FEDERACJA EUROPEJSKA

Dziennik francuski „Le Figaro” z dnia 24 maja 2000, Jean-Claude Casanova; Federalizm - fałszywa debata. Zdaniem redaktora naczelnego czasopisma „Commentaire” wystąpienie Joschki Fischera otwiera perspektywy na przyszłość odpowiadające w pewien sposób na propozycję Valerego Giscard d`Estainga i Jacquesa Delorsa. Autor wzywa do jasnego postawienia kwestii federalizmu.

Dwie idee utraciły nośność: jedna polegająca na odmowie dokonania jakiegokolwiek przeniesienia suwerenności z narodów na Europę, druga oznaczająca zastąpienie państw narodowych przez państwo europejskie. W rzeczywistości instytucje federalne już istnieją: Bank Centralny, Trybunał Sprawiedliwości własne władze Komisji Europejskiej, decyzje Rady podejmowane większością głosów itd. Potępianie federalizmu jest więc bezużyteczne, chyba że zabawiamy się myślą, że można wszystko zniszczyć. Problem stanowi zorganizowanie owego federalizmu zniekształconego i bezsilnego. Równie dobrze można mówić o przekazywaniu władzy Europie jak o odbieraniu jej Europie celem oddania narodom i regionom.

Określenie, zależnie od dziedziny, na jakim poziomie sprawowana jest władza, stanowi klasyczny problem polityczny, który można rozwiązać tylko stawiając go. Joschka Fischer czerpiąc inspirację bardziej z modelu szwajcarskiego niż z niemieckiego, chciałby, żeby Konstytucja mówiła, że państwa narodowe są suwerenne o ile ich suwerenność nie jest ograniczona przez fundamentalne prawo Europy i że wykonują wszystkie prawa, których specjalnie nie delegowali. Od lat staramy się wytłumaczyć Anglikom, iż nie istnieje żadna różnica między federalizmem i zasadą pomocniczości (subsidiarite). Nawet we Francji, jeżeli „suwereniści” nie chcą żadnego przekazywania suwerenności, muszą to powiedzieć lub zaakceptować istniejące instytucje europejskie i uznać, iż są federalistami wbrew sobie. Formuła Giscarda d`Estainga, zgodnie z którą Europa jest „związkiem państw kierujących kompetencjami, które zdecydowali się sprawować razem, według modelu federalnego” zgadza się z propozycją Joschki Fischera i powinna wszystkich pogodzić. Od tego momentu należy przejść do działania i zaprzestać dyskusji.

Prawdziwą kwestią jest zagadnienie „awangardy” lub „centrum grawitacji”, bądź „rdzenia centralnego”. Chodzi o grupę sześciu założycieli lub jedenastkę ze strefy euro bądź innych, którzy zechcą iść szybciej niż pozostali. To oni wypracują najpierw dla siebie tekst założycielski i konstytucyjny, poprzez który nowy podział władzy przekształci ten ograniczony związek w potęgę polityczną i demokratyczną. Dzięki temu instrumentowi unikamy rozmywania się lub długich procedur spowodowanych przez proces rozszerzenia, skądinąd konieczny i powracamy do podstawowej intencji Roberta Schumana z 1950 roku lub De Gaulle`a z 1962 roku stworzenia jednostki politycznej w oparciu o Europę Karolingów (plan Fouchet). We Francji projekt ten zadowoli gaullistów, ponieważ jest polityczny oraz chadeków i socjalistów, gdyż jest federalistyczny. Stawia on jednak nas przed trudnymi problemami.

Nie zadowala on kraje nie należące do początkowego kręgu. Będą one zazdrościły założycielom, obawiały się wykluczenia, a więc będą przeszkadzały, lub nawet uniemożliwiały podjęcie jakiejkolwiek inicjatywy. Jeśli awangarda zorganizuje się, instytucje skomplikują się. Obecne umowy i organy zobowiązane do ich realizacji oczywiście nie znikną. Jeśli rdzeń centralny powinien stopniowo otwierać się na obecnych członków, którzy nie należą do awangardy, następnie na piętnastkę krajów przewidzianych w procesie rozszerzenia, łatwo zrozumieć trudność tego manewru. Trzeba będzie wynaleźć instytucje jednocześnie skuteczne i zdolne do rozwoju, budować nowe bez niszczenia starych. (...) Jak wreszcie rozwijać patriotyzm europejski w zespole zróżnicowanym i ewoluującym? A bez patriotyzmu nie będzie potęgi, podobnie jak bez potęgi nie będzie patriotyzmu. Ludzie definiujący Europę jako strefę wolnego handlu oświeconą religią praw człowieka, akceptują niemoc, nie rozumiejąc, że prowadzi ona do nieograniczonego indywidualizmu.

Mimo tych przeszkód, skoro rzuciliśmy się pospiesznie ku rozszerzeniu, istnieje tylko droga awangardy by posuwać się naprzód. Następnie autor potępia zbyt pospieszną, pod naciskiem amerykańskim, akceptację Turcji w Europie. Europa nie ma bowiem obowiązku uregulowania wewnętrznych problemów Turcji z Kurdami. A ponadto, jeśli Azja Mniejsza wejdzie do Europy, Syberia i Azja Środkowa również w niej się znajdą, a zatem także Rosja. W tej perspektywie Europa stanie się „contradictio in adjectio”.

Kwestia granic Europy narzuca się sama. Nie ma bowiem potęgi bez ojczyzny. Nie ma ojczyzny bez historii i geografii. Nie uniknie się więc poruszenia sprawy granic. Albo rdzeń centralny będzie miał swoje granice, albo określi granice swego rozszerzenia, a więc ustali prawdziwą listę kandydatów.

Powracamy do jedynej kwestii - kwestii woli. Czy Europejczycy chcą utworzyć ciało polityczne składające się z narodów i mogące stać się potęgą? Jeśli tego chcą, muszą zapomnieć o niepotrzebnych kłótniach w sprawie federalizmu i zaakceptować, że awangarda wytycza drogę wyposażając się w niezbędne instytucje....

Archiwum ABCNET 2002-2010