeczności własnej partii. Nie jest karykaturalnym dyktatorem wykazującym skłonności do populistycznej demagogii czy budzących grozę pokazów brutalnej siły. Jest jowialnym starszym panem przypominającym sowę, lubiącym kiepskie dowcipy i popisującym się własnym głosem podczas zbiorowych śpiewów pod nagrany podkład muzyczny [karaoke]. W odróżnieniu od swego dawnego numeru dwa, byłego premiera Li Penga, który składał gratulacje za męstwo oddziałom uczestniczącym w ataku na bezbronnych studentów na placu Tiananmen w 1989 r., Jiang nie jest osobą znienawidzoną. Natomiast rozbraja i wprawia w zakłopotanie gości zagranicznych swymi występami podczas oficjalnych bankietów, gdy siada do pianina lub śpiewa jedną ze 129 pieśni, które zna na pamięć. Przed amerykańską publicznością nuci „Love me tender”, z Rosjanami rzewnie zawodzi „Podmoskownyje wieczera”, a we Włoszech śpiewa „O sole mio” dobrym barytonem, raz nawet wystąpił w duecie z Pavarottim.

Uwielbia chińską i zachodnią operę, przede wszystkim Verdiego, a jego najukochańszym pragnieniem jest wybudowanie ogromnego, wielofunkcyjnego gmachu operowego naprzeciwko Zakazanego Miasta. Mimo że ma 76 lat i odpowiada za rządzenie rozległym imperium, chodzą słuchy o jego romansach z kilkoma kochankami w średnim wieku, m.in. z popularną śpiewaczką Song Zuying.

Chociaż Jiang stoi na szczycie rozgałęzionej, wielowarstwowej biurokracji, wydaje się, że poświęca niewiele czasu na sprawy administracyjne. Znajduje go za to wystarczająco dużo na szlifowanie swojego angielskiego, czytanie Dickensa i Tołstoja i często zwołuje ekspertów do swego mieszkania w Zhongnanhai koło Zakazanego Miasta na trzygodzinne dyskusje na tematy tak różne, jak tybetański buddyzm i historia Włoch.

W rzeczy samej Jiang zachowuje się mniej jak duce, a bardziej jak król filozof w stylu wielkiego XVIII-wiecznego cesarza Qianlonga z dynastii Qing, tego, który wzbudził taką admirację u Woltera. Podobnie jak to było w przypadku Qianlonga, odbitki ręcznie wykaligrafowanych przez niego myśli zdobią budynki publiczne w całych Chinach, a jego wierszy uczy się w szkołach. Slogany wymalowane wapnem w każdej wiosce nakłaniają ludzi do studiowania i chwalenia jego filozoficznych sentencji. Jako człowiek zarówno sztuki, jak i nauki - studiował inżynierię elektryczną w Szanghaju - dba o swój wizerunek kosmopolitycznego światowca, którego misją jest zapewnienie, by Chiny nauczyły się od zewnętrznego świata tak wiele, jak to tylko możliwe.

Osobista historia polityczna Jianga też zawiera podobne antynomie. Jako student w Szanghaju wstąpił do partii w proteście przeciwko obcięciu przez Chiang Kai-sheka wydatków budżetowych na oświatę, a zwiększeniu ich na wojsko. Po 1989 r. dokonał dokładnie takiego samego zwrotu. Będąc szefem partii w Szanghaju po koniec lat osiemdziesiątych, zachęcał liberalny i reformatorski „Magazyn Gospodarki Światowej” do propagowania przedsięwzięć mogących pomóc w ożywieniu miasta. Potem zdradził pismo, zamykając je i aresztując wydawcę, aby przypochlebić się twardogłowym w Pekinie.

Na ostatnim zjeździe partii Jiang zaprosił do partii kapitalistów, ale 12 lat wcześniej namawiał do przeprowadzenia czystki wśród prywatnych przedsiębiorców, która doprowadziła do zamknięcia miliona firm, przechwycenia ich majątku i wtrącenia właścicieli do więzień. Jego kampania wymierzona była nawet w dzieci prywatnych biznesmenów. Oskarżano je o spędzaniu czasu w szkole na bijatykach, piciu, hazardzie i czytaniu pism pornograficznych.

Podobnie, obiecał spełnić żądania studentów domagających się zabronienia dzieciom wysoko postawionych osób zajmowania się interesami oraz poddania zewnętrznej kontroli rachunków bankowych członków partii. Do niczego takiego jednak nie doszło, a teraz jego najstarszy syn Jiang Mianheng jest głęboko zaangażowany w wielkie przedsięwzięcia komercyjne z zagranicznymi inwestorami, m. in. w China Netcom Corporation, która buduje sieć światłowodów wzdłuż i wszerz kraju. Jiang Mianheng był delegatem na zjazd partii i prawdopodobnie został członkiem nowego komitetu centralnego.

Partia nadal mówi o sobie, że sprawuje dyktaturę, ale jaki to rodzaj dyktatury? Być może jedyne określenie pasujące do KPCh jest takie, że jest to współczesna wersja partii faszystowskiej. Za czasów Jianga partia stopniowo odrzucała wszelkie odniesienia do Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina, aż doszło do tego, że po raz pierwszy na zjeździe partii żadnego z nich w ogóle nie wspomniano.

Skończono z walką klas, ale partia odrzuca też liberalną demokrację, co pozostawia Chiny w ustroju, który można najlepiej określić jako ultraprawicowa dyktatura: nie przerażające szaleństwo narodowego socjalizmu Hitlera, lecz faszyzm bardziej zbliżony do wczesnych zapatrywań Benita Mussoliniego.

Jiang podpisałby się zapewne pod poglądem Mussoliniego, że sprawą centralną jest państwo, które „organizuje naród, ale pozostawia wystarczający margines wolności jednostce; ta ostatnia jest pozbawiona wszelkich bezużytecznych i potencjalnie szkodliwych swobód, choć zachowuje to, co jest najważniejsze; o tym jednak nie może decydować jednostka, ale samo państwo...”

Podczas gdy sowiecki i chiński komunizm cechowało codzienne mikrozarządzanie centralnie planowaną gospodarką, to Mussolini preferował partnerstwo z korporacjami kapitalistycznymi, którym pozwalał zajmować się gospodarką. Zmiany w ideologii partii, które Jiang triumfalnie wprowadził na ostatnim zjeździe, umożliwiają mariaż między gospodarką rynkową i totalitarnym państwem policyjnym, kapitalizm dostępny dla każdego.

Druga strona tego obrazu jest bardziej ponura. Pracę wycenia wyłącznie rynek, co oznacza w Chinach, że życie ludzkie jest naprawdę bardzo tanie. Setki milionów są pozostawione same sobie w kieracie wiejskiego ubóstwa, 30 milionów zawiedzionych robotników nie ma pracy czy emerytury, a wisi nad tym wszystkim góra złych długów tak duża, jak w Japonii. Mimo to Jiang i KPCh robili swoje, bezwzględnie tłumiąc protesty robotnicze, rozbijając rodzący się ruch demokratyczny i rozprawiając się bezlitośnie z rzymskimi katolikami, buddystami z Tybetu i członkami ruchu Falun Gong.

W miejsce kraju cechującego się kiedyś obsesją na punkcie egalitaryzmu mamy teraz kraj o największych nierównościach społecznych, jakie można sobie tylko wyobrazić. KPCh, partii nadal kierowanej według zasad Leninowskich, nie krępują żadne przekonania religijne czy ograniczenia moralne. Jedynym imperatywem jest utrzymanie się przy władzy za wszelką cenę.

Od innych współczesnych mu ruchów prawicowych włoski faszyzm odróżniała gotowość do skwapliwego korzystania z nowej techniki i do stosowania racjonalnego, technokratycznego podejścia do rozwiązywania problemów społecznych. Jiang też lubi się przedstawiać jako główny inżynier nadzorujący transformację Chińczyków - tak jak by to był olbrzymi program w rodzaju budowy jeszcze większej tamy czy zaprojektowania jeszcze bardziej wydajnej fabryki samochodów.

Zarówno Jiang i jego syn, jak i inni członkowie „czwartej generacji” przywódców chińskich są zafascynowani „do białości” techniką. W przemówieniu wygłoszonym na zjeździe Jiang obiecał „przetarcie nowego szlaku w kierunku industrializacji” poprzez wchłonięcie zaawansowanych technologii, przede wszystkim informatycznych. Już obecnie Chiny mają więcej użytkowników telefonów komórkowych niż jakikolwiek inny kraj na świecie i zajmują drugie miejsce po Stanach Zjednoczonych pod względem liczby korzystających z Internetu.

Wprawdzie większość przywódców Zachodu uważa za rzecz dobrą, iż Jiang wprowadził w Chinach kapitalizm, niemniej jest trochę zatrważające, jak szybko kraj ten przyswaja sobie nowe technologie. Gdy Chiny stają się jednym z wielkich mocarstw światowych, nikt nie może być pewien, jak obecna generacja, czy następna, która zajmie jej miejsce, postanowi wykorzystać te możliwości. Zachód pozostawał dotychczas w komfortowym przekonaniu o istnieniu historycznej nieuchronności, iż po wprowadzeniu gospodarki rynkowej muszą przyjść rządy prawa i społeczeństwo obywatelskie. Jak jednak pokazuje historia - nie wszystkie bogate i potężne kraje muszą być demokracjami.

Tłum. HZS

Archiwum ABCNET 2002-2010